33. Kara za szczęście

   Smakował jak słodki karmel, szczypta wanilii, rachatłukum i gorzko jak grzech. Przeważały jednak te smaki, które Esra całkowicie uwielbiała.

   Przyzwyczajenie do wstawania wczesną porą zbudziło ją z przyjemnego snu w najbardziej miękkich jedwabiach, w jakich kiedykolwiek spała. Wyswobodziła się spod jarzma ramion Aslana, uważając, aby go nie zbudzić. Otuliła swoje nagie ciało kocem i zerknęła na śpiącego sułtana.

   Był przystojny. Wcześniej tego nie dostrzegała lub usilnie ignorowała fakt, od którego właśnie się zarumieniła. Mimo kamiennego snu, w kącikach jego ust dało się dostrzec leniwy uśmiech.

   Esra poczuła potrzebę zostania przy nim, ale wstyd szybko ją zwalczył. Wymsknęła się z łóżka sułtana, zgarniając swoją suknię z ziemi. Prędko ją na siebie założyła, włosy przykryła chustą i wyszła z komnaty. Chciała uniknąć niezręcznego porannego spotkania.

   Na korytarzu byli tylko strażnicy, którzy jak zwykle bez słowa mechanicznie zamknęli za niewolnicą drzwi, jakby byli wykuci z kamienia i stworzeni tylko do kilku ruchów.

   Esra nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy przypomniała sobie żarliwy dotyk Aslana na swojej skórze. Zachichotała i ruszyła przed siebie.

   Nagle dostrzegła na swojej drodze Dogu. Eunuch odskoczył, zupełnie jakby zobaczył ducha. Szeroko otworzył usta, które prędko zasłonił dłonią.

   Esra poczuła się jak przyłapana na zbrodni. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, kopnęła wewnętrzną stronę swojej stopy. Nie potrafiła jednak przestać się uśmiechać.

   — Nie śmiej się...

   — Przecież to ty się śmiejesz! — spostrzegł trafnie eunuch, ale prędko również uśmiechnął się szeroko.

   — A więc to tak. — Podszedł bliżej, a niewolnica wbiła w niego rozbawione spojrzenie. — Życzy sobie pani eskorty do haremu?

   — Będę zaszczycona — odparła, ochoczo przyjmując ramię, które zaoferował jej Dogu.

   Wspólnie przemierzali korytarze. Ku uciesze Esry były całkowicie opustoszałe.

   — Miło znów widzieć na twojej twarzy uśmiech — napomknął w pewnym momencie Agha.

   Usta Esry mimowolnie jeszcze bardziej się rozszerzyły. Niewolnica oparła policzek na ramieniu eunucha i przytuliła się do niego. Dogu trącił brodom jej głowę, nie zwalniając kroku.

   Zatrzymali się, gdy zostawili za sobą męską część seraju i wkroczyli do haremu. O tej porze większość niewolnic rozbiegła się po pałacu, by zająć się pracą. Niektóre z nich udały się do haremowej szkoły. Ale Meryem widocznie nigdzie się nie spieszyło, bo opuściła główną salę dziarskim krokiem i rozejrzała się po otoczeniu leniwym wzrokiem.

   Dostrzegłszy rozweselonych Dogu i Esrę, podeszła do nich, przywołując na twarz uśmiech.

   — Z czego się tak cieszycie? Też chcę.

   Dogu wysunął ramię spod dotyku Esry.

   — Zostawię was. Później się spotkamy. Będziemy musieli poplotkować.

   Mrugnął do niej figlarnie i odszedł. Niewolnica pokręciła z rozbawieniem głową.

   — Ale masz dziś dobry humor. Co się stało? — Meryem nie potrafiła powstrzymać ciekawości.

   Esra chwyciła przyjaciółkę za łokieć i odciągnęła na bok.

   — Pogodziłam się z sułtanem. Chyba... — zaśmiała się.

   Meryem zmarszczyła brwi.

   — Jak to chyba?

   Niewolnica wzruszyła ramionami.

   — Nie potrzeba było do tego słów.

   Rudowłosa uważnie przyjrzała się rozanielonej przyjaciółce. Niebieski szal otulał jej włosy, które pod nim były w całkowitym nieładzie. Suknia na jej ciele też była pomięta. W dodatku było tak wcześnie, a Esra wróciła z Dogu z przeciwnej strony, gdzie nie sięgały mury haremu.

   Meryem połączyła wszystko w całość.

   — Byłaś u niego?

   Przytaknęła.

   — Całą noc?

   Esra wybuchnęła śmiechem. Miała wrażenie, iż oszalała, ale po ubiegłej nocy pojęła, że szaleństwo też miało swoje uroki.

   Uśmiech ześlizgnął się z twarzy Meryem, ustępując miejsca grymasowi smutku, złości i bólu.

   — Nie sądziłam, że jesteś aż taka naiwna. — Jej głos ciął niczym stal. Esra od razu się zmieszała. — Wiedziałam, że to zrobi. Że upomni się o swoją zapłatę za całą opiekę, jaką cię obdarzył. Tacy już są mężczyźni. Ale nie sądziłam, że dobrowolnie mu się oddasz.

   — Dlaczego?

   — Bo przecież go nienawidziłaś. Mówiłaś, że to potwór.

   — Nienawidziłam — przytaknęła. — Ale jak długo mam żyć przeszłością? Wystarczająco dużo potworów już tu spotkałam, a z nich wszystkich tylko on nie był nim dla mnie. 

   — Wkrótce znienawidzisz go jeszcze bardziej. Zdobył to, co chciał i niedługo cię porzuci. Pójdziesz w odstawkę tak jak wszystkie jego nałożnice. Bo niby kim innym teraz jesteś? Żyjesz tylko po to, by go zadowalać.

   Esra poczuła, że do oczu napływają jej łzy. W zielonych oczach Meryem także dostrzegła szklistą zasłonę.

   Obie nie mogły dłużej na siebie patrzeć. W złości i rozpaczy rozeszły się w inne strony. 

   Meryem nie myślała trzeźwo.

   Nogi same niosły ją przed siebie.

   Kierunek, do którego zmierzała, wskazała jej potrzeba zrekompensowania swoich krzywd.

   Zatrzymała się przed drzwiami z mosiężnymi zdobieniami.

   — Chciałabym pomówić z sułtanką Iffet Esmanur — zwróciła się do eunucha, którego nie można było pomylić z nikim innym. Tylko on miał tak paskudnie naznaczoną bliznami twarz.

   — Jakim prawem? — Mert zaśmiał się z jawną pogardą i cynizmem.

   Meryem była twarda. Nic już dziś nie mogło jej złamać.

   — Mam wieści dotyczące sułtana. Zapewniam, że sułtanka zechce je usłyszeć.

   Eunuch zmierzył ją wzrokiem. Niewolnica ledwo powstrzymała się, żeby się nie skrzywić z obrzydzeniem na widok jego blizn.

   — No dobrze.

   Komnata żony sułtana powitała Meryem czerwienią i złotem, w których pływał cały Al'Kahar. Liczne ornamenty i kafelki układały się wspólnie w harmonijną całość. Niewolnica i eunuch weszli do pierwszej, wypoczynkowej sali w apartamentach Iffet Esmanur. To był tylko początek bogactwa, w jakim spała sułtanka. W końcu jej komnaty zaraz po apartamentach sułtanki matki stanowiły największy kompleks pomieszczeń w tej części seraju.

   Iffet Esmanur siedziała na sofie, przypatrując się gościom. Na głowie miała iście królewską tiarę, wysadzaną najdrobniejszymi diamentami, z której jeden łańcuszek okolony diamentową łezką zwisał na czoło. Jej ciało opinała luźna, różowa suknia z białymi akcentami.

   Meryem dygnęła i wtedy Mert się odezwał:

   — Ta niewolnica chciała z tobą pomówić, moja pani. Mówi, że chodzi o sułtana.

   Iffet parsknęła.

   — Znasz imię tej, która wczoraj u niego była? Tak się boją, że już całkiem ją zakryli. Ależ musiało się mu to nie podobać...

   Meryem spojrzała prosto w oczy sułtance.

   — Znam.

   Iffet uniosła brwi zaskoczona tą odwagą.

   — Mów.

   — Esra.

   Mert zatrzymał uważny wzrok na twarzy żony sułtana. Iffet nie umiała zamaskować obojętnością smutku.

   — Dostał to, czego chciał — mruknęła ledwie słyszalnie, tłumiąc napływające do oczu łzy. — Jeśli to wszystko, możesz już sobie iść — dodała głośniej do niewolnicy.

   — Nie, pani, to jeszcze nie wszystko.

   Mert przerzucił na Meryem gniewne spojrzenie. Niewolnica zignorowała go, podeszła bliżej Iffet Esmanur i padła przed nią na kolana.

   — Esra to kłamczucha — zaczęła, cedząc zarówno z bólem, jak i nienawiścią. — Wcale nie przyjechała z Meer. Kapitan Selamet kupił ją od paszy z Al'Kaharu, który zmarł na zarazę. Pewnie sobie na niej używał i może też ją zaraził. Sułtan powinien się jej pozbyć.

   Zarówno Iffet, jak i Mert otworzyli szeroko oczy ze zdziwienia.

   — Była niewolnicą paszy? — zapytała kobieta. — Jakiego?

   — Tego nie wiem, pani, ale jestem pewna, że wszystko, co od początku mówiła, jest kłamstwem. Esra od zawsze była nikim.

   Nieoczekiwanie na twarzy Iffet Esmanur rozbłysł uśmiech.

   — Świetnie się spisałaś. Jak ci na imię?

   — Meryem.

   — Meyem... — Iffet sięgnęła do szkatułki na stole i wyjęła z niej grubą sakwę ze złotem, następnie wręczyła ją niewolnicy. — Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, możesz na mnie liczyć.

   Do zaślepionej żądzą zemsty Meryem powoli przebijały się wyrzuty sumienia.

   — Co zamierzasz, pani?

   Iffet z szerokim uśmiechem spojrzała na Merta. Eunuch zaniepokoił się tym widokiem.

   — Odwiedzę kapitana Selameta.

   Meryem poczuła na skórze dreszcz, który swoim chłodem uderzył wprost w jej serce.

   — Dlaczego, pani?

   — Och, nie martw się, Meryem i zaufaj mi. Esra odzyska w końcu swoją upragnioną wolność. 

   Powrót do komnaty był trudny, bo obraz przed oczami Esry nieustannie rozmazywały łzy. Niewolnica nie rozumiała, dlaczego Meryem tak okrutnie ją potraktowała. Czy zaznając chwili szczęścia z Aslanem, Esra już na zawsze miała być potępiona w oczach przyjaciół?

   Dogu tak nie uważał. Wspomnienie ciepłego i serdecznego towarzystwa eunucha podniosło niewolnicę na duchu. Otarła łzy i weszła do swojego pokoju.

   — Esra? Gdzieś ty się podziewała? Całą noc się martwiłam! — Sana zaatakowała ją potokiem słów już niemal w progu.

   — Nigdzie — Niewolnica ze spuszczoną głową ruszyła w głąb pokoju, żeby służąca nie ujrzała jej łez.

   — Wywiesisz za mnie pranie? Proszę... — Sana złożyła ręce, posyłając koleżance błagalne spojrzenie. — Muszę znaleźć Hasreta. Sułtanka matka mi kazała, a biegam już za nim po całym pałacu!

   Esra pokiwała głową.

   — I tak miałam zająć się czymś pożytecznym.

   — Dziękuję! — Sana wykrzyknęła z radością i wybiegła z komnaty.

   Niewolnica znów poczuła ścisk w żołądku, ale postanowiła nie przejmować się już dziś słowami Meryem i całkowicie skupić się na pracy. Przebrała się w nowe, czyste ubranie, doprowadziła do ładu włosy, po czym chwyciła kosz i opuściła pokój.

   Kroczyła portykiem w kierunku otwartej przestrzeni między zamkniętymi ścianami pokojów służebnych. Poranne powietrze muśnięte przyjemnym ciepłem uspokoiło jej ciało, choć w jej głowie dudniły wyrzuty sumienia.

   Esra była głupia, że uległa sułtanowi. Meryem miała rację.

   Służąca tak się zamyśliła, że dopiero zderzenie z obcym ciałem zdołało przywrócić ją do rzeczywistości.

   — Przepraszam — mruknęła branka, która ją potrąciła i pomogła Esrze utrzymać kosz w równowadze.

   — Nic się nie stało — odparła Esra. Tamta prędko odeszła, posyłając jej przepraszający uśmiech.

   Praca.

   Myśl o tym, by poświęcić się obowiązkom, powstrzymała Esrę przed popadnięciem w rozpacz.

   Postawiła kosz na ziemi. Zaczęła wyjmować po kolei koce i wieszać je na sznurze. Gdy zabrała kolejne prześcieradło, jej oczom ukazała się zgięta na pół kartka, która odróżniała się swoim pożółkłym odcieniem na tle bieli innych materiałów. Esra rozłożyła ją i przeczytała.

Sułtan wyjeżdża na wojnę i nikt już cię tu nie ochroni.

   Oddech niewolnicy przyspieszył. Rozglądnęła się dookoła, ale nikogo nie zauważyła w pobliżu. Natychmiast podarła kartkę na drobne kawałki, aby wiatr rozwiał je jak najdalej stąd.

   Doskonale wiedziała, od kogo dostała tę wiadomość. Iffet Esmanur musiała już o wszystkim się dowiedzieć. Esra wcale się nie dziwiła. Ta niewolnica, z którą się zderzyła, musiała wepchnąć kartkę do kosza.

   W tym pałacu nie można było zaznać ani odrobiny szczęścia. Wszystkie miłe chwile musiały zostać skradzione i obrócone w koszmar.

   Nagle Esra poczuła, że ktoś zachodzi ją od tyłu. Zapomniała, jak się oddycha. Przyszli po nią szybciej, niż przypuszczała.

   — Tak szybko mi uciekłaś. Nie wiedziałem, czy to kolejny mój sen, czy jawa... — Miły głos Aslana pogłaskał ją tuż przy uchu i wyrównał rytm jej serca.

   Odwróciła się twarzą do sułtana, a on zabrał ręce z jej bioder.

   — Śniłam ci się? — Postanowiła za wszelką cenę odciągnąć swoje myśli od nadciągających nieszczęść.

   Władca parsknął śmiechem i uciekł wzrokiem gdzieś w bok.

   — Wiele razy.

  — Mam nadzieję, że to były miłe sny.

   — Bardzo. — Pogładził ją po policzku, po czym kiwnął głową na pranie. — Dlaczego się tym zajmujesz?

   — To moja praca.

  — Już nie. Jesteś moją faworytą.

   Na moment zapadła cisza. Słowa Aslana przyszpiliły swoim ciężarem niewolnicę.

   — Mam dla ciebie niespodziankę.

   — Niespodziankę? — Z niewiadomych przyczyn, Esra się przeraziła.

   Aslan pokiwał ochoczo głową. Niewolnica przypomniała sobie treść wiadomości i poczuła w sobie potrzebę ucieczki.

   — Nie potrzebuję żadnych niespodzianek...

   Sułtana zmartwił smutek na jej twarzy.

   — Zasługujesz na wszystko, co najlepsze i nie wątp w to, że to wszystko chcę ci dać. W końcu jesteś ukochaną sułtana...

   W jednej chwili cały świat przestał liczyć się dla Esry.

   — Ukochaną?

   — Czy to takie szokujące?

   — Nigdy mi tego nie powiedziałeś...

   Sułtan odetchnął głęboko. Chyba po to, żeby dodać sobie odwagi.

   — Bo nie znam słów, aby wyrazić moją miłość do ciebie. Ty tak pięknie śpiewasz. Każde twoje słowo jest poezją. Bałem się, że zwykłe kocham cię by nie wystarczyło.

   — Wystarczyłoby. — Esra ledwie powstrzymała łzy wzruszenia. — Czasem proste słowa są najpiękniejsze.

   — A więc... — Sułtan skrócił między nimi dystans i chwycił dłonie niewolnicy. — Kocham cię, Esra.

   Esra odpowiedziała mu najpiękniejszym uśmiechem, jaki Aslan kiedykolwiek zobaczył w swoim życiu.

   — Czyli co to za niespodzianka? — zapytała, zanim zdążył skraść jej pocałunek.

   Sułtan uśmiechnął się łobuzersko, przypominając, po co szukał ukochanej po całym pałacu. Wyjął jedwabną, grubą wstążkę w niebieskim odcieniu.

   — Muszę zakryć ci oczy, bo inaczej to nie będzie niespodzianka.

   Otoczył jej oczy opaską. Esra poczuła dreszcz na całym ciele, gdy dostrzegła jedynie ciemność, a palce Aslana musnęły jej skórę i włosy.

   — Nie bój się. — Sułtan chwycił niewolnicę za rękę. Pociągnął ją za sobą, dostrzegając zarys uśmiechu na jej twarzy.

   Esra szła blisko niego, a on uważał, żeby przypadkiem się nie potknęła, gdy przemierzali stopnie i kroczyli wśród zawiłych korytarzy. Nieoczekiwanie iskra podniecenia rozpaliła się w ciele niewolnicy, gdy musiała liczyć tylko na głos Aslana i jego ręce, które nią kierowały w dotarciu do celu. Ciemność w jego towarzystwie okazała się na swój sposób ekscytująca.

   W końcu byli na miejscu. Aslan otworzył drzwi, branka usłyszała ich charakterystyczny dźwięk. Przeszła samodzielnie jeszcze kilka kroków, ale brzmiały one już inaczej, jakby coś je tłumiło.

   Esra poczuła obecność za plecami. Sułtan odwiązał wstążkę z jej twarzy. Ciemność rozproszyło naturalne światło przebijające się z okien w złotych okuciach. Niewolnica rozejrzała się po nieznanym jej dotąd otoczeniu.

   To nie była jedna komnata. To był apartament godny kogoś więcej niż zwykłej faworyty. Cały kompleks pomieszczeń.

   Esra spojrzała pytająco na sułtana, a on uśmiechnął się z satysfakcją i zadowoleniem.

   — Teraz tutaj będziesz mieszkać.

   Branka jeszcze raz uważniej omiotła spojrzeniem po wnętrzu. Wszystko było tutaj utrzymane w podobnej kolorystyce — bieli, najróżniejszych odcieniach niebieskiego i złocie. Sofy, otomany obite wzorzystym, miękkim materiałem. Meble z jasnego drewna ozdobione kwiecistą ornamentyką oraz oczywiście płytki fajansowe układające się w przepiękne mozaiki.  Pod nogami miała dywan, który nadawał pomieszczeniu większej przytulności. W kącie stały najróżniejszej maści instrumenty, wśród nich szarpane, które najbardziej lubiła niewolnica, ale dostrzegła też kolekcję fletów. Esra nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Sułtan zatroszczył się o wszystko.

   Sunęła wzrokiem dalej. Za drzwiami utkanymi z mozaiki znajdowała się garderoba, a za łukiem wyżłobionym w liście koniczyny część sypialna, również skąpana w złocie, błękicie i bieli. Łóżko było pełne poduszek. Esrze nagle zachciało się spać.

   — Podoba ci się? — Głos Aslana wyrwał ją z marzeń o głębokim śnie.

   — To jak marzenie — przyznała ze szczerym zachwytem. — Ale co ja tu będę robić?

   Sułtan podszedł bliżej.

   — Co tylko zechcesz. Grać, stroić się i kochać się ze mną całymi dniami.

   — Dziękuję. — Esra z czułością musnęła jego policzek.

   Aslan niemal się rozpłynął. Podświadomie liczył na takie podziękowania.

   — Zostaniesz?

   Jej nieśmiałe pytanie sprawiło, że miał ochotę rzucić wszystko i spełnić jej życzenie, ale wiedział, że musiał zająć się obowiązkami.

   — Przyjdę wieczorem — obiecał i pocałował ją leniwie. — Teraz się tutaj rozgość.

   Zaraz potem sułtan opuścił komnatę, zostawiając swoją faworytę samą.

   Esra jeszcze raz pochłonęła wzrokiem przestrzeń. Dopiero teraz zauważyła, gdzie padyszach ulokował jej nowe komnaty. Za oknami widniała prawdziwa dżungla. Krzewy i kwieciste pnącza pieły się w górę, przybierając nieokiełznane kształty. Wśród gęstej zieleni niewolnica dostrzegła drzewa cytrynowe, a do jej uszu po chwili dopłynęły trele dzikich ptaków. To miejsce przypomniało Esrze wybieg dla dużych kotów, który razem z Aslanem widziała kilka miesięcy wcześniej.

   Odetchnęła głębiej, by uspokoić podekscytowany rytm swojego serca. Chociaż będzie brakowało jej Sany i Bahar, to Esra cieszyła się, że wreszcie będzie miała swój własny kąt, o ile to miejsce można było nazwać kątem. Było wspaniałe.

   Sułtan zapowiedział swoją wizytę. Esra nagle posmutniała, przypominając sobie treść wiadomości w koszu na pranie. Miał przecież wyjechać na wojnę. Już i tak odwlekła w czasie jego wyjazd, niespodziewanie wskakując mu do łóżka... 

   Gdy Aslan wyjedzie, nikt jej nie chroni. Musiała zrobić wszystko, aby zatrzymać go w pałacu.

   Zobaczyła nowe stroje w szafie. Przeważały suknie w niebieskich kolorach, bo w nich najbardziej było Esrze do twarzy, ale zauważyła też czerń, biel, perłowe złoto i inne subtelne, stonowane odcienie.

   Po chwili wypatrzyła także zestaw do szycia. Miała prawie cały dzień na to, aby przemienić się w najpiękniejszą wersję siebie. 

   Gdy księżyc zakrólował na niebie, Aslan zjawił się w komnacie swojej nowej faworyty.

   Esra poderwała się w górę, gdy tylko usłyszała dźwięk otwierania drzwi. Zgodnie z zapowiedzią przybył sułtan, lecz nie był sam.

   — Shihab? — Esra uśmiechnęła się szeroko, dostrzegając płomiennorude zwierzę na ramionach Aslana i od razu przygarnęła tygrysa w swoje objęcia.

   Sułtan zamarł. Nie mógł powstrzymać się, żeby nie zlustrować niewolnicy dokładnie wzrokiem. Wyglądała jak senne marzenie zarezerwowane jedynie dla jego oczu. Jej długie włosy opadały falującymi kaskadami na plecy. Na ich czubek wplotła złote ozdoby, które zwisały łańcuszkami na czoło i boki głowy. Biust zakryła niebieską bluzką, która odsłaniała brzuch i wyzywająco eksponowała jej niewielkie, ale kształtne piersi. Rękawy z półprzezroczystego materiału były rozcięte na długość całej ręki i delikatnie powiewały. Nogi miała zasłonięte cienką spódnicą, a brzuch przepasany złotym łańcuszkiem. A oczy... Te oczy, które przyciągnęły sułtana swoim granatowym kolorem w ramce czerni, sprawiły, że aż zakręciło mu się w głowie.

   — Ale się za nim stęskniłam — rzuciła niewolnica, siadając na sofie wraz z tygrysem. Wciąż był jeszcze dzieckiem,  ale znacznie już urósł, a noszenie go sprawiało Esrze pewną trudność.

   Shihab mruczał z zadowoleniem. Dobrze zapamiętał niewolnicę, bo był w jej ramionach spokojny i pozwalał na każdy dotyk.

   Sułtan usiadł obok na sofie.

   Branka podrapała tygrysa pod brodą, aż Shihab zamruczał głęboko. Jej serce urosło na ten widok, by zaraz potem pokruszyć się na drobne kawałki. Gdyby nie samotność, która popchnęła ją w ramiona Aslana, ciągle mogłaby kryć się w cieniu Mevry Hatice. Sułtan już dał jej spokój, zawsze o tym marzyła, a teraz jak największa idiotka z powrotem do niego lgnęła.

   Gdyby tylko miała więcej samozaparcia...

   Ale czy Iffet Esmanur kiedykolwiek dałaby jej spokój? Już raz odebrała jej cały sens życia, a Aslan pomógł jej go odzyskać.

   — Żałuję, że go tu przyniosłem. — Głos sułtana wyrwał Esrę z błądzenia w sieci wyrzutów sumienia.

   — Dlaczego? — zapytała, przenosząc wzrok na władcę.

   Aslan przeczesał palcami włosy, na jego ustach zatańczył łobuzerski uśmiech.

   — Bo to mu poświęcasz całą uwagę, a nie mi.

   Niewolnica zaśmiała się cicho i nie przerywała, gdy sułtan ciągnął dalej:

   — Gdybyś mnie traktowała z taką samą czułością, jak tego małego mięsożercę, byłbym przeszczęśliwy.

   Esra przypomniała sobie słowa Meryem i groźby na kartce. Sułtan wyjedzie, a ona zostanie bezbronna, rzucona na żer tym hienom.

   Aslan odpalił fajkę, gdy nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Zanim jednak zbliżył ją do ust, niewolnica położyła mu dłoń na ręce.

   — Są lepsze nałogi.

   Miała rację. On od samego dźwięku jej głosu wariował. Jak mógł zapomnieć, że swój najlepszy narkotyk miał przed sobą?

   Chciał ją pocałować, ale ona splotła ich dłonie i wstała. Aslan uśmiechnął się, pozwalając jej zaprowadzić się w głąb komnaty.

   Esra wiedziała, że musi przełamać swój strach, niepewność i nieśmiałość, którą sułtan ją napawał. Przecież widział ją już całą. Nie mogła się wstydzić.

   Zatrzymali się przed łóżkiem. Niewolnica delikatnie popchnęła sułtana, aby usiadł na posłaniu. On chwycił ją za biodra i przysunął bliżej, po czym przystawił usta do jej nagiego brzucha. Naznaczał go swoimi pocałunkami, gdy Esra myślała nad swoimi dalszymi krokami. W pewnym momencie Aslan uniósł na nią błagalny wzrok.

   — Mało we mnie cierpliwości, kochanie.

   Serce niewolnicy uderzyło gwałtowniej w jej piersi. Uśmiechnęła się delikatnie i usiadła mężczyźnie na kolanach. Złączyła ich usta, a później razem opadli na materac. Esra rozpięła guziki galabii sułtana, a Aslan podwinął w górę jej spódnicę, zatrzymując ręce na jej biodrach, którymi ta po chwili zaczęła łagodnie kołysać, nadając rytm ich ruchom.

   Esra bała się wojny, która wybuchnie. Zarówno tej na dalekim froncie, jak i w pałacu. Gdy Aslan będzie wojować mieczem, ona będzie musiała znaleźć jakąś broń tutaj.

   Ale nigdy nie umiała walczyć. Dlatego nie mogła pozwolić, aby sułtan ją opuścił. Bez niego umrze.

   — Nie jedź — poprosiła, gdy ledwie na moment oderwali od siebie usta.

   — Muszę. To dla mnie ważne — odparł, choć jak przez mgłę, jakby nie docierały do niego jej słowa. Zacisnął palce na pośladkach Esry, nie chcąc kończyć zabawy.

   — A ja? — Chociaż ta myśl nieśmiało wykiełkowała w jej umyśle, to na tyle śmiało, by mogła ją wypowiedzieć.

   Niewolnica wyprostowała się. Aslan spojrzał jej głęboko w oczy.

   — Ty jesteś wszystkim, o czym marzę.

   — Więc nie wyjeżdżaj i żyjmy dalej w tych marzeniach.

   Uśmiechnął się lekko i pogładził ją po policzku, zjechał dłonią do ust.

   — Obiecałem, że pomszczę brata. Ale gdy to zrobię, nie wypuszczę cię ze swojego łóżka... Marzenia będą rzeczywistością cały czas.

   Aslan uniósł się do siadu, musnął czule jej policzek.

   — Będę za tobą bardzo tęsknił.

   — Więc po co w ogóle się rozstawać? — Niewolnica wciąż próbowała nakłonić sułtana do zmiany zdania.

   Ale on już nie odpowiedział. Przycisnął wargi do jej szyi. Esra przytuliła się do niego. Łza spłynęła po jej policzku, więc szybko ją otarła. Chciała się dobrze bawić. Zapomnieć o wszystkim i cieszyć się nim, póki wciąż tu jest. Nie potrafiła jednak przegnać z głowy myśli o katastrofach, które nadciągały. Drżała na sam pomysł, czym Iffet Esmanur znów zechce zniszczyć jej życie.

   Gdy w komnacie rozległ się głośny trzask, a Esra i Aslan spojrzeli w celu zlokalizowania go, niewolnica zdołała się rozluźnić.

   — Przeklęty rozrabiaka. Chyba będą musiał nauczyć go, że nie wolno nam przeszkadzać — skomentował sułtan, śmiejąc się z Shihaba, który skubiąc liście z fikusa, przewrócił i strzaskał całą donicę.

   Esra też się zaśmiała, znów pocałowała Aslana i całkowicie zatraciła się w jego ramionach.


Ostatnio coś za słodko w tych rozdziałach, ale pozwoliłam się naszym gołąbeczkom cieszyć sobą, póki jeszcze mogą. :D


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top