"Wedlowska czekolada."

Hej, ludzie.

Wybaczcie za te opóźnienia, ale miałam małe problemy, o których nie będę się tu rozpisywać. Wattpad to nie pamiętnik, w którym wylewa się swoje żale.

Miało być 70 gwiazdek, a jest już ponad 80! Zostawiłam Was tylko na chwilę i patrzcie, co zrobiliście! Kochani, jesteście niesamowici! Dziękuje i kocham Was mocno! <3

Bez dalszych przedłużeń, zapraszam do rozdziału!



MIŁEGO CZYTANIA! 






- Daj mu szansę powiedział, będzie fajnie powiedział." – mamrotał do siebie brunet, siedząc w cholernym Lamborghini Ronaldo. Ręce miał założone na torsie, wargę wydętą, a oczy rozglądały się czujnie po ekskluzywnym wnętrzu. Nie żeby narzekał na swoje Ferrari, ale cholera, to auto wprost krzyczało „Śpię na pieniądzach i wypycham sobie nimi gacie, ha!" – Chyba do reszty oszalałem.
Cristiano spojrzał na niego pytająco, ze swojego miejsca zza kierownicą, ale zbył go machnięciem ręki.
Nie mógł wprost uwierzyć, że zgodził się na randkę z Cristiano Pieprzonym Ronaldo!
Portugalczyk, gdy tylko usłyszał jego zgodę, entuzjastycznie zaczął paplać o tym, że nie pożałuje i będą się świetnie bawić.
Nie usłyszał, gdzie się wybierają, Cris zrobił z tego tajemnicę i Robert nie ukrywał, że się teraz trochę denerwował.
Nie wiedział, co ma na siebie ubrać, a brunet powiedział mu tylko, że ma ubrać się wygodnie i w coś, czego nie będzie żałował wyrzucić, gdy zajdzie taka potrzeba.
Czy stare, powycierane jeansy i zwykła koszulka z jakimś nadrukiem, były odpowiednie?
Nie czuł się zbyt atrakcyjnie w tym ubraniu, ale Cris powiedział, że świetnie wygląda i, że o to mu właśnie chodziło.
Nie żeby zależało mu na jego opinii, skądże znowu.
Po prostu chciał ładnie wyglądać, aby ludzie, których by spotkali źle o nim nie pomyśleli, ok?
Zaczął robić się podejrzliwy już na starcie, ale nie miał już wyjścia, gdy się zgodził, nie mógł przecież odmówić...
Chwila, przecież mógł.
Zawsze mógł się wyłgać, że ma jakieś ważne spotkanie albo chomik Kuby zdechł czy...
Zerknął na rozświetloną uśmiechem twarz starszego piłkarza i westchnął z małym uśmiechem.
Nie, nie mógł.
Chomik mógł poczekać z pochówkiem.
- Wszystko w porządku?
Robert spojrzał z zaskoczeniem na patrzącego na niego Ronaldo, słysząc szczere zmartwienie w jego głosie.
Mała zmarszczka niepokoju gościła na czole Portugalczyka, a oczy mrużyły się w trosce.
- Yeah, wszystko cacy. – wymamrotał czując rumieńce na policzkach. Przełknął. – Daleko jeszcze?
- Nie, zaraz będziemy.
I faktycznie, po parunastu minutach dotarli na miejsce.
Lewandowski uchylił w zaskoczeniu usta, wpatrując się w wielką tablicę, głoszącą, że przed nimi znajduje się pole paintballowe.
Gdy spojrzał dalej, zauważył wynurzające się na horyzoncie wierze strzeleckie, wraki samochodów i ruiny jakiegoś opuszczonego miasteczka.
Gdzieniegdzie walały się beczki, a cały teren, aż prosił się, aby rozegrać na nim porządną walkę.
Spojrzał z podekscytowaniem na Cristiano, który obserwował go z szerokim uśmiechem.
- Słyszałem, że to lubisz, to całe strzelanie i krycie się przed wrogiem. – rzekł z zadowoleniem brązowooki. – Co prawda, nigdy w to nie grałem, ale zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda?
- To za mało powiedziane! – zaśmiał się szczerze ucieszony. – To, dlatego kazałeś ubrać mi się wygodnie. – westchnął z zrozumieniem. – Oh, rany, nie mogę się doczekać, aby skopać ci dupsko.
- Co tylko powiesz, bonito. – wysiadł z auta, co było jednoznacznym znakiem dla Roberta, aby również wysiąść. – Wynająłem całe pole dla nas, więc jesteśmy tu sami.
- Poważnie? – zamrugał z niedowierzaniem. – Nie musiałeś, ale dzięki, Cris.- przyznał z uśmiechem. - Chodźmy już, nie mogę się doczekać! – zawołał, łapiąc Portugalczyka za dłoń i ciągnąc go w stronie budki, gdzie znajdował się cały sprzęt. – Paintball zawsze sprawia mi radość. Czasami chodzimy z chłopakami, aby trochę do siebie postrzelać, ale nie zawsze mamy czas, a Kuba chęci. – przewrócił oczami. - Zawsze narzeka na siniaki, jakie po tym ma. I na nierówny teren. To nie nasza wina, że jest w tym tak słaby. – zachichotał radośnie.
A Ronaldo obserwował go z fascynacją.
Na jego wesoły uśmiech i psotny błysk w oczach.
Zerknął na ich złączone dłonie, a jego uśmiech poszerzył się znacznie.
Robert, wyraźnie zbyt podekscytowany, nie zauważył tego drobnego szczegółu.
Cristiano nie miał zamiaru narzekać.
Weszli do środka i po przywitaniu się z właścicielem oraz po wysłuchaniu instrukcji, zaczęli ubierać się w specjalne ochraniacze.
- Na czym polega ten sport? – zapytał ciekawie spoglądając na błyszczące niebieskie tęczówki.
Młodszy brunet spojrzał na niego z uśmieszkiem.
- To całkiem proste. – złośliwe błyski w jego oczach dały Ronaldo do myślenia. - Po porostu uciekasz, abym nie strzelił ci w tyłek. - poruszył wymownie brwiami. – Możesz się chować wszędzie, uciekać, cokolwiek, co zapewni, że nie zostaniesz trafiony. Zostajesz trafiony, przegrywasz. Im więcej trafień, tym większa twoja przegrana. Proste? Proste. – poprawił ochraniacz na nodze. - Ale głównie chodzi o dobrą zabawę.
- Jeśli cię trafię, zanim ty trafisz mnie, to wygrywam? – zapytał starszy. Rob skinął. – Hm, co powiesz na zakład? – młodszy uniósł brwi zainteresowany. - Jeśli wygram to dostanę pocałunek.
- JEŚLI wygrasz. – prychnął rozbawiony Lewy. – A co ja dostanę, gdy wygram?
Ronaldo wzruszył ramionami.
- Co tylko chcesz.
Młodszy kapitan zamruczał z zastanowieniem, po czym wzruszył ramionami.
Wystawił dłoń i gdy Cristiano ją uścisnął, uśmiechnął się tajemniczo.
- Niech będzie. 


- Wygrałem. – sapnął Robert, patrząc z góry na leżącego na ziemi Cristiano, który dyszał, równie zmęczony, co on.
Po prawie czterech godzinach nieustannych polowań na siebie nawzajem, byli przyjemnie zmęczeni, a adrenalina nadal pulsowała im w żyłach.
Ciało starszego piłkarza pokrywała w paru miejscach farba, widoczne dowody tego, gdzie trafił go Lewandowski. Lewa łydka, prawe udo, dół pleców, prawe ramię i brzuch były zabarwione na czerwony kolor.
Zresztą sam Robert nie prezentował się lepiej.
Zielona farba znajdowała się między innymi na pośladkach piłkarza, jego torsie, obydwóch ramionach i na udzie z lewej strony.
Mimo, iż był to pierwszy raz Cristiano, walka była wyrównana i bardzo zaciekła.
Obydwoje chcieli wygrać i pokazać drugiemu, na co go stać poza boiskiem.
- Tak. – wystękał Ronaldo. – Wygrałeś. Cholera. Jesteś w tym naprawdę dobry. – pochwalił, klepiąc miejsce obok siebie. Młodszy usiadł posłusznie obok niego. Odłożył swój karabin oraz kask na bok, po czym położył się na plecach i westchnął. Przez chwilę milczeli, starając uspokoić swoje oddechy i szybko bijące serca. – Ten strzał w moje udo bolał niesamowicie. – zajęczał Cris, masując dłonią zabarwione zielenią miejsce.
- Dostałeś w ochraniacz, więc nie jęcz. – prychnął w odpowiedzi. – Ja dostałem w tyłek, tam nie mam ochraniaczy. – zamarudził. - Będę mieć śiniaki jak nic. Przez tydzień nie usiądę normalnie na tyłku.
- Czy nie o to w tym chodziło? – zaśmiał się starszy mężczyzna. – „Uciekaj, aby nie dostać w tyłek?"
Rob przewrócił oczami.
- Nie bierz wszystkiego tak dosłownie, dupku. – mruknął, szturchając go ramieniem. – I zmyj z twarzy ten swój pełen zadowolenia uśmieszek. Z czego się tak cieszysz, co?
Ronaldo podniósł się z ziemi na łokciu, by móc spojrzeć w oczy młodszego piłkarza.
- Świetnie się bawiłem, bebé. – wyznał cicho, obserwując twarz Lewandowskiego uważnie.
- Tak, ja też. – posłał mu szeroki uśmiech. – Naprawdę kupa świetnej zabawy.
Twarz Cristiano natychmiast zalała ulga, przez co serce Roberta zadrżało zdradziecko.
- Mam jeszcze w bagażniku kosz piknikowy. – rzekł starszy niepewnie. – Nie wiem, co lubisz jeść, ale uszykowałem kanapki, sałatkę, trochę owoców i mam też tarte malinową. Mogę zaraz po nie skoczyć... - już podnosił się z miejsca, gdy Rob złapał go za ramię i pociągnął na ziemię.
- Mamy jeszcze czas, spokojnie. – zachichotał, siadając obok zdezorientowanego mężczyzny.– Mam swoją nagrodę do odebrania, pamiętasz? Wygrałem uczciwie.
- Oczywiście, że pamiętam. – obruszył się lekko, po czym wyprostował plecy i rozłożył ramiona. – Co takiego chcesz dostać ode mnie w nagrodę, Robercie Lewandowski?
Robert milczał, wpatrując się w rozpromienioną twarz starszego piłkarza.
W refleksy zachodzącego słońca w jego roztrzepanych włosach, które nadawały włosom zdrowego blasku.
W błyszczące radością oczy, które wyglądały jak najlepsza Wedlowska czekolada.
W usta ułożone w zadowolony uśmiech, które wyglądały na miękkie i słodkie. 

Jego serce biło mocno i głośno, gdy pochylił się, aby spróbować, czy w istocie takie są. 

Były.




I jak wrażenia? 

Do następnego, 
KiRa~ xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top