Rozdział drugi
- Co z tobą gromowładny? - zaśmiała się wesoło Esther. - Nawet mocy nie użyłam, a już leżysz.
- O nie, nie, nie... Na pewno coś musiałaś zrobić, ja już znam twoje sztuczki- wydyszał padnięty Thor.
- Jakie sztuczki? Ja przecież nigdy bym ich na was nie użyła- udała niewiniątko na co zgromadzeni Hogun i Sif się zaśmiali, a przegrany tylko przewrócił się obolały na drugi bok, co wywołało u nich ponowny chichot.
- No proszę, taka niewinna... Ale jaka kłamliwa- powiedział zza niej chłopak, którego miała nadzieję już w ogóle nie spotkać, albo chociażby dzisiaj. Jej mina mówiła wszystko, miała ochotę mu coś zrobić, tylko za to, że otworzył usta. Jednak słowa bolą bardziej, tak przynajmniej mówią...
- Oh, Loki mój niezastąpiony i ulubiony kolega- wycedziła z nieszczerym uśmiechem. - Cóż cię tu sprowadza? Chyba nie chcesz przestać być szczypiorem, tobie tak to pasuje- wyszczerzyła się jeszcze szerzej.
- Masz rację- spojrzał spokojnie w niebo. - Z wielkim bólem, ale jednak musiałem tu zejść- zamlaskał zdegustowany. - Wysłała mnie matka... by przypomnieć o niezwykle ważnym spotkaniu w ogrodzie, bo ktoś o nim kompletnie zapomniał i bawił się w najlepsze- wycedził w stronę swojego, według niego, przygłupiego brata. Ten blady jak trup, mimo bólu sprintem pobiegł w umówione miejsce przerażony. Jego przyjaciele odprowadzili go tylko wesołym wzrokiem, ale oczy Esther musiały natrafić na szmaragdowe tęczówki Lokiego, tuż przed jej twarzą.
- Nie za blisko? - warknęła zaskoczona z lekka.
- Wystarczająco, by zobaczyć, co ukrywasz- uśmiechnął się złośliwie, a przez dziewczynę przeszła fala przerażenia. Nikt z nich nie wiedział... Nie wiedział, co się działo lata temu. Przypomniała sobie krzyk cierpienia, jej płacz, jej zawód samą sobą... Obudziła się z transu i znów widziała oczy tego głupca.
- Szukasz, lecz nic nie ujrzysz. Nigdy nic nie będziesz w stanie tam dostrzec, bo nie znasz uczuć- powiedziała poważnym i stanowczym tonem, a następnie wyminęła go i ciężkim krokiem zostawiła zaskoczonych zgromadzonych. Znowu miała taki dzień... Żałowała wszystkiego, myślała nad każdą z jej ofiar z osobna i zastanawiała się, ile by świat był szczęśliwszy bez niej... Nie potrafiła od tego uciec, a najgorsze było to, że to zawsze złośliwiec jej o tym przypominał. Nie mogła nic na to poradzić... W większości to to sprawiało, że go tak nie lubiła. W końcu jej przypominał tyle bólu, a a sam nie był temu niczemu winny. Jednak nie pozostawał jej winny, więc przyzwyczaili się do niprzyjaźni pomiędzy sobą i tak jest do dziś...
- Wielkie brawa Loki- prychnął Fandrall. - Kolejny dzień jej załamania, po prostu świetnie! Nie widzisz jak cierpi przez to, co robisz? - zapytał, a on tylko spojrzał na niego zaskoczony.
- Ja?! Tylko powiedziałem, że coś jest ukryte w tych jej gwieździstych oczach- zaśmiał się niewinnie.
- A nie skojarzyłeś, że to właśnie to doprowadza ją do takiego stanu? - Sif podniosła głos.
- Czyli czegoś żałuje, a to oznacza...
- Daj już spokój z tą jej winą- warknął ponownie Fandrall. - Nie zrobiła nic złego, po prostu jej przypominasz to, jak zamknięto ją dla jej bezpieczeństwa, a to ją boli- zakończył dyskusję i wszyscy opuścili winowajcę.
- Ale czy to dla jej bezpieczeństwa? - zapytał się sam siebie z zaciętą miną.
'Zamyślony opuścił arenę ćwiczebną i ruszył w stronę ogrodu. Tam zawsze mógł na spokojnie pomyśleć i nikt mu nie przeszkadzał, a szczególnie przyjaciele jego brata. Ta zgraja siedziała na jego szczęście głównie na arenach, w pałacu i gospodach. To nie były klimaty zielonookiego, on wolał zacisze biblioteki, zielone drzewa w sadzie, albo ciemnice w swojej komnacie. To sprawiało, że był bezpieczny... Bez docinek, itp. Spacerował tak między przeróżnymi krzewami, a nad nim rozpościerało się błękitne niebo. W końcu usiadł pod najstarszym drzewem i zamknął oczy, z nadzieją, że nie prędko będzie musiał je otworzyć. Cóż... Pierwszy raz to się nie spełniło. Usłyszał naprawdę ciche dźwięki, których nie potrafił określić. Wstał z niechęcią i postanowił sprawdzić, co je wydaje. Przedzierał się między krzewami dosyć długo, ale było coraz lepiej słychać... melodię. Była dosyć niezwykła i piękna, nie z tego świata... W końcu wyszedł z gęstej puszczy i ujrzał jezioro, którego nigdy nie widział. Po drugiej stronie był niewysoki wodospad, a woda była niezwykle czysta, tak bardzo, że wydawało się, że głębokość była niewielka, a zapewne wynosiła kilka metrów. Przybliżył się i spojrzał w taflę uważniej... Rośliny i zwierzęta były niesamowite! Kolorowe i bardzo dobrze widoczne. Pierwszy raz od dawna Loki był tak czymś zachwycony. Zapatrzony w wodę nagle odskoczył... bo w sekundę zamarzła! Z lekka zaskoczony rozejrzał się i zobaczył na środku jeziora postać... Była to kobieta, odwrócona tyłem do niego. Jej ruchy były dziwne znajome, ale nie mógł skojarzyć skąd. Kobieta ta miała długie, śnieżnobiałe włoscy, bardzo jasną cerę oraz była dosyć wysoka. Tańczyła niezwykle zgrabnie na tafli tworząc na lodzie pewne zawijasy, które świeciły zimnym błękitem. Można było czuć ogromną potęgę od tej osoby, ale coś było w niej niepokojącego... Lekko prześwitywała, jak duch. W pewnym momencie odwróciła się twarzą i Loki zobaczył w niej znajome rysy, ale znowu nie wiedział skąd! Wpatrywał się w nią i dziwnie ciepło zrobiło mu się na sercu... Od tej kobiety pałała taka dobra aura, że tak to skutkowało. Miała ciągle zamknięte oczy, a na jej ustach był wymalowany lekki uśmiech. Można by się w nią wpatrywać wiecznie... Jednak otworzyła nagle swe jasne powieki i spojrzała wprost na Lokiego. Był to taki wzrok, że nie wiedziało się, czy się bać, czy być jak najbardziej spokojnym. Siedział tak zakłopotany wpatrując się w nią, a ona unosiła się lekko nad lodem i zielonooki miał wrażenie, że zagląda w jego wnętrze, tak jak ona chciał zajrzeć w Esther. Nie śmiał nawet drgnąć... Na szczęście po chwili kobieta złagodniała na twarzy i z stanowczego zamyślonego wyrazu, stworzył się szeroki uśmiech. Przybliżyła się powoli do chłopaka i podała mu rękę.
- Spokojnie, nie gryzę- zaśmiała się serdecznie, a Loki przyjął jej pomoc. Mimo że unosiła się z dziesięć centymetrów nad ziemią, to jak wstał to był z nią równy. - Jak mnie znalazłeś Loki? - zapytała lekko przechylając głowę.
- Ja... Szedłem za tajemniczą melodią i... Tak właściwie, to co to za miejsce?
- To moja kryjówka, tak bym miała Asgard na oku. Nikt jej nie powinien jej znaleźć, a w szczególności dziecię Odyna, ciekawe... - podrapała się po brodzie. - Jednak skoro się już tu znalazłeś, to musisz mieć jakiś powód...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top