Rozdział LVI

- Wszystko spakowane? - zapytał Nicholas, przyglądając się kufrom zakładanym na konie.

- Tak Panie — powiedział Kai.

Podobało mu się tu, ale wolał już wrócić do rezydencji.

- Przyprowadźcie Danzela i... tego drugiego chłopca do mojej komnaty. Eliot, zajmiesz się tym? - przeniósł wzrok na wyższego niewolnika.

- Oczywiście, Mój Panie — poklonil głowę i wyszedł w poszukiwaniu wskazanych niewolników. Z Danzelem poszło mu łatwo, jednak znalezienie blondyna nie szło mu najlepiej.

Nicholas w tym czasie wrócił do komnaty, z której wszystkie jego rzeczy zostały już zabrane i zapakowane do drogi.

Usiadł, czekając na Eliota.

Ten w tym czasie rozglądał się po korytarzach z Danzelem ledwie nadążającym za nim — Wiesz może, gdzie jest ten chłopak? - spojrzał na niego.

- Loras? Zapewne... - zagryzł wargę, jakby nie chcąc czegoś powiedzieć — Może sam po niego pójdę?

- Ukrywasz coś? - przekrzywił głowę, przyglądając się uważnie chłopakowi.

- Nie, nie — odpowiedział szybko, patrząc w podłogę.

- Nie jesteś dobrym kłamcą — stwierdził — Pan wydał mi rozkaz przyprowadzenia was obydwu. Mam mu powiedzieć, że to utrudniasz?

- Nie! Przepraszam, ja... - odpowiedz od razu przestraszony i zaczął gdzieś iść — Po prostu, Loras trochę to przeżywa... Sądził, że Pan go nie weźmie.

- To znaczy? - zmarszczył lekko brwi — Przecież Pan zawsze dotrzymuje słowa.

- Rozmawiałem z nim ostatnio. Pan nie zwracał na niego zbytniej uwagi przez ostatni tydzień, więc myślał, że nie zostanie tutaj.

- Nasz Pan zawsze dotrzymuje słowa. Bez względu na okoliczności — odparł sucho — Zaprowadź mnie do niego.

- Oczywiście — skinął głową nieco zlękniony i poszedł z nim do małego pomieszczenia, niedaleko łaźni, było małe i ciasne. Pełne różnych olejków. Siedział w nim skulony niewolnik, przytulając do siebie kawałek materiału.

- Lorasie — Eliot westchnął głęboko, stając u drzwi i patrząc na niego.

Wywołany chłopak podskoczył, chowając za sobą szmatkę i patrząc na niego wielkimi zaczerwienionymi oczami.

- Co tam masz? - przekrzywił głowę mężczyzna, przyklękając przy nim.

- Proszę, zostaw mi chociaż to. Błagam! Na boga, mogę cię zaspokoić, jak zechcesz, tylko... - zapłakał, ściskając materiał mocniej.

- O czym ty mówisz — Eliot spojrzał na niego poważniej - Zdajesz sobie sprawę, że takie propozycje bez zgody Pana są karane?

Loras skinął głową, drżąc z przerażenia — My... Zawsze tak... - zaczął, ale starszy przerwał mu wymownie.

- Tak było do tej pory, teraz wszystko się zmieni. Nie powiem Panu o tym co mi zaproponowałeś, ale najpierw pokaż to — wyciągnął dłoń.

Chłopak wyciągnął do drżącą dłoń, dzierżącą materiał. Eliot zmarszczył brwi, próbując dostrzec, czym jest białe zawiniątko. Dopiero po chwili dostrzegł, iż jest to jedna z koszul Pana, która kiedyś zginęła. Nie była droga, więc nawet nie próbowali jej szukać. Wręcz Nicholas zupełnie zignorował jej zniknięcie.

Eliot zapewne sam by jej nawet nie rozpoznał. Nie różniła się niczym innym od tysiąca innych tkanin, jednak... Ten zapach, poznałby go od razu — Czy to należy do Pana? - zapytał, biorąc ją i rozprostowując w dłoniach.

Loras nie odpowiedział, patrząc na ziemię i kuląc ramiona. Wykrzywił głowę, szykując się na uderzenie w twarz.

- Zadałem ci pytanie — odparł ten głośniej, przebierając materiał w palcach.

- Tak, Panie — wyszeptał drżącym głosem.

- Spójrz na mnie — powiedział, jednak po chwili oczekiwania znów się odezwał — Spójrz!

Chłopak uniósł wzrok. Wyglądał na przerażonego.

- Nie jestem Panem — odparł łagodnie — To słowo rezerwujesz tylko dla jednej osoby, czy wiesz dla kogo?

- Dla Pana domu — odpowiedział odruchowo.

- Do Pana Nicholas' z dynastii Acyliuszy.
Do właściciela tego? - wskazał na koszulę — Zrozumiałeś?

- Tak, zrozumiałem — wyszeptał skruszony -Przepraszam, że to zabrałem.

- Ukradłeś to Panu? - zapytał, jeszcze chcąc się upewnić.

Cenił sobie szczerość u ludzi.

- T-tak - przyznał, zalewając się łzami — Błagam! Ja nie chcę pod pręgierz! Ja nie dam rady. Zlituj się! - zaszlochał niewolnik.

- Nie płacz, nie powiem mu o tym — oddał mu ubranie — Pamiętaj jednak, że kradzież jest zła i w innych okolicznościach zostałbyś ukarany.

- J-ja, chciałem tylko mieć coś, co pachnie Panem. Żeby móc sobie przypominać, jego dobro — pociągnął nosem i wtulił twarz w materiał.

- Na razie skup się na przygotowaniach. - podniósł się — Otrzyj łzy, Pan chce Cię widzieć.

- Już — doprowadził się do porządku, chowając swój cenny skarb za misą i kilkoma dzbanami. Podążył za mężczyznami posłusznie

Eliot, chcąc go uspokoić, objął go jedynie ramieniem, po czym stanęli przed drzwiami i po zapukaniu kilka razy weszli do środka.

***

Loras i Danzel od razu opadli na kolana, pokornie pochylając głowy przed swym Panem.

- Nie spieszyliście się — skomentował Nicholas, przyglądając się całej trójce.

- Zaszły pewne trudności Panie, ale już nim zaradziliśmy — Eliot uśmiechnął się do swojego właściciela.

Nie uklęknął, ani nie padł na twarz jak pozostali. Zbliżył się jedynie do Pana dumnie, stając przed nim.

Ten skinął głową — Jesteście gotowi do drogi? - zapytał, patrząc na dwójkę młodych niewolników.

- Tak Panie — Danzel odpowiedział posłusznie, jednak drugi niewolnik się zawahał

- J-ja... też, Panie?

- Zgadza się — mężczyzna przyjrzał mu się uważniej.

Chłopak wyglądał, jakby miał ochotę rzucić się Panu do stóp.

- Tak Panie, jestem gotów — odpowiedział, zaciśniętym ze wzruszenia głosem.

- Dobrze, zatem nie chcę przedłużać mojego wyjazdu — odparł — Wyruszymy jeszcze dziś i mam nadzieję, że podróż minie bez komplikacji.

- Panie... - Eliot spojrzał na niego uważnie — Czy możemy jeszcze przed tym porozmawiać?

- Oczywiście, możecie odejść — machnął dłonią na dwójkę przed nim, po czym spojrzał wyczekująco na swojego niewolnika.

- Ten chłopak, Loras. Jest mocno do Pana przywiązany. Jak to się stało? - zamrszczył brwi.

Nicholas zastanowił się przez chwilę — Cóż... Nigdy nie doszło między nami do większego zbliżenia... Bawiłem się nim kiedyś i zaopiekowałem jednak nic poza tym. O czymś wspominał? - dodał zaciekawiony, przypominając sobie, jak zakazał mówić chłopakowi tego komukolwiek pod groźbą śmierci na arenie.

- Nie, ale płakał w salce, myśląc, że nie zabierze go Pan ze sobą — przyznał, pomijając fakt kradzieży. W końcu dał chłopakowi słowo.

- Przypominał mi Kai'a, jest niezwykle wrażliwy jak on. I równie skrzywdzony. Poczułem, że czas by jego los nieco się odmienił.

- Rozumiem Panie. Chciałem się tylko upewnić, że wie Pan o jego przywiązaniu. Będzie potrzebować dużo uwagi, by móc dobrze funkcjonować.

- Myślę, że sam fakt spędzenia nocy bez strachu i takiej ilości stresu wyjdzie mu na dobre, reszta przyjdzie sama.

- Wiesz, że nie o to mi chodzi — westchnął Eliot -On jest jak Kai, jak się przywiąże, a Pan nie da mu choć trochę uwagi, będzie cierpiał.

- Będziesz mnie pouczał? - uniósł brew Nicholas, uśmiechając się niemal niewidocznie.

Czy powinien tolerować taką zuchwałość?

- Cóż się stanie, jeśli powiem, że tak? - Eliot uśmiechnął się i objął go w pasie. Delikatnie pogładził po boku — Wiesz, że chcę tylko dla ciebie dobrze.

- Zapominasz się... - odchylił się lekko, dając mu dostęp do swojej szyi.

- Lubisz gdy to robię... Panie — mruknął, zaczynając całować miękką skórę i pieścić ją.

— Skąd ta pewność? Może zaraz będę domagał się twojej chłosty?

- Jeśli sam mi ją wymierzysz, zniosę z radością każdy bat zadany mi przez Ciebie.

- Obawiam się, iż jest to niemożliwe — odetchnął z pozoru smutno mężczyzna.

- Dlaczegoż to — wymruczał, zasysając się na jego ramieniu.

- Wolałabym dotykać twej skóry czymś innym niż okrutną końcówką bata... - przyznał.

- Być może... tym? - zapytał, jeżdżąc knykciami palców po jego kroczu.

- Tak, zdecydowanie tym — uśmiechnął się Nicholas, odchylając głowę.

Eliot zadowolony przytulił go w końcu do siebie — Potrzebujesz spuścić z siebie ciśnienie czy już ruszamy?

- Nie ma teraz na to czasu — zaprzeczył, wzdychając cierpięczniczo — W czasie drogi będziemy mieli jeszcze dużo okazji.

- W takim razie ruszajmy — złączył ich usta w słodkim pocałunku i się odsunął. 

Nicholas oddał go chętnie, po czym sam ruszył ku wyjściu z Komnaty.

Rosnący wzwód zdecydowanie nie ułatwił mu poruszania się.



__________________________

Mamy powrót do rezydencji naszego drogiego Nicko i jego niewolniczej ekipy

Tak spokojnie i uroczo, ale na jak długo? 🌼🤍

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top