Rozdział V

*Reader*


Po śniadaniu poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w strój wygodny na trening. Umyłam zęby i wyszłam. Poszłam na plac treningowy. Kiedy byłam niedaleko zauważyłam, że Kapral już czeka. Zauważywszy mnie nieznacznie uniósł kąciki ust w górę. Podeszłam do niego.


- Dzień dobry Kapralu. - powiedziałam.


- Dzień dobry [Imię]. Gotowa?


- Jasne.


- W takim razie tam leży sprzęt. - wskazał palcem na ziemi w miejsce niedaleko dużego drzewa. - Załóż go. - poszłam i wykonałam polecenie. Kiedy byliśmy juź gotowi udaliśmy się znowu do tego samego lasu. Manewr wychodził mi już bardzo dobrze, ale nie byłam nawet w połowie tego, co robił Kapral. Zatrzymaliśmy się, a dookoła było wiele ogromnych drzew. Były większe od niektórych tytanów.


- A więc wiesz jak zabijać tytanów? - zapytał Kapral.


- J-ja...


- Głupia. Nie myśl, że będziemy zabijać prawdziwych. Będą to tylko manekiny.


- Ahh, rozumiem. Przepraszam za moją głupotę.


- W takim razie wyjmij ostrza. - pokiwałan głową i chwyciłam za rączki, po czym sprawnym ruchem wyciągnęłm metal i trzymałm go przed sobą. Kapral był wyraźnie zadowolony.


- Trzymasz ostrze tak, jak cię uczyłem. Pamiętaj, jak ktoś powie ci, że źle trzymasz ostrze, to nie reaguj. Trzymaj się tego, bo tym sposobem zabijałaś tytanów przed wypadkiem.


- Jasne. - odpowiedziałam i jednocześnie kiwnęłam głową. 


- A teraz przejdźmy do treningu. Wiesz, jakie trzeba wykonać cięcie, żeby zabić tytana?


- Tak, wiem.


- To dobrze. Zaoszczędzimy czasu. Po prostu robimy zawody. Są tutaj porozstawiane manekiny tytanów. Wykonuj manewr, po czym zrób cięcie w szyję, które dałoby radę zabić takiego osobnika za murem. Licz, ilu "pokonałaś" i potem porównamy nasze wyniki, jasne?


- Tak, wszystko rozumiem, ale kiedy mam się tu stawić ponownie?


- Kiedy uznasz, że nie ma już innych tytanów do pokonania.


- Jasne, zaczynamy? - zaproponowałam.


- Tak. 3...


- 2...


- 1...


- Start! - wykonałam manewr i zaczęłam lecieć przed siebie. Nie mogłam znaleźć żadnego manekina, więc dalej leciałam. Wreszcie znalazłam i wykonałam cięcie, które było poprawne. Przemieszczałam się dalej. Znalazłam jeszcze kilka innych podobizn. 


Jeszcze więcej...


I więcej...


I więcej...


Postanowiłam wrócić na miejsce zbiórki. Kapral już tam czekał. 


- Długo Kapral już czeka? - zapytałam.


- Ahh, nie aż tak długo. Dopiero wróciłem. Jak Ci poszło [Imię]?


- "Zabiłam" 11. - Kapral wytrzeszczył delikatnie oczy, ale po chwili znowu nabrały ten tradycyjny wyraz.


- Gratuluję. Ja tylko 9. Daje Ci to przewagę. Jeszcze raz gratuluję. 


- Dziękuję. Wracajmy już, prszę.


- Dobrze.


*Levi*


Po powrocie postanowiłem, że ponownie pójdę do Erwina. Tym razem w sprawoe wyprawy [Imię] poza mury. Skoro dzisiaj wykazała się bardziej niż ja to oznacza, że wraca do siebie. Niestety tylko jej sprawność, ale to zawsze coś.


Stałem przed pokojem Erwina. To ostatni raz w tym miesiącu, kiedy do niego przychodzę. Już mam tego dość. Chociaż nie chcę teraz z nim rozmawiać, to muszę. Zrobię to dla [Imię]. Po prostu chcę ją jak najczęściej widywać, mieć u swego boku i po prostu móc chronić. Pragnę jeszcze jednego...jej miłości.


*Reader*


Jest już następny dzień po treningu. Przed śniadaniem Kapral Levi poinformował mnie o tym, że nadal jestem w jego składzie i biorę już udział w wyprawach za mur.


Wyszłam na plac i zaczęłam się rozglądać. Wszędzie mury mające zapewnić ludziom fałszywe bezpieczeństwo. Nagle zobaczyłam, że olbrzymia dłoń zaciska się na szczycie. Jak szalona wbiegłam do budynku. Moim oczom ukazał się Kapral.


- Kapralu, muszę Ci coś pokazać! - krzyczałam nie mogąc uciszyć głosu. Chwyciłam jego nadgarstek i zaczęłam biec. Słyszałam jakieś pytania, ale nie zwracałam na nie uwagi. Co jakiś czas zahaczałam o sprzęt, który Kapral miał na sobie. Wybiegliśmy na zewnątrz i zauważyliśmy, że na górze muru pojawiła się szczelina. Potem coś wbiegło w mur, a on się rozpadł. Ujrzałam gigantycznego, czerwonego tytana. Wyglądał, jakby zerwano z niego skórę. Kapral chwycił mnie za rękę i przy pomocy manewru wrócił do reszty. Poinformował wszystkich o tym zajściu i dał mi sprzęt. Podziękowałam mu i zdjęłam z nadgarstka gumkę do włosów. Złapałam moje [długość], [kolor] włosy i spięłam u góry w koński ogon. Po tym ruszyłam za resztą. Każdy próbował opanować myśli, a mieszkańcy biegali we wszystkie strony krzycząc, że niedługo zginą. Przez mur zaczęli się przedzierać różnej wielkości tytani, w kierunku których zaczęli ruszać zebrani zwiadowcy. Ja także nie czekałam, tylko wzięłam się w garść. Podleciałam do pierwszego tytana i wykonawszy zwinny manewr i precyzyjne cięcie wielkie cielsko upadło na ziemię. Udałam się w kierunku następnego, ale poczułam uderzenie. Zleciałam na ziemię i straciłam przytomność.


Obudziłam się i byłam w jakby szpitalu. Obok mnie zebrało się dużo ludzi. Nie znałam ich.
- Kim jesteście? - zapytałam.


~~~~~~~~~~
A więc wstawiam później, niż miałam, ale przebywam aktualnie w dziurze, która ma tak słaby zasięg, że nie da się tego opisać. Zakończenie takie trochę w stylu Polsatu, ale ciii...Zdradzę jedno. Już niedługo rozwinie się wątek miłosny. I już nie mam co pisać, więc...pa pa^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top