Rozdział pierwszy

Frigga miała niezwykle trudne zadanie. Wychowywała nie tylko Esther, ale i swoich synów – Thora oraz Lokiego. Starszym z nich był Thor, błękitnooki cudaczny blondyn o wielkim zapale do walki. Jego brat był jego kompletnym przeciwieństwem, cichy, spokojny, aczkolwiek złośliwy, wolał książki od mieczy. Spędzał więcej czasu z Friggą, ponieważ uczył się wiele i to lubił, a drugi z rodzeństwa wolał naukę u boku ojca. Esther trzymała się raczej Friggi, również wolała jej nauki, lecz również się uczyła walczyć, tylko że u jej własnego ojca. Niestety miała pewien problem... Nie potrafiła we wczesnym dzieciństwie panować nad swoją mocą, którą odziedziczyła po matce, dlatego była odizolowana przez pewien czas od innych dzieci, a nawet dorosłych. Nikt nie potrafił wytłumaczyć jej niepojednanej siły, była specyficzna, rzadko spotykana. Nie dziwne, że to dziecię nie potrafiło się nią posługiwać. Lata samotności mijały, a plotki i opowieści przybierały na sile. Można by rzec, że została legendą. Nie zrobiła nikomu większej krzywdy lecz czasem... kiedy ktoś znajdował się w jej pobliżu, działy się dziwne oraz straszne rzeczy. Mogła tylko przejść, a ludzie zaczynali się dusić, na szczęście zawsze był ktoś, kto ich ratował... A raczej ją. Za każdym razem płakała z tego powodu. Wyglądała tak niewinnie... Karnacja i włosy ciemne po ojcu, a drobna i wysoka postura po matce, uśmiech najszerszy i najjaśniejszy na świecie, a oczy... zawierały w sobie cały kosmos. Naprawdę, kiedy się w nie patrzyło, miało się wszechświat jak na dłoni, a najwspanialsze było to, że za każdym razem wyglądały trochę inaczej. Niesamowite, prawda? Nie poznano nikogo jeszcze o takich. Niestety niewielu je miało szanse zobaczyć przez lata z powodu ukrycia dziewczynki. Chyba że miał szczęście lub nieszczęście. Była bardzo uparta i porywcza, więc potrafiła bez problemu uciec. Nie wiedzieć czemu, potrafiła się ukryć zawsze i wszędzie, nawet przed wzrokiem własnego ojca. Była jednak tylko dzieckiem, więc długo jej zajęło pojęcie tego, że skoro jej nie widział, to znaczy że ucieka. Miała taką zagwozdkę dzieciństwa, skąd strażnicy wiedzieli, że uciekła. Kiedy była na wolności nie uciekała do miasta, do ludzi, wiedziała jak to mogło się skończyć. Biegła do puszczy. Ciągnęło ją tam i to bardzo. Zawsze jednak znajdywano ją gdzieś przy skraju, ale nie przestała próbować do czasu... Jak wiadomo, lata mijały, a Esther rosła jak na drożdżach. Wraz z wiekiem przybyły umiejętności, które pozwoliły opanować jej moc. Frigga miała coraz mniejszy problem z nauką nastolatki już wtedy. Galaksooka od urodzenia nienawidziła swojego daru, ale z czasem, jak zaczęła nad nim panować, dostrzegła jego piękno. Nie niosła już śmierci i cierpienia, a życie i radość. Widząc to, Frigga, zaczęła z nią wychodzić do ludzi i naprawdę już wszystko miało się wyśmienicie. Dziewczyna od tamtego czasu uczyła się wraz z innymi dziećmi z pałacu, w tym z książętami Asgardu, Thorem i Lokim. Jak było wcześniej wspomniane, usposobienie i charakter pasował bardziej do młodszego z braci, lecz skutki były kompletnie odwrotne od spodziewanych. Po prostu nie mogli siebie znieść, ciągle rywalizowali, we wszystkich dziedzinach, raz wygrywało jedno raz drugie, itd. Czasem było niezwykle, można powiedzieć nawet, niebezpiecznie. Na szczęście nie używali magii, ale niestety używali ostrzy i gdyby nie interwencja Thora, zaszlachtowaliby się na śmierć. Skończyło się na paru niewielkich ranach. Od tamtego czasu zaczęli się unikać jak ognia. Z resztą dzieci dogadywała się doskonale, ale z Lokim nie mogła znaleźć wspólnego języka i nikt nie wierzył, że go kiedyś znajdą oprócz jednej osoby. Frigga jakoś zawsze miała przeświadczenie, że to co ich od siebie tak odpycha, połączy ich jeszcze, ale w jaki sposób nie wiedziała... Znowu lata mijały, a dorosły wiek Esther zbliżał się nieubłaganie. Tak się stało, że razem z Sif były najlepszymi wojowniczkami i nie tylko w swojej płci. Jednak córy Heimdalla bano się bardziej, mimo że była niezwykle miłosierna i wiecznie uśmiechnięta. Potrafiła perfekcyjnie się posługiwać magią, czego Sif nie potrafiła. W trakcie walki była silna, zdecydowana i szybko i przeciwnik nawet się nie orientował, kiedy przegrał. Ludzie pozapominali jej dawne wypadki, lecz ona nigdy nie zapominała... Żałowała, że im się to stało. Ci co przeżyli, byli później przez nią samą uzdrawiani, ale co z tego, że niektórzy nawet tego nie dożyli. To bolało najbardziej. To, że nic nie mogła z tym zrobić. Z biegiem czasu przestała żyć przeszłością, ale mimo wszystko, nawet jeśli zostawiło się przeszłość za sobą... ona i tak cię dogoni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top