IX

*Reader*


- Ponieważ mam wrażenie, że kobieta-tytan była do niej podobna... Nie jestem na sto procent pewna, bo nie pamiętam dokładnie, ale tak mi się zdaje. - powiedziałam.


- Też tak sądzę. Mam podobne odczucie, ale ona przecież zginęła. To niemożliwe... - odpowiedział Kapral.


- Wiem, że to będzie głupie, co powiem, ale co, jeżeli ona tak naprawdę nie umarła? Co, jeżeli ona tak, jak Eren potrafi się przemieniać, jednak nie chciała nikomu o tym mówić, nawet mi?


- Możliwe. Alice była bardzo przebiegła. Ty byłaś od niej lepsza w walce i manewrze, ale ona wymyślała lepsze strategie i była dosyć cwana. - do pomieszczenia wszedł Erwin.


- Słyszałem o czym rozmawiacie i zgadzam się z wami. Musimy szybko zaplanować kolejną wyprawę, ale weźmiemy o wiele mniej ludzi. Nie wiadomo, co może się stać. Następnym razem może się wywiązać jakaś walka z kobietą-tytan, a nie chcę, żeby ludzie ginęli na marne. - powiedział, a ja pokiwałam głową.


- Ja już będę się zbierała. - wstałam i podeszłam do drzwi.


- Jasne. Spotkanie w sprawie kobiety-tytan będzie dzisiaj po obiedzie. Levi Cię zaprowadzi na miejsce. 


- Dobrze. - odparłam i wyszłam. Poszłam do siebie i położyłam się na łóżku. Pokój był pusty, ponieważ za chwilę te dzieciaki mają trening. Wzięłam ze stolika pierwszą lepszą książkę i zaczęłam czytać. 


Nagle usłyszałam szmery za drzwiami. Chyba wszyscy zbierają się na obiad. Odłożyłam lekturę, uprzednio zaznaczając stronę i wyszłam. Tak, dobrze myślałam. Poszłam w kierunku stołówki i podeszłam do mojego miejsca, które zawsze zajmuję, ale było zajęte przez jakiegoś chłopaka.


- Ej, idź. To moje miejsce. - wysyczałam.


- Nie, nie ma tu zajmowania miejsc. Było wolne, to tu usiadłem, więc daj mi spokój. - odpowiedział.


- Przepraszam, ale ja już powiedziałam swoje i będę przy tym trwać. Nie odstąpię.


- To trwaj, ale ja także nie zamierzam się stąd ruszać. 


- Masz. Stąd. Iść. - warknęłam.


- Nawet na to nie licz.


- [Imię] powiedziała, że to jej miejsce w takim razie idź stąd chyba, że wolisz nic dzisiaj nie jeść gówniarzu. - spojrzałam w stronę mojego wybawcy, którym był Kapral. Tamten chłopak jęknął ciche "ugh...' i poszedł do innego miejsca.


- Dziękuję Kapralu. - powiedziałam.


- Żaden problem, a teraz siadaj i jedz. - odpowiedział i poszedł do innego stołu. Ja zajęłam moje miejsce i zaczęłam jeść. Nie było nic specjalnego...to, co zwykle. Kiedy skończyłam wyszłam do toalety za potrzebą. Po wypróżnieniu się podeszłam do kranu, żeby umyć ręce. Wyszłam stąd i poszłam szukać Kaprala, ale był on już za drzwiami. 


- Gotowa na spotkanie? - spytał.


- Jasne. - kiwnęłam dodatkowo głową. Kapral ruszył, a ja za nim. Zeszliśmy schodami do piwnicy i udaliśmy się w kierunku pokoju, znajdującego się na samym końcu korytarza. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca. Było sporo osób. Większości nie znałam. Właśnie miałam zajmować miejsce, ale ktoś wbiegł do pokoju.


- Pomocy! Eren przemienił się w tytana! - zawołała dziewczyna, która właśnie wbiegła do nas. Poznałam, że była to Mikasa. Podobno bardzo dobrze znała chłopaka i pewnie dlatego przybiegła z informacją. Albo sama nie dawała rady go powstrzymać.


- Gdzie on teraz jest? - spytał spokojnie Erwin.


- Na placu treningowym. - mówiła zdyszana.


- Weźcie sprzęt i ruszajcie na prac! - powiedział delikatnie podnosząc głos.


- Tak jest! - odpowiedzieli wszyscy z wyjątkiem Kaprala. Pobiegłam za wszystkimi i założyłam sprzęt, a następnie w mgnieniu oka pognałam na plac treningowy. Część osób dotarła tam przede mną i od razu próbowała go zatrzymać. 


Podeszłam do Kaprala, który biernie przyglądał się tej sytuacji.


- Kapralu... - zaczęłam. - Czy te ataki, które wykonują inni mają jakikolwiek sens? - zapytałam. Oni powinni wiedzieć, jak przywrócić Erena do ludzkiej formy. W końcu to oni sprawdzali jego umiejętności wraz z Kapralem. 


- Wreszcie ktoś na to wpadł. - odpowiedział i chyba mu z jakiegoś powodu ulżyło. - Słuchaj, [ Imię]. Musisz wykonać cios w miejsce, w które zawsze się celuje, żeby zabić tytana. Chłopak tam jest. Dasz radę?


- Spróbuję. - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę człowieka-tytana.



*Levi*



Osoba, którą szczerze najmniej o to podejrzewałem wpadła na pomysł pokonania człowieka-tytana. Była to [Imię]. Sądziłem, że ktoś pamięta co robiliśmy, jak chłopak się przemieniał, ale byłem w błędzie. Wiedziałem, że ona jest inteligentna. W końcu taka była kiedyś. Żałuję, że miała ten wypadek, że wziąłem ją na tamtą wyprawę. Dlaczego? Bo nadal, jak głupiec mam nadzieję, że będziemy razem. Przecież to nie jest możliwe. Pewnie nie zakocha się znowu we mnie. Mógłbym ją do tego zmusić, ale za bardzo mi na niej zależy, żeby to zrobić. Cholernie się zmieniłem. A nie...to ona mnie zmieniła. Chociaż powili wracam do siebie, to jeszcze przede mną długa droga. Liczę, że na jej końcu uda mi się zapomnieć o przeszłości. Zapomnieć o miłości.


Patrzyłem, jak [Imię] kieruje się w stronę tytana, żeby zrobić to, o cym jej wspomniałem. Kiedy była już nad szyją tytana wykonała precyzyjne cięcie i wydostała chłopaka ze środka. Był nieprzytomny, wiec jak to miała w zwyczaju wzięła go na ręce i skierowała się do skrzydła szpitalnego, jak mogłem się domyślić. Obserwowałem, jak odchodzi, a następnie sam udałem się do swojego pokoju i zacząłem się jeszcze raz nad wszystkim zastanawiać.


Czy uda mi się o niej zapomnieć? Chociaż chciałbym, to nie dam rady. Widuję ją codziennie i wciąż żywię te głębokie uczucie. W końcu ona była tą jedyną. Zawsze była przy mnie, a ja przy niej. Pamiętam, że po jej wypadku nie mogłem się pozbierać. Wieczorami, kiedy kładłem się spać zaczynałem płakać. Brakowało mi jej obok mnie. Po prostu te puste miejsce w moim łóżku było czymś strasznym. Nie mogłem jej obejmować, całować, czy zwyczajnie trzymać za rękę. Przy niej zachowywałem się inaczej. Nie mogłem się na nią złościć, gniewać, ani krzyczeć. Po prostu nie byłem w stanie. Wystarczyło, że się uśmiechała, a ja już miałem lepszy nastrój. Nie wiedziałem, że kiedyś będę zastanawiał się nad takimi rzeczami. 


Kiedyś myślałem, że miłość to głupota, że nie może być prawdziwa, ale ona to zmieniła. Obróciła moje życie o 180 stopni. Po jakimś czasie przywiązałem się do niej. Jej obecność stała się dla mnie czymś naturalnym, jak oddychanie. Kiedy ona o mnie zapomniała, jak wspominałem, płakałem. Jednak cieszyłem się z tego, że przeżyła, ale zastanawiam się co by było, gdyby zginęła? Czy nadal bym rozpaczał? Czuł niewyobrażalny ból, kiedy nieświadoma przeszłości posyłała mi szczere uśmiechy? Czy raczej zapomniałbym o niej i żył swoim życiem, gubiąc dawną miłość? Nie wiem, i chyba nie chcę wiedzieć. W końcu to, że żyje jest lepsze niż jej śmierć. 


- Właśnie, miałem z nią potrenować walkę wręcz. Zapomniałem o tym. Będę musiał ją poinformować o treningu. - przypomniałem sobie. - Ale to jutro. - dodałem. 


Chwila...Czy ja właśnie mówiłem do siebie?


Co ze mną nie tak?


Czy miłość tak bardzo mnie zmieniła?



~~~~~~~~~

Witajcie w kolejnym rozdziale. Dawno mnie nie było, ale to dlatego, że miałam dużo nauki. Aktualnie nadal jestem nią zawalona, ale postaram się raz na tydzień lub częściej wstawiać rozdzialiki. W tym rozdziale trochę postawiłam na przemyślenia Kaprala. Nie wiem, jak mi to wyszło, ale ciii...jakoś tam chyba wyszło. Troszkę się rozpisałam. Niezła muzyka w tle robi swoje XD Ja już kończę i do zobaczenia w kolejnym^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top