Rozdział trzeci
- Jaki mógłbym mieć? Nie wiedziałem, że w ogóle istniejesz- odparł zuchwale.
- Hm... Chcesz wiedzieć wszysto, a to doprowadza, że nie wiesz nic- uśmiechnęła się cwanie. - Jesteś taki przebiegły oraz sprytny, a nie wiesz jak to rozegrać... Oj Loki, pomyśl... Co robią tacy oszuści jak ty, gdy czegoś chcą? - podniosła brew i skrzyżowała ręce na piersi.
- Oszukują dalej... Kim jesteś? Wyglądasz na nimfę, ale one nie namawiają do złego...
- Nie jestem nią, ani nie namawiam cię do złego. Tylko prowadzę cię twoją ścieżką, której nie zmienię, nawet jakbym chciała. Jakież to niezwykłe... Myślałam, że znajdzie mnie ktoś o czystym sercu...
- A może takie właśnie mam? - uśmiechnął się z wyższością. - Nie znasz mnie.
- Znam ciebie lepiej, niż ty ją. Tu mam przewagę, bo wiem o tobie wszystko tylko po jednym spojrzeniu, a ty musisz trochę się pomęczyć i przede wszystkim obserwować. Lepiej żebyś już poszedł... Jeszcze będą się martwić o ciebie chłopcze.
- Nie...
' Nie zdążył nic więcej powiedzieć. Kobieta pstryknęła tuż przed jego oczyma i upadł na ziemię, zamykając je, a gdy się obudził... Siedział pod swoim ulubionym drzewem. Był z lekka zdezorientowany, gdyż to było zaskakujące przeżycie. Bardzo intrygujące. Wstał leniwie, myśląc o tej tajemniczej postaci i o jej słowach. Faktycznie nie pomyślał, jak może zdobyć to czego chce. Ruszył w stronę pałacu zastanawiając się nad planem i jak go bez wzbudzania podejrzeń wszcząć w życie... Nie musiał daleko szukać pomysłu. Wystarczyło spojrzeć w górę. Ujrzał tam Esther, stojącą spokojnie i wpatrującą się w dal... Nawet się nie zorientował, że zapadła noc. Dziewczyna wyglądała na kompletnie inną niż była w fiołkowej, zwiewnej sukni, rozpuszczonych włosach i blasku księżyca. Wydawała mu się przez chwilę, ale taką krótką, po prostu piękna. Minęło to, gdyż w w jego głowie zrodził się idealny plan, jak odkryć jej sekret i ją pogrążyć. Tak by już nie była tak uwielbiana...
' Esther długo się zastanawiała nad sensem swojego istnienia. Do późna wpatrywała się w gwiazdy i jakby pytała je wciąż i wciąż, czekając na choćby najmniejszą odpowiedź. Nigdy nie dostawała jej jednak. Nie zniechęcało jej to jednak, ponieważ czuła, że naprawdę tam gdzieś daleko czeka na nią to coś, albo ktoś, które jej wszystko powie i poprowadzi odpowiednią drogą przez życie. Zawsze myślała, że jest to gdzieś hen daleko, a może było bliżej niż się tego spodziewała, albo nie chciała o tym wiedzieć, bo było to tak straszne i niepojęte dla niej. Stała tak i w końcu minął jej zły humor. Uśmiechnęła się do siebie lekko i wyprostowała się z pochylonej nad murkiem balkonu pozycji. Poczuła nagle, że ktoś ją obserwuje... Obejrzała się i spotkała się znowu z tymi szmaragdowymi oczami. Od razu jej mina znacznie zrzedła, a najlepsze było to, że mimo że się na niego patrzyła z wielką niechęcią, to on nadal się na nią bezwstydnie gapił. To było dla niej bardzo niezręczne i denerwujące.
- No i czegoś się tak zagapił? - spytała podnosząc brew.
- Podziwiam widoki...
- Ocean w tamtą stronę- odparła znudzonym tonem wskazując kciukiem w prawą stronę.
- Mamy chyba inna definicję podziwiania widoków.
- Ogólnie mamy różniące się definicję. Kompletnie przeciwstawne... Czemu się na mnie patrzysz?
- W końcu... Po tylu latach ujrzałem w tobie cień kobiecości- dziewczyna zaśmiała się na tę uwagę pochylając głowę.
- Ile wypiłeś? Przyznaj się śmiało, nikomu nie powiem jaką masz słabą głowę- odparła nadal chichocząc.
- Nie ma we mnie ani krztyny alkoholu- uśmiechnął się jednym kącikiem ust, obnażając swoje równe i idealnie białe zęby.
- Hm... W takim razie na pewno czegoś chcesz.
- Nie... Po prostu zrozumiałem coś- spojrzał prosto w jej oczy i tak stali wpatrując się w siebie. Po chwili jednak mina Esther spoważniała i wyprostowała się ponownie patrząc na chłopaka obojętnie.
- Zrozumiałeś... A to ciekawe- mruknęła prawie niesłyszalnie, ale jednak usłyszał jej uwagę. Po tym odwróciła wzrok i weszła do swojej komnaty, gdzie mogła w końcu w pełni odpocząć od tego młodego mężczyzny. Tak przynajmniej myślałam, bo tak naprawdę... Myślała o nim i o tej rozmowie całą, bezsenną noc...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top