Rozdział III
- Usiądź tutaj — powiedział Kai, wskazując na kamienną ławkę przyłączoną do gładkiej ściany, po czym samemu na chwilę wyszedł z pomieszczenia.
Eliot zasiadł na niej, opierając się o ścianę, rozglądając się lekko przytłoczony. Niecałą godzinę temu miał umrzeć, a teraz czekała go kąpiel. W dodatku w cieplej wodzie. Świat powariował...
Po kilku minutach chłopak wrócił do pomieszczenia ze srebrną misą i płótnami oraz kilkoma innymi rzeczami, których nazw niedane mu było poznać wcześniej.
- Napij się tego — wskazał na misę. Zauważył, iż niemal po brzegi wypełniona jest ciemno-czerwonym trunkiem. - Wprawdzie to wino do obmycia ci ran, ale sprawi również, że nie będziesz odczuwał bólu tak bardzo — samemu przechylił misę do ust, zaczynając pić.
- Twój Pan wie, że zamierzasz zużyć na mnie wino? - spytał, upijając parę łyków. Nigdy nie doświadczył troski, dlatego było to dla niego zaskakujące i niezrozumiałe mu uczucie.
- Kazał mi cię doprowadzić do porządku. Za pomocą alkoholu zdezynfekujemy rany. Zresztą — uśmiechnął się lekko — Nie raz wkradamy się do jego piwniczki z trunkami, ma ich tak wiele, że nie zauważa, jak ich ubywa.
- Złapał was na tym kiedyś? - zaśmiał się, po czym zasyczał na uczucie dotyku na swoich plecach. Bolało, a nie widział powodu, by się tu hamować.
- Kilka razy, dawno temu. Ale nie mnie — powiedział, po czym przekrzywił głowę, przyglądając się jego ranom.
- Wiele razy dostawałeś, prawda?
Jego plecy i rozłożyste barki pokryte były bliznami o różnej grubości, długości i wielkości niemal na całych plecach. Jedne były bardziej widoczne i wypukłe, inne mniej. Jednak przez obecne rany ciężko było mu cokolwiek określić.
- Tak. Niestety mój poprzedni Pan nie należał do łaskawych i nader często stwierdzał, iż chce doprowadzać silniejszych od siebie do płaczu i skrajnego cierpienia — skrzywił się. - Często dostajecie tu batem?
- To zależy. Pan często nas karze, ale zazwyczaj robi to w sposób, by nie pozostawić trwałych blizn. W końcu zmniejszają one cenę niewolnika podczas ewentualnej sprzedaży. Głównie mówię o młodszych. Nie martwi się więc o ślady na plecach swoich ulubieńców, których nie planuje sprzedać. Mimo to nie przepada za bliznami i stara się karać nas tak, by ich nie zostawiać. Więc tak, zdarza się, że batem dostajemy tu nawet codziennie. Ale zasłużenie.
- A ty? Należysz do ulubieńców? - rozluźnił się, gdy ten przemywał mu rany alkoholem. Po pierwszym kontakcie nie bolało już tak bardzo. A może to on przyzwyczaił się do tego wstrzymywania takiego bólu?
Zastanawiał się cały czas, po co tu jest? Został kupiony dla kaprysu, czy jego Pan ma na niego jakiś plan?
- Pan na wszelkie wyjścia zabiera mnie zawsze ze sobą. Pozwala mi też siebie zadowalać. Ale nie mi to oceniać. - powiedział — Wasz pan... Czemu skazał cię na coś takiego? Byłeś nieposłuszny?
- W skrzydle jego komnat rozgorzał pożar. Obwinił o to wszystkich niewolników, którzy akurat tam byli i wszystkich skazał na śmierć. Podobno czyhaliśmy na jego życie — prychnął cicho — Choć przyznaję, że z chęcią przebiłbym mu serce nożem.
- Nie zrobiliście tego... - pokręcił głową powoli — A on was oskarżył i sprawił, że większość z was strasznie cierpiała mimo bycia niewinnymi. Był złym i niegodziwym Panem. Nasz jest dobrym...
- Czy jakiegokolwiek Pana można nazwać dobrym? - spytał właściwe retorycznie. Nie poznał do tej pory żadnego, który zasłużyłby na szacunek. I z pewnością nie spotka.
- Nasz Pan jest sprawiedliwy. Karze nasz często, jednak musi to robić, gdy na to zasługujemy. A my musimy być wdzięczni. Daje nam ciepły dom i jedzenie....
- Jesteś niewolnikiem od dziecka? - spytał ciemnowłosy, domyślając się, że tak właśnie jest. Chociaż w pewnym sensie miał on racje. Tu wydawało się być o wiele lepiej niż w jego starym domu. Nie... Nie mógł nazwać tego domem. Jego stracił już dawno temu.
- Tak, ale do Pana trafiłem mięjąc czternaście wiosen — odparł i westchnął.
- Jesteś tu szczęśliwy? - zadał kolejne pytanie Eliot, chcąc dowiedzieć się trochę o swoim nowym koledze.
- Tak — skinął głową, kończąc przecieranie jego pleców z krwi — To będzie do zszycia. Ale ja się tym nie zajmę, zrobią to później inni niewolnicy.
- Nie trzeba zszywać. Nigdy nie szyliśmy ran i jeszcze żyję — odetchnął i lekko poruszył ramionami. Czuł, jak powstają na nich zrosty od krwi.
- Widać, twoje plecy nie są w dobrym stanie — pokiwał głową, po czym podniósł się — Teraz kąpiel, wejdź do wody.
Starszy niepewnie wszedł do bali z wodą. Było mu tak... ciepło i dobrze. Nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- O Zeusie. Jakie to przyjemne — przymknął oczy, starając się ignorować ból pleców po zetknięciu z wodą.
- Prawda? - uśmiechnął się Kai i samemu się rozebrał. Coś takiego jak wstyd w tym miejscu nie istniało. Zwłaszcza że byli niewolnikami.
Wszedł za nim do wody i stanął w niej, biorąc w dłonie szmatki namoczone w wodzie i zaczął przemywać nimi ramiona i plecy ciemnowłosego.
Sporo pyłu i brudu spłynęło z jego ramion. Wbrew pozorom miał nieco jaśniejszą skórę.
Eliot w tym czasie przyjrzał się dokładniej swojemu koledze. Miał ładne, szczupłe, słabo umięśnione ciało, widać jednak było na nim ślady trzcinki i bata. Nie były to jednak ślady tak widoczne jak u niego. Do tego na pośladku miał symbol niewolnika seksualnego.
- Oh. - Powiedział, dotykając jego ramienia — Ile miałeś lat gdy o tym decydowano? - wskazał na wypalony znaczek.
- Niewiele — odparł i odetchnął głęboko — Dziesięć? Może mniej? Sam już nie pamiętam. Było to jednak przed tym, niż trafiłem tutaj — przyznał.
- Współczuję — odwrócił się do niego i westchnął. Polubił chłopaka, który mu pomagał, choć wcale nie musiał. Mógł w końcu tylko wypełnić rozkaz Pana.
- Znosisz to jakoś?
- Tak, tylko Pan ma prawo mnie dotykać. Żaden inny niewolnik nie może mnie tknąć. To jedna z zasad. Należymy do niego i tylko on robi z nami, co chce. U mojego poprzedniego pana... Jako, ten słabszy byłem każdego, kto chciał mnie posiąść. Nie potrafiłem się bronić. - powiedział, spuszczając wzrok, a w jego głosie zabrzmiała nutka goryczy.
- Rozumiem. Czyli życie tu jest dla ciebie dobre? - spytał niepewnie.
Czy chłopakowi się tu podobało? Chociaż... Jakie to miało znaczenie. Ich zdanie znaczyło tyle samo, co konia o kolorze ścian w stajni, lub psa w budzie.
- Może i ja znajdę tu coś w rodzaju domu — wymruczał, przemywając twarz wodą. Dopiero teraz dostrzegł jak brudna była.
Blondyn uśmiechnął się lekko — Myślę, że na pewno będzie tu lepiej niż u twojego poprzedniego właściciela.
- Mam nadzieję — również odpowiedział uśmiechem pełnym dobrych uczuć. Dawno nie uśmiechał się... Szczerze.
- Trzeba przyciąć ci włosy — stwierdził Kai, dotykając jego przydługich, czarnych, mokrych już teraz kosmyków.
- Pan nie lubi długowłosych? - przeczesał włosy dłonią. Przypominały mu o domu. Nigdy nie były ścinane.
- Lubi, ale najbardziej lubi gdy jego niewolnik jest zadbany i pachnący. A ty... Nieco od tego odbiegasz — zaśmiał się cicho.
- Chcesz obciąć je... teraz? - spytał, zaczynając rozplątywać warkocz. Sięgały mu do pasa gdy były rozpuszczone.
- Jesteś do nich przywiązany... Prawda? - zapytał, spoglądając na niego i uśmiechnął się lekko.
- Tak. Przypominają mi o rodzinie. W mojej wiosce tradycyjnie nie ścinało się nigdy włosów. - westchnął. - Im były dłuższe, tym o większym męstwie i sile to świadczyło. Nasze kobiety uważały to za bardzo atrakcyjne. - zaczął przeczesywać je palcami. - Oczywiście, w tych warunkach nie jest to możliwe, ale i tak unikam jak ognia ścinania ich. Dotykania przez innych z resztą też.
- Nie zetniemy ich całych jeśli tak bardzo tego nie chcesz. - powiedział, przyglądając im się uważnie — Mogą być nieco dłuższe od moich.
Eliot poczuł ukłucie w klatce piersiowej na słowa drugiego niewolnika. Bowiem jego włosy, ledwie muskały złocistymi końcówkami jego ramiona.
Zacisnął jednak wargi.
- W porządku. Rób, co musisz — posłał mu słaby uśmiech. W końcu od żadnego z nich nie zależało to jak będzie wyglądać. To była tylko wola Pana. Oni nie mieli nic do powiedzenia.
- Najpierw musimy ci je umyć, bo mam wrażenie, że wody to one nie widziały bardzo długo — zaśmiał się radośnie i sięgnął po porcelanowy dzban.
- Nie potrafię liczyć, ale na pewno minęło wiele wschodów i zachodów, nim ostatnio je myłem — przyznał, pochylając głowę i pozwalając je sobie namoczyć. Gdy cały brud został z nich zmyty, uwydatnił się piękny kolor ciemnego, intensywnego brązu.
- Widać — powiedział jedynie krótko jasnowłosy niewolnik, po czym pomógł mu je dokładnie wypłukać, używając przy okazji innych nigdy przedtem niewidzianych przez niego płynów i olejków.
Po kilkunastu minutach wyszli z wody, gdzie Kai stanął naprzeciw drugiego chłopaka, przekrzywiając głowę — No — powiedział z podziwem — Pan będzie zadowolony.
- Jednak, bycie czystym jest przyjemniejsze — Stwierdził starszy i wyczesał włosy do przodu. Ładnie pachną.
- Taki był cel — Blondyn odwrócił się, sięgając po ostry nożyk. Eliot na ten widok zagryzł wargi.
- Zrobisz to szybko? Chcę mieć to już za sobą. - poprosił.
- Oczywiście. Usiądź — wskazał ponownie na ławę — Pocieszy cię to, jak powiem, iż ta czynność nie będzie bolała ani trochę?
- Już chyba wolę ból fizyczny od tego — zamknął oczy i odetchnął głęboko.
"Przepraszam, że się na to zgadzam, ojcze".
____________________________
Witajcie kochani!
Oto kolejny rozdzialik, dziękujemy za miłe komentarze od was i zwracanie uwagi na błędy. Bardzo nam to pomaga. ^^
Trzymajcie się zdrowo w tych niezafajnych czasach ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top