Rozdział XLI

Po krótkim czasie dotarli do komnaty, gdzie Nicholas powoli ułożył Kai'a na łóżko i spojrzał na jego plecy, krzywiąc się.
Dotknął delikatnie dłonią jego łopatki i spojrzał na drugiego niewolnika.

- Eliot, przynieś mi bandaże i maści. Trzeba się tym zająć - powiedział.

- Oczywiście, Nick'o - wyszczerzył się, jednak po chwili opuścił pomieszczenie.

Kai zmarszczył lekko brwi na to określenie, jednak nie odezwał się ani słowem.

- Jak się czujesz? - zapytał Nicholas łagodnie, unosząc jego podbródek.

- Boli, Panie. Ja tak bardzo przepraszam za swoje zachowanie...

- Już dobrze - pogładził jego policzek, po czym pocałował go w czoło - Już w porządku, to... Ja przepraszam. Obiecałem, że nie pozwolę cię tknąć i złamałem dane Ci słowo.

- Panie, ja... Nie odpowiedziałem, bo sądziłem, że nie mogę... - wyjaśnił słabym głosem.

- Tak, wiem o tym - oparł go o siebie, widząc jak słaby jest blondynek - Przepraszam, że skazałem Cię na takie cierpienie - wyszeptał.

- Jest... W porządku, Panie - powiedział szczerze, przytulając się do niego.

- Zaraz się tobą zaopiekuję - powiedział czule - Połóż się, wyglądasz jak byś miał zemdleć.

- To bardziej z nerwów, Panie. No i mam niski próg bólu - położył się ze skrzywieniem.

- Wiem... Teraz złożę Ci obietnicę. W towarzystwie Eliot'a byś nie miał żadnych wątpliwości.

- Panie...? - powiedział cicho - Coś nie tak?

- Ze mną. Zdecydowanie jest coś nie tak - uśmiechnął się lekko - Ale teraz nie ma to już żadnego znaczenia.

Do pomieszczenia wszedł ciemnowłosy, niosąc wskazane przedmioty - Wszystko już mam.

- Podaj mi to - wziął je od niego - Połóż się - przeczesał złote włosy Kai'a.

Ten ułożył się na brzuchu pokazując swoje plecy. Miał na nich siedem krwistych lini.

Nicholas poczuł ból w sercu na ten widok. Schylił się i pocałował delikatnie najmniej poranione miejsce - Wybacz mi.

- Panie. Nie mam nawet czego wybaczać. Zasłużyłem...

- Mylisz się - pokręcił głową, po czym sięgnął po wodę - To zaboli. Wytrzymasz dla mnie, prawda?

- Dla Ciebie zniosę wszystko, Panie - zacisnął powieki.

Mężczyzna uśmiechnął się i jak najdelikatniej zaczął przemywać mu rany z zaschniętej krwi. Zganił się w myślach.

Powinien zrobić to wczoraj...

Chłopak co chwilę podskakiwał ale starał się nie wydawać dźwięku. Zacisnął dłonie na prześcieradle.

Nicholas pogładził jego dłoń, po czym przestał na chwilę - Zrobimy przerwę - zadecydował - Twoje rany są bardzo płytkie. Niedługo powinno nie być po nich śladu.

- Dziękuję, Panie - miał ochotę się skulić, jednak nie zmienił pozycji. Nadal bał się że Pan jest na niego zły.

- Napij się - powiedział jeszcze mężczyzna, przechylając w jego stronę kielich z winem.

- Panie...? - zapytał cichym głosem Kai widząc czerwony trunek. Pan zapomniał, że to nie woda? Przecież... On nie mógł pić alkoholu...

- Spokojnie, to pomoże Ci lepiej znieść ból - zapewnił mężczyzna.

- Dziękuję, Panie - zamoczył wargi w słodkim napoju i upił parę łyków. Wino było bardzo dobre, westchnął więc z przyjemnością.

- W szczególności lubisz wino, zgadza się? - uniósł brew Nicholas.

- J-ja... - Kai zaczerwienił się - Wino to napój Panów Panie, wiem, że nie powinienem go lubić.

- Ale to ono najczęściej znikało z mojej piwniczki po tym jak byłeś w pobliżu - powiedział.

Chłopak spojrzał na niego przerażony i opadł przed nim na kolana - Przepraszam, Panie! - zaczął płakać.

- Ej, Cii - mężczyzna uniósł go delikatnie i przytulił do siebie - Spokojnie...

- Ja wiem, że nie powinienem. Naprawdę wiem - pociągnął nosem.

- Jesteś człowiekiem. Masz swoje potrzeby, tak? - nakierował na siebie jego sarnie spojrzenie - Ani razu nie dopuściłeś do sytuacji zbyt dużego upojenia alkoholowego; więc nie wydarzyło się nic złego.

- Panie, po prostu... Czasem gdy się bałem wino mi pomagało -wyjaśnił uciekając wzrokiem.

Czyli Pan nie był zły?

- Czego się bałeś? - zapytał, marszcząc lekko brwi. Był ciekaw czego obawiał się jego niewolnik.

- Po wizytach na arenie lub targu miewałem koszmary. Bałem się, że mnie też to w końcu spotka. Panie, czy... mogę mieć prośbę?

- Oczywiście, jaką? - zapytał, gładząc jego policzek.

- Czy gdy już się Panu znudzę, albo zestarzeję, może mnie Pan zabić bez tortur? Proszę. Będę ciężko pracować na tą łaskę, obiecuję!

Nicholas spojrzał na niego przez chwilę, wzdychając ciężko - Masz mnie za... Takiego? - zapytał nie ukrywając smutku w głosie.

- Słyszałem od innych, że zawsze pozbywa się niewolników na arenie. Dzięki temu Pan może jeszcze na koniec na nich zarobić.

- Nie dziwię Ci się, że masz takie zdanie o nas... O mnie - powiedział patrząc również na Eliot'a - Jestem kimś okrutnym w twoich oczach...?

- Nie. Jak na Pana jesteś naprawdę bardzo ludzki - Eliot pocieszył go.

- Wyrządziłem wiele złych rzeczy. Rzeczy, których żałuję nawet jeśli ich nie pamiętam... - powiedział, po czym znów spojrzał na Kai'a - Spójrz na mnie - poleciał nieco bardziej stanowczo.

Chłopak uniósł wzrok. Wiedział, że jego Pan jest dobry, jednak i tak się bał.

- Obiecuję, Ci że już nigdy nie uderzę Cię batem. Ani ja ani nikt inny. Zrozumiałeś mnie?

- Panie, ale... Ja muszę dostawać batem - zaprzeczył - Jak inaczej mam się nauczyć czego mi nie wolno?

- Jesteś dobrym chłopcem - powiedział szczerze - Nie potrzebujesz bym karał Cię tak surowo gdy popełnisz błąd. Wiem, że się starasz.

Kai był zdziwiony i zagubiony. Nie rozumiał co się dzieję. Całe życie drżał w obawie przed batem, jednym z najboleśniejszych narzędzi, a teraz miał już nim nie dostać?

- Jeśli taka jest Pana wola...

- A odpowiadając na Twoje pytanie... oczywiście, że nie skazałbym Cię na taką śmierć. Będziesz przy mnie tak długo aż odejdę. Nie znudzę się Tobą - Powiedział powoli - To samo dotyczy ciebie Eliocie.

- Liczysz, że spędzę całe swoje życie przy twoim boku? - Eliot powiedział głucho.

Wcześniej się nad tym nie zastanawiał... żył z myślą, że ucieknie.

- Zakładam, że szybko zostanę otruty, jednak do tego momentu... Chciałbym mieć was przy sobie - skinął głową.

- Nie! - Kai ożywił się - Pan nie może zostać otruty. Pan na to nie zasłużył!

Nicholas uśmiechnął się dotykając jego policzka - Och, Kai - pokręcił głową - Cieszę się, że nie jesteś jednym z niewolników, który byłby w stanie mnie zabić - powiedział, po czym spojrzał wymownie na Eliot'a, unosząc kąciki ust.

Ten jedynie zaśmiał się pod nosem.

- Dlaczego nie wycofasz się z takiego życia? - przysiadł swobodnie na łóżku - Przecież zawsze możesz wyprowadzić się gdzieś na wieś i żyć tam z dala od niebezpieczeństw.

- To nie czas na takie rozmowy -  zapewnił, po czym przymknął oczy spoglądając na Kai'a - Musimy wrócić do opatrywania cię - powiedział.

- Oczywiście, Panie - ułożył się ponownie na brzuchu pozwalając Panu opatrzeć swoje rany. W tym czasie Eliot podszedł za swojego Pana i zaczął całować go po szyi.

Nicholas uśmiechnął się lekko, cały czas delikatnie dotykając szmatką wypukłości na skórze chłopaka również co kilka chwil przy jego mocniejszym ruchu całując wrażliwą skórę. W końcu skończył,  nakładając jeszcze na niego maść z różnych roślin - I wszytko gotowe - uśmiechnął się.

- Dziękuję, Panie - Kai pocałował go w dłoń z wdzięcznością na co ten pogłaskał go po głowie.

- Powiedz mi... Oststnio wspominałeś o głodowaniu innych niewolników - zaczął

- Tak, Panie. Oni tutaj nie dostają zbyt wiele jedzenia - pokiwał głową.

- Wciąż należą do mnie. Cyryl sprawuje nad nimi opiekę, jednak to mi wypada o nich realnie dbać. Porozmawiam z nim o tym.

- Dziękuję, Panie - Kai uśmiechnął się wdzięcznie.

- Hmmm... Całkiem zapomniałem o Twojej obiecanej nagrodzie. Carvin i ty powinniście się pobawić.

- Och... - Kai zarumienił się lekko - Nie musisz, Panie... Sprawianie Ci radości jest dla mnie wystarczającą nagrodą.

- Ale chcę. Jakoś myśl o waszych twarzach wykrzywionych w przyjemności mi się podoba. Czy dziś wieczorem dałbyś radę uczestniczyć w takim pokazie?

- Postaram się, Panie. Dzięki twojej opiece plecy prawie nie bolą - uśmiechnął się lekko.

- Dobrze. W takim razie ustalone - położył się wygodnie - Eliocie, obejmij mnie.

- Oczywiście, Panie - uśmiechnął się ciemnowłosy i ułożył się w ich ulubionej pozycji. Z tyłu za jego plecami obejmując umięśnionymi ramionami.

__________________________

Dzień dobry!
*Kaszel mnie dusi ;-;*

Przepraszam, jeśli w rozdziale są jakieś błędy, ale źle się czuję i chyba mam gorączkę. Raczej nie umrę ale trzymajcie kciuki i dbajcie o siebie żeby nie zachorować ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top