"7 czy 27 lat, Robert, hm?"
Pewna osóbka zaproponowała, abym dodała te wypociny na Wattpada, więc...
Pomyślałam: "Czemu nie?" i oto jestem.
Przedstawiam Wam zacny pairing: RONALDOWSKY.
Parę osób wyraziło chęć przeczytania tego i dalszych części, więc robię to głównie dla nich. :*
Jak widać EURO 2016 i mecz - Polska vs Portugalia - świetnie działa na wyobraźnię... xD
Ps. Pewien obrazek/mem jest moją inspiracją. (Niestety, nie mogę go wstawić D: )
Osoba, która go stworzyła, zapoczątkowała to szaleństwo.
Ja tylko dałam się ponieść swojej wyobraźni.
Nie przedłużając...
MIŁEGO CZYTANIA!
Angielski
Polski
Portugalski
Robert nie mógł zasnąć.
Przez gwałtowne i bardzo sprzeczne emocje, które szarpały jego ciałem, nie mógł się uspokoić, a jego serce biło tak mocno i głośno.
Krew szumiała mu w uszach.
Podekscytowanie, zdenerwowanie, radość, złość, duma, nadzieja, oczekiwanie...
Nie było szans na to, że zaśnie, gdy już za parę godzin miał się odbyć ich mecz z Portugalią.
Mecz decydujący czy przejdą do półfinałów EURO 2016.
Czy dadzą radę jednemu z najlepszych piłkarzy świata i podołają wyzwaniu.
A on nie mógł zasnąć.
Trener zabronił mu się przemęczać tuż przed meczem, kazał odpocząć i zebrać siły, ale on nie mógł usiedzieć w miejscu. Energia buzowała mu tuż pod skórą, przez co czuł mrowienie w całym ciele.
Dlatego, ignorując słowa trenera i marudzenie blondyna z którym dzielił pokój (poważnie, był gorszy niż baba ze swoim narzekaniem), postanowił wymknąć się w środku nocy.
Przemykając cicho obok pochrapującego Błaszczykowskiego, uśmiechnął się złośliwie, widząc jak ten śpi wtulony w poduszkę ozdobioną rysunkami słodkich kucyków.
Zawsze ją ze sobą zabierał i brunet za każdym cholernym razem, nie mógł odpuścić sobie komentarza z tego powodu.
Zadziwiające, jak trzydziestoletni facet, potrafił być uroczy.
Lewandowski odetchnął z ulgą, gdy znalazł się poza hotelem, powoli przemierzając ulice Marsylii.
O dziwo, miasto nadal nie spało i po ulicach kręciło się pełno osób wracających z barów, co prawda zbyt pijanych, żeby go rozpoznać, ale jednak. Spotkał nawet paru Polaków, którzy śpiewali głośno polskie piosenki i nie mógł się nie uśmiechnąć na widok swoich rodaków.
Poprawił kaptur zsuwający mu się na oczy, idąc przed siebie, nie wiedząc gdzie i po co, po prostu podążając na przód.
Zegar pokazywał mu, że ma jeszcze co najmniej 3 godziny z hakiem, aż będzie musiał wrócić do hotelu. I jeśli Błaszczykowski go w nim nie zobaczy, zjedzie go z góry na dół, a tego nie chciał.
Chciał jeszcze zagrać w tym meczu, a Kuba był nieprzewidywalny, gdy Robert robił coś głupiego i zupełnie nieodpowiedzialnego.
Właśnie przez te szalone wybryki młodszego mężczyzny ciągle się sprzeczali, mimo iż za sobą wskoczyliby w ogień.
Zatrzymał się, gdy jego oczom ukazał się gmach Stade Velodrome i po prostu wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę z zamyśleniem.
Wzdrygnął się zaskoczony, gdy usłyszał za sobą męski, silny głos, który wymówił śmiesznie jego nazwisko. Ten dziwny akcent, dziwnie przekształcił środkowe i ostatnie litery, przez co usta Lewandowskiego drgnęły w rozbawionym uśmiechu.
To źle, że został przyłapany na gorącym uczynku, pewnie z rana mu się dostanie za samotne, nocne wycieczki od trenera i Kuby, ale kochał swoich fanów bez względu na to skąd byli.
Odwrócił się, oczekując, że zaczepił go jakiś francuski fan, gotowy na to aby dać mu autograf i zamarł, bo na pewno nie spodziewał się spotkać w środku nocy, pieprzonego Cristiano Ronaldo.
Portugalczyk stał oddalony od niego zaledwie o cztery kroki i wpatrywał się w niego intensywnie.
Ubrany był w krótkie spodenki, ukazujące jego silne nogi i t-shirt, który opinał mu ściśle tors i uh, czy tylko mu nagle zrobiło się tak gorąco?
Ronaldo był jeszcze przystojniejszy niż na zdjęciach i Robertowi na chwilę odebrało mowę.
- Zrób zdjęcie. – rzucił do niego po angielsku Cristiano, uśmiechając się z zadowoleniem. - Zostanie na dłużej. – mrugnął do niego, oblizując powoli usta.
Kapitan Polskiej Reprezentacji spiął się niemal natychmiast, cofając o krok i wpatrując w kapitana przeciwnej drużyny z nieufnością.
Dlaczego Cristiano Pieprzony Ronaldo tu jest i dlaczego do cholery go zaczepił? Jak go rozpoznał, gdy nawet jego rodacy mieli z tym problem? (Pomijając fakt, że byli zbyt pijani, żeby nawet stać prosto...)
Przyszedł, aby go wyśmiać? Pogrozić...? Uderzyć...?
Wyprostował się, przyjmując defensywną postawę, usta zaciskając w wąską linie.
Uniósł podbródek do góry, wpatrując się w zawodnika Realu Madryt z wyzwaniem w błękitnych tęczówkach.
Idealna brew Portugalczyka podjechała do góry, patrząc na postawę i zachowanie polskiego piłkarza.
- Spokojnie, bebê. – rzucił kpiąco, wkładając dłonie w kieszenie swoich spodenek. – Chciałem tylko pogadać. Jak kumpel z kumplem. Dużo o Tobie słyszałem. – mówił dalej, widząc, że Polak spogląda na niego coraz bardziej podejrzliwie.
- Nie mamy o czym rozmawiać. – prychnął Robert, czując się nieswojo pod oceniającym spojrzeniem brązowookiego. Miał ochotę zasłonić się rękami, gdy ten sunął wzrokiem po jego torsie i niżej. Czuł się nagi. – Nie jesteśmy kumplami. – skrzywił się, zaciskając dłonie w pięści. – Po prostu uznajmy, że tego nie było. I rozejdźmy się każdy w swoją stronę.
Odwrócił się z zamiarem odejścia, gdy ciepła dłoń chwyciła go za bark i siłą odwróciła w swoją stronę.
- Nie bądź nieśmiały. – Cris zacmokał rozbawiony, nie puszczając go jednak, trzymając w stalowym uścisku. – Przecież nic Ci nie zrobię, bonito. – w jego oczach pojawił się psotny błysk, a usta wykrzywiły się w zadziornym uśmieszku. – Chyba, że sam będziesz tego chciał.
- Och, odwal się! – warknął, czując jak jego policzki robią się czerwone. Cholerny, zdradliwy rumieniec i cholerny, flirciarski Ronaldo. – Puszczaj mnie albo nie zawaham się uderzyć Cię w obronie własnej.
Ronaldo spojrzał na niego z politowaniem.
- Wy, Polacy, jesteście tacy dziwni. – skomentował z czymś dziwnym w wzroku. – Podoba mi się to.
Robert po prostu patrzył na niego jak na idiotę.
- A mogłem zostać w ciepłym łóżku. – wymamrotał do siebie po polsku. – Po co Ci to było, Robert? No po co?
Widząc, że Cristiano patrzy na niego z niezrozumieniem, uśmiechnął się zadowolony.
- Jesteś gogusiem z toną żelu we włosach, kutasie. – rzucił mściwie.
Gdyby Kuba tu był, zaklaskał by mu ironicznie, mówiąc tym swoim wkurzającym głosikiem:
„Robert, masz 27 lat a nie 7, błagam, zachowuj się."
Zmarszczka, która pojawiła się na czole piłkarza Realu Madryt, była wysoce satysfakcjonująca.
- Mam wrażenie, że mnie w tym momencie obrażasz. – rzucił starszy mężczyzna, nie rozumiejąc ani jednego słowa w tym szeleszczącym języku.
Robert miał na tyle przyzwoitości, aby nie wyszczerzyć się w złośliwym uśmiechu.
Jego twarz ani drgnęła, gdy wyrwał się z uścisku Portugalczyka i odsunął na stosowną odległość pięciu metrów.
Tak dla pewności zrobił jeszcze jeden krok do tyłu.
- Czegoś jeszcze potrzebujesz? – zapytał Polak, przeczesując włosy dłonią. – Czy mogę już sobie iść? Śpieszy mi się. Wygodne łóżko i chrapiący współlokator, wiesz, te sprawy.
- Moje łóżko jest wygodniejsze. – odparł Ronaldo z zalotnym uśmiechem. – Chcesz sprawdzić?
Robert spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Oh, Boże, to było takie lamerskie. – zajęczał załamany. – Prawie dałem się nabrać na tą przystojną buźkę. – prychnął, zakładając ramiona na piersi. – Pan Gładka Gatka, też coś. Po prostu NIE.
Cris spojrzał na niego beznamiętnie.
- Dasz mi swój numer telefonu? – zapytał po prostu, rezygnując z podchodów i stawiając na prostotę.
A Robert uchylił usta w szoku, jego twarz zrobiła się cała czerwona i wyglądał jak ryba wyciągnięta z wody, próbując wykrztusić z siebie odpowiedź.
- Ty...Ty...! - zapowietrzył się z wyciągniętą dłonią. – Jesteś niemożliwy. – wydukał, nie zauważając jak napastnik Realu Madryt zbliżył się do niego niepostrzeżenie.
Cristiano złapał za jego wyciągniętą dłoń i zbliżył do swoich warg, składając na knykciach skamieniałego Lewandowskiego pocałunek.
- Gdy wygramy, umówisz się ze mną, bonito.- oznajmił pewnie i zanim Robert zdążył mu odpyskować, jego już nie było, zniknął w ciemnej alejce.
Gdy Lewandowski wrócił do hotelu, nadal nie mógł przetrawić słów starszego mężczyzny.
Ignorując mamrotanie śpiącego Kuby, ściągnął ubrania i położył się w łóżku, gapiąc w sufit z zmarszczonymi brwiami.
Odwrócił się na lewy bok i prychnął:
- Arogancki kutas.
Zignorował go, gdy podawali sobie dłonie i wymieniali koszulkami przed meczem.
Zignorował go, gdy czuł na sobie jego spojrzenie podczas trwania całego meczu.
Zignorował go, gdy posłał mu zadowolony uśmieszek, gdy Portugalia wygrała.
I gdy mijał Cristiano na korytarzu, ten nie zawahał się, aby złapać go w objęcia i przytulić, klepiąc po ramieniu, jakby byli dobrymi kumplami od lat.
- To był cholernie dobry mecz. – powiedział Ronaldo, wpatrując się w jego oczy. – A Ty wisisz mi randkę. – dodał, wciskając w jego dłoń karteczkę ze swoim numerem telefonu.
Lewandowski spojrzał na niego z niedowierzaniem, potem na karteczkę, wpatrującego się w nich ze zmartwieniem Jakuba i znów na uśmiechającego się Ronaldo.
Nachylił się nad zadowolonym Portugalczykiem i wysyczał mu do ucha:
- Pieprz się.
Po czym kopnął go w kostkę, jak siedmiolatek, którym w głębi duszy był i odszedł, rzucając papier za siebie.
Cholerni Portugalczycy.
Komentarze, gwiazdki i Wasze opinie mile widziane!
Do następnego,
KiRa~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top