Rozdział XVIII

Oczy chłopca rozszerzyły się w przerażeniu a on sam od razu zaczął zbierać szkło. Robił to tak szybko by tylko nie rozgniewać Pana bardziej...

Jego dłonie pokryła krew. Drżenie jego ciała było tak silne, a lęk przed gniewem tak okropny.

- Prze...p-praszam, przepraszam, przep...praszam - zapłakał, hiperwentyląc się.

Kai od razu się do niego zbliżył samemu wstrzymując oddech ze strachu, natomiast Nicholas odsunął się lekko.

- Panie, przepraszam. Nie chciałem, prze...prze...przepraszam...!  -  zebrał fragmenty szkła i bez ociągania zaczął wkładać je sobie do ust.

- Co ty robisz?! - krzyknął Nicholas, widząc poczynania niewolnika.

- J-ja... zbiłem Pana naczynie. Kiedy niewolnik  dopuści się tak niewybaczalnego c-czynu powinien w ramach pokuty poł...połknąć całe sz-szkło - jego głos był słaby a z ust spłynęło parę kropli krwi. - T-tak mówił mój poprzedni P-pan...

- Wypluj to wszytko natychmiast! - powiedział mężczyzna nie kryjąc zdziwienia - I zostaw to - powiedział patrząc na jego zakrwawione, wychudzone dłonie.

Chłopiec wykonał polecenie upuszczając zakrwawione szkło na ziemię. Skoro Pan nie chciał by tak postąpił, pewnie czeka go jeszcze gorsza kara.

Zaczął drzeć jak w gorączce.

- Uspokój się - powiedział Nicholas, po czym spojrzał na Kai'a - Daj mu wody.

- Przepraszam, Panie - wyszeptał ten, jednak napił się podanej wody, przepłukujac usta. Cały czas jednak nie mógł się uspokoić. Myśl o tym, że nie jest w stanie się opanować sprawiała, że było mu jeszcze trudniej. Do tego lęk przed straszliwą karą...

Mężczyzna, widząc jego rozedrgane ciało wstał, i podszedł do niego w celu uspokojenia go, jednak chłopiec widząc jego kroki, momentalnie zaczął się cofać i zasłaniać zapłakany.

- Bła-błagam, Panie... - skulił się - To już się więcej nie powtórzy, p-przysięgam! - wyłkał, obejmując głowę ramionami w celu stworzenia zapory przed spodziewanymi uderzeniami. - Daruj mi... B-błagam, daruj...! - cały czas skomlał jak raniony szczeniak.

Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na drugiego niewolnika, po czym kucnął i uniósł jego podbródek dwoma palcami - Opanuj się, nie zrobię Ci krzywdy - powiedział, starając się powiedzieć to jak najłagodniej.

Chłopiec uniósł wzrok na swojego Pana. Starał się oddychać głęboko i uspokoić.

- Już... - powiedział, po czym dotknął jego głowy na co niewolnik od razu się wzdrygnął i mocniej skulił. Nie był przyzwyczajony do jakichkolwiek ludzkich odruchów. Zamknął oczy będąc gotowym na szarpnięcie za włosy. Zamiast tego poczuł jednak jedynie jak jego właściciel gładzi jego brązowe kosmyki w geście ukojenia - Uspokój się - powiedział powoli.

- P-panie? - spojrzał na niego zagubiony. Czy on właśnie został pogłaskany? Co się działo? C-co to miało oznaczać?

- Tak? - zapytał Nicholas, nie przestając go gładzić.

- D-dlaczego mnie Pan nie uderzył? Dlaczego... mnie Pan głaszcze? - spytał bez zrozumienia. To było takie...  Przedziwne.

Ten westchnął głęboko - Tego potrzebujesz - powiedział - Nie mam powodów by Cię bić. - odparł.

- A-ale... A-ale ja zbiłem tą drogocenną wazę! - przypominał przestraszony.

- To tylko kawałek nic nie wartego szkła - powiedział obojętnie machając dłonią.

Wtedy dzieciak po dłuższym wpatrywaniu się w stopy Pana,  położył głowę na podłodze w głębokim ukłonie. Jego czoło zetknęło się z zimną posadzką - Dziękuję,  Panie. Dziękuję za litość...

Nicholas uśmiechnął się jednym kącikiem ust - Podnieś się.

Dzieciak wypełnił oczywiście od razu polecenie, prostując się. Nadal był jednak zagubiony i zdezorientowany.

- Nie ukarzę cię za zbicie wazy - powiedział spokojnie Nicholas.

- Dziękuję, Panie - pokiwał przeszczęśliwy głową. Poczuł ogromną ulgę jednak... W jego sercu wciąż pozostawała niepewność.

- Jednak połykanie szła... - kontynuował.

Na te słowa w oczach chłopca pojawiły się kolejne łzy. Czyli jednak będzie musiał to robić? Wiedział, że nie powinien cieszyć się zbyt wcześnie.

- Jeśli jeszcze raz coś takiego zrobisz nie unikniesz kary, czy rozumiesz? - zapytał wyczekująco jego właściciel.

- Tak, Panie - powiedział ze zdziwieniem w głosie. On już nic nie rozumiał.

- Nie jestem tak okrutny jak twój poprzedni Pan i nigdy nie kazałbym nikomu jeść cholernego szkła - powiedział z mocą. Naprawdę nie mieściło mu się to w głowie.

- Dziękuję, Panie. Jesteś aż nader łaskawy - odpowiedział ten tak cicho, że ledwie sam usłyszał własne słowa.

- A teraz wyjdź, opatrz go - spojrzał na Kai'a.

Chłopcy opuścili pomieszczenie. Nieco osłupiali i niepewni.

Nicholas opadł zmęczony na fotel. Chyba naprawdę powinien zwracać większą uwagę na swoich niewolników. Wciąż widział przed oczami przerażenie chłopca. Jego wzrok, drżenie ciała...

Pokręcił głową, dlaczego dotychczas czyjeś przerażenie na twarzy spowodowane jego  widokiem go satysfakcjonowało? Od kiedy jego przekonanie na temat tego, że Pana każdy niewolnik powinien się bać a nie lubić, się zmieniło? A może... Nie od kiedy... A przez kogo?

***

Chłopiec dalej płakał i gdy tylko wyszli z komnat Pana, Kai pomógł mu usiąść.

- Już spokojnie mały - Kai wziął go w ramiona i zaczął bujać na boki . - Widzisz? Nasz Pan jest kochany.

Ten wciąż się trząsł wtulając w jego ciało. - P-pan mnie nie uderzył - powiedział cicho - Dlaczego?

- Ponieważ nasz Pan jest łaskawy. I widział, że nie tego potrzebujesz. Winniśmy mu za to cześć.

- On dotknął moich włosów, to było takie... - mówił dalej zdezorientowany.

- Tak... to dobry Pan, który głaszcze czasem swoje pieski - pokiwał głową.

- Nigdy nikt mnie nie głaskał... - powiedział chłopiec spuszczając wzrok.

- Nie miałeś dobrego Pana - pocałował go w czoło. - A teraz chodź. Musisz dużo odpoczywać i muszę opatrzyć ci dłonie.

- Nie,  ja zasłużyłem - powiedział bardzo cicho - To, że mnie bolą to kara dla mnie za zniszczenie własności Pana.

- Pan kazał mi Cię opatrzeć. Chcesz się sprzeciwiać woli pana?

- Nigdy... - pokręcił głową - Nie mógłbym...!

- Właśnie. Więc idziemy Cię opatrzeć - uśmiechnął się do niego pocieszająco.

- Dobrze - powiedział zwieszając głowę - Pan naprawdę nie da mi strasznej kary?

- Nie wiem. Pewnie cię ukarze, ale to zazwyczaj jest zwykła chłosta, a nie jedzenie szkła.

Chłopiec na nowo zaczął ocierać z łez mokrą twarz. Nie potrafił ich opanować tak samo drżenia swojego ciała.

- Już spokojnie - posadził go na łóżku i razem z Sam'em zaczęli go opatrywać. Na szczęście w rankach nie zostały resztki szkła. - Pewnie daruje ci winę. - wtrącił po chwili i westchnął - Jak mogłeś zacząć połykać szkło, przecież to... - Kai pokręcił głową w niedowierzaniu przemywając mu rany wodą. - Obiecaj, że więcej tego nie zrobisz.

- J-ja... Obiecuję - wyszeptał i wciąż oszołomiony przytulił się do niego.

Dlaczego Pan go tak potraktował? Dlaczego nie krzyczał i nie bił go batem?
Dlaczego był dla niego dobry...?

________________________

Witajcie kochani

Dziś nieco dramatycznie, ale mam nadzieję, że się spodobało i polepszyło ten poniedziałkowy, ciężki dzień.

Życzę dobrego dnia i bądźcie szczęśliwi!

❤️✨

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top