Rozdział XXXIII
Z samego rana zeszli na dół by coś zjeść.
Ponownie usiedli przy stole, co jakiś czas zerkając na mężczyznę. Nicholas nie zamierzał ulegać jednak niczyim wpływom i kompletnie ignorując spojrzenia obcych Panów zajadał się serami i owocami karmiąc również swoich niewolników.
- Zostało jeszcze dwa księżyce drogi. Miejmy nadzieję, że przebiegną one w spokoju. - powiedział, po czym spojrzał na Eliota - Konie są gotowe?
- Tak, Panie. Dopilnowałem by wypoczęły, ale... niepokoi mnie fakt, że jeden z koni był podkuty a jak dziś go sprawdziłem na nie wszystkich podków.
Nicholas zmarszczył brwi.
- Co? - spojrzał na niego nie będąc pewnym czy aby na pewno dobrze usłyszał
- Obawiam się, że ktoś w nocy ukradł podkowy Sero - powiedział ściszając głos
Nicholas przymknął oczy - Kto miał pilnować koni?
- Nie wystawiono straży... Strażnicy sądzili, że będą bezpieczne w stajni.
- Idioci - syknął - Kazałem ich pilnować, na Boga!
Eliot spuścił głowę, niezbyt pewny co ma zrobić.
- Może jechać dalej bez podków. Jednak pomyślałem, że muszę Pana poinformować.
- Bardzo dobrze, zakładam, że oni nawet by nie dostrzegli różnicy. Droga jest długa... Nie potrzeba go potkuć?
- Szczerze mówiąc nie mamy tu odpowiednich narzędzi, a czasem lepiej zostawić konia niepodkutego niż podkuć go źle.
- Słusznie - skinął głową - No nic, ruszajmy. - wstał i ruszył w stronę drzwi
- Już, Panie - Eliot posłał mu uśmiech i wstał od stołu.
Spojrzał na matkę z małym dzieckiem żebrzącą przed karczmą, po czym na niedojedzoną niewielką ucztę pozostałą na stole.
- Panie - zatrzymał go niepewnie.
Nicholas od razu się odwrócił, po czym uśmiechnął się i skinął głową ruszając przed siebie.
Eliot z uśmiechem szybko zawinął jedzenie i położył je przed kobietą.
- Proszę. To od Sir Nicholas'a - uśmiechnął się do niej gładząc po głowie małą dziewczynkę na kolanach matki.
- Dziękuję, Panie - powiedziała ta wdzięcznie a Kai uśmiechnął się jedynie patrzeć na swojego przyjaciela.
- Dobrze postąpiłeś - powiedział z uznaniem.
- Zwykły ludzki odruch - wzruszył ramionami - A może kiedyś ta mała stanie na czele buntu, będzie miała zabić naszego Pana, po czym przypomni sobie o jego dobroci i go oszczędzi? Kto wie...
- Kto wie... - uśmiechnął się Kai i przytulił do niego - Znów musimy... Jechać na tym wielkim zwierzęciu?
- Obawiam się, że tak... Ale ostatnio Ci się podobało, prawda?
- Potem tak, wsiadanie i pierwsze wrażenie jest najgorsze - wyszeptał
- Prawda. Ale przywykniesz - pomógł mu wejść na zwierzaka.
Chłopak syknął cicho na ból gdy się wyprostował i złapał znów siodła
- Ah, No tak. Po chłoście jest mniej przyjemnie - wsiadł za nim.
- Mogło być gorzej - uśmiechnął się lekko do niego.
Po jakimś czasie ruszyli drogą kontynuując podróż.
***
Po kilku godzinach zrobili postój na leśnej polanie w celu napojenia koni i najedzenia się. W czasie gdy Eliot wstał by zająć się wierzchowcami Pan zawołał do siebie jasnowłosego niewolnika.
- Kai? Podejdź tu do mnie.
Chłopak pokuśtykał do swojego Pana. Wszystko go bolało po wielogodzinnej jeździe i nie tylko po niej. Nie wiedział nawet, że miał takie mięśnie.
- Widzę, że nie muszę pytać, jak Ci się jechało - przyznał przyglądając mu się.
- Raczej nie, Panie -zarumienił się.
Nie chciał by Pan pomyślał, że jest niewdzięczny.
- Jeśli pójdzie dobrze jutro, przed nadejściem nocy powinniśmy dotrzeć na miejsce - powiedział w zamyśleniu - Jestem ciekaw czy faktycznie uda nam się zwrócić chłopca rodzinie.
- Jeśli jeszcze żyją nie powinno być to problemem, Panie.
- Miejmy nadzieję, że tak jest - powiedział, po czym usiadł na miękkiej trawie. - Chodź tutaj
Chłopak podczołgał się do swojego Pana, czekając na rozkazy. Ten jedynie przysunął go kładąc głowę Kai'a na swoich udach i zaczął gładzić jego włosy. To naprawdę go relaksowało i sprawiało, że łatwiej było mu myśleć.
Blondyn nie rozluźnił do końca karku, nie chcąc obciążać nóg swojego Pana. Co prawda nie było to najwygodniejsze, ale bliskość Pana mu to rekompensowała.
Ten gładził go ze spokojem patrząc na Eliota, który czule głaskał jednego z koni. Zdecydowanie dbał o nie dużo lepiej niż nie jeden jego stajenny...
Następna noc minęła im w spokoju bez nieporządanych wydarzeń dlatego następnego dnia wyruszyli jeszcze wcześniej by tylko dotrzeć do rezydencji przed zmierzchem co o dziwo im się udało.
Pochodnie dobiegające z budynku widoczne były już z daleka i chodź posiadłość była dużo mniejsza niż jego codzienna ta również była sporych rozmiarów. Przed samymi jej drzwiami od razu powitał ich czarnowłosy niewolnik kłaniając się nisko.
- Mam nadzieję, że wszystko jest gotowe? - zapytał Nicholas, nie zwracając na niego zbyt wielkiej uwagi
- Oczywiście, Panie - odpowiedział ten z wyraźną ekscytacją w głosie.
Dawno nie widział swojego Pana, a jednak on i ich naczelnik się od siebie różnili.
- Gdzie jest Cyryl - zapytał, rzucając okiem na korytarz posiadłości. Wyglądał schludnie. Wszystko na swoim miejscu. Tak jak mu odpowiadało
- Pana kuzyn..? - spytał niewolnik z lekkim strachem na samą myśl o ich opiekunie i tresurze.
- Zgadza się - skinął głową
- Dopilnowywał by wszystko było gotowe, Panie. Drugi niewolnik już po Pana poszedł, Panie - chłopak był wyraźnie spięty i mówił tak, jak nakazywała etykieta.
- Moja Komnata jest gotowa? Padam z nóg - powiedział.
- Tak, Panie. Wysprzątana w najwyższym standardzie - odpowiedział ten nadal spięty. - Baraki dla niewolników też są przygotowane panie - dodał uniżenie na co ten zaprzeczył.
- Chcę mieć ich przy sobie. Zwłaszcza dwójkę z nich - powiedział zerkając na Kai'a i Eliot'a.
- O-oczywiście, Panie. Obawiam się jednak, że blisko najlepszego apartamentu nie ma miejsca odpowiedniego dla niewolników. Czy życzy Pan sobie żebyśmy wstawili koce na podłodze przed Pana pokojem? A może w pokoju obok?
- Nie, z tego co pamiętam moja alkowa jest duża - odparł
- Oczywiście, Panie - przyznał niewolnik - Co więc życzy Pan sobie byśmy zrobili? - opadł czołem na podłogę.
Już wiedział że mu się dostanie. Był niedobrym psem. Nie wiedział czego potrzebuje jego Pan...
- W pierwszej kolejności chciałbym by Cyryl był łaskaw ze mną pomówić. Następnie przygotujcie łaźnie. Potrzebuję gorącej kąpieli
- Dobrze, Panie. Mam odejść? - spytał jeszcze niepewnie.
- Tak - machnął dłonią patrząc jak ten wycofuje się na klęczkach - Jeszcze dobrze nie wszedłem a już jestem zirytowany - wymruczał pod nosem
- Co się stało Panie? - spytał Eliot, idąc trochę za nim.
Był ciekawy...
- Wiedziałem iż mój kuzyn jest... Człowiekiem niezwykle nie w moim guście, jednakże takiego braku szacunku z jakim spotykam się z jego strony sobie nie wyobrażam - przyznał
- Okazał Panu brak szacunku? - brunet spytał zdziwiony.
- Dobrze wiedział o moim przyjeździe, jednak nie raczył nawet wynurzyć głowy z Komnaty. Za pewne zabawia się z jakimś niewolnikiem. To do niego podobne.
- Rozumiem, Panie. Czy jeśli Pana kuzyn będzie chciał... ze mną współżyć, mam iść?
Mężczyzna spojrzał na niego chłodno.
- Jesteś mój, nikt inny cię nie dotknie. Nigdy...
Ten uśmiechnął się zadowolony.
- Oczywiście, Panie. Przyda się Panu dziś masaż... Pozwoli mi Pan się rozluźnić w łaźni?
- To zaiste dobry pomysł - skinął głową - Dopilnuj by zajęto się końmi. Ty chodź ze mną Kai.
- Oczywiście, Sir - chłopak skinął głową, po czym ruszył do stajni.
W tym czasie na końcu korytarza pojawił się szczupły, czarnowłosy mężczyzna z przydługimi zaczesanyki na boki włosami i lekkim zarostem. Jego szczęka była mocno zarysowana a uniesione brwi i pewne spojrzenie dodawały wyrazu jego twarzy. Ubrany był szykowanie. W tunikę sięgającą przed kolana. Na niej owinięty został czerwonym jedwabną szatą. Był umięśniony, jednak daleko było mu do takich mięśni jakie posiadał Eliot. Był budowy podobnej do ich Pana. W dłoni trzymał kielich z którego popijał jakiś trunek.
- Nicholas'ie! - wykrzyknął radośnie, upijając kolejny łyk, po czym rozłożył ręce chcąc go objąć.
- Kuzynie - Pan niechętnie przytulił swojego członka rodziny - Jestem zmęczony, zaprowadzisz mnie proszę do łaźni? Podróż była długa.
- Ah, jakże mogłem zapomnieć. Najpierw kąpiel, potem rozmowa - uśmiechnął się przenosząc wzrok na Kai'a, który stał ze spuszczonym wzrokiem.
Uśmiechnął się drapieżnie. Był niczego sobie, w jego typie i urodzie jaką lubił.
- Niewolnicy przeznaczeni do łaźni już w niej czekają. Pozwolisz więc, że zajmę się tą owieczką...
- Kai to jeden z moich niewolników o dużych umiejętnościach. Nie kłopocz się wzywając innych - mruknął.
- Oh, kuzynie. Przecież wiesz, że niewolnik powinien mieć jedno zadanie i się w nim szkolić. To za głupiutkie stworzenia...
Podszedł do blondyna i postukał palcem w jego czoło z kpiącym uśmiechem.
Blondyn ani drgnął w przeciwieństwie do Nicholas'a który spojrzał chłodno na mężczyznę
- Waż słowa. - powiedział jedynie, po czym ruszył przed siebie - Kazałem jednemu z tutejszych niewolników przygotować moją alkowę. Liczę, że wypełnił rozkaz.
- Jestem przekonany, że tak jest. Jedenaście jest dobrym niewolnikiem, choć miewa problemy z inteligencją. Jednak czego można wymagać od tych zwierzątek? Ale wracając. Łaźnia. Chodź, kuzynie -ruszył.
- Jedenaście? - zmarszczył brwi, szybko jednak przypomniał sobie, że Cyryl preferował nazywanie niewolników numerami a nie imionami.
Skrzywił się. Osobiście nie lubił tego sposobu.
- Tak, ładny mu przypadł numerek, nieprawdaż?
- Od czego on zależy? - zapytał.
Nie kierowała nim ciekawość. Szczególnie go to nawet nie obchodziło, jednak chciał by mężczyzna zaczął mówić, tym samym jemu oszczędzając strzępienia języka.
- Od tego w jakiej kolejności ich kupiłeś. On był oczywiście jedenasty, stąd taki numer. Właściwie to jeden ze starszych niewolników w tym domu. Jak sam wiesz.
- Nie trudno było by Ci wołać jego numer gdyby niewolnik miał na przykład 38? - zapytał.
- Nie stanowi to problemu. A zauważyłem, że bardzo dobrze raagują na pozbawienie ludzkich imion. Są bardziej posłuszni. Z resztą, zdarzają się tacy którzy nie posiadają numerów a imiona.
- Jeszcze tego nie testowałem - przyznał szczerze, po czym wszedł do łaźni a wraz za nim podążył Kai.
- Spróbuj. Twoi niewolnicy napewno na tym zyskają. - pstryknął palcami a czwórka niewolników stojąca wcześniej przy ścianie rzuciła się przed nimi na kolna - To niewolnicy kąpielowi. Jestem pewien, że ich usługi Cię zadowolą. A w tym czasie może zabiorę twoją owieczkę do bali dla niewolników i trochę go obmyje?
- Kai się mną zajmie - odparł ponownie, po czym wszedł do pomieszczenia.
- Jak wolisz, kuzynie - odpowiedział Cyryl krzywiąc się - Więc zostawiam Cię. Przed drzwiami stoi niewolnik na posyłki. W razie czego zawołaj numer 56.
- 56... - powtórzył powoli - Nie sądziłem iż masz ich tak wielu.
- Pamiętaj kuzynie, że część z nich szkolę, po czym sprzedaję. Po mojej szkole to jedni z najlepszych niewolników.
- Ah, wciąż zajmujesz się tresurą? Uniósł brew zdziwiony. Cyryl znany był z tego iż szybko się nudził. Czyżby w tym przypadku było inaczej?
- Tak. To zajęcie definitywnie jest czymś do czego zostałem stworzony. Niektórzy uwielbiają pracować z końmi ja mam te zwierzaczki - uśmiechnął się cierpko.
- Z pewnością są szczęśliwe - wymruczał sarkastycznie, po czym nie czekając na odpowiedź zamknął drzwi do zaparowanego pomieszczenia tuż przed nosem mężczyzny, po czym spojrzał na niewolników.
Nie rozumiał po co mu ich aż siedmiu. Jemu wystarczył Kai.
___________________________
Hej hej!
Dziś wreszcie wracam do domku i naprawdę mnie to cieszy. Aczkolwiek pewnie znów po zmianie czasu będę spać do 16:00 XD
Miłego i pełnego miłośni dnia wam życzę ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top