8. Jaskinia Lwa
Dla lepszego efektu polecam włączyć muzyczkę z mediów na ten rozdział, gdy zacznie się jedna scena, bo dokładnie tak sobie wyobrażam głos Esry i piosenkę, która w tej scenie leci. Zresztą fun fact: dzięki temu soundtrackowi wymyśliłam jej postać. Życzę miłego czytania <3
✯
Jasnoniebieskie kotary powieszone wokół ogromnego łoża z baldachimem wprawiał w ruch wiatr wpadający do środka przez otwarte okna. Esra poczuła na skórze zimny dreszcz, gdy znalazła się w ciemnej komnacie oświetlonej tylko łuną księżyca. Im bardziej posuwała się w głąb, tym większy strach odczuwała. Zacisnęła palce na barbacie tak mocno, że aż pobledły jej knykcie. Stąpała niespokojnie, bezszelestnie stawiała kroki, jakby bała się, że zbudzi drzemiącą gdzieś w tym mroku bestię.
No właśnie. Jeśli chodziło o bestię, to sułtana nigdzie nie było, choć niewolnica poszukiwała go przerażonym wzrokiem. Jeśli to był z jego strony jakiś żart i tak naprawdę wcale go tutaj miało nie być, niech chwała będzie Najjaśniejszemu! To była nikła nadzieja, ale branka postanowiła się jej trzymać, przynajmniej już tak się nie stresowała.
Przed sobą dostrzegła lustro. Było potłuczone. W złotej ramie wisiało jedynie kilka odłamków szkła, przez co postać niewolnicy pomnożyła się w odbiciu zwierciadła. Czując na sobie własny upiorny wzrok należący do kilku par oczu, spoglądających na nią z lustra, prędko odwróciła spojrzenie.
Obejrzała komnatę. Było w niej tak ciemno, że gdyby nie światło dostające się do środka z rozświetlonej gwiazdami nocy, niczego nie zdołałaby zobaczyć. Teraz liczne mozaiki rozsiane przy oknach i roślinne ornamenty na ścianach posrebrzał błysk nikczemnego księżyca. Musiała przyznać, że było tutaj naprawdę pięknie. Wnętrze urządzono ze smakiem, zachowując szczególną i dokładną symetrię zdobień. Nie było mowy o przesadnym przepychu, a mimo to od razu było widać, że to alkowa samego sułtana.
Nagle usłyszała za sobą kroki, niespieszne, spokojne. Serce znów zaczęło jej szybciej bić. Czyli padyszach ciągle tutaj był i w końcu wyłonił się z ukrycia. Esra upadła na ziemię, przypominając sobie o zasadach, które w drodze wpajał jej Dogu. Czekała. Patrząc w podłogę przykrytą wzorzystym dywanem, oddychała niespokojnie. Czuła się, jakby zaraz kat miał wydać na niej wyrok śmierci.
Nie odważyła się spojrzeć, ale wyczuła, że sułtan przechodzi obok. Zatrzymał się tuż przed nią. Przez moment tylko stał i czekał. Niewolnica czuła na sobie jego natrętny wzrok. Może potrzebował czasu, żeby napawać się widokiem, jak branka klęczy bezbronna u jego stóp?
W końcu nachylił się i ujął jej dłoń, zmuszając, aby niewolnica powstała. Uczyniła to, drżąc ze strachu, serce biło w jej piersi jak oszalałe. On stał tak blisko, że czuła jego oddech, zapach... Nie wiedziała, na co Aslan czeka, ale sama nie mogła się przemóc, żeby spojrzeć mu w twarz. Zamiast tego patrzyła na złote obszycia wijące się na jego czarnej, rozpiętej nieznacznie szacie, ale i tego widoku też nie mogła znieść, więc ponownie spuściła wzrok.
— Zagraj dla mnie — odezwał się wreszcie sułtan i wypuścił dłoń niewolnicy z uścisku.
Esra była w szoku, kiedy mężczyzna odsunął się, a potem usiadł na łóżku, zostawiając ją samą na środku komnaty. Ulżyło jej. Była już zdolna odetchnąć spokojnie. Obdarzyła instrument zaciskający się w jej trzęsących dłoniach wzrokiem pełnym uczucia i wdzięczności. Złość na niego minęła. W końcu po coś Dogu kazał jej wziąć go ze sobą do alkowy.
Sułtan patrzył na nią wyczekująco. Niewolnica uniosła barbat na wysokość brzucha, przyjmując pozę gotową do gry. Nacisnęła palcami na struny i wybrzmiały pierwsze dźwięki. Zagrała krótką, melodyjną przygrywkę, po czym zaczęła śpiewać, zaczynając swój występ:
Ziba malekeh hamra he shah ba jaho jalal
Nie przestając śpiewać, po raz pierwszy odważyła się podnieść wzrok na padyszacha. Miał na sobie tylko prostą, delikatnie zdobioną szatę, a mimo to i tak prezentował się dostojnie. Opierał dłonie o kolana, nie odrywając spojrzenia od niewolnicy, która czarowała go grą i śpiewem.
Ziba melekeh hamra he shah miad as rah
Nigdy nie czuł się tak, jak teraz wsłuchany w ten anielski śpiew i muzykę, która rozpalała wrażliwość nawet w najbardziej zgniłych miejscach jego umysłu. Cały świat nie istniał. Były tylko słowa układające się w najlepszą pieszczotę dla wszystkich zmysłów sułtana. W pewnym momencie po policzkach Aslana pociekły łzy. Oparł głowę o kolumnę podtrzymującą baldachim, całkowicie poddając się doznaniom, jakie dostarczała mu ta melodia. Jeśli tak wyglądał raj, chciał już w nim pozostać.
Mężczyzna otarł łzy, choć było już za późno i branka na pewno je zauważyła. Nie przejmował się jednak tym, że obnażył przed nią słabość. To nie miało znaczenia, nie kiedy żył tylko po to, żeby słuchać jej śpiewu. Sułtan uśmiechał się szeroko. Już rozumiał, dlaczego Esra była tak wielkim skarbem dla sułtanki matki.
— Jak ty to robisz? — zapytał, kiedy niewolnica zakończyła pieśń, a komnatę wypełniła cisza, której Aslan szczerze nie mógł znieść.
To pytanie zbiło ją z tropu. Kiedy przestała grać, stała bezczynnie, nie wiedząc, co powinna robić dalej. Znów poczuła strach. Piosenka minęła zbyt szybko, a przed nimi była jeszcze cała noc. Branka mogła się łudzić, ale nie sądziła, że spędzą ją na samych rozmowach.
— Ja... — zaczęła, uświadamiając sobie, że sułtan ciągle czeka na odpowiedź. — Po prostu taka się urodziłam.
Już od najmłodszych lat przejawiała ogromne zamiłowanie do muzyki. Lubiła słuchać otoczenia, gwarów na ulicy, odgłosów natury, ryków czy pomruków zwierząt, nadając im w głowie bardziej melodyjne brzmienia. Wszędzie doszukiwała się muzyki, aż w końcu ojciec wykształcił ją pod tym kątem. Nim każdy zdążył się obejrzeć, Esra była w stanie zagrać na wszystkim, nawet na źdźble trawy.
— To niesamowite... — westchnął z zachwytem mężczyzna. Powstał i postawił kroki w stronę niewolnicy. Ta zaczęła się odruchowo cofać. Uniosła nieznacznie barbat, jakby zamierzała się nim bronić przed sułtanem. Aslan zrozumiał tę reakcję aż za dobrze. Zatrzymał się przed grubą wiązką księżycowego światła, która dzieliła go z Esrą.
— Nic ci nie zrobię — zapewnił, dostrzegając, że niewolnica cała drży.
Napędził jej stracha, zapraszając do miejsca, w którym obdziera się kobiety z cnoty. Musiał zrobić z tego małe przedstawienie, bo wstydził się powiedzieć prawdę matce. Zazwyczaj to ciało kobiety go oczarowywało, nie głos. Jak ludzie by na niego patrzyli, gdyby wyjawił, że zaprosił do alkowy niewolnicę, żeby tylko ją usłyszeć? Zapewne jak na mięczaka, nadwrażliwca, a nie mógł pozwolić sobie, żeby przylgnęła do niego taka łatka, zwłaszcza w czasach, gdy toczył wojnę. Tylko w ten sposób mógł spotkać Esrę, aby nie wywołać plotek wśród mieszkańców seraju.
Niewolnica milczała jak zaklęta. Nie ufała mu, nie wierzyła w ani jedno słowo. Służąca w pralni porządnie ją nastraszyła i teraz każdy gest sułtana przypominał Esrze ruchy odrażającego ghula, złego pustynnego ducha.
Aslanowi nie podobała się ta cisza. Nie po to zaprosił do siebie służącą swojej matki, żeby poprzestała na jednej piosence. Chciał się odprężyć po wszystkim, co w ostatnich dniach wystarczająco zszargało jego nerwy. Wrócił do łóżka. Rozłożył się na nim wygodnie i spojrzał uważnie na wystraszoną Esrę. Zachowywała się jak jagnię osaczone przez wilka. Nie robiło to na nim większego wrażenia, przywykł już do takiego widoku.
— Siadaj. — Poklepał miejsce obok siebie na posłaniu.
Niewolnica wytrzeszczyła szeroko oczy. Wcześniej podkreślił, że nic jej nie zrobi, a teraz jawnie zapraszał ją do łóżka.
— No chodź. Nie lubię czekać — dodał, co zmroziło krew w żyłach Esry.
Zbliżyła się niepewnie, trzymając się jak najdalej łóżka, żeby sułtan nie zdołał do niej skoczyć i objąć ją swoimi obślizgłymi mackami. Musiała jednak w końcu zająć miejsce obok niego zgodnie z życzeniem Aslana. Gdy znalazła się odpowiednio blisko, stanęła jak słup soli. Tysiące myśli krążyło jej po głowie. Oddech co rusz zamierał w piersi. Łóżko wyścielone najdelikatniejszymi jedwabiami wyglądało kusząco i na pewno świetnie się w nim spało... Ale Esra o stokroć wolała jakąś prymitywną pryczę niż miejsce obok sułtana!
Znów obdarzył ją tym swoim wyczekującym spojrzeniem, w którym teraz zapaliły się groźne iskierki. Esra w końcu usiadła na skraju łoża, starając się oddzielić od władcy jak największą odległością. Na szczęście łóżko było spore.
— Graj dla mnie choćby całą noc — rozkazał Aslan, uśmiechając się leniwie. Podparł ręką głowę i wbił odprężony wzrok w sufit, następnie przymykając powieki.
Esra obrzuciła go wrogim spojrzeniem. Jakaś mroczna myśl, która nagle ją nawiedziła, kazała chwycić za poduszkę i udusić sułtana, ale niewolnica nie miała do tego odwagi. Nie chciała brudzić sobie rąk krwią tego potwora.
Zaczęła ponownie grać na barbacie. Przynajmniej nie musiała rozmawiać z padyszachem ani na niego patrzeć, bo całą uwagą obdarzała drżące pod jej dotykiem struny. Nawet nie wiedziała, jak długo tak siedziała i zabawiała władcę łagodnymi dźwiękami instrumentu. Z całych sił starała się nie zasnąć, ale nie mogła opierać się w nieskończoność. W końcu sen wtargnął na jej powieki, dając upust zmęczeniu, rozpaczy i wszystkim skrajnym emocjom, które towarzyszyły jej dzisiejszego dnia. Esra opadła na łóżko tuż obok Aslana, który już od jakiegoś czasu smacznie spał ukołysany jej muzyką.
✯
Wybaczcie, że rozdział taki krótki, ale chciałam zawrzeć w nim tylko jedną scenę, żeby nie zabić klimatu. Mam nadzieję, że się wam podobał <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top