Rozdział VII

*Reader*


Obudziłam się. Jeszcze przez chwilę leżałam w łóżku. Spojrzałam na zegar naścienny. Miałam jeszcze trochę czasu do śniadania. Wstałam i wzięłam ubrania, po czym poszłam do toalety. Wzięłam długi, ciepły prysznic, wykonałam inne poranne czynności i ubrałam się. Wyszłam z pokoju i poszłam na plac treningowy. Podeszłam do dużego drzewa rosnącego gdzieś na boku i oparłam się o nie. Nabrałam dużo powietrza, a następnie je wypuściłam. Nikogo tu nie było. Mogłam spokojnie odpocząć. Mam jeszcze pół godziny do śniadania, po którym są szybkie przygotowania do dzisiejszej wyprawy.


Zaczęłam się zastanawiać, czy dam radę. Cały czas miałam pewne wątpliwości. W końcu tak naprawdę nie jestem tą samą osobą co przed wypadkiem. Przynajmniej tak mi się zdaje. Nie potrafię niczego, co kiedyś robiłam. Nie czuje tego, co kiedyś czułam. Po prostu można powiedzieć, że nauczyłam się wszystkiego na nowo. Zmieniłam się, chociaż pewności takiej nie miałam. Postanowiłam kogoś o to zapytać. Dokładnie jaka byłam. Chyba najlepszą osobą będzie Erwin. Nie chcę rozmawiać o mojej przeszłości z Kapralem.


Skierowałam się do budynku i weszłam do środka. Od razu poszłam do pokoju Erwin'a. Zapukałam i usłyszałam "proszę". Popchnęłam drzwi i weszłam do pomieszczenia. 


- Coś się stało [Imię]? - zapytał.


- Znaczy nic takiego, ale mam jedno pytanie.


- Słucham...


- Jak się zachowywałam przed wypadkiem? - zauważyłam, że moje pytanie wywołało zdziwienie w oczach Erwina. 


- Dlaczego akurat teraz chcesz wiedzieć? Czy chodzi o wyprawę? - w odpowiedzi pokiwałam tylko głową. - Nie bój się. Znałem Cię dobrze i wiem, że dasz sobie radę, a jak nie to jest wiele innych osób, które się o Ciebie martwią. Miałaś kiedyś dużo przyjaciół, których po wypadku nawet na oczy nie widziałaś. Zresztą nawet ze mną i Levi'm się przyjaźniłaś. - kontynuował, a jego słowa naprawdę mnie zdziwiły. Postanowiłam jednak nie dać po sobie tego poznać.


- Naprawdę miałam aż tylu przyjaciół?


- Tak. Byłaś bardzo otwarta na ludzi. Zresztą nadal jesteś, tylko tego nie pokazujesz. Te wszystkie wspomnienia są gdzieś w tobie, ale zablokowane. Wierzę, że kiedyś sobie przypomnisz. W końcu tyle ciekawych rzeczy miało kiedyś miejsce.


- Chciałabym w to wierzyć, ale jedyne wspomnienia, które wróciły, to śmierć Alice. Nic więcej.


- Pamiętasz, jak zginęła Alice?


- Tak. Wiem też, że była moją przyjaciółką, ale to jednak powiedział mi już Kapral Levi.


- Rozumiem. Przynajmniej masz już jakieś wspomnienia. To oznacza, że także reszta może wrócić. 


- Też tak sądzę.


- Ja już muszę wracać do przygotowań. Ty też lepiej się przyszykuj. 


- Jasne. Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia.


- Do zobaczenia. - usłyszałam w odpowiedzi i wyszłam z pomieszczenia. Od razu zobaczyłam Kaprala. Podszedł do mnie i zatrzymał się.


- Wszystko w porządku [Imię]? - zapytał.


- Tak, jest ok.


- Nie stresuj się. Zobaczysz, będzie dobrze. Zwłaszcza, że będziesz przecież jechała w środku. Powiem Ci,  że kiedyś się nie stresowałaś. Nawet za pierwszym razem. Cały czas próbowałaś każdego obronić. Gdyby nie ty to nasze szeregi byłyby o połowę mniejsze. Jeszcze raz, nie stresuj się. Rozluźnij się. Idź i się przygotuj, a potem pójdź zjeść porządne śniadanie.


- Jasne. - tylko tyle dałam radę odpowiedzieć i poszłam do siebie. Ochlapałam twarz zimną wodą i dołączyłam do wszystkich na śniadanie.


Kiedy zjadłam udałam się na plac gdzie wydawali sprzęt. Także wzięłam i zobaczyłam, czy dobrze działa. Wszystko było w porządku, a więc poszłam do konia, który rzekomo miał być mój. Wyczyściłam go, osiodłałam i poszłam do reszty. Kapral mi wyjaśnił jeszcze raz, co i jak. Mam cały czas jechać obok niego. To mi tak naprawdę ułatwia sprawę, bo nie muszę szukać i rozglądać się co mam robić. Jak na pierwszą wyprawę po wypadku to rzeczywiście będzie pomocne.


Czekaliśmy jeszcze chwilę na resztę Zwiadowców. Kiedy wszyscy byli gotowi wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy. Cały czas trzymałam się obok Kaprala. Nie tak dosłownie oczywiście, ale nie traciłam go z oczu. Jechaliśmy przez polany, na których prawie wcale nie było żadnych drzew. 



Zobaczyłam, że gdzieś w oddali ktoś wystrzelił flarę, która oznaczała, że są w pobliżu tytani. Na szczęście tamta grupa sama sobie z nimi poradziła, więc do nas nie dotarli. Celem wyprawy było dowiedzenie się czegoś o tytanach, a także całkowicie poboczny plan dla osób "wtajemniczonych" to złapanie tytana, dla niejakiej "Hanji". Jechaliśmy dalej spokojnie, aż naszym oczom ukazał się ogromny las z równie ogromnymi drzewami. Wjechaliśmy do niego. Podążaliśmy ścieżką, dopóki nie zaczęli biec tytani. Ktoś krzyknął, że są to "odmieńcy". Część Zwiadowców ruszyła do ataku. Ja czekałam na rozkazy, przecież tak naprawdę nie wiedziałam, czy od razu mam walczyć, czy zaczekać. Kapral i ekipa asekurująca Eren'a dalej jechała. Wtedy naszym oczom ukazał się tytan, wyglądający jak kobieta...



~~~~~~~~~~

A więc napisałam kolejny. Trochę krótszy niż poprzedni, ale no tak jakoś wyszło XD Pewnie najbliższe jeszcze dwa rozdziały to będzie wyprawa chyba, że ją przedłużę, ale to zależy, czy będę miała jakiś pomysł. Ja już kończę tę króciutką notkę. Miłego czytania^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top