Rozdział VII
- Pamiętasz, co ci mówiłem? - zapytał chłopak, przenosząc na niego wzrok.
- Odnośnie? - zapytał niepewnie. Cóż. Dziś Kai mówił mu wiele rzeczy. Bardzo wiele...
- Ogh — jęknął cierpięczniczo blondyn — O zachowaniu względem Pana, o tym, co masz mówić, a czego nie mówić. O tym co robić i... I tak dalej.
- Ach... Więc mówisz o wszystkim. Wydaje mi się, że pamiętam — powiedział pewnie, po czym przygryzł wargę — Przynajmniej większość... - dodał już mniej pewny siebie.
Kai pokręcił jedynie głową, po czym ruszył z nim po kamiennych schodkach w dół. Schodzili jakiś czas, czując coraz większe ciepło. W końcu znaleźli się jednak w pomieszczeniu przypominającym piwnice, w nim emanowało duże gorąco. Na środku znajdował się ogromny piec i różne narzędzia. Na pierwszy rzut oka, widać było, że znajdują się w kuźni
- Myślałem, że się nie doczekam — wywrócił oczami nieco umorusany od sadzy mężczyzna — Chodź — przeniósł wzrok na ciemnowłosego niewolnika.
Eliot kiwnął głową, nie do końca wiedząc, jak się zachowywać, by nie wpędzić siebie, ani Kai'a w kłopoty. Pozwolił się posadzić na małej ławie i obejrzeć mężczyźnie. Szanował fakt, że ten ciężko pracował.
- No no, widzę, że dawno ci jej nikt nie ściągał. Zresztą, ten kto ją zakładał, też nie był profesjonalistą — mruknął, przyglądając mu się uważnie. - O ile w ogóle miał jakiekolwiek pojęcie na temat obróż. - wymruczał do siebie z niezadowoleniem.
- Tak, mam ją już na sobie od paru lat — potwierdził, zaciskając pięści. Choć kowal, widocznie starał się nie sprawiać mu dodatkowego bólu to i tak manipulowanie przy obroży wywołało krwawienie.
- Nie będę mówił, że nie będzie bolało — powiedział szczerze, po czym spojrzał na Kai'a — Przytrzymaj go, nie chcę przez jego szarpanie się, uciąć mu głowy, zamiast rozciąć obroży.
Blond włosy kiwnął głową i złapał większego od siebie mężczyznę od tyłu.
- Postaram się nie wiercić. - obiecał w tym czasie niewolnik, pozwalając zdjąć sobie obrożę.
Mężczyzna w tym czasie, powoli otworzył, otrzymanym przez jego poprzedniego pana kluczem jego obrożę, po czym odrzucił go za siebie. Nie wiele to dało, sięgnął po jakieś inne narzędzia i powoli zaczął od dołu przecinać jego skórę.
Krew zaczęła spływać w dół, brudząc jego białe ubrania. W oczach poddawanego zabiegowi niewolnika pojawiły się pierwsze łzy, lecz ten, starał się siedzieć bez ruchu gdy kowal odrywał obrożę razem z jego skórą.
Poczuł przyjemne pocieranie pleców i przeniósł wzrok, widząc jasnowłosego chłopaka, który starał się choć trochę dodać mu otuchy. Uśmiechnął się, wdzięczny za to wsparcie. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak pomocne to może być. Nagle poczuł, jak obroża wreszcie puszcza i odchodzi od jego ciała.
- No — powiedział z podziwem mężczyzna, po czym odrzucił ją na ziemię. - Przekaż Panu, że założenie nowej obroży, na razie będzie niemożliwe. Jego rany muszą się zagoić, co może potrwać.
- Naturalnie. Chociaż pewnie nie będzie z tego powodu zadowolony — skrzywił się Kai, nakładając maść na rany i owijając je bandażem. - Opatrzę ci to dokładniej wieczorem — mruknął — Teraz idziemy do Pana, jak się czujesz? Kręci ci się w głowie?
- Jest w porządku. Chociaż, wydaje mi się, że ostatnio straciłem dużo krwi — wstał, patrząc na Kai'a — Ale idziemy, przeżyje. A i dziękuję Panie. - uśmiechnął się wdzięczny do kowala. Starszy mężczyzna uwolnił go od bólu.
***
Ruszyli po schodach, po których mimowolnie pomógł mu wejść jasnowłosy niewolnik, po czym skierowali się w stronę komnat Pana.
Dotarli tam po dłuższej chwili. Eliot patrzył na bardziej doświadczonego towarzysza, starając się naśladować wszystkie jego ruchy.
- Pamiętaj o swoim zachowaniu. - przypomniał mu kolejny raz tego dnia Kai, po czym po zapukaniu w drzwi wszedł do środka wraz z Eliotem.
- Postaram się — mruknął niezbyt zadowolony, przed samym wejściem, po czym opadł na kolana przed swoim nowym Panem — Witaj Panie — przywitał się grzecznie.
"Czy to zaliczało się do odzywania niepytanym?"
Obok niego uklęknął również blondyn i złożył głęboki ukłon, który drugi niewolnik z trudem próbował powtórzyć. Obite plecy, jednak zdecydowanie mu to uniemożliwiały.
- Lepiej niż ostatnio — powiedział jedynie sucho Nicholas. Poczuł na sobie jego przeszywający wzrok.
- Dziękuję, Panie — powiedział z niezbyt dużym entuzjazmem. Pozostał w ukłonie, nie chcąc się narażać.
- Zająłeś się nim? - tym razem mężczyzna przeniósł wzrok na Kai'a.
- Tak Panie, całe przedpołudnie poświęciliśmy na trening — odpowiedział usłużnie.
- Mam nadzieję, że z jakimś rezultatem — prychnął, nie racząc ich kolejnym spojrzeniem — Jak z jego szyją? Pozbyliście się tego kawałka żelastwa? Obrożą bym tego nie nazwał... - skrzywił się.
- Niestety, stara obroża zrosła się ze skórą i trzeba było odcinać ją wraz z nią. Dlatego też kowal zasugerował, by przez jakiś czas nie zakładać nowej, tym samym nie urażając skóry i oszczędzić nakładania kolejnych drogich należących do siebie maści. - wyjaśnił, lekko spiętym tonem.
Eliot był pod wrażeniem. Chłopak naprawdę potrafił dobrze się wysławiać. W odróżnieniu od niego...
- Ile czasu? - zapytał jedynie, niezauważalnie przyglądając się szyi ciemnowłosego.
- Być może nawet kilka księżyców. Zależy, jak będzie się goić — wyjaśnił Kai, Eliot nie słuchał już jednak jego słów. Klęczał, przenosząc się myślami w lepsze miejsce.
- Niech kowal założy mu obręcz zastępczą. Również z moimi inicjałami — odparł po chwili namysłu Nicholas.
- Dobrze, Panie. Mamy iść już teraz? - spytał spokojnie blondyn.
- Nie — pokręcił głową — Teraz zostaniecie tutaj. - powiedział, po czym wstał i podszedł do Eliota, łapiąc go za włosy i nakierowując jego wzrok na siebie — Sądzę, że wiesz, iż brak obroży nie zwalnia cię z wierności względem mnie? - zapytał, choć bardziej brzmiało to na pytanie retoryczne.
- Oczywiście, Panie. Uratowałeś mi życie, będę ci służyć, z całych sił — powiedział najpotulniej, jak tylko potrafił. W myślach planował już jednak ucieczkę.
- Nie zdzierżę psa, który gryzie rękę, która go karmi — powiedział jeszcze, po czym puścił go i znów usiadł w fotelu — Wina — powiedział jedynie, na co Kai szybko się podniósł i stanął po jego prawej stronie, nalewając mu ciemnoczerwonego płynu do kieliszka.
Eliot powtórzył w głowie jego słowa. Nie miał na razie żadnego interesu w krzywdzeniu swojego Pana. Najwidoczniej nie był aż taki zły, a jego niewolnikom żyło się dobrze. On chciał tylko stąd odejść. Być wolnym, jak dziki koń...
- Opowiedz mi coś o sobie — powiedział obojętnie, upijając trunku z kielicha.
- Ja, Panie? - spytał niezbyt zadowolony mężczyzna, wyrywając się z rozmyśleń — Więc nie wiem ile mam lat, pochodzę z koczowniczego pustynnego ludu i zostałem pojmany do niewoli jakoś przed dziesięcioma wiosnami.
- Ilu miałeś panów? - zapytał, ponownie przyglądając mu się uważnie. Nie mógł zaprzeczyć temu, że niewolnik był naprawdę przystojny i miał umięśnione, muskularne ciało.
- Trzech. Pierwszy miał mnie jedynie przez parę miesięcy w ramach tresury, potem trafiłem do innego domu na dwa lata, a w końcu do Pana, od którego mnie Pan odkupił — pochylił głowę, pozwalając kosmykom włosów opaść na nią.
- W jaki sposób służyłeś? - zapytał, nie odrywając od niego swojego intensywnego wzroku.
- Pracowałem na budowie Panie. Na początku, u pierwszego Pana opiekowałem się też końmi — dodał, maskując smutek w głosie. Od tych wszystkich lat nie usiadł na koniu, nie mówiąc o jeździe.
- Nie służyłeś Panom w sposób seksualny? - zadał kolejne pytanie.
Na te słowa, niewolnik ledwo powstrzymał się przed uniesieniem wzroku.
- Nie, miałem samych Panów i nie należę do... kanonu piękna niewolników seksualnych. Raz miałem za zadanie pokryć kobietę dla mojego Pana, ale nie wiem, czy to się liczy.
- Wspaniale — powiedział, po czym uśmiechnął się drapieżnie.
Ten dostrzegając uśmiech i radość w jego głosie, cały się spiął. To nie wyglądało dobrze. Definitywnie. Miał jednak nadzieję, że zostanie użyty do bycia na górze, nie zniósłby wkładania czegokolwiek w niego.
- Kai... - Mężczyzna zwrócił się tym razem do drugiego niewolnika, który klęczał po jego prawej stronie.
- Tak, Panie? - spojrzał na niego w pełni gotowości.
- Przygotuj go na dzisiejszy wieczór — powiedział nieco ciszej, jednak te słowa bez trudu dotarły do uszu Eliota.
- Oczywiście Panie — pokiwał głową.
Ciemnowłosy w tym czasie myślał, że zaraz zwymiotuje. Zaczął sprawdzać się jego największy koszmar.
Nicholas następnie odprawił ich dłonią, rozsiadając się w fotelu.
—————————————————
Witajcie szczeniaczki!
Przychodzimy do was z nowym rozdziałem. Podoba się wam? Czekamy na komentarze ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top