Rozdział XI
Zaczął błądzić palcami po gładkiej skórze mężczyzny. Ustami objął drugiego sutka, ssąc go i lekko przygryzając. Jego właściciel sapnął, odchylając lekko głowę do tyłu i przygryzł wargę, czując coraz większą przyjemność. Pocałunki zalały całą jego skórę. Niewolnik odruchowo zaczął traktować swojego Pana jak kobietę. Temu, chyba to jednak nie przeszkadzało.
Co jakiś czas unosił wzrok by sprawdzić, czy aby napewno nie posuwa się zbyt daleko, jednak słysząc jęki rozkoszy wiedział, że wszystko jest w porządku. A przynajmniej tak to odbierał...
Pan ponownie wystrzelił w jego dłoń brudząc wszystko białawą cieczą. Odsunął się od niego czekając na kolejne polecenia. Ten dyszał zmęczony, otwierając oczy i po chwili wpatrywania się w sufit spojrzał na niewolnika.
- Jeszcze jakoś ci służyć, Panie? - zapytał starając się, by jego ton nie brzmiał zbytnio sztucznie i udawanie.
- Zostań tu - powiedział, wskazując miejsce koło siebie.
Eliot zdziwił się nieco, jednak posłusznie uklęknął obok swojego Pana, oddychając głęboko. Łóżko było takie miękkie jednak, on nadal nie stracił swojego honoru. I nie zamierzał tego zrobić.
- Masz tu spać - rozkazał Nicholas, i otwierając oczy - Zgaś świece i kładź się.
Ciemnowłosy zmarszczył brwi jeszcze bardziej zdziwiony, ale posłusznie wypełnił rozkaz, po chwili kładąc się obok swojego Pana. Nigdy wcześniej nie spał w takiej wygodzie. A jemu zdawało się, że to ich łóżka na dole w salach niewolników są tak wygodne. Czy będzie w stanie zasnąć na czymś tak miękkim?
W trakcie jego rozmyśleń, jego Pan
przymknął na nowo oczy i zaczął miarowo oddychać, zapadając powoli w sen. W pewnym momencie przysunął się do swojego niewolnika, wtulając w większe ciało. Noc była chłodna, a on był tak ciepły...
Eliot wstrzymał odddch nie wiedząc jak postąpić. Odsunąć się? A może pozostać w tej pozycji? Czy może jednak się nie ruszać? Choć rola przytulanki lekko mu ubliżała, nie drgnął. Zasnął niepewnie, śpiąc do samego rana.
***
Z za okien dostrzegł promienie ciepłego słońca wpadające do pomieszczenia i oświetlając je. Powoli zsunął z siebie cienkie okrycie i wstał jak najciszej z łóżka.
Wtedy, Nicholas otworzył ponownie oczy - Gdzie się wybierasz?
- Ja... Przyniosę Panu śniadanie - odparł powoli, mówiąc to, co jako pierwsze przyszło mu do głowy.
- Śniadanie o stałej porze zawsze przynosi inny niewolnik. Wracaj tu, zanim cię ukarzę...
Chłopak odetchnął cicho, zaciskając usta, nie chcąc odpowiedzieć w niegrzeczny sposób, po czym wrócił i stanął nad łóżkiem nie wiedząc jak ma postąpić. Uklęknąć? Usiąść? A może się położyć?
W końcu zdecydował się przyjąć tą samą pozycję co wcześniej. Ułożył się koło swojego Pana, nieznacznie rozluźniając. Zapanowała kilkusekundowa, niezręczna dla niewolnika cisza, którą na szczęście przerwał jego właściciel.
- Robisz to co każę. Nie kazałem ci wstawać, więc chocibyś miał leżeć tu aż do zmierzchu, będziesz to robił, bo taka jest moja wola. Czy to zrozumiałe? - zapytał retorycznie.
- Tak, Panie - powiedział mężczyna ciężko. Powinien się cieszyć, że nie musi pracować, ale jakoś nie potrafił. Brakowało mu prażącego słońca i ciężkiego wysiłku fizycznego.
- Drugi raz tego nie powtórzę - ostrzegł jeszcze.
- Oczywiście, Panie. Nie będziesz musiał - obiecał, patrząc w sufit.
W chwili, gdy skończył mówić ktoś zapukał do drzwi.
- Wejść! - krzyknął Nicholas, kompletnie ignorując to, że wciąż jest nagi i jedynie w pasie zakrywa go miękka tkanina.
Do pomieszczenia wszedł niewolnik, którego Eliot wcześniej nie widział ani razu, po czym uklęknął zaraz za drzwiami.
- Czy nie wyraziłem się jasno, mówiąc że ma mi nikt nie przeszkadzać? - wycedził, patrząc na niego surowo.
- P-przepraszam, Panie - wyjąkał chłopak - Przyjechał Pan Eustazjusz, wezwał go Pan kilka dni temu do...
- Uważasz, że mam sklerozę? - syknął, unosząc się na łóżku.
- Czeka na Pana w salonie dla gości - powiedział niepewnie chłopczyk.
Eliot w tym czasie ani drgnął, leżąc cały czas na miękkich poduchach.
- Pomylony starzec, miał być w południe - Wymruczał do siebie - Obsłużcie go należycie, zjem na tarasie - machnął głową w stronę swojej szafy, na co nieowolnik od razu do niej podszedł, wyciągając szaty, by go ubrać. - Wyjdź. - powiedział jeszcze do Eliota, po czym podniósł się.
Ciemnowłosy opuścił pomieszczenie najszybciej jak się dało i poszedł szukać Kai'a. Nie miał innego pomysłu co ze sobą zrobić. Chciał też znaleźć się jak najdalej od tej Komnaty.
Rozglądał się po korytarzach nie dbale, zawiązując swoją tunikę w pasie, po czym zszedł na dół, do pokoju widząc Sam'a, niewolnika, który szył jego rany.
- Widziałeś może Kai'a? - spytał, kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Kai'a? Tak, szukał cię. Gdzie tak właściwie byłeś? Martwił się przez całą noc, że coś zrobiłeś i pływasz już od dawna w worku na dnie oceanu - zaśmiał się chłopak.
- Pan zatrzymał mnie u siebie i robiłem mu najwyraźniej za dodatkową poduszkę w nocy, bo się do mnie przytulał jak mały kotek - odpowiedział mu również ze śmiechem. - A więc, gdzie mogę znaleźć tego radosnego blondyna?
- Zaraz... - Chłopak spojrzał na niego poważnie - Chcesz powiedzieć, że... Zostałeś u Pana... Na noc?
- Tak, coś w tym dziwnego? Myślałem, że zawsze tak robi - zmarszczył brwi.
- N-nie - pokręcił głową - Nigdy tak nie robi. To znaczy... Spędza czasami z niewolnikami całe noce, ale... Do czasu gdy robi się senny. Nigdy nie śpi razem z nimi.
- Hmm... Jakiś pomysł, dlaczego ja robiłem za przytulankę? - spytał, tracąc pewność.
- Nie mam pojęcia, ale... Nie ze mną o tym rozmawiaj. Ja tu robię za Medyka. Niby jestem niewolnikiem seksualnym Pana, ale woli mnie używać w inny sposób. Chyba nie jestem w jego typie - wzruszył ramionami - A co do Kai'a, jest na dworze, prawdopodobnie w ogrodzie.
- Dobrze. Pójdę do niego zanim rzuci się w morze, żeby mnie ratować. - zaśmiał się ponownie i udał do ogrodu.
Zobaczył tam swojego Pana razem z jakimś starcem i ślicznego rumaka. Ten widać było, że utyka i nie staje na jedną nogę. Przystanął więc, widząc jak ci żywo o czymś rozmawiają, po czym powoli się zbliżył do ściany dużej stajni tak by pozostać niezauważonym i przysłuchiwać się rozmowie.
- Nie mam pojęcia co z nim nie tak Nicholasie. Próbowaliśmy już wszystkiego, i obawiam się, że zostaje nam tylko amputacja jego kopyta i założenie protezy. Nie widać żadnego urazu, nigdzie, ani na jego nodze ani kopycie. - mówił powoli człowiek, który zapewne był medykiem lub znał się na tyle dobrze, że mógł ocenić stan zwierzęcia.
- To jeden z moich lepszych koni, amputacja nie wchodzi w grę - pokręcił głową stanowczo jego właściciel.
- Wybacz, ale w takim razie nie jestem w stanie ci pomóc. Możesz zabrać go do stolicy, albo ludów na pustyni. Oni być może posiadają większą wiedzę.
- Zajmujesz się tym, musisz wiedzieć - uniósł się - Zapłacę ci ile zechcesz, tylko spraw by mój koń wrócił do sprawności.
Eliot wyszedł wtedy zza stajni. To mogła być jego szansa. Miał nawet pomysł, co mogło dziać się z koniem.
- Panie... - klęknął przed nim.
- Co tu robisz? - spytał ten, surowym głosem.
- Ja... - zagryzł wargi wiedząc, że sporo ryzykuje - Usłyszałem Pana rozmowę w sprawie konia i...
- Podsłuchiwałeś rozmowę swojego Pana? - uniósł brew.
- Cóż za brawura... - skomentował starzec, patrząc na niego bez krzty życzliwości.
- Wiem jak mu pomóc Panie - wtrącił pewnie Eliot.
- Skąd ty niby miałbyś to wiedzieć? Skoro mój medyk nie wie? - uśmiechnął się kpiąco Nicholas.
- Zajmowałem się końmi Panie - powiedział powoli - Pochodziłem z ludu, który słynął z ich wychowania i tresury. - zaczął spoglądając na rumaka - Jeśli nic nie doskwiera mu fizycznie... Panie, czy od kiedy zaczął utykać, może więcej czasu spędzać na pastwisku i nie musieć pracować?
- Nie rozumiem... - powiedział powoli tym razem drugi z mężczyzn.
- Być może, symuluje. Wygląda jak czystej krwi Morgan. A to przebiegłe stworzenia - wziął go na uwiąz i poprowadził kawałek.
- Koń? Symuluje? - powtórzył za nim medyk - Cóż za brednie.
- Panie, czy posiadasz może w swojej kolekcji psy do polowań? - spytał, tylko piorunując wzrokiem medyka.
- Jak śmiesz... - zaczął, jednak Nicholas przerwał mu.
- Owszem, mów dalej - skinął mu głową.
- Można by przekonać się czy symuluje. Koń, który naprawdę cierpi opadnie ze zmęczenia już po chwili uciekania przed drapieżnikiem. Jeśli, jednak jest zdrowy... - zrobił pauzę głaszcząc bok ogiera.
- Nigdy nie słyszałem większych głupstw. - powiedział starzec urażonym tonem - Pozwolisz by jakiś pies mówił co masz robić Nicholasie? Tak się nie godzi...
- Z tego co zauważyłem, ty nie masz lepszych pomysłów. A to może być nawet zabawne. Jeśli się pomysliłeś... - podszedł do niewolnika łapiąc go za włosy - To na ciebie puszczę moje psy gończe.
- Tak, panie - odparł Eliot pokornie.
Pan, razem z wysoce urażonym medykiem i Eliotem, który trzymał konia za wodzę, weszli na odkrytą zamkniętą ujeżdżalnię znajdującą się nieopodal. Dopiero teraz niewolnik zauważył, jak ogromna jest posiadłość oraz jej tereny. Widoki zapierały mu wręcz dech w piersiach.
________________________
Witajcie!
No i jak sądzicie? Jestem ciekawa co myślicie o Nicholasie, jakie macie co
Do niego odczucia? ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top