Rozdział XXI

- Nie. - zaprzeczył krótko mężczyzna - Chłosta powinna wystarczyć - powiedział spokojnym, opanowanym głosem.

Cała sala znów zawrzała. Niektórzy zaczęli nawet domagać się śmierci niewolnika ponieważ zepsuł im wieczór. Wszyscy byli widocznie zdenerwowani, oprócz nielicznych Panów i Pań uśmiechających się do niego m. Niektórym podobała się głupia odwaga mężczyzny.

- Proszę o spokój drodzy państwo. Spektakl trwa dalej, wyprowadźcie go - wskazał na niewolnika obojętnie.

Eliot opuścił scenę spokojnym krokiem. Cóż. Definitywnie sobie nagrabił...

***

Nie wiedział ile czasu spędził za kulisami. Mężczyźni, którzy tu przyszli mocno przypięli jego nadgarstki i szyję łańcuchami do ściany w mieszczącym się dalej pomieszczeniu. Mógł więc tylko czekać, aż ktoś wymierzy mu zasłużoną karę. Nie był dumny z ośmieszenia swojego Pana. Słyszał odgłosy dobiegające z za ściany. Stąd wywnioskował, że znajduje się blisko sali ze sceną. Mówiły o tym też czasami słyszane jęki rozkoszy bądź też krzyki bólu.

Minęło kilka godzin. W końcu jednak głosy stawały się coraz cichsze i cichsze. Jakby ludzie powoli opuszczali pomieszczenie. Wtedy właśnie drzwi otworzyły się i weszło przez nie dwóch mężczyzn, którzy przyprowadzili go turaj wcześniej. Normalny człowiek pewnie byłby już wykończony, ale on stał już parę godzin w o wiele gorszych warunkach. Spojrzał na nowoprzybyłych.

- Gotowy na zabawę kundlu? - zaczęli niedelikatnie odczepiać jego łańcuchy.

- Tak, Panie - westchnął Eliot poprawiając swoją pozycję. Skoro ta chłosta miała być alternatywą kary, napewno będzie o podobnej mocy jak ta, od której uratował go jego Pan.

Ci zaśmiali się jedynie, po czym znów otworzyli kolejne drzwi. Tym razem sala wydawała się dużo większa. Ludzi na niej było dużo mniej. Kilku panów wraz z jego właścicielem oraz kilku niewolników. Łącznie z jasnowłosym chłopcem, który klęczał pod nogami swojego pana.

Przeniósł wzrok na scenę. Nie było nic. Żadnego słupa czy też belki do której mogli by go przywiązać lub przypiąć.
Spojrzał na nich zdezorientowany. Miał, po prostu klęczeć w czasie chłosty? Nie rozumiał.

- Zdajesz sobie sprawę z kary, którą otrzymasz? - usłyszał głos założyciela spektaklu.

- Tak, Panie. Przyjmę ją z pokorą - powiedział spokojnym, głębokim głosem.

- Jesteś silny, będziesz podczas niej klęczał. Zobaczymy jak wytrzymały jesteś - prychnął kpiąco.

- Dobrze, Panie - kiwnął głową klękając. Wiedział, że będzie to ciężkie, ponieważ nie ma na czym się oprzeć. Opuścił głowę.

- Ile chcesz by otrzymał batów? - zapytał Oktawiusz, spoglądając na Nicholas'a, który do tej chwili nie odezwał się ani słowem.

- Zobaczymy. Przerwę gdy zobaczę, że dostał już wystarczająco, by więcej nie upokarzać mnie przed ludźmi -powiedział twardym tonem.

- Karę wymierzy mu jeden z moich zarządców. Ma mocną rękę, z pewnością dobrze wypełni swoją powinność - odparł spokojnie a na salę wszedł dobrze zbudowany mężczyzna o szerokich ramionach i umięśnionej klatce piersiowej. W dłoni trzymał długi, zwinięty, kilku metrowy bat ze zdobioną rączką.

- Wspaniale - Nicholas kiwnął głową patrząc na swojego niewolnika, jak zawsze nie pokazującego po sobie strachu.

- Nie lepiej było by go przypiąć? Klęcząc nie wytrzyma nawet pięciu batów - odezwał się jakiś mężczyzna z tyłu.

- Eliot - Jego właściciel pstryknął palcami by przywołać wzrok chłopaka - Nie zawiedź mnie więcej. Masz wytrzymać całą swoją karę, czy to jasne? Wierzę, że okażesz mi szacunek i więcej nie upokorzysz.

- Tak, Panie - powiedział ulegle, po czym odetchnął głęboko. Tunika jaką miał na sobie została niemal zerwana, a biżuteria zdjęta. Oczywiście poza obrożą.

Przygotował się do przyjęcia batów, starając się przyjąć dogodną pozycję. Usłyszał trzask bata, po czym poczuł piekący ból na plecach. Był niemal pewien, że jego skóra została rozerwana. Nie krzyknął, jedynie zagryzając mocniej zęby. Uderzenia nie bolały tak bardzo jak zadane flagrum, jednak i tak były bardzo bolesne. Zaraz potem padło następne uderzenie. Tym razem trafiło jednak w łopatkę.

Syknął.

Ból był potworny, jednak nie raz już go znosił. Uśmiechnął się lekko gdy spadło na niego szóste uderzenie, a on nie zmienił pozycji. Chciał wynagrodzić swojemu Panu i wytrzymać nawet takim kosztem. Jego oczy zaczynały piec od wstrzymywanych łez. Chciał jednak pokazać swoją siłę. Dać radę.

Dopiero przy dziesiątym uderzeniu pozwolił słonym kroplom spłynąć po policzkach. Kolejne uderzenie sprawiło, że wygiął się ledwo zauważalnie. Jego plecy zaczynały powoli przypominać krwawe mięso.

Jęknął gdy kolejny bat zetknął się z jego skórą. Zobaczył mroczki przed oczami a jego oddech stał się jeszcze bardziej urwany. Jednak nadal nie złamał się do końca. Następny bat sprawił, że opadł dłońmi na ziemię, jednak szybko się wyprostował. Przy następnym uderzeniu nie był już w stanie powstrzymać cichego krzyku.

- Nie powiem, jest całkiem wytrzymały. Inny już pewnie by zemdlał - skomentował cicho Oktawiusz, patrząc na Nicholas'a.

- Wiem. To niezły niewolnik. Eliocie, wytrzymaj jeszcze trzy baty i wybaczę ci zniewagę - obiecał jego Pan, rozsiadając się wygodniej.

- T-tak P-paaaaanie! - ciemnowłosy krzyknął za kolejnym razem i zadrżał ledwie utrzymując równowagę.

Następne dwa baty sprawiły, że czuł, jakby zaraz miał zwymiotować i umrzeć. Opadł na ziemię prawie nieprzytomny.

- To nie za szybko by kończyć? Możemy go ocucić a resztę kary wymierzyć pod pręgierzem - zaproponował jego przyjaciel entuzjastycznie.

Nicholas jednak uniósł jedynie brew - Cóż, być może to tylko pies, ale dałem mu słowo. Wywiązał się ze swojej części, więc i ja nie zamierzam się wyłamywać. Pożyczyłbyś mi proszę jakiegoś niewolnika, żeby przytargał mi go do domu?

- Oczywiście - skinął głową - Zaraz wezwę wam powóz - powiedział wstając - Na twoim miejscu gdyby mi niewolnik otwarcie się sprzeciwił chłostałym go co wieczór aż by sczeznął - mruknął.

- Dziękuję za radę Mój drogi. Jeszcze zobaczymy, może to jednak wystarczy. - uśmiechnął się do przyjaciela, ściskając się z nim na pożegnanie. Jednak jeszcze się zatrzymał. - Ile chcesz za tego dzieciaka?

- Jego? - spojrzał na blondyna u swoich stóp, który gdy tylko usłyszał iż rozmowa dotyczy jego, spiął się.

- Tak. Właśnie jego - kiwnął głową Nicholas.

Ten zamyślił się

- Kilka sztuk złota powinno wystarczyć - odparł w końcu - Nie jest wyszkolony... Za dzisiejszą sytuację należy mu się jeszcze chłosta. W końcu w jakiś sposób spowodował iż nawet Twój pies go nie zechciał.

- Wezmę go do siebie. Podoba mi się - sięgnął do swojego paska wyjmując z niego pieniądze. Sam się zastanawiał, skąd u niego ostatnimi czasy taka łaskawość dla niewolników.

- Sam wymierzysz mu karę po powrocie czy ja mam to zrobić? - zapytał mężczyzna, przejmując od niego pieniądze.

Niewolnik uniósł błagalny wzrok na Nicholas'a. Jego ciało zaczęło drzeć.

- Zajmę się nim. A teraz jadę już. Ten dzień był bardzo męczący - machnął ręką na blondynka.

Ten momentalnie się podniósł i dosłownie pobiegł za nim. Na jego twarzy wciąż malował się jednak strach.

Co ten mężczyzna zrobi mu gdy wrócą?

***

Dość szybko dotarli do rezydencji Nicholas'a. Gdy tylko podjechali pod nią Pan kazał opatrzeć Eliota, wytłumaczyć zasady domu nowemu chłopakowi i wymasować siebie. Miał serdecznie dość tego dnia.

- Panie... - W swojej komnacie zobaczył Kai'a, który właśnie rozpalał w niej świece. Od razu uklęknął na jego widok.

Dzisiejszego dnia nie miał jednak już siły ani ochoty na towarzystwo niewolników.

- Wyjdź. Poradzę sobie dziś sam - powiedział ciężkim głosem i rzucił się na łóżko.

Co się do cholery z nim dzieje? Dlaczego zaczął patrzeć na niewolników jak na ludzi?

- Jak każesz, Panie - chłopak wycofał się. Coś w zachowaniu jego właściciela go zaniepokoiło. Czy coś się wydarzyło? Musiał znaleźć Eliota...

Pobiegł do kwater niewolników i zbladł widząc swojego przyjaciela. Jego plecy były zakrwawione, poprzecinane pręgami. 

- W coś Ty się wpakował...? - zapytał z lekkim lękiem.

- Nie pytaj - odetchnął ten ciężko i syknął gdy jego plecy na nowo zostały obmyte z krwi przez Sam'a.

Kai spojrzał na małego chłopca skulonego przy głowie Eliota -A ty to..?

- Sildar - powiedział bardzo cicho ocierając łzy z policzków. Głaskał starszego niewolnika po włosach drżącą dłonią.

- Chyba jestem w stanie sobie wyobrazić co zaszło. - Westchnął blondyn - Chodź ze mną - uśmiechnął się spokojnie do dziecka. Musiał go wypytać o szczegóły.

- Nie... Nie zostawię pana Eliota - powiedział drżącym głosem, jednak stanowczym.

- Pana? - uniósł brew - El musi odpocząć, a Tobą trzeba się zająć.

- Idź, Kai jest dla mnie jak brat. Nie skrzywdzi cię - powiedział ranny niewolnik.

Chłopiec przełknął ślinę i wstał niepewnie, po czym podszedł do starszego blondyna niepewnie.

Opuścili pomieszczenie kierując się w stronę stołówki - Opowiesz mi co się stało z Eliot'em?

Chłopiec spuścił głowę.

- T-to przeze mnie... To moja wina - przyłożył dłonie do oczu i zaczął płakać.

- Ejej, spokojnie mały. Powiedz mi  co się stało - Kai przytulił go do siebie i pogłaskał po głowie.

- Mój Pan wystawił mnie na przedstawienie. Pan Eliot miał mnie... - przełknął ślinę - Ale ja wiedziałem, że to będzie bolało, wiedziałem i nie wywyrwałem się ale Pan Eliot... On nie chciał mnie skrzywdzić.

Kai westchnął i pogładził dziecko po włosach - To nie twoja wina. Eliot ma dobre serce.

- Sprzeciwił się wszystkim panom, którzy tam byli i powiedział, że woli umrzeć... - powiedział jeszcze ciszej - Przeze mnie, m-mogłem być odważny i...

- Nawet jeśli byłbyś najodważniejszy, on by cię nie skrzywdził. Nie obwiniaj się o coś, na co nie miałeś wpływu - poradził mu - Pan Cię kupił?

- Tak - Pokiwał głową - Jeszcze dzisiaj miał mnie ukarać - spuścił głowę.

- Wątpię by to zrobił. Poszedł spać. Oprowadzę cię po domu i wyjaśnię wszystko a potem zobaczymy jak tam ma się nasz bohater - uśmiechnął się do niego pokrzepiająco.

Chłopiec pokiwał głową i poszedł za nim.

__________________________

Hej hej!

Jak tam mija wam czas? Ja siedzę na Wilanowie i umieram z gorąca. Ale na szczęście nie długo wracam do domku!

❤️‍🔥❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top