Rozdział LV
Dotyk uspokajał. A chłopak myślał sobie, że może nie będzie tak źle? Przecież przerabiał już gorsze próby. Może tak klęczeć przez parę godzin.
Odruchowo przysunął jednak twarz do niewielkiej dłoni, szukając wsparcia.
- Bardzo ładnie, właśnie tak — mówiła spokojnie, po czym nie zbyt mocno uderzyła palcatem w jego dłoń, nie przestając go głaskać — Bolało?
- Nie Pani — powiedział zgodnie z prawdą. Jego dłonie były tak pokaleczone, że trzeba było uderzyć o wiele mocniej, by cokolwiek poczuł.
- Taki ból będziesz odczuwał tylko na naszych sesjach treningowych. Nie będzie gorszego, wierzę, że mnie nie zawiedziesz — odetchnęła
- Dziękuje Pani. Postaram się — przyznał.
Czy ona mówiła prawdę? A może z niego dworowała? To nawet nie bolało...
- Wiem o tym — skinęła głową — Jesteś w stanie powiedzieć mi jakich głównych zasad wymagał od was poprzedni Pan.
Niewolnik zastanowił się przez chwilę.
- Całkowitego posłuszeństwa, niekwestionowania rozkazów, niezadawania pytań, klęczenia z głową przy podłodze, chyba że Pan powie inaczej — zaczął wymieniać - Oczywiście odpowiedniego okazywania szacunku, niepłakania i nieokazywania zbytnich emocji, Pani — skończył cały czas z rękami w górze.
- W większości się nie zgadzam. Zwłaszcza z wyrażaniem emocji. - powiedziała — Oczekuję, byś mówił, jak się czujesz.
- Dobrze Pani... Będę — obiecał, biorąc głęboki oddech. Powoli uspokajał się w jej towarzystwie.
Widział, że jest dobra. Czuł to...
- Cieszę się — uśmiechnęła się — Kolejna rzecz to jak już mówiłam, zadawanie pytań. To dla mnie ważne. Wolę byś pytał, niż bał się bez potrzeby.
- Dobrze Pani. Jakich pytań mam nie zadawać? - wolał zapytać, niż potem żałować.
- Nie ma takich pytań. - pokręciła głową — Chcę, byś pytał o wszystko. Nie będę cię karać za pytania.
- Dziękuję Pani — uśmiechnął się właściwe zadowolony — Już jestem spokojny.
- Cieszę się — pokiwała głową — A więc, jakie masz jakieś pytania?
- Co teraz ze mną będzie, Pani? - spytał, rozluźniając się pod dotykiem szczupłych palców.
- Zostaniesz pod moją opieką. Ty oraz inni niewolnicy — odpowiedziała spokojnie.
- Dziękuję Pani. Jak... będę mógł Pani służyć? -znów wróciła do niego niepewność.
Czy dobrze, że o to pytał?
- Zastanawiam się... - zamyśliła się — Ile masz lat?
Chłopak przygryzł wargę. Spojrzał na swoje palce i zaczął po kolei je uginać.
- Chyba... Siedemnaście Pani. - powiedział, po czym po chwili znów spojrzał nieufnie na dłonie — Osiemnaście. Przynajmniej tak sądzę — dodał po chwili.
- Jesteś młody. W zasadzie jesteś dzieckiem. Jednakże bardzo odważnym i uważam, że idealnie nadawałbyś się na przewodniczącego.
- Pani, ja... - zaciął się i skulił — Nie nadaję się do tego Pani. Proszę...
- Dlaczego tak sądzisz? - spytała z ciekawości.
- Inni niewolnicy... Nie widzą we mnie przywódcy Pani. Jestem na dole łańcucha...
- Co to oznacza? - zmarszczyła brwi.
Ten spuścił wzrok
- Ci na górze śpią w lepszym miejscu, dostają lepsze ubrania i jedzenie. Zabierają je tym na dole — zadrżał.
Nie wspomniał o gwałtach i znęcaniu, ale nie uważał, by to było konieczne.
- I...? - dopytała, widząc jego spłoszone spojrzenie — Co jeszcze?
- Pani, ja... - zaciął się.
- Tak...? Ty co? - zaczęła uspokajająco gładzić go po włosach.
- Jeszcze bicie i wykorzystywanie, ale to bardzo rzadko! - wręcz wyszeptał.
Ta zaprzestała głaskania go i spojrzała na niego uważanie. Wcześniej mogła uważać, że Cyryl, mimo że był okrutny, dobrze zajmował się swoimi niewolnikami. W końcu pieniądze, jakie posiadał, zdecydowanie mu na to pozwalały, jednak... Teraz wiedziała, że była w błędzie.
- Pani, to nie ich wina — powiedział piskliwie -Oni... nie czują się dobrze, to jedyny sposób, by przetrwać — wyjaśnił.
- To nie jest sposób na przetrwanie — zapewniła — Kto najczęściej jest krzywdzony?
- Młodsi, ale nie dzieci. Dorastający niewolnicy — powiedział bardzo cicho.
- Nigdy więcej nikt was nie dotknie — powiedziała pewnie.
- Pani... Oni nie są złymi ludźmi — zapewnił.
Nie chciał, by ci się na nim mścili.
- Wykorzystują was, odbierają jedzenia i krzywdzą. Czy to nie jest złe?
- Oni... Niektórych znam od małego, Pani. Nie byli tacy przed... Szkoleniem u Pana Cyryla -wyjąkał.
- Opowiedz mi więcej — poprosiła, jednak w jej głosie wybrzmiał wyraźny nakaz.
- Pan Cyryl... Robił nam różne rzeczy. Jestem, bardzo wdzięczy, że poświęcał nam swój cenny czas — zaznaczył od razu - Ale po tym.... ludzie się zmieniają. Potrzebują ukojenia. Zmieniają się w zwierzęta — zwiesił głowę — Choć oczywiście wiem, że nimi jesteśmy od początku Pani.
- Nie, nie jesteście. - pokręciła głową — To wasza natura. Trzeba wam w niej pomagać, się odnaleźć byście się nie pogubili. Jednak na pewno nie w sposób robienia z was zwierząt.
- Pani? Co z nimi teraz będzie? - spytał z lękiem.
- Chcę, abyś mi ich wskazał. Wszystkich tych, którzy skrzywdzili ciebie lub resztę, możesz to zrobić?
- Pani... - powiedział błagalnie — Oni naprawdę nie są źli, proszę.
- Mają namieszane w głowach przez twojego poprzedniego Pana i to zamierzam zmienić. Nie skrzywdzę ich.
- Tak Pani! - opadł na podłogę w pokłonie -Zrobię, co zechcesz!
- Tak więc chcę, byś mi ich wskazał. Również tych najsłabszych i najbardziej przerażonych. W tym tych chłopców, którzy na mój widok niemal wpadli w panikę.
- Dobrze Pani. Jeśli taka jest Pani wola...
- Dotychczas mieszkaliście wszyscy razem, zgadza się? - zapytała.
- Tak Pani. W baraku za posiadłością — pokiwał głową.
- Ta rezydencja jest wystarczająco duża, byście mieszkali na dolnych jej piętrach. Dostaniecie własne sale dostosowane do waszego wieku. Zadbam, by nie było tam zbyt gorąco ani zbyt zimno i byście mieli stały dostęp do wody.
- Dziękujemy Pani. To aż nazbyt łaskawe -powiedział, prawie się krztusząc.
Nigdy by nie pomyślał, że zazna takiej dobroci.
- Każdy będzie miał salę, za którą odpowiedzialny będzie jeden niewolnik. Chcę, byś to ty zajął się najmłodszymi dziećmi. Myślę, że mnie nie zawiedziesz.
- Dobrze Pani. Postaram się — pokiwał głową, choć wiedział już teraz, że nie da rady — Pani... czy będę chłostany zamiast nich...? - zapytał ledwie słyszalnie.
- Nie, skądże ten pomysł? - zapytała, unosząc brew w niezrozumieniu.
- Gdy Pan Cyryl mówił, że ktoś ma być za kogoś odpowiedzialny, to ta osoba przyjmowała wszystkie jego kary.
- Nie, w moim rozumowaniu osoba odpowiedzialna ma być wsparciem i pomocą dla innych, którzy jej potrzebują.
- Dobrze Pani. Zrobię co w mojej mocy. - pokłonił się.
- Możesz mi ich przyprowadzić. Wszystkich najmłodszych, tych, którzy potrzebują najwięcej wsparcia. Powiem im, że zaczniesz sprawować nad nimi opiekę.
- Dobrze, Pani — zaczął wycofywać się na kolanach w stronę drzwi.
- Przyprowadź ich tutaj już teraz, jeśli możesz — uśmiechnęła się ciepło.
***
Nicholas leżał w łożu, gładząc Kai'a po włosach. O niego opierał się Eliot, dotykając jego klatki piersiowej.
- Panie? - zapytał cicho blondyn — Kiedy wracamy do naszej posiadłości?
- Cóż... Prawdopodobnie w ciągu kilku dni — powiedział Nicholas nieco zamyślony.
- Kogo w końcu zabierasz ze sobą, Panie? - zapytał tym razem Eliot, masując jego kark.
- Danzela i tego blondynka. Obiecałem mu to -westchnął, rozluźniając się — Chodź teraz z Migą nie miałby chyba aż tak źle — uśmiechnął się.
- Słowo Pana to słowo Pana — przyznał Eliot z uśmiechem — Nawet jeśli z Panią miałby dobrze, z tobą będzie o niebo lepiej.
- Prawda, dlatego też jedzie z nami — zaczął mruczeć cicho — Uwielbiam twoje dłonie...
- Tylko dłonie? - uniósł brew.
- Wszystko twoje — westchnął i zdjął koszulę, kładąc się na pościeli — Mam ochotę na masaż.
- Mam jakoś pomóc, Panie? - Kai również się przysunął, patrząc na Eliota, który zaczął masować jego skórę, uważając na wciąż zranione plecy.
- Wymasujesz mi stopy. - odparł, zerkając na blondynka i rozluźniając się pod naciskiem silnych dłoni.
- Tak, Panie — młodszy niewolnik od razu zsunął się z łóżka, niemal z boską czcią dotykając jego stóp.
- Dziękuję — powiedział do obydwu — Ostatnio odczułem wiele stresu. Przyjemnie się tak rozluźnić.
- Jest ci przyjemnie, Panie? - zapytał Eliot, całując jego skórę.
-Tak... - powiedział z zadowoleniem. Prawie zasypiał.
- Śpij — powiedział jeszcze ciemnowłosy, oddychając spokojnie
- Nie powinienem teraz zasypiać — powiedział mężczyzna sennym głosem.
Było mu tak ciepło i przyjemnie...
- Może ty nie, ale twoje ciało ma inne zdanie — przyznał kojąco.
- Bardzo możliwe... - Nicholas widocznie odpływał. W końcu jego oddech uspokoił się
- Wspaniale — Eliot uśmiechnął się lekko — Może i ty się prześpisz — spojrzał na Kai'a.
- A położysz się z nami? - jasnowłosy posłał mu błagalne spojrzenie.
- Oczywiście, przecież was nie zostawię — zaśmiał się cicho.
Kai ułożył się więc wygodnie przy Panu. Uśmiechnął się, nie mogąc wyobrazić sobie większego szczęścia i radości niż ta, jaką właśnie odczuwał.
- Śpij dobrze — Starszy ucałował go w czoło.
___________________________
Heeeejka! ❤️
Jak tam mija wam niedziela? Ja się wyspałam, także jestem względnie zadowolona, kto tam ma z was już ferie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top