Rozdział dziewiąty
Loki patrzył na wychodzącą matką, a jak zniknęła, przeniósł swój wzrok na książkę. To była chyba ta, która tak załamała Esther. Co może być takiego strasznego w starych legendach? Co to za tytuł w ogóle: „Legendy, a może szczera prawda?". Ta dziewczyna coraz bardziej go zadziwiała oraz martwiła. Rozsiadł się wygodnie i otworzył książkę i spojrzał od razu na spis treści. Patrzył na tytuły, ale nic zbytnio nie przykuło jego uwagi... Oprócz jednej. „Dziecię ciemności"... Z początku nie wiedział, czemu akurat ten tytuł go przyciągnął, ale gdy zaczął czytać zrozumiał wszystko... „ Nie tak całkiem dawno temu, w pałacu ukryto dziecię. Było niezwykłe, miało niezwykłą moc. I dokładnie z tego powodu je ukryto, zabijało lub krzywdziło wszystko, co tylko spotkało na drodze. Nie wiadomo czym do końca była... Ale na pewno nikt nie chciał tego wiedzieć, ponieważ mógł ich spotkać ich zły los... Teraz jest prawdopodobnie dorosła i słuch o niej zaginął, ale może powrócić i przynieść ze sobą klęskę całego Asgardu!" Czytał krótką legendę jak zahipnotyzowany... Dlatego to było takie dziwne... On prawie umierał! Cały drgnął, przez co upuścił książkę. Nie zwracając na to uwagi wstał natychmiast. Musiał znów znaleźć tę tajemniczą istotę... Ona coś musiała wiedzieć! Wbiegł zdesperowany do ogrodu i zaczął zmierzać ku gęstwinie. Przedzierał się przez krzaki, kwiaty drzewa i skupił swe myśli na kobiecie, ale to nie działało, nie mógł jej znaleźć. Stanął i patrzył tępo przed siebie, myśląc, co zrobił... Obudził potwora, który mógł wszystkich zniszczyć. Myślał o tym, co może zrobić w tym stanie i za wszystko obwiniał nią lecz po chwili... Zorientował się, że to tylko jego wina. Przecież była taka szczęśliwa... Nie miała ataków, załamań. Wiodła zwyczajne życie póki się zjawił. To nie ona go skrzywdziła, a on ją... Padł załamany na kolana i schował twarz w dłonie. Nie miał pojęcia, co się z nim dzieje, w jego sercu panowała istna burza, ona dowiodła, że jednak je ma. Przypomniał sobie, co czuł, gdy Thor ją prawie ubił... Myślał, że go udusi. Następnie pomyślał tych wszystkich chwilach z nią, jak czytali, trenowali, rozmawiali... Jak się pocałowali. Był to tak skrajny moment dla niego, najszczęśliwszy i najgorszy, odtrąciła go... Jednak czuł pierwszy raz coś w środku. To było tak miłe, że nie chciał tego nigdy kończyć. Czuł jej drobne usta na swoich, była taka niesamowita... Nie wiedział, co go podkusiło, by ją w końcu pocałować... Tak, w końcu. Tak wiele razy się powstrzymywał, by nie złapać jej za rękę, przyciągnąć do siebie i wbić się w jej usta, tak tęsknie i chciwie. Miał jednak dosyć silną wolę, jednak nie wtedy. Jej wzrok rozbrajał go, nie mógł się oprzeć, musiał to zrobić. Musiał zasmakować tego uczucia... Tylko jakie ono dokładnie było? Czy to zwykłe pożądanie, a może...
- Miłość.
' Usłyszał łagodny głos. Wyprostował się natychmiast, myślał, że słyszy Esther, tak podobnie brzmiał jej głos, lecz nie była to ona. Ujrzał przed sobą tę piękną bladą kobietę, o tak kojącym wyrazie twarzy. Patrzyła na niego współczująco, wiedziała co przeżywa. Złapała go za jego drżące, zimne dłonie i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Tego potrzebował... Powoli wstała, ciągle trzymając za ręce, prze co też się podniósł. Przez to że stała normalnie na ziemi, była znacznie niższa, ale nie zwracali na to większej uwagi. Powiedziała tylko: „Chodź za mną" swoim jedwabistym głosem i zaczęła podążać ku gęstwinie. Było to niesamowite doświadczenie, ponieważ kiedy stąpała, to w ślad za nią wyrastały białe jak śnieg kwiaty, chaszcze lasu rozstępowały się przed nią, jakby była ich panią. Było tak niezwykłe, tak cudowne, że Lokiemu zrobiło się trochę lepiej. Doszli w końcu do tego magicznego jeziorka, kobieta kazała czarnowłosemu usiąść nad wodą i sama również to zrobiła. Trwali tak spoglądając sobie na tafle czystej, lekko połyskującej wody, w której przedziwne, ale równocześnie piękne ryby, rośliny i inne stworzenia żyły, tak jakby nic nigdy się nie stało. Było tak cicho... Nagle na wodzie wylądowało stadko gęsi. Zaczęły się pluskać, polować oraz odpoczywać. Po chwili wśród nich zauważyli młode, które wygłupiały się w swoim towarzystwie. Jedno z nich było jednak inne... Przebywało tylko w towarzystwie matki, a jak inne podpływały to odpływało jak najdalej. Było największe oraz ciemno brązowe, a reszta – szara. Było dosyć nieprzyjacielskie i specyficzne. Nagle coś się poruszyło w krzakach i ptaki odleciały, lecz został tylko ten inny od wszystkich. Nie wróciły po niego, ani on nie poleciał za nimi. Czekał, na to co wyjdzie z chaszczy. Po chwili okazało się, że to zwykły zając. Młody odwrócił się i zaczął szukać swej rodziny, którą chciał chronić, lecz oni go zostawili... Nagle kobieta wstała i wystawiła rękę w stronę zwierzęcia.
- Loki, czy wiesz może kogo przypomina ten samotny maluch? - spytała spokojnie patrząc, jak ptak do niej płynie.
- Esther... - szepnął przybliżając się, by lepiej widzieć tego malca.
- Masz rację, ale kogoś jeszcze- gąska wskoczyła na jej prawą dłoń, po czym wstała (w jej ślad poszedł Loki) i spojrzała chłopakowi głęboko w oczy. - Ciebie.
- Słucham?
- Tak. Zawsze byłeś samotny, tak jak on i Esther. Jednak, jeśli znajdzie się chodźmy jedną osobę, która jest podobna do ciebie- wzięła rękę chłopaka i położyła na niej ptaka. - Można się stać mniej samotnym, a nawet lepszym- po tym malec zgubił swe ciemne pióra zastępując je białymi, widać było szczęście z tego powodu. Następnie nad nimi przeleciało stado tych właśnie gęsi, które czekały na swojego towarzysza. - A jeśli stajesz się lepszym, a co za tym idzie, akceptujesz siebie, a po tym akceptują cię inni- uśmiechnęła się i uniosła ręce Lokiego, a gąska odleciała wesoła do rodziny.
- Co masz na myśli? - zapytał patrząc na nią poważnie.
- Nie rozumiesz? To kaczątko właśnie ci pokazało co należy zrobić. By inni akceptowali ciebie, ty też musisz siebie akceptować. Macie z Esther ten sam problem, nie umiecie się pogodzić ze swoim ja. Ty z tym, że jesteś inny i samotny, a Esther z tym, że może sprawić ból i się ukrywa. Ty, dzięki niej zacząłeś pokonywać swój kłopot, ale z nią było wręcz przeciwnie... Boi się, że coś znowu zrobi i zrobiła, prawda?
- Tak- szepnął ze smutnym wyrazem twarzy. - Chciałem znać prawdę, ale nie przewidziałem, że nie zniosę skutków tego... Jak mogę jej pomóc?
- Musi uwierzyć w siebie- spojrzał na nią z podniesioną brwią. - Wiem, że to banał z każdej bajki, ale to działa, ale jest bardzo trudne. Musi przestać się bać, że skrzywdzi kogoś swoim darem!
- Darem?! - zakpił. - To chyba przekleństwo... - powiedział i po chwili obok stanęła ściana wody.
' Pływały w niej ryby, a sama jakby tańczyła... Przerodziła się w jakby... krzew. Jego gałęzie zaczęły „tańczyć" w każdy możliwy sposób. Jak woda stała się znów normalna, to zaczęło się coś dziać z lasem. Rośliny zaczęły się kołysać i rozbłyskiwać niesamowitym światłem, zwierzęta po wychodziły z lasów i również wyglądały trochę inaczej. Trudno to ująć, ale były cudowne! Loki nagle poczuł, że coś ociera się powoli o jego nogę... Okazał się był ogromny czarny wilk, który miał lekko mieniące się brązowe końcówki sierści, a oczy beżowe, takich jeszcze nigdy nie widział. Wrócił wzrokiem na kobietę, która patrzyła na niego lekko zdenerwowana.
- Przekleństwo? - zapytała z niedowierzaniem. - Uważasz, że to- pokazała ręką wszystko dookoła- jest przekleństwem?!
- Jak to: to?
- Na tym polega jej dar! Potrafi te wszystkie rzeczy, co ja! To co widziałeś za pierwszym razem, to co widzisz teraz i jeszcze wiele razy zobaczysz. Czyż jej oczy nie są cudowne? Zawierają w sobie wszystko, jeśli ściemnieją, to znaczy, że możliwe, że może być za późno... Nie rozumie swojej mocy, musisz ją przekonać, że potrafi piękne rzeczy- kobieta prawie płakała.
- Czemu tak się tym przejmujesz? - zapytał podejrzliwie. Coś mu się nie zgadzało w tej historii.
- Jest nadzieją Asgardu- odparła uspakajając się lekko.
- Powiedzmy, że ci wierzę. A co jeśli ci powiem, że jest już za późno? Jej oczy były czarne, gdy...
- Ciebie raniła... - odparła zapatrzona tępo w jego twarz. - Nie, nie jest jeszcze za późno, ale im dłużej zwlekasz tym gorzej. Uratowała cię, jestem pewna, bo byś już nie żył, gdyby się nie opamiętała. Morkrum nie zostawiają ofiar na pastwę losu, zabijają od razu.
- Kto?
- Nikt, nieważne- powiedziała, jakby bardziej do siebie, niż do niego. - Musisz już iść, nie ma czasu! - już miała pstryknąć swoją drobną dłonią przed jego twarzą, ale złapał ją za nadgarstek. Poczuł nieprzyjemny chłód, więc od razu zabrał rękę.
- Czemu nie mogłem cię znaleźć?
- Bo ja tego nie chciałam. Kierowany byłeś zawiścią do Esther, a nie chcę, by tacy ludzie się przy niej kręcili, a co dopiero opiekowali.
- To czemu mnie do siebie dopuściłaś?
- Nie wiesz? - zaśmiała się ponuro. - Bo w końcu przyznałeś, że nie jest tylko dla ciebie zabawką, a... twoją askling- uśmiechnęła się już szerzej i weselej.
- Kim?
- Ukochaną- odparła i pstryknęła, a on zasnął tak szybko, że nie zdążył nic odpowiedzieć. Może i dobrze, gdyż nie wiedział nawet co...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top