Rozdział XXX
Następnego ranka obudził się wciąż miejąc przy sobie dwójkę niewolników. Kai wyglądał tak niewinnie i uroczo miejąc lekko otwarte usta trzymając głowę na jego klatce piersiowej. Dopiero po kilku sekundach zamlaskał i otowrzył powoli oczy widząc, że jego Pan wpatruje się w niego przez cały czas. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę w jakiej pozycji na nim leży i jak niedopuszczalna ona była
Podniósł się więc szybko, padając na twarz przed swoim Panem
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Nie chciałem Cię skalać Panie - wyszeptał.
- Spokojnie - odparł z westchnieniem - Nie zrobiłeś nic złego. - powiedział unosząc jego podbródek
-J-ja... leżałem na Panu. - zaznaczył patrząc na niego sarnimi oczami. Prawie płakał z poczucia winy.
- I było to bardzo przyjemne - przejechał palcami po jego gładkim policzku - Wróć do tej pozycji.
Ten błyskawicznie wtulił się do ręki jak szczeniak, po czym wykonał polecenie, wtulając się znowu. Obok ucha Pana odezwał się ciepły głos Eliota
-Dzień dobry, Panie. Ma Pan ochotę na poranne czułości? - uśmiechnął się
- Pytasz czy stwierdzasz? - zapytał, unosząc brew i zaczynając gładzić po włosach blondyna.
- Poniekąd obydwa - brunet dotknął swojego Pana po biodrze i brzuchu. Tak... było im dobrze we trójkę.
- Po wczorajszej nocy najchętniej bym nie wstawał - odparł z westchnieniem - Jednak trzeba ruszać. Przed nami jeszcze conajmniej 2 księżyce drogi
- Prawda Panie. Czy... mamy zakopać zwłoki? - spytał Eliot? niechętnie wracając do tamtych chwil.
- Niech straż się tym zajmie. Może to pójdzie im lepiej niż chronienie mojego życia - powiedział kpiąco
- Oczywiście, Panie. Ale... oni się starali - przyznał Eliot wstając by przekazać rozkazy Pana.
- Cóż mi z ich starań skoro z pośród ich piątki ty jeden obaliłeś połowę napastników? - powiedział za nim po czym wrócił do głaskania głowy Kai'a. Relaksowalo go to
- Nie wiem... Panie - wyszedł z namiotu, a za nim pobiegł Sildar zostawiajac ich samych.
- Panie... Jak się czujesz - spytał blondyn, przymilając się do pieszczącej go dłoni
- Teraz jest dobrze. Cały stres ze mnie już zszedł. Niedługo trzeba ruszać - odetchnął
- Tak, Panie. - Kai nie wstawał już ze swojego Pana przytulając się do niego jak wierny pies i czekając na polecenie odsunięcia się
- A ty, jak spałeś? - zapytał troskliwie.
Wciąż miał przed oczami prośby i błagania chłopaka o pozostawienie go przy życiu i za każdym razem czuł wzruszenie
- Gdyby nie fakt, że cały czas nie mogłem zasnąć to byłoby idealnie. Pewnie w innych warunkach to byłaby najlepsza noc w moim życiu - Powiedział szczerze młodszy. Czuwał w nocy martwiąc się o swojego Pana
- Najlepsza noc w życiu mimo napadu zbójców? - uniósł brew, znów zaczynając rysować opuszkiem palca kółka na jego ramieniu.
- Właśnie gdyby nie to, byłoby idealnie. Przez nich cały czas bałem się o Pana życie i nie mogłem do końca rozluźnić.
- przymknął oczka łasząc się do dłoni.
- Ah - skinął głową - Nie musiałeś nade mną czuwać. Przed moim namiotem trzymana była warta...
- Wcześniej niby też była... a jednak i tak zaatakowali - wyskomlał niewolnik. Na jego twarzy można było zauważyć wręcz boską błogość.
- Masz rację - zgodził się z nim Pan - Jednak dziś czeka nas długa podróż
- Szybko Panu minie. Na szczęście nie zabrali nam Pana konia -uśmiechnął się.
To byłoby nie do pomyślenia by Pan szedł piechotą tak jak niewolnicy.
- Potrafisz jeździć konno? - zapytał powoli.
Chłopak podsunął mu jeden pomysł. Czas ich podróży zdecydowanie się im skróci jeśli i oni będą jechać konno. Z jednej strony uznał to za głupie. Przecież to byłaby wyraźna zniewaga względem innych panów.
Niewolnik na koniu. Zwierzę na zwierzęciu. Jednak... Czy już dawno temu wyparł ich zdanie ze swojego rozumu?
- Nie, Panie - odpowiedział zgodnie z prawdą. Nigdy go tego nie uczono, nie było takiej potrzeby.
Mężczyzna zamyślił się przez chwilę
- Więc będziesz jechał wraz z Eliot'em - zdecydował
-Ale, Panie... j-ja na koniu? - uniósł głowę, patrząc na niego z przestrachem.
- Myślę, że nie był byś w stanie biec za nim - stwierdził z rozbawieniem
- Jeśli Pan rozkaże to mogę spróbować - przełknął ślinę
- Nie dałbyś rady. Nie tylko ja miałem ciężką noc - odparł, po czym przejechał dłonią po jego policzku - Wcześniej... Nie doceniłem cię
- Panie, dajesz mi wszystko czego tylko mogę zapragnąć - zaprotestował chłopak.
Ta czułość ze strony Pana była dla niego nieco dziwna. Taka... Niespotykana.
- Być może, ale wcześniej nie dostrzegałem wielu rzeczy. Teraz je widzę - powiedział, po czym uniósł się do siadu
Niewolnik od razu opadł obok niego na kolana
- Ubrać Cię, Panie? - spytał błyskawicznie
- Tak - skinął głową, przeciągając się
Z czcią niewolnik nałożył na swojego Pana świerzą szatę, po czym znów klęknął.
Nicholas na to jedynie się uśmiechnął przeczesując jego grzywkę
- Przygotuj jedzenie na polanie. Chcę zjeść w waszym towarzystwie
- Dziękuję, Panie - uśmiechnął się radośnie i wstał idąc przygotować jedzenie. Po tym przygotował koc na którym mógł usiąść Pan.
Zaczął układać tam układać pożywienie w dużej ilości. Nigdy nie czerpali na jego brak. Po chwili przyszedł ich Pan i usiadł obok. Pogładził Kai'a po policzku
- Pięknie - Powiedział zadowolony.
Wziął do ręki winogrono i włożył w usta niewolnika. Kai otworzył szerzej oczy. Pan nigdy wcześniej go nie karmił
Ten wyszedł z założenia, że powinien zacząć traktować go jak ulubionego psiaka. A pieski przecież czasem się karmi. Jedną dłonią sam jadł, a drugą pakował jedzenie w usta niewolnika
- Smakuje ci? - zapytał widząc jak ten z prędkością światła połyka jedzenie nawet go nie gryząc
- To najlepsze pożywienie jakie kiedykolwiek miałem w ustach - w oczach Kai'a znów pojawiły się łzy radości
- W takim razie postaraj się nim nie zadławić. - zaśmiał się cicho
- Panie. Wszystko gotowe do drogi - obok niego na kolana opadł Eliot
- Jak się czuje ten mały? - zapytał Nicholas, jedząc spokojnie, co jakiś czas karmiąc swoich niewolników
- W porządku. Już się uspokoił. Ale pierwszy raz zabił człowieka, więc pewnie będzie trochę roztrzęsiony przez pewien czas - przyznał Eliot
- Możesz go przyprowadzić. - powiedział upijając łyk wina
- Oczywiście.
Po chwili przed Panem siedział już chłopiec.
- Sildar - Nicholas spojrzał na niego przyglądając mu się. Nie widział na jego ciele żadnych zadrapań ani ran
- Tak, Panie? - spytał chłopak nadal będąc spiętym i czujnym. Adrenalina nie do końca spadła.
- Byłeś wczoraj bardzo dzielny. - powiedział powoli
- Dziękuję, Panie. Byłeś dla mnie dobry, nie mogłem pozwolić by Cię skrzywdzili
Mężczyzna uśmiechnął się lekko - Każdy z waszej trójki pokazał mi jak wiele znaczy
- Panie... Carvin jeszcze pomagał w twoim uwolnieniu - Eliot wskazał na siedzącego na uboczu młodego rudego niewolnika.
- Tak - skinął głową - Jemu również dziękuję - powiedział
- Chodź tu do mnie - zawołał chłopaka do siebie. Zazwyczaj... nie zwracał na niego uwagi. Był jego nałożnikiem, jednak używanym bardzo rzadko. Chłopak był w jego wieku i należał jeszcze do jego ojca.... Był mu wierny - Carvin!
Mężczyzna od razu zerwał się na równe nogi i uklęknął w stosownej odległości po czym ukłonił się - Panie...
- Dobrze się wczoraj spisałeś... - zastanowił się przez chwilę. Wypadałoby dać niewolnikom jakąś nagrodę. Wiedział o Carvinie tyle, że ten jest wspaniałym kochankiem, jednak sztywnym w kontakcie z Panem. - Gdy już dotrzemy do mojej rezydencji, przygotujesz mi pokaz z Kai'em. Masz go wypieścić i obydwoje macie dojść. - oznajmił.
Blondyn otworzył szeroko oczy patrząc na swojego Pana. Nigdy wcześniej... Nie, musiało mu się przesłyszeć.
- Jak Ci się podoba ta perspektywa, Kai? Powiedz mi szczerze.
- Panie, ja... - chłopak padł przed nim na twarz - Dziękuję!
- Chciałbym zobaczyć przedsmak... Pocałuj go, namiętnie. I popieść trochę - powiedział do Cervin'a, który oczywiście radośnie przystąpił do dzieła.
Kai od razu wstał i stanął na przeciw mężczyzny, który kładąc dłoń na jego biodrze, zaczął namiętnie go całować.
Czerwonowłosy dominował mocno pocałunek pieszcząc swojego kochanka wolną dłonią, a drugą trzymał jego głowę by ten nie mógł się odsunąć.
Nicholas przyglądał się temu z zadowoleniem. Tak, miał wrażenie, że tej dwójce będzie ze sobą dobrze.
Zerknął na Eliot'a.
- Pocałuj mnie - oblizał się patrząc mu w oczy.
Niewolnikowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu przysunął się do swojego Pana łącząc ich usta w pocałunku
Mężczyzna chcąc nie chcąc musiał w pewnym momencie zaprzestać słodkich pieszczot. Zerknął jeszcze na Kai'a w objęciach starszego niewolnika i uśmiechając się pod nosem kazał im przestać.
- Czas ruszać. Inaczej do przyszłej wiosny nie dotrzemy - powiedział, unosząc się z ziemii, po czym machnął dłonią na najbliżej stojącego strażnika - Chcę na noc zatrzymać się w jakiejś gospodzie. Może tam zapewnią mi większe bezpieczeństwo - zmierzył go wzrokiem - Oszacuj drogę byśmy mogli dotrzeć tam przed zmierzchem.
- Nie ma możliwości byśmy zdąrzyli do najbliższej gospody. Nie z niewolnikami - odpowiedział mężczyzna.
- Co chcesz mi zasugerować? Może ich tu zostawić? W końcu to za ich sprawą nadal stąpam po tej ziemi - W jego głosie zabrzmiała irytacją
- Nie wiem, Panie. Jednak wiem, iż nie możliwym jest by ktokolwiek dotarł na pieszo do najbliższej gospody.
- Ile mamy koni? - zapytał powoli
- Dodatkowe dziesięć, na których nikt nie jedzie.
- Czym a więc się martwisz? - uniósł brew
- Czy Pan... chce pozwolić niewolnikom na jazdę na koniu? - spojrzał na niego jak na szaleńca.
- Śmiesz to kwestionować? - jego głos nabrał jeszcze większej ostrości
- To się nie godzi! -zakrzyknął odsuwając się o krok
- Zaraz Cię wychłoszczę - powiedział patrząc na niego zimno - Już po wczorajszej nocy winienem był to zrobić
- Nie jestem niewolnikiem. Nie ma Pan prawa - warknął na niego - Wczoraj zostaliśmy zaatakowani przez dużą zorganizowaną grupę!
- Owszem nie jesteś. Jednakże z tego co wiem, masz na utrzymaniu całą rodzinę w tym kilkoro dzieci. Sowicie Ci płacę, więc utrata tych pieniędzy skończyłaby się dla Ciebie bardzo nie korzystanie, zwłaszcza gdy wspomniałbym o twoim braku szacunku względem mnie oraz... Umiejętnościach chronienia mnie.
Strażnik spuścił wzrok.
- Przepraszam, Panie. Wczoraj mocno uderzono mnie w głowę i nadal czasem bredzę - spróbował się usprawiedliwić.
Pan miał rację.
Potrzebował pieniędzy...
- Zejdź mi z oczu zanim naprawdę poczujesz mój bat na sobie - powiedział - I przygotuj trzy dodatkowe konie. Natychmiast!
Mężczyzna uciekł sprzed jego oblicza idąc przygotować wierzchowce. W tym czasie cały obóz został zwinięty i przygotowany do dalszej drogi.
_________________________
Witajcie!
Jak mija wam dzień? U mnie jest świetna pogoda chodź trochę duszno ;-;
Co sądzicie o decyzji Nicholasa dotyczącej koników?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top