Rozdział XXII

W ciągu godziny Kai pokazał mu większość posiadłości po czym razem wrócili do Eliota, który tym razem był już w pozycji siedzącej z założonymi szwami.

- I jak tam wycieczka? - uśmiechnął się przyjaźnie do dziecka. Był słaby, ale wiedział, że ten dzieciak potrzebuje teraz kogoś na wzór ojca.

Chłopiec spuścił głowę przyglądając się mu przez chwilę, po czym po krótkim namyśle uklęknął na przeciw niego i przytulił się do jego nóg - J-Ja, dziękuję.

- Nie masz za co, mały - oparł głowę o ścianę - Chyba się prześpię. Sam mówi, że muszę teraz dużo odpoczywać, żeby rany się zagoiły.

- To przeze mnie Cię skrzywdzili - powiedział, wciąż nie unosząc na niego wzroku - Przepraszam...

- Już Ci mówiłem. Nie zrobiłbym tego żadnemu dziecku, a na swój wiek nie masz wpływu - pogłaskał go po policzku - Nie wiem jak ktoś mógłby cieszyć się oglądając gwałt na dziecku.

- Każdy... - powiedział smutno, po czym uniósł się lekko wciąż klęcząc na przeciw niego - Ja mogę ci służyć - powiedział ciszej.

- Jestem niewolnikiem, tak jak ty. Służ dobrze naszemu Panu i to mi wystarczy. I jeśli kiedyś staniesz przed takim wyborem jak ja dzisiaj... Postąp właściwie. - nakierował jego podróbek na siebie.

Blondyn się uśmiechnął.

- Zrobię tak samo - pokiwał głową - Chcę być jak Ty, jesteś silny i się nie boisz.

Eliot wymienił spojrzenie w Kai'em.

Czy on właście został wzorem dla dziecka?

Łechtało to jego ego, więc uśmiechnął się
lekko.

- Jak się czuje drugi mały? - zapytał, patrząc na Kai'a - Lepiej?

- Tak. Dziś gdy Cię nie było, uczyłem go jak podejść do konia, tak jak ty uczyłeś mnie...

- I jak mu poszło? - oczy ciemnowłosego się zaświeciły

- W porządku. Na początku się trochę bał, ale udało mu się przełamać.

- Tak jak ty - uśmiechnął się - A ty, lubisz konie? - spojrzał na wciąż klęczącego przed nim blondynka.

- Ja... Tak, lubię. Ale te wasze konie są inne niż te, które widziałem u siebie.

- To znaczy? - zmarszczył brwi Kai.

- U mnie koniki miały ciemne, gęste futerko. I były małe - powiedział, jakby to było jasne. Trochę nawet rozpromienił się na wspomnienie domu.

- Jeździłeś kiedyś na koniu? - zapytał znów Eliot, widząc błysk w oczach dziecka

- Tak. Mama i tato często sadzali mnie na koniu - pokiwał głową.

- Nie byłeś niewolnikiem od urodzenia?

- Nie. Właściwie niedawno mnie pojmali. Podobno przez moją jasną cerę i włosy. Wzięli wszystkie dzieci z wioski - pociągnął nosem.

- Kiedyś wrócisz do domu - powiedział przyjaźnie Kai, obejmując go - A teraz chodź, pokażę Ci miejsce do spania. Musisz być wyczerpany.

- Nie mogę spać z panem Eliot'em? - spojrzał na starszego szczenięcymi oczami.

Chłopak westchnął cicho i spojrzał na ciemnowsloego - Nie wiem co Pan Eliot na to - z rozbawieniem dał nacisk na ostatnie słowa.

- Czy jeśli dziś pozwolę Ci tu spać, to jutro pójdziesz grzecznie do swojego łóżka? - spytał głaszcząc go po włosach.

Chłopak pokiwał głową - Powiedziałbym, że tak.... Ale kłamstwo jest złe...

- Tak, jest bardzo złe. - Zgodził się z nim Eliot - I przez to, że jesteś szczery, możesz tu dziś zostać.

- Dziękuję! - Jego oczy się zaświeciły a on ponownie przytulił się do jego nóg.

- Uroczy dzieciak... - powiedział pod nosem. Naprawdę odezwał się w nim instynkt rodzicielski - A teraz spać.

Kai przyglądał im się przez chwilę z małym uśmiechem, po czym sam zgasił pochodnie i ułożył się do łóżka. Odkąd Eliot pojawił się w posiadłości... Naprawdę wiele rzeczy zaczęło się zmieniać.

*

Rankiem ciemnowłosy niewolnik poczuł lekki dotyk na ramieniu. Kiedyś niemal każdej nocy musiał być czujny. Teraz więc również otowrzył oczy po samym uczuciu czyjejś skóry na sobie.

- Pan Cię wzywa. - powiedział starszy widziany już wcześniej przez niego parę razy niewolnik - Pośpiesz się - spojrzał na chłopca, który spał wtulony w jego ramię - Co on tu robi?

- Potrzebował wsparcia. Okaż trochę serca - spojrzał na chłopaka spod byka i podniósł się.

Miał problemy z chodzeniem. Jednak jakoś udało mu się doczłapać do komnat właściciela. Opadł na kolana.

- Panie... - pokłonił się uniżenie.

- Jak się czujesz? - zapytał ten, z pozoru obojętnym głosem jednak w rzeczywistości przez większość nocy myślał jak czuje się jego niewolnik.

- W porządku, Panie. Dziękuje, że wczoraj oszczędzałeś mi życie - postanowił mu podziękować. Sadził, iż własnie wypada.

- To co zrobiłeś.... - zaczął mówić, a Eliot spodziewał się już długiego kazania. A może kolejnej kary tym razem z jego ręki?
Tak się jednak nie stało ku jego zaskoczeniu.

- Zaimponowaleś mi... - odparł Nicholas.

Uniósł wzrok na swojego właściciela i zmarszczył brwi - Panie..? - spytał zdziwiony.

- Nie jeden niewolnik miejąc szanse zająć się innym niewolnikiem, w dodatku wcześniej nietkniętym zrobił by to bez wahania. Nie zważając na to jakie to obrzydliwe. Osobiście gardzę gwałtami dzieci. Nawet tych będących w niewoli.

- Dobrze to słyszeć Panie - odetchnął. To znaczy, że nie zawinił aż tak bardzo.

- Gdyby nie to, iż swój sprzeciw wyraziłeś wśród innych Panów, nie ukarałbym cię. Jednakże te grube bele wykorzystają każdą okazję, a ja ze swoją pozycją nie mogłem pozwolić sobie na słabość - wyjaśnił, po czym przeczesał włosy.

Do licha, od kiedy to tłumaczył się niewolnikowi? Czy już kompletnie padło mu na rozum?

- Pojmuję, że źle zrobiłem upokarzając Pana przed innymi Panami - przyznał patrząc na niego - Przepraszam. I dziękuję za łaskę. Zaiste jest Pan dobrym człowiekiem, tak jak mówi Kai.

- Ich zdanie mnie nie obchodzi - machnął lekceważąco dłonią - Gdyby było inaczej, z pewnością nie było by Cię tu teraz. Jednak ja, cenię rozum, nawet u niewolników. - powiedział, po czym odetchnął uśmiechając się jednym kącikiem ust - Dobrym człowiekiem...?

- Tak, Panie - również się uśmiechnął. Naprawdę polubił Nicholas'a.

- Cóż, to określenie rzadko słyszane z ust niewolników - Przyznał.

- Niewielu Panów zasługuje by ich tak nazwać. Niewielu zasługuje by w ogóle nazywać ich Panami - powiedział tonem z nutką nienawiści do tych barbarzyńców.

- Jednakże wszyscy tego oczekują - Skinął głową, patrząc jak pot spływa po czole Eliot'a. No tak, w tej pozycji jego plecy były napięte i z pewnością bolały. - Wstań - polecił.

Eliot ponownie odetchnął i wyprostował się oddychając z ulgą.

- Jak Twoje plecy? - zapytał, wstając i obchodząc go przyglądając się im z tyłu. Syknął cicho, nie wyglądało to dobrze.

- Mogło być znacznie gorzej Panie. Sam, zrobił wszystko co w jego mocy by dobrze je opatrzeć - pozwolił się obejrzeć.

- Rozluźnij ramiona, nie spinaj ich, bo to potęguje ból. - powiedział, po czym obszedł go znowu i uniósł jego twarz - Wyglądasz jakbyś za chwilę miał zemdleć.

Eliot pozwolił sobie na rozluźnienie. Być może nadal nie było to przyjemne, ale przynajmniej mniej bolało - Straciłem wczoraj sporo krwi Panie, nadal jestem dość słaby - przyznał.

- Połóż się - wskazał na swoje łoże - Powinieneś odpocząć...

- Panie... Obawiam się, że krew może przejść przez opatrunki i pobrudzić Twoje łoże - powiedział spokojnie, ostrzegając Pana.

Ten machnął dłonią jakby odganiał od siebie tę myśl - To nie jest ważne - mruknął.

- Dobrze, Panie - niewolnik ułożył się na łóżku, cały czas patrząc na swojego właściciela. Był mu wdzięczny.

Ten wpatrywał się w niego przez jakiś czas, po czym usiadł na brzegu łóżka delikatnie dotykając bandaży - Powinienem był skończyć to szybciej...

- Nie takie rzeczy przeszedłem mój Panie. I tak okazał mi Pan wielką łaskę, a te rany się zagoją - uspokoił go ciepłym głosem. Właściwe czasem miał do Nicholas'a takie same emocje jak do Kai'a.

- Postępowałem pod wpływem emocji. Nie lubię tego robić - odparł.

Eliot uśmiechnął się pod nosem. Pan przyznał się do błędu, to niespotykane. Posłał mu przyjazne spojrzenie i lekko się uniósł by pocałować jego szyję - Dziękuję, Panie.

Ten przysunął go bliżej siebie, po czym złożył delikatny pocaunek na jego ustach potem pogłębiając go.  Zaskakująco ten pocałunek był daleki od wcześniejszych, gdzie niewolnik jedynie udawał zaangażowanie. Czy to przez brak krwi czy inne bodźce... zaczynało mu się to podobać...

Odważył się położyć swoją dłoń na głowie swojego Pana, przejeżdżając palcami po jego włosach. Mężczyzna nie strącił jej a jedynie przybliżył do niego. Zawsze był z natury dominujący, więc i teraz pogłębił pocałunek dominując go. Nie powinien tak robić, ale był za słaby by nawet o tym myśleć. Jego język wkradł się do ust Nicholas'a, manewrując po jego ustach. Naprawdę było mu dobrze.

Niewolnik uśmiechał się cały czas bardzo zadowolony. To było dobre. Po chwili jednak Nicholas odsunął się i spojrzał na niego.

- Jesteś jednym z niewolników, którzy naprawdę dobrze całują - powiedział pewnie

- Cieszę się, że Ci się podobało Panie - wymruczał ten. Kręciło mu się lekko w głowie, ponieważ dostał erekcji, a jego ciało się podnieciło. A co za tym idzie jego rany zaczęły znów przeciekać.

- Połóż się, nawet takie przemęczenie nie jest dobre - zauważył, po czym poprawił poduszkę kładąc się obok

Eliot nawet nie wiedział dlaczego, ale przytulił do siebie swojego pana mrucząc cicho. Ten lekko zaskoczony objął go układając jego głowę na swoim ramieniu po czym sam przymknął oczy.

_________________________

Witajcie!

Zapraszam was do nowego shocika "Beginning" wstawionego ostatnio i życzę miłych wakacji wam wszystkim. Macie jakieś plany? ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top