Rozdział II
*Levi*
Własnie dzisiaj jest najgorszy dzień ze wszystkich. Dzień, w którym kadeci wybierają, czy chcą dołączyć do Żandarmerii, Zwiadowców lub Strażników. Dodatkowo wszyscy muszą się tam stawić, co jest strasznie niewygodne. Ten czas mógłbym poświęcić na treningi z [Imię], ale niestety nie mogę.
Zaczęło się spotkanie. Kadeci stali w rzędach czekając na rozpoczęcie uroczystości. Na początku Erwin musiał wygłosić, jakże długie przemówienie, po którym oczywiście ja i milion pozostałych dowódców Zwiadowców, Żandarmerii lub Strażników musieli się przedstawić.
Po tych wszystkich głupotach, przeszliśmy do rzeczy. Ze stu osób zostało piętnastu chętnych, "pragnących" dołączyć do zwiadowców.
- Jeżeli chcecie zrezygnować, to nadal możecie, jeżeli nie, to pamiętajcie. Musicie być gotowi na śmierć, oraz nie panikować przy starciach z tytanami! A co najważniejsze, wasi towarzysze muszą was darzyć zaufaniem i na odwrót! Pamiętajcie, że walka z tytanami to nie jest zwykła bójka! - poinformowałem "świeżaków" o wszystkim, po czym dwie osoby opuściły zgromadzenie.
- Cieszę się, że tym razem aż trzynaście osób pozostało. Spotkajmy się jutro tutaj w południe. Rozpoczniemy wasz pierwszy trening. Pójdźcie za Kapralem Levi'm do waszych pokoi. - powiedział Erwin. Jak zwykle musiał mnie w coś wpakować. Spojrzałem na niego wkurzonym wzrokiem, na co on się odwrócił.
- Za mną... - wycedziłem i ruszyłem w kierunku budynku z pokojami.
- Wasza czwórka. Jak się nazywacie?
- Eren.
- Armin.
- Jean.
- Marco.
- Trzecie drzwi od końca. Tam macie pokój. Reszta chłopaków ma obok, czwarte od końca. Dziewczyny dołączycie do pokoju w drugim korytarzu, trzecie drzwi od końca. Waszą współlokatorką będzie dziewczyna z mojego oddziału, która jest "kontuzjowana" przez wypadek za murami. - wszyscy się rozeszli. Niestety, ale musiałem je przydzielić do pokoju [Imię], ponieważ jako jedyny ma wolne miejsca, poza tym ona jest w nim sama.
*Reader*
Ktoś wszedł do mojego pokoju. Ujrzałam dwie dziewczyny z rzeczami.
- Witajcie. Zgaduję, że dopiero co dołączyłyście? Jestem [Imię]. Miło mi was poznać! - powiedziałam pełna entuzjazmu. Ciekawiło mnie, kim są te kadetki.
- Ja jestem Mikasa. - odpowiedziała jedna z obojętnością.
- Ja jestem Sashaa. - powiedziała. Wydawała się wesoła. Czyli Mikasa i Sasha. Dwa przeciwieństwa. Ciekawe...chciałabym zobaczyć ich umiejętności. Moimi nie ma co się chwalić. Kapral Levi cały czas mi pomaga, ale to nic nie daje. Mimo tego cieszę się, że poświęca swój czas akurat mi. Nie wiem, co było kiedyś. Nie pamiętam niczego. Nie ma dla mnie przeszłości. Ona nie istnieje. Liczy się tylko teraźniejszość. Chociaż uważam, że i tak miałam szczęście. Zostać rzuconą przez piętnastometrowca, odmieńca, to nic przyjemnego...i ja to wiem. Podobno wcześniej byłam świetnym żołnierzem, ale teraz nie potrafię nawet wykonać manewru...
*Levi*
Znowu moje myśli zaprzątane przez [Imię]. Ciekawe, jak tam radzi sobie z nowymi. Znając ją, to pewnie tryska entuzjazmem na lewo i prawo. Ona uwielbia poznawać nowych ludzi. Zernkąłem na zegare.
- Cholera... - powiedziałem widząc godzinę. Musiałem iść spać. Jutro trening z nowymi osobami. Ja na szczęście skupię się na [Imię]. Liczę, że uda jej się wykonać manewr.
Następnego dnia po śniadaniu wróciłem do siebie. Jeszcze było trochę czasu przed treningiem, co umożliwiało mi kontynuację podziału "świeżaków" na grupy. Musiałem ich rozsądnie dopasować, żeby zespoły były wyrównane. Tylko co ja mogę zrobić nieznając ich umiejętności? Chyba będę musiał później porozmawiać z Erwinem.
*Time skip*
Nadszedł czas pierwszego treningu dla nowych.
- Levi, czemu ich nie podzieliłeś? - zapytał z pretensją Erwin.
- Nie znam ich umiejętności, więc podział byłby bezsensowny. Najlepiej będzie to uczynić po pierwszym treningu.
- Hmm...racja. Zgadzam się, ale w takim razie podział zostaw mi.
- Taa...to nawet lepiej. - powiedziałem, a on zgromił mnie wzrokiem. Chwilę później ujrzałem, jak [Imię] się zbliża.
- Wszyscy za mną. [Imię] zostajesz z Levi'm. Jasne?
- Tak jest! - odpowiedzieli chórem.
*Reader*
Pomimo najszczerszych chęci za nic w świecie nie mogłam wykonać trójwymiarowego manewru. Na prawdę myślę, że muszę stąd odejść.
- Kapralu...możemy wieczorem porozmawiać?
- Jasne. Przyjdź po kolacji do mojego pokoju. - powiedział i poszedł. Wróciłam do siebie. W pomieszczeniu była tylko ta...chyba Sasha. Siedziała i jak zwykle coś jadła. Chwilę później drzwi się otworzyły i do środka weszła Mikasa. Od razu wskoczyła na swoje łóżko. Miałyśmy piętrowe, a ona spała na górze, za to Sasha zajmowała dół. Ja miałam tak samo i oczywiście, musiałam okupować wyższe piętro. Siedziałam u siebie czytając książkę, którą na pewno czytałam przed utratą pamięci, ponieważ miałam zakładkę gdzieś w końcowych stronach. Nim się spostrzegłam dziewczyny zaczęły się zbierać. Odłożyłam wszystko, zrobiłam z moich [Długość], [Kolor] włosów kucyka i wyszłam za nimi z pokoju. Był czas kolacji.
Po posiłku tak, jak to było planowane poszłam do pokoju Kaprala. Zapukałam do drzwi, które po chwili zostały przez niego otworzone. Gestem ręki zaprosił mnie do środka, a ja wykonałam "polecenie".
- O czym chciałaś porozmawiać? - zapytał, a w jego kobaltowych oczach ujrzałam nutkę ciekawości.
- Tak wiem, że już rozmawiałam z Kapralem na tan temat, ale ja na prawdę nie sądzę, że mój pobyt tutaj ma jakikolwiek sens. Na prawdę, ja... - mówiłam, ale ktoś mi przerwał. Do pomieszczenia wszedł Dowódca Erwin Smith.
- Levi, tu masz gotowy podział na grupy. Będziesz się zajmować jedną osobą...Przepraszam, że przeszkodziłem. - powiedział speszony i wyszedł.
- A wiec wracając do twojej prośby, [Imię]. Niestety, ale nie mogę się zgodzić. Masz potencjał bojowy i ja to wiem. Jesteś opanowana nawet w najgorszych momentach i nie raz mnie ocaliłaś. Kiedy ja miałem wątpliwości, ty działałaś. Można powiedzieć, że przed wypadkiem pomagałaś mi w dowodzeniu oddziałem. Wiem też, że uda ci się osiągnąć to, co przedtem. Teraz możesz pomagać w opracowywaniu strategi, jeżeli nie masz co ze sobą zrobić. Pasuje?
- Umm...znowu się zgodzę, ale Kapralu? Komu miałabym pomagać?
- Mi oraz Erwi'owi. Wracając do niego, to ja pójdę i sprawdzę, o co mu chodziło.
- Dobrze, a ja przepraszam za zajęcie czasu, ale mam ostatnie pytanie. Czy mogłabym w wolnym czasie trenować, ponieważ uważam, że nie przydam się w niczym Kapralowi, ani Dowódcy.
- Jasne, możesz indywidualnie trenować, a teraz wybacz, ale muszę iść. - po tych słowach zasalutowałam i wyszłam z pokoju.
Od razu skierowałam się do pokoju, żeby zmienić strój i wyszłam trenować. próbowałam i próbowałam, ale bezskutecznie. Chociaż po chwili udało mi się wytrzymać przez minutę...
*Levi*
Erwin dał mi jakiegoś chłopaka do oddziału. Eren Jeager, czy jak mu tam. (chyba dobrze napisałam? xD dop. aut.) Nie istotnie. Znowu rozmawiałem z [Imię]. Dzisiaj udało mi się ją przekonać do pozostania, ale na jak długo? Do póki nic jej nie zacznie wychodzić, to nadal będzie próbowała mnie namówić do pozwolenia na odejście, czego sam bym nie chciał. Wyjrzałam przez okno i ujrzałem ją. Trenowała i zaczynało jej to powoli wychodzić, ale nie utrzymywała się dłużej niż pól minuty. To zawsze lepsze niż kilka sekund. Przy takich postępach prędko nie wykona manewru, ale istnieją spore szanse, że jednak za jakiś czas jej się uda i wtedy zostanie w oddziale...zostanie ze mną....
~~~~~~~~~
A wiec witam w kolejnym rozdziale^^ Ten troszkę różni się od poprzedniego, ponieważ tutaj ograniczyłam się do przemyśleń Levi'ego na temat miłości do czytelniczki, gdyż postanowiłam też dodać trochę perspektywy właśnie reader'a. Cóż, mam nadzieję, że się podoba. W tym rozdziale troszkę za dużo razy zmieniałam perspektywę, ale w kolejnym już tak nie będzie, jednak zależy mi na przedstawieniu historii oczami naszego zakochanego Levi'ego i niczego nie świadomej [Imię]. Jeszcze chciałabym powiedzieć, że właśnie perspektywa czytelniczki jest pisana w pierwszej osobie, ponieważ nienawidzę pisać w drugiej osobie. Spróbowałam tak zrobić, ale i tak mi się to myliło z pierwszą osobą. Ja już kończę, bo za bardzo się rozpisałam^^ Do następnego rozdziału!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top