1. Pałac pełen mroku

   Stare porzekadło mówiło: „Niech się cieszy, która rodzi syna. Ta, która rodzi córkę, niech rozpacza".

   Córki nie znaczyły wiele. Nie mogły dziedziczyć władzy, dlatego każda kobieta pragnęła powić męskiego potomka. Iffet Esmanur, jedyna żona sułtana, cierpiała jednak na tę przypadłość, że nie mogła urodzić ani dziewczynki, ani chłopca. Sułtanka matka, Mevra Hatice, szczególnie tego pilnowała, co kilka dni pojąc synową miksturą na bazie ziół, które zapobiegały zajściu w ciążę. Natomiast w ramiona swojego syna, Aslana, w każdą tę noc, kiedy Iffet Esmanur nieświadomie przypieczętowywała swój przykry los, posyłała inną nałożnicę z haremu.

   Sułtanka matka zamknęła książkę wraz z chwilą, gdy drzwi do komnaty się otworzyły. W progu stanęła najwierniejsza służąca Valide. Ukłoniła się, trzymając w ręku pozłacany dzbanek, w którym pływała trucizna dla każdej kobiety marzącej o dziecku.

   Mevra Hatice powstała, odkładając księgę na sofę, którą zabarwiała królewska purpura. Nadszedł czas, aby po raz kolejny odwiedzić Iffet Esmanur i zapobiec nieszczęściu, jakim byłoby dziecko z jej łona.

   Po chwili kobiety wspólnie przemierzały korytarze pałacu w Kahari, które wypełniała marmurowa biel połączona z białym gładko ciosanym kamieniem. Wśród tej kompozycji przeplatały się bogate mozaikowe zdobienia. Światło świec nieśmiało im towarzyszyło, kiedy Mevra Hatice i Lalezar Kalfa* kierowały się do komnat sułtanki Iffet Esmanur.

   Niedługo potem oczom kobiet ukazały się drewniane, dwuskrzydłowe drzwi, które ozdabiały mosiężne kwiatki i gałązki. Za nimi znajdowały się apartamenty jedynej żony sułtana. Mevra Hatice surowym wzrokiem wymusiła na wartownikach, by otworzyli przed nią wrota. Tak też się stało i już po chwili sułtanka matka w towarzystwie Lalezar Kalfy, weszła do środka.

   Iffet Esmanur stała przed lustrem, poprawiając kasztanowe loki i błyszczącą kolię z drobnymi opalami mieniącymi się na każdy kolor tęczy. Gdy usłyszała kroki, natychmiast odwróciła się twarzą do teściowej.

   — Matko. — Powitała najważniejszą kobietę w seraju* głębokim ukłonem. — Co cię sprowadza do mnie o tej porze?

   Mevra Hatice uśmiechnęła się fałszywie i złapała za poły sukni, podchodząc bliżej. Czarny tren sunął po marmurowej podłodze, połyskując od srebrnych zdobień. Valide spoczęła na niewysokiej, czerwonej sofie, po czym kiwnęła głową na Lalezar, aby postawiła na blat niskiego stołu dzbanek z herbatą.

   — Przyszłam z wizytą. Jak zwykle wieczorami pijemy herbatę. To już nasza tradycja, moja słodka. Zapomniałaś? — odpowiedziała sułtanka matka, patrząc, jak kalfa nalewa napoju do dwóch filiżanek, a następnie usuwa się w cień. 

   Cały dzban był pełen ziół, które wspomagały antykoncepcję. Używały ich kurtyzany, aby unikać niepotrzebnych następstw swojej pracy. Zaparzone z herbatą nie były szczególnie szkodliwe dla zdrowia. Młode i słabsze organizmy następnego dnia po zażyciu tej mikstury mogły nabawić się jedynie mdłości czy bólów głowy, nie było to jednak długotrwale zagrażające zdrowiu. Mevra Hatice zaś pogrzebała już swojego męża, nie mogła mieć więcej dzieci, toteż nie odmawiała sobie tego napoju, a dla uśpienia czujności synowej, piła go razem z nią.

   Szkoda, że wybrałaś na te spotkania taką porę, w której mam odwiedzić sułtana, pomyślała Iffet Esmanur, siadając naprzeciw teściowej. Odwzajemniła równie nieszczery uśmiech i upiła łyk gorącej herbaty. Na początku dziwiły ją wizyty sułtanki matki, szczególnie że przychodziła zawsze wtedy, kiedy wybijała godzina, w której drzwi do alkierza sułtana stawały otworem. Czasem przybywała nawet szybciej, gdy słońce jeszcze w pełni nie zdążyło ustąpić miejsca mroku, tak jak było w tym przypadku.

   Jednakże Mevra Hatice była księżniczką z Karvazu, a tam ponoć panowały dziwne i przewrotne zwyczaje. Z czasem więc dziwactwa teściowej przestały zadziwiać Iffet. Chociaż jej odwiedziny nigdy nie przestawały wzbudzać w niej podejrzeń, to siedziała cicho. Nie miała żadnych dowodów na jakąkolwiek winę sułtanki matki, poza obustronnym uprzedzeniem.

   Teraz szczególnie żałowała, że odwiedziła ją Mevra Hatice. Rankiem Iffet Esmanur, powiadomiła sułtana, że odwiedzi go wieczorem i nie opuści jego łoża, aż do rana. Jednak teściowa znów pokrzyżowała jej plany. Pojawiła się, gdy Iffet była już praktycznie gotowa, by stanąć przed obliczem padyszacha. Specjalnie wyszykowała się wcześniej, żeby wymknąć się, zanim sułtanka matka zdąży zauważyć, ale i to nie poskutkowało. Sułtanka Haseki czuła z tego powodu ogromną frustrację, ale wszystko ukryła za maską uroczego uśmiechu. Pocieszała się, że prędko pożegna Mevrę Hatice i popędzi do Aslana. Rzuci się na niego, niczym zwierzę i wyżyje za te długie oraz ponure dni samotności... Gdy jej myśli coraz bardziej obrazowo oddawały tę wizję, policzki Iffet oblał rumieniec. Mevra to wyłapała i odnalazła w sobie potrzebę dokuczenia synowej jeszcze mocniej.

   — Powinnaś już dawno urodzić dziecię. Sułtan nie lubi czekać, ja także — oznajmiła niby łagodnym głosem, choć rozbrzmiało w nim ostrzeżenie. Twarz iffet Esmanur z miejsca zrobiła się z powrotem blada. Sułtanka matka poczuła ukłucie satysfakcji, widząc minę tego, jej zdaniem, głupiego dziewczęcia. Skąd sułtanka Haseki miała wiedzieć, że jej własna teściowa stoi za tym, że Aslan jeszcze nie doczekał się żadnego dziecka ze swoją jedyną żoną, która miała od życia tylko takie zadanie?

   — Chyba nie chcesz, żeby nałożnice wyśmiewały cię, że jesteś bezpłodna... — dodała Mevra, również upijając łyk herbaty. Miała gorzko-słodkawy smak. Na początku taka mieszanka przyprawiała o mdłości, ale po wielu dniach tej samej rutyny, zarówno sułtanka matka, jak i żona padyszacha przywykły do tego napoju.

   — Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Nie martw się, matko. — Iffet Esmanur w końcu się odezwała, przerywając wywód teściowej. Ostatnie słowo szczególnie zaakcentowała, bo doskonale wiedziała, że Mevra Hatice nie cierpiała, gdy tak się do niej zwracała.

   — Pocznę z sułtanem dziecko choćby nad ranem, skoro wszystkie noce spędzam z tobą — wyrzuciła te słowa z przesadnie przesłodzonym uśmiechem, który z trudem zdołała przywołać na swoje malinowe wargi, obecnie specjalnie muśnięte brokatem na noc z mężem.

   Mevra Hatice także się uśmiechnęła, ale z czystą satysfakcją, poczuciem triumfu nad córką wielkiego wezyra. Erdogan Pasza chciał owinąć sobie władcę wokół palca, ale póki nie zrodziło się dziecko z krwi Iffet, nie mógł wejść w posiadanie pełni władzy. Sułtanka matka pilnowała, żeby taki obrót spraw pozostał już na zawsze.

   — Mogę odwiedzać cię częściej, jeśli czujesz się samotna — rzuciła Mevra Hatice, co tylko podsyciło ogień palący wewnątrz Iffet. Sułtanka odetchnęła głęboko, nie chcąc dać po sobie poznać wzburzenia.

   — Masz zbyt dużo obowiązków na głowie, pani, żebym kłopotała cię większą ilością wizyt.

   — Ależ to dla mnie żaden problem, moja droga.

   W rzeczywistości był to ogromny problem dla nich obu. Jedna drugiej nie umiała znieść i tylko czekała na najmniejszy błąd przeciwniczki. Nienawidziły się. Mevra Hatice nie cierpiała synowej za sam fakt, że jest córką wielkiego wezyra, który z władcy Al'Kaharu stworzył swoją marionetkę. Za to Iffet Esmanur nienawidziła teściowej, bo ta nie pozwalała jej zbliżyć się do Aslana, czego najbardziej pragnęła. Chciała, żeby mąż kochał ją tak samo mocno, jak ona kochała jego.

    Otwarta wojna nie wchodziła jednak w grę. Dlatego każde swoje spotkania sułtanki musiały sycić ckliwymi słówkami, fałszywymi uśmiechami i nieszczerą troską. Jedynie ukradkiem mogły wbijać w siebie szpile.

   — Dawno nie widziałam twojego ojca. Jest zdrowy? — podjęła Valide, przerywając chwilę ciszy, która zapadła na czas, gdy Iffet Esmanur napiła się herbaty. Biedaczka nawet nie wiedziała, na co się pisze. Niedługo jej organizm będzie tak osłabiony, że dziecko nigdy nie zdoła narodzić się w jej łonie. Tylko na to Mevra Hatice liczyła.

   — Jak ryba — odpowiedziała młodsza kobieta, nie ukrywając dumy. Wielki wezyr był jej jedynym sprzymierzeńcem w legowisku pełnym żmij. Tylko ojciec ją wspierał, dzięki niemu mogła piąć się w górę. Urząd Erdogana zagwarantował Iffet małżeństwo z Aslanem, ale ona miała wystarczające ambicje, żeby jak najdłużej w tym związku pozostać.

   — Jestem pewna, że mój ojciec przeżyje nas wszystkich — dodała, na co sułtanka matka z trudem powstrzymała się, żeby nie przewrócić oczami. Chciała, żeby ten stary intrygant wreszcie wyzionął ducha.

   — Oby. Módlmy się za to — przytaknęła nieszczerze.

   Obie się napiły, by jakoś przeboleć udrękę tego spotkania.

   Potężny pałac w Kahari zapłonął w krwistych promieniach zachodzącego słońca. Przed bramą sułtańskiego seraju stał tuzin brudnych i zaniedbanych niewolników. Niektórzy zawodzili płaczem przerażeni, co czeka za murami. Inni szarpali się, wyrywali, próbowali stawiać opór, lecz na marne. Strażnicy byli gotowi zaprowadzić posłuszeństwo za pomocą bata, którego widok wprawiał w drżenie ciała niektórych ludzi.

   Tylko nieliczni milczeli pogodzeni z losem.

   W końcu rozbrzmiał donośny głos na przodzie tłumu, który stopniowo roznosił się dalej. Wybierano niewolników, którzy dostąpią zaszczytu przekroczenia bram pałacu. Pozostali musieli odejść i wrócić na targ niewolników, a tam liczyć na łaskę innych możnowładców.

   Niewolnicy byli robactwem, które żyło tylko po to, by usługiwać swoim panom.

   Kiedy wyodrębniono grupę, która mogła wejść do seraju, zapadł zmrok. Wykastrowanych mężczyzn zabrano do innej części seraju, a kobiety do głównej sali w haremie, gdzie przywitały ich zaintrygowane spojrzenia nałożnic, które już od dawna tu mieszkały. Niewolnice szeptały między sobą, komentując wygląd nowych dziewcząt.

   Kilkukrotne stuknięcie laski o podłogę zaprowadziło ciszę. Konkubiny nie odważyły się już nic powiedzieć, dostrzegając dojrzałą kobietę o białej skórze lekko przyrumienionej przez słońce.

   Lalezar Kalfa była główną zwierzchniczką władzy sułtanki matki nad haremem i jej najbliższą służącą. Budziła postrach wśród odalisek*, a kij, z którym przechadzała się po seraju, nie służył jej dla wygody, lecz by zaprowadzać porządek wśród nieposłusznych niewolnic. Już nie jedna dziewczyna w haremie poczuła ból laski Lalezar na własnej skórze.

   Kalfa uważnie przyjrzała się każdej nowej niewolnicy z osobna, srogim wzrokiem oceniając każdą wadę i niedoskonałość. Wszystkie były zaniedbane, nosiły na sobie znamiona długiej, wyczerpującej podróży przez pustynne odmęty i inne zakątki świata, z których tu przybyły. Po kąpieli i odpowiedniej pielęgnacji te brzydkie kaczątka mogły przemienić się w prawdziwe piękności, lecz nie wszystkie, co czujne oko Lalezar doskonale wyłapało.

   — Te. — Wskazała laską na poszczególne niewolnice. — Do hammamu.* Niech obejrzy je medyczka i sprawdzi, czy aby na pewno są nietknięte. Te nieczyste wyrzućcie za bramę.

   I ruszyła przodem, kierując się do łaźni. Trzy służące zaczęły poganiać wybrane dziewczęta, ale wtedy nastało poruszenie. Nie wskazane przez Lalezar niewolnice zaczęły zerkać na siebie w przerażeniu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Jednak kalfy to wiedziały. Niewybrane musiały wrócić na targ niewolników.

   Hammam opływał w bieli i mozaikowych ornamentach w różnych odcieniach niebieskiego. Nad głową rozciągało się fantazyjne sklepienie dodatkowo zdobione licznymi wzorami, a zewsząd biło przyjemne, kojące ciepło. Parująca woda w okrągłym dużym basenie na środku wyglądała tak kusząco, że niewolnice marzyły już tylko o tym, aby się w nią zanurzyć i rozgrzać ciała po wielu dniach ciągłej podróży.

   Lalezar stała u szczytu basenu. Razem ze starszą kobietą ubraną w pasiasty, czerwony strój śledziły wzrokiem każdą odaliskę przekraczającą próg łaźni.

   Kalfa uderzyła laską o marmurową posadzkę, aby zwrócić na siebie uwagę, kiedy już wszystkie kobiety znalazły się w hammamie i drzwi za nimi się zamknęły.

   — Umyjcie się, a potem każdą z was zbada medyczka — przemówiła, patrząc przelotnie na kobietę w pasiastej czerwieni. Ta kiwnęła głową na potwierdzenie słów zarządczyni haremu.

   Niewolnice nieśmiało zrzuciły z siebie ubrania, a następnie zanurzyły w gorącej wodzie. Para wodna przyjemnie otuliła ich ciała, rozluźniając wszystkie mięśnie. Niektóre kobiety odzyskały nadzieję. Pomyślały, że życie w pałacu sułtana nie musiało wyglądać wcale tak źle, jak się spodziewały. Było tutaj wygodnie. Hammam opływał w luksusie tak jak cały seraj. Potem będzie już tylko lepiej, pocieszało się kilka niewolnic.

   Medyczka zaczęła wołać do siebie pierwsze dziewczęta, aby sprawdzić ich stan. Była to ważna procedura, którą zawsze wykonywano, gdy w pałacu pojawiały się nowe kobiety. Należało je zbadać, sprawdzić czy są zdrowe i nie cierpią na żadne zakaźne choroby, a przede wszystkim ocenić czy są czyste. Tylko dziewice mogły zawitać w alkowie sułtana.

   — Hatun*, teraz ty. — Głos medyczki zwrócił się do kobiety, której mokre czarne włosy okalały sposępniałą twarz. Ta niewolnica miała zdecydowanie najsmutniejsze lico ze wszystkich kobiet, które dzisiejszej nocy przekroczyły próg hammamu.

   Dziewczyna dopiero po chwili uniosła głowę, kiedy polecenie lekarki zdołało przebić się przez gąszcz myśli, jakie kłębiły się w jej głowie. Zbliżyła się niepewnie, czując na sobie spojrzenia pozostałych. Była cała spięta, kiedy medyczka kazała usiąść jej przed sobą. Lalezar stała obok i zanim starsza kobieta przeszła do swoich obowiązków, odezwała się srogim tonem:

   — Co to jest, hatun? — Pytanie skierowała do kruczowłosej branki, na której szyi błyszczał srebrny naszyjnik w kształcie gwiazdy oraz sierpa księżyca. Ciała niebieskie nachodziły na siebie i ozdabiały je drobne odłamki szafiru.

   — To moje. Proszę, nie odbierajcie mi tego — powiedziała błagalnie. Poczuła nagle wstyd, że nie schowała swojego najcenniejszego skarbu wśród ubrań, które z siebie zrzuciła, zanim weszła do wody. Jednak założyła, że zostaną one zabrane i spalone. W końcu żadna z mieszkanek haremu nie chodziła w łachmanach. Naszyjnik więc tylko na szyi właścicielki mógł być bezpieczny.

   Lalezar prychnęła pod nosem, oceniając wzrokiem wartość wisiorka.

   — Jak ci na imię? — zapytała.

   — Esra — odpowiedziała nieśmiało niewolnica.

   Kalfa zadarła wysoko podbródek.

   — Nikt ci niczego nie będzie odbierać, Esro. Nie my — zabrzmiała srogo, lecz jej głos wydawał się zwracać nie tylko do jednej, ale także i pozostałych branek. — Musisz jednak pilnować tego, co do ciebie należy. Jeżeli ta błyskotka ci się zgubi, to będzie to tylko i wyłącznie twój problem. Nie chcę żadnych kłopotów w haremie.

   Niewolnica skinęła głową. Nie zamierzała rozstawać się ze swoim naszyjnikiem, więc wzięła sobie słowa zarządczyni do serca. Nie pozwoli nikomu ukraść swojego skarbu.

   Esra była ostatnią kobietą, którą zbadała medyczka. Po wszystkim starsza kobieta schowała narzędzia w skórzanej torbie, a niewolnice zawinęły się w ręczniki, po czym ustawiły w równym rzędzie pod ścianą zgodnie z wytycznymi Lalezar.

   — Wszystkie zdrowe i dziewice — zawiadomiła lekarka, zapinając torbę dokładnie na klamrę.

   — Doskonale. — Lalezar omiotła spojrzeniem po brankach. Teraz musiały poznać zasady. — Znajdujecie się w pałacu miłościwie nam panującego sułtana Aslana. On jest waszym panem i władcą. Od jutra zaczniecie lekcje i pracę. Nie bójcie się, bo nie stanie się wam tu żadna krzywda. Te, które będą posłuszne i pracowite, zostaną nagrodzone. Należycie do sułtana, ale podlegacie także jego rodzinie. Sułtanki muszą być z was zadowolone, szczególnie sułtanka matka, Mevra Hatice. To ona zaraz po sułtanie jest waszą najważniejszą panią. Każda radość sułtańskiej rodziny jest waszą radością. Każdy smutek waszym smutkiem. Czy to jasne?

   Niewolnice posłusznie kiwnęły głowami. Wargi Lalezar uniósł usatysfakcjonowany uśmiech.

   — Służcie więc tak, by nasze sułtanki i padyszach zawsze byli zadowoleni.

   Służące rozdały nowym lokatorkom ubrania. Dziewczęta dostały komplet jasnych butów na słupku o niewysokim obcasie i gładkie białe stroje, przepasane błękitnymi pasami w talii oraz tułowiu. Przebrane i świeżo wykąpane wróciły do haremu.

   W sali przywitały ich oceniające spojrzenia, które wyszukiwały, jak wiele zmieniło się w wyglądzie nowych niewolnic. Wyglądały całkowicie inaczej, w ogóle nie przypominały swoich wcześniejszych wersji. Niektóre nadal były nieco chude i przygarbione, ale to kwestia kilku dni, aż nauczyciele zadbają o ich postawę oraz wykorzenią złe nawyki. W sułtańskim pałacu wszystko musiało być idealne.

   Wroga aura biła od kobiet, które zawistnym wzrokiem śledziły kroki nowych współlokatorek. Tamte były tu pierwsze, to był ich skrawek pałacu, którym nie zamierzały się dzielić, lecz żadna groźba nie wybrzmiała otwarcie. Nie, kiedy Lalezar odprowadziła nowo przybyłe dziewczęta do sali, gdzie były rozstawione łóżka. Zadudniła laską, każąc wszystkim kłaść się spać. Wszystkie niewolnice zasnęły. Noc nastąpiła w pokojowych nastrojach, lecz każdy wiedział, że prawdziwa wojna dopiero się rozpocznie. 

   Znów śnił mu się Szakal. Ubrany cały na czarno siedział na koniu o karym umaszczeniu. Wyczekując, wystawiał rękę w bok, na której po chwili usiadł orzeł o piórach prawie tak samo czarnych, jak noc ścieląca się za plecami jeźdźca. Człowiek w czerni zlewał się z tłem, a mimo to Aslan widział go wyraźnie. Był sam pośrodku upiornej pustyni, za jedyne towarzystwo mając konia i orła. Wiercił błyszczącym spojrzeniem ciemnych oczu, które jako jedyne były widoczne, gdyż jego twarz zasłaniała ciasno obwiązana kefija.* Szakal — tak go nazywali.

   Aslan także był sam. Stał naprzeciw w butach swojego brata Mehmeta, który po chwili zmaterializował się przed człowiekiem w czerni. Miał zamknięte oczy, zasłonięte snem. Klęczał na piasku, ręce miał skrępowane za plecami ostrym powrozem. Sułtan wstrzymał oddech, patrząc, jak Szakal pozwala orłowi wzbić się w powietrze, po czym sam zeskakuje na piach. Przeszedł kilka kroków, aż stanął przed al'kaharskim księciem. Wyciągnął szablę z pochwy u pasa, a następnie uniósł ją. Zakrzywiona klinga odbiła światło księżyca i uderzyła. Ostra jak brzytwa stal odcięła głowę Mehmeta od ciała. Tułów padł na piach. Głowa skulała się ze wzgórza, zatrzymując wprost pod nogami Aslana. Zamglone spojrzenie brata spoglądało na niego z żalem, mówiło: ty będziesz następny.

   Sułtan wybudził się gwałtownie ze snu cały zlany potem. Leżał w swoim łóżku. Był w swojej komnacie, która opływała w mroku nocy wpełzającej do środka przez otwarte drzwi balkonowe. Mógł odetchnąć z ulgą. Nie było go na pustyni. Nie było tu piasku, Mehmeta, ani Szakala. Był sam.

   Władca wstał i nalał wina do złotego kielicha. Napił się, żeby odpędzić powracające demony. Ilekroć Mehmet nawiedzał go w snach, za każdym razem Aslan obwiniał się o jego śmierć. To on powinien wtedy zginąć, nie najstarszy książę. Mehmet we wszystkim był lepszy. Opanowany, dostojny, inteligentny, biegły w każdej możliwej sztuce. Idealny książę, nie zaś ten najmłodszy: narwany, lekkomyślny, brutalny i wiecznie nienasycony.

   Mehmet jednak zginął i zostali tylko dwaj następcy — starszy Ömer i młodszy Aslan. To ten pierwszy miał objąć władzę po śmierci ojca. Tego chcieli wezyrowie, tego chciał lud i siostra Mustafy, obecnego wówczas sułtana, a ciotka książąt. Ale i Ömer zginął. Ściągnął na siebie śmierć, kolaborując z wrogiem. Zawsze chciał końca wojny pomiędzy Al'Kaharem a Bahi i Bahu. Mówiło się, że razem z szachem wrogiej krainy szykował spisek, aby siłą zdetronizować sułtana i zawrzeć pokój między skłóconymi państwami. Kiedy to dotarło do uszu Mustafy, natychmiast kazał zabić syna. Niedługo potem zmarł i szalony padyszach, a cała spuścizna wpadła w ręce najmłodszego, jedynego pozostałego przy życiu księcia.

   Ale on wcale jej nie chciał. Nie czuł się odpowiednią osobą do rządzenia Al'Kaharem, choć matka nieustannie powtarzała mu, że jest inaczej. Od zawsze widziała go na tronie i do tego przygotowywała go całe życie. Jednak Aslan wolał, żeby zasiadł na nim Mehmet, najlepszy z całej trójki książąt. Kiedy został tylko z Ömerem, nabrał większych ambicji, ale nie sądził, że może z nim wygrać, bo lud był po jego stronie. Ciągle też przez Aslana przemawiała rozpacz za stratą ukochanego brata, której nawet korona imperium na skroniach nie mogła ukoić. Jednak wielki wezyr wskazał mu cel: zemstę. To rozpaliło w Aslanie ogień, w którym zamierzał spalić każdego swojego wroga.

   — Szakal umrze — wypowiedział drżącym głosem. Wzrok utkwił w dal, wsłuchał się w ciszę, jakby miał nadzieję, że mu odpowie. — Obiecuję ci, bracie. 


*Kalfa — niewolnica w haremie tureckim, służąca nie nałożnica; kieruje haremową służbą; pokojówka.

*seraj — rezydencja muzułmańskich władców; pałac. 

*odaliska — biała niewolnica lub konkubina w haremie tureckim. 

*hammam — łaźnia.

*Hatun — kobieta; pani. 

*kefija — tradycyjne arabskie nakrycie głowy. Występuje wiele odmian kefii w zależności od regionu. 

    

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top