Rozdział XXV
- Kai... - Nicholas spojrzał na jasnowłosego niewolnika - Przygotuj mnie do drogi. Chcę wyruszyć jeszcze przed trzema księżycami.
- Oczywiście, Panie. Na jaki czas mam Pana pakować?
- Tego nie wiem, kilka tygodni prawdopodobnie - powiedział, po czym zastanowił się - I zajmij się tym, by konsekwencje mojej decyzji dotyczące uwolnienia dzieciaka nie doprowadziły do buntu.
- Mam powiedzieć, że zmyślał Panie?
Nicholas zamyślił się na chwilę.
- Wymyśl coś - powiedział, po czym odprawił ich dłonią patrząc też na Eliota.
Oboje ukłonili się lekko i opuścili komnatę. Eliot uśmiechnął się jeszcze do swojego Pana, patrząc na niego swoim najbardziej pociągającym wzrokiem.
Kai oczywiście zauważył to i szturchnął go lekko gdy tylko znaleźli się za drzwiami - Nie zapominasz się czasem? - uniósł kąciki ust.
- Powiem Ci coś potem. Jak pójdziemy do naszego domu, bo to sekret - objął go ramieniem i pocałował w czubek głowy.
Ten spojrzał na niego z zaciekawieniem. - Na razie, pomóż mi odkręcić to co narobił dzieciak. Trzeba go znaleźć i wyjaśnić, że mówienie takich rzeczy nie kończy się dobrze. Nawet jeśli... To prawda.
- Co powiemy innym? Chyba najlepiej skłamać. A potem jak wrócimy bez niego najwyżej powie się, że Pan go odsprzedał.
- To chyba najkorzystniejsza opcja. - powiedział Kai i zamyślił się - Sam na początku nie uwierzyłem... Pan naprawdę chce zwrócić mu wolność?
- Tak mi się wydaje. Zmiękł ostatnio. - przyznał chłopak.
- Ciekawe za czyją zasługą - uśmiechnął się młodszy, po czym ruszył przed siebie - Chodź, trzeba znaleźć dzieciaka. Miejmy nadzieję, że nikomu już nie rozprawia o geście dobrej woli naszego Pana.
- Dostał reprymendę, raczej powinien być cicho.
- Lepiej się upewnić - mruknął i ruszył w stronę kuchni mięjąc wielką nadzieję, że będący tam wcześniej niewolnicy puścili w zapomnienie słowa dzieciaka.
Gdy tylko jednak przekroczyli próg pomieszczenia wszyscy spojrzeli na niego - Kai. To co mówił ten szczeniak to prawda?
- Oczywiście, że nie - wywrócił oczami - Coś sobie nawymyślał... - powiedział starając się być jak najbardziej przekonującym blondyn.
- Tak też sądziliśmy. Jednak nasz Pan jest ostatnim kto by kogokolwiek tak po prostu wypuścił - zaśmiał się jeden z nich
- No więc właśnie - skinął głową chłopak, jednak Eliot podszedł bliżej.
- Nasz Pan jest dobrym człowiekiem i byłby skłonny do takiego czynu. A ty nie miałbyś prawa tego komentować - wtrącił marszcząc brwi.
- Oh, to że jest dobry dla tych których z którymi się kocha, to już inna sprawa - uśmiechnął się wrednie do ciemnowłosego.
Mężczyzna od razu zrobił krok w przód. Zazwyczaj nie trzymał nerw na wodzy.
- El... - zaczął Kai łapiąc go za nadgarstek.
- Opanuj się i nie zbliżam do mnie - niewolnik odsunął się lekko patrząc na niego z obrzydzeniem.
- Coś ci nie odpowiada? - wycedził jak najspokojniej potrafił stając przed nim, mierząc wzrokiem
- Cóż. Pan traktuje was jak kobiety. Nie chcę żeby takie obrzydlistwo mnie dotykało.
- Pan się dowie o tym, że... - zaczął Kai, jednak Eliot wyprzedził go i jednym ruchem przyszpilił drugiego niewolnika do ściany patrząc na niego wściekle. W jego oczach buzował gniew.
-Puszczaj mnie! - wysapał przytrzymany w miejscu niewolnik. Zaczął się trochę obawiać.
- Jestem w stanie zabić Cię jednym ruchem - powiedział, patrząc mu prosto w oczy - Wbić w te ścianę...
- Eliot - powiedział ostrzegającym głosem blondyn - Porszę, przestań...
Na błagalny głos swojego przybranego brata brunet odpuścił, wypadając jak burza z pomieszczenia.
- To... Było bardzo niemiłe z twoje strony - powiedział jedynie Kai, po czym od razu ruszył za swoim przyjacielem.
Niewolnik prychnął na jego komentarz i otrzepał się z niewidzialnego kurzu. Miał już zamiar naskarżyć majordomusowi.
Młodszy w tym czasie zdąrzył dogonić wzburzonego Eliota - Nie powinieneś dać tak ponosić się emocjom...
- Kai, nie irytuj mnie - zawarczał zraniony mężczyzna idąc do ich przystani. Potrzebował ochłonąć
Blondyn zatrzymał się wpół kroku - Wiem, że Cię to zabolało... Ale te słowa były wywołane zazdrością... - zaczął.
- Nie frapuje mnie to. Uderzył w jedyną oprócz rodziny rzecz, która tak mnie boli.
- Bo to głupiec... Rozumiem twój gniew - znów do niego podszedł.
- Nic nie rozumiesz! Ty jesteś taki od dziecka. A mnie pozbawiono honoru i rodziny. Gdyby mój ojciec mnie teraz widział...
Kai spojrzał na niego z niewielkim żalem w oczach i skinął głową - Masz rację, ja jestem taki od dziecka. Pozbawiony i honoru i rodziny. - powiedział, po czym odwrócił się - Wróć jak ochłoniesz.
- Kai dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło. - zaczął patrząc za nim.
Blondyn zignorował już jednak jego słowa idąc ze spokojem korytarzem. Wiedział, że Eliot musi ochłonąć. Brunet machnął więc na niego ręką i poszedł do ich domku. Ten był już skończony. Niewielki, jednak przytulny. I chodź z zewnątrz wyglądał jak zwykłe ruiny budowli pozasklepiane deskami by przysłonić dziury to w środku byko mnóstwo starych tkanin, które sprawiały, że naprawdę było tam miło.
Eliot przesunął jedną z desek opierającą się tylko na jednym gwoździu tworząc wejście i zasłonił za sobą. Nie rozpalał pochodni. Wnętrze idealnie oświetlał księżyc. Usiadł na kawałku materiału i przytulił go siebie poduszkę. Robił się słaby. Czy kiedykolwiek jeszcze będzie sobą sprzed poznania tego domu? Nie chciał opuszczać Kai'a i tego dzieciaka... Jednak znów zaczął myśleć o ucieczce.
Może... Uda mu się gdy wyjadą do rezydencji. Wtedy, wśród nieznanych terenów ciężko im będzie go odnaleźć a on potem może zyska wsparcie w wiosce do której oddadzą chłopca.
Nie, to głupi pomysł. Najlepiej ucieknie teraz. Te tereny zna i wie gdzie uciekać, w górach ciężej będzie mu przeżyć. Ale z drugiej strony czy Pan nie będzie się wtedy gniewał i nie zostawi sobie Sildara...
Sprowadzi wtedy też kłopoty na Kai'a. Pan widział, że są blisko i to napewno od niego będzie chciał wyciągać informacje. Co jak postanowi go ukarać za to iż ten nie wyjawi mu prawdy jego pobytu o którym nie będzie wiedział?
Złapał się za głowę czując jej pulsowanie. Nienawidził położenia w którym się znalazł.
Wydawało mu się ono bez wyjścia. A raczej bez takiego przy którym nie skrzywdzilby nikogo bliskiego.
Położył się na boku patrząc w dal na pola i rozgwieżdżone niebo. Musiał być silny... Zawsze tego go uczono... Ale czy to go jeszcze obowiązywało? Czy nie powinien zacząć zachowywać się jak Kai i odrzucić swoje wartości?
Pokręcił głową miejąc dość tych rozmyśleń. Zamknął oczy, potrzebował się przespać i zrelaksować. Może lepiej jak dziś noc spędzi tutaj? Zbyt zmęczony tym wszystkim opadł w ramiona morfeusza nie przejmując się konsekwencjami...
________________________
Cześć kochani!
Jak tam mijają wam wakacje? Chętnie posłucham ❤️🔥❤️🔥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top