Rozdział XLVII
Po dwóch dniach zajechali pod rezydencję. Wszyscy byli w dobrych humorach prócz Danzela, który ewidetnie się stresował. Pan Cyryl kazał mu dowiedzieć się wszystkiego i potem opowiedzieć mu dokładnie. Jak miał to zrobić?
- Panie... Co mam powiedzieć Panu Cyryl'owi gdy każe mi opowiadać? - spytał niepewny.
Nicholas spojrzał na niego.
- Powiedz mu prawdę - wzruszył ramionami - Jestem twoim prawowitym Panem i to mi jesteś winien wierność. Tymczasem szpiegowanie mnie to zdrada - powiedział.
- Dobrze, Panie - spuścił wzrok. Wiedział, że czekają go baty.
- Och, oczywiście, że masz tego nie mówić - westchnął Nicholas - Nie będziesz musiał z nim rozmawiać, sam z nim pomówię. Nie bój się.
- Dziękuję, Panie - odetchnął z radością i zszedł z konia. Przed posesje oczywiście odrazu wyszedł jakiś niewolnik.
- Panie - pokłonił się, po czym zaczął zabierać konie do stajni.
- Eliocie, zajmij się moimi wkerzchowacami. W tej dziedzinie tylko tobie ufam.
- Oczywiście - brunet odszedł do stajni a jeden z niewolników po przywitaniu z Panem podszedł do Danzela i powiedział mu coś cicho
Chłopak przełknął ślinę i mimowolnie zerknął w stronę Pana Nicholasa.
- P-panie, ja muszę iść - powiedział cichutko drżącym głosem
- Nie. - stwierdził patrząc na drugiego niewolnika - Przekaż swojemu Panu, że Danzel jest mi obecnie potrzebny - zdecydował.
Niewolnik oczywiście pokłonił się i odszedł. On również się bał. Za złe wieści mógł zarobić chłostę. A jego Panu to może się nie spodobać.
- Chodźmy - Nicholas ruszył w stronę rezydencji wraz z nim i Kai'em udając się w pierwszej kolejności do łaźni. - Umyj mnie. - powiedział - I pomóż też Danzelowi. - przyjrzał się dokładniej jego ciału z ciekawością. Nie widział go jeszcze z bliska nago - Rozbierz się - powiedział łagodnie.
Chłopiec odrazu zrzucił z siebie szatę i stanął prosto, prezentując się. Czuł, że jest brzydki. Wiedział to. Prawie całe jego ciało było w bliznach.
- Podejdź bliżej - powiedział Pan, chociaż bardziej brzmiało to na prośbę. Widział łzy w oczach niewolnika.
Ten nie chciał by Pan go oglądał, lecz wiedział, że musi ocenić swoją własność. Podszedł więc bliżej, stając obok niegodny wyciągnięcia ręki.
- Masz śliczne ciało - stwierdził Nicholas szczerze.
Taka była prawda. Jeśli tylko zająć się jego obecnymi ranami i bliznami, których napewno część zejdzie, będzie idealnie. Było mu naprawdę przykro, że tak młody chłopak tak mocno jest skrzywdzony.
- Ja... dziękuję, Panie - uciekał wzrokiem wiedząc, że to nieprawda. A może Pan lubił blizny? Dlaczego więc Kai żadnych nie miał?
- Spójrz na mnie - polecił mężczyzna nieco twardziej.
Oczy niewolnika momentalnie skrzyżowały się w tymi Pana.
- Mówię prawdę, powinieneś wierzyć w słowa Pana - powiedział - Nie przejmuj się swoimi ranami. Są oznakami twojej siły i doświadczenia. Te które zostaną pokażą ci że siła którą miałeś wtedy, wciąż w tobie pozostała. Natomaist inne znikną. - zapewnił.
- Jak to znikną, Panie? - spytał z czymś na kształt nadzieji.
- Po prostu. Nie będą widoczne. Ślad po nich zostanie, tutaj - wskazał na jego klatkę piersiową i serce - I to on cię wzmocni. Ale na twojej skórze już ich nie będzie. Zadbam o to - zapewnił unosząc jego podbródek.
Danzel spojrzał na niego z niedowierzaniem.
Pan chciał o niego zadbać. Czy mógł chcieć czegoś więcej?
- Chodźmy. Umyjecie mnie moi piękni - ułożył się w ciepłej wodzie i zaczął ich gładzić po włosach.
Za równo Kai jak i Danzel zaczęli delikatnie, z boską czcią dotykać jego skóry, myjąc różnymi olejkami.
- Wystarczy - odparł w końcu Nicholas, po czym podniósł się - Kai, zajmij się nim - wskazał na Danzela.
- Mam go umyć, Panie - spytał, gładząc ramie drugiego niewolnika.
- Tak, daj mu wszystkie moje olejki i pachnidła. Gdy wrócimy do domu zajmiemy się jego leczeniem.
- Oczywiście, Panie - chłopak zaczął nacierać jego skórę ciepłym olejkiem - Jak się czujesz? - spytał gdy Pan opuścił polecenie.
- Ja... To przyjemne - powiedział cicho - Myślisz, że... Pan naprawdę tak uważał jak mówił?
- Tak. Jesteś piękny. A blizny pokazują tylko jak silny jesteś -delikatnie potarł jego biodro - Teraz będzie już dobrze. Pan jest dobry.
- Pan Cyryl mnie wezwał. Każe mi przyjść - zadrżał.
- Przecież wiesz, że Pan Nicholas nie pozwoli cię skrzywdzić - uśmiechnął się pocieszająco - Będzie dobrze. Musisz mu tylko zaufać.
- Próbuję, ale tak strasznie się boję - wyszeptał.
- Nie próbuj. Zrób to. Musisz być dobrym psem i wierzyć w Pana.
- Ty... Nie boisz się go? - zapytał cichutko.
- Pana Cyryla. Tak, ale wiem, że mój Pan nie pozwoli mu mnie skrzywdzić.
- pogłaskał go po policzku.
Chłopak pokiwał głową, po czym wytarł się miękkim materiałem. Po tak przyjemnej kąpieli czuł się naprawdę dobrze.
- Pan kazał nam iść do jego Komnaty? - zapytał Danzel.
- Nie. Ale najlepiej tam idźmy - Kai również wstał i ubrał się - Może nas potrzebować.
Ten skinął głową, po czym udali się do komnaty ich właściciela. Po drodze spotkali jednego z tutejszych niewolników.
- Pan mówi, że masz do niego przyjść w tej chwili - spojrzał na Danzela.
- Ja... - spojrzał na Kai'a niepewnie, jednak poszedł szybko za niewolnikiem. Wiedział, że musi iść do Cyryla. Bał się jego gniewu a nie dostał innego polecenia od Pana Nicholasa.
Kai w tym czasie od razu podszedł do komnaty swojego pana mówiąc mu o tym, że Pan Cyryl wezwał Danzela...
***
- C-czy Pan jest zły? - zapytał cicho, chłopak idąc za niewolnikiem.
- Tak. Zdenerwował się, że nie przyszedłeś odrazu. Powiedział, że najwyraźniej musi ci przypomnieć komu masz być posłuszny...
Łzy momentalnie stanęły w oczach chłopaka.
- A-ale... Pan Nicholas mnie wezwał ja - jego dłonie zaczęły jeszcze bardziej intensywnie drżeć.
- Panuj nad sobą. Wiesz, że Pan tego nie lubi - stanęli pod drzwiami do komnaty Pana Cyryla. Denzel odrazu tam wszedł padając na kolana.
Mężczyzna przeniósł wzrok na drugiego niewolnika - Wyjdź stąd - powiedział? po czym zbliżył się do bruneta.
Ten powstrzymywał drżenie, patrząc w podłogę. Co jeśli Pan Nicholas powiedział mu o próbie ucieczki? Czy teraz umrze na torturach?
- Przestałeś słuchać moich rozkazów? - zapytał zirytowanym tonem.
- Przepraszam, Panie. Pan Nicholas kazał mi iść z nim do łaźni - wyjąkał bardzo cicho.
- Pan Nicholas? - wycedził - Czyli teraz jego zdanie jest dla ciebie ważniejsze? - uniósł brew.
- J-ja. Pan Nicholas powiedział, że to on jest moim prawowitym Panem - mówił coraz ciszej.
- Prawowitym Panem? - wycedził - Dobrze - zaśmiał się kpiąco - Czym cię przekupił? Zapewnił ci ochronę? Lepsze miejsce do spania? - zaśmiał się - A potem prawowity Pan sobie wyjedzie, tak?
- Pan Nicholas obiecał, że weźmie mnie ze sobą - skulił się przerażony tonem swojego Pana.
Cyryl umilkł po czym powoli odwrócił się w jego stronę. Teraz czuł jeszcze większą wściekłość - Co?
- Pan Nicholas obiecał, że weźmie mnie ze sobą - powtórzył już nieco głośniej, by nie denerwować Pana bardziej.
- Na co odpowiedziałeś, że zostaniesz ze mną - odpowiedział retorycznie - Jak wierny pies...
Chłopak miał ochotę się rozpłakać. No tak. Był niedobrym Psem.
- J-ja... Przepraszam Panie.
Mężczyzna uniósł na niego spojrzenie i mocno złapał za szczękę - Czyżbym się mylił?
- Przepraszam, ja wiem, że jestem złym psem. Ale obiecuje, że będę ci wierny Panie - powiedział czując jak silny jest jego właściciel.
- A więc słucham - puścił go zakładając ręce na piersi - Chcę wiedzieć wszystko, wykonałeś zadanie jakie ci powierzyłem?
- Panie, Pan Nicholas zakazał mi mówić... mam złamać jego zakaz? - Był bardzo niepewny i zagubiony.
- Mówić... - powtórzył, po czym jego oczy zwęziły się - Powiedziałeś mu o moim rozkazie?! - zapytał, zaciskając usta.
- Rozkazał mi... Nie wiedziałem co mam robić Panie.
- A czyich rozkazów miałeś słuchać? - wycedził - Do kogo należysz?! - warknął.
- Nie wiem, Panie - padł na twarz zaczynajac płakać.
Wolał już czasy przed poznaniem Sir Nicholas'a. Wtedy przynajmniej był stabilny...
- Nie wiesz?! To ci przypomnę - wycedził sięgając po bat.
- Panie... - spojrzał na bat z przestrachem, jednak nie zareagował.
- Nie odpowiada ci?! - warknął, po czym zaśmiał się kpiąco - Dobrze a więc zrobimy inaczej - Skoro nie potrafiłeś milczeć i wykonać rozkazu jaki ci zleciłem języczek nie jest ci potrzebny - powiedział sięgając po nóż.
- P-panie, Proszę... - zacisnął dłonie w pieści, a łzy lały się jeszcze mocniej po jego policzkach.
- Mogłeś myśleć wcześniej - wycedził, podchodząc bliżej niego na co chłopak przerażony zaczął się cofać. Wiedział, że tylko jedna osoba może go ochronić...
Zerwał się na równe nogi i zaczął biec w stronę drzwi. Pan Nicholas mu obiecał. Ochroni go prawda?
- Stój - krzyknął za nim Cyryl lekko zdziwiony posunięciem niewolnika. Jeszcze przed przyjazdem jego kuzyna nie odważył by się na coś takiego. Ten oczywiście zatrzymał się na ułamek sekundy, jednak potem znów zaczął uciekać. Jego bieg nie trwał długo, gdyż jego właściciel właśnie kierował się w stronę komnaty z której wybiegł.
Nicholas, widząc przerażonego chłopaka zatrzymał się w połowie korytarza a Danzel padł przed nim na kolana.
- Panie błagam, ocal mnie - objął jego stopy, unosząc przerażone spojrzenie na zdezorientowaną twarz Pana...
____________________________
Wstawiam wam na szybciora i lecę, bo za chwilkę mam kosmetyczkę, miłego czytania! 💓✨
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top