Rozdział I
- Kocham Cię [Imię] - szepnąłem jej do ucha, łapiąc ją w talii i przyciągając do siebie.
- Ja też Cię kocham Levi - odpowiedziała składając pocałunek na mych ustach.
*Levi*
- Masakra... - powiedziałem rzucając papierami po całym pokoju. Od tamtego czasu nie mogłem się na niczym skupić. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść - zawołałem, a do pokoju weszła oczywiście [Imię]. Od razu zwróciłem uwagę na jej piękne, [ Kolor] oczy. Podeszła do biurka.
- Kapralu chciałabym porozmawiać o jednej rzeczy. - powiedziała stanowczo.
- Jasne, słucham.
- Wie kapral o moim wypadku, prawda? - jak mógłbym nie wiedzieć? Widziałem to wszystko na własne oczy, jak tytan rzucił nią o ziemię. - Przez te wydarzenie nie pamiętam niczego, nawet nie potrafię wykonać trójwymiarowego manewru. Powiem krótko. Chciałabym opuścić Zwiadowców. - po tych słowach mnie dosłownie zatkało.
- Rozumiem, ale mam jeden pomysł. Dołącz do mojego oddziału. Jeżeli to nic nie da, to zgodzę się na Twoją prośbę.
- Tak jest! - zasalutowała i bez zbędnego podwarzania mojego zdania opuściła pomieszczenie. Ja wstałem i pozbierałem porozwalane papiery i wróciłem do uzupełniania. Uznałem, że [Imię] zacznie trening od jutra.
*Time skip*
Po kolacji podszedłem do [Imię], aby poinformować ją o jutrzejszym treningu, po czym wróciłem do siebie i położyłem się. Przez kilka godzin bezskutecznie próbowałem zasnąć, jednak cały czas moje myśli zaprzątały dawne wydarzenia. Pamiętam, jak jeszcze niedawno kochaliśmy się razem, a teraz...nie pamiętasz nawet mnie i chcesz opuścić zwiadowców, opuścić mnie...
Nie mogłem usnąć przez około cztery godziny, ale na szczęście udało mi się zdrzemnąć na dwie. Dzisiaj przecież zaczynam trening mojego oddziału i [Imię].
*Time skip*
- Szereg. - powiedziałem, a wszyscy wykonali polecenie.
- Dołączyła do nas [Imię]. Zapewne słyszeliście o jej wypadku podczas 56. wyprawy za mur. Podczas treningów będzie ona odbywała podstawowe szkolenie, żeby przypomnieć sobie wszystko i znowu móc brać udział w wyprawach. - powiedziałem, po czym wszyscy dobrali się parami i zaczęli wykonywać ustalony wczoraj trening. Ja podszedłem do [Imię].
- Za mną. - ruszyliśmy w kierunku sprzętu, który pomoże jej utrzymywać równowagę podczas wykonywania trójwymiarowego manewru. Przygotowaliśmy wszystko, po czym zaczęliśmy. Niestety z początku nie wychodziło, a nawet [Imię] uderzyła głową w ziemię.
- Widzisz, kapralu! Ja nie potrafię! Nie chcę, nic mi nie wychodzi, nie nadaję się. Czy nie widać tego? Sam w sobie wypadek oznacza moją słabość, moją nieuwagę, mój brak kompetencji. Na pra... - mówiła.
- [Imię]! Weź się w garść! Jeżeli będziesz wszystko robiła z TAKIM nastawieniem, to nigdy Ci się nie uda! - wykrzyczałem - Przepraszam, niepotrzebnie krzyczałem. Wiem, że jest Ci ciężko, ale dasz radę. - powiedziałem, gdy uświadomiłem sobie, jak bardzo mogły ją zaboleć moje słowa.
- Nic się nie stało. Przydało mi się to, dziękuję. Wróćmy do treningu. - powiedziała i kontynuowaliśmy, jednak bezskutecznie. Po kilku godzinach udało się jej utrzymać równowagę przez pięć sekund, ale nie dłużej.
- Na dzisiaj koniec. - powiedziałem wykończony dzisiejszym dniem. Razem z [Imię] wróciliśmy do budynku i zwykłym "dobranoc" rozeszliśmy się. Dlaczego? Dlaczego nie może być tak, jak dawniej? Tęsknię za Tobą. Chciałbym byś teraz była tu obok, w moich ramionach, po prostu ze mną...
*Time skip*
Właśnie skończyło się śniadanie, na które nie przyszedłem. Od wczoraj czeka na mnie sterta papierów, więc [Imię] będzie dzisiaj trenowała pod okiem Erwina. Ufam mu. Wierzę, że się uda. Chciałbym, aby ona mogła wziąć udział w 57. wyprawie za mur Maria. Zależy mi na tym, ale cieszę się, że chociaż jest w moim oddziale, że mam na nią oko, że jest szansa na to, iż zakocha się we mnie jeszcze raz. Nie liczę, na powrót pamięci, bo nie chcę. Chciałbym, aby ona sama postanowiła być ze mną nie ze względu na wydarzenia z przeszłości. Ehh...czas na papierki...
*Time skip*
Właśnie spotkałem [Imię]. Powiedziała, że niestety, ale nie udało jej się wykonać trójwymiarowego manewru. Dzisiaj będziemy razem ćwiczyli. Chciałbym skupić się na walce z tytanami, ale dopóki nie opanuje manewru, nie mogę tego zrobić, jednak będę ją tego wszystkiego uczył choćby miało to trwać wieczność. Obiecuję przy niej trwać na zawsze i nie dopuszczę, aby [Imię] odeszła ze Zwiadowców, a tym bardziej ode mnie...
Zaczął się trening. Na początku pokazałem [Imię] jak się utrzymuje równowagę podczas trójwymiarowego manewru, ale nadal jej to nie wychodziło. Trudno, kiedyś da radę. Na pewno... Właśnie zbliżał się koniec.
- Chodźmy już. - powiedziałem.
- Tak jest... - zasalutowała. Powoli mnie to męczyło, irytowało. Ciągle tylko "kapralu". Jest strasznie oficjalna. Chciałbym usłyszeć moje imie z jej ust. Chciałbym, aby znowu trzymała mnie za rękę, aby razem ze mną, u mego boku walczyła. Chciałbym, aby była moja. Po prostu cholernie chciałbym ją objąć...objąć i więcej nie puszczać. Trzymać w mych ramionach aż w nieskończoność...
~~~~~~~~~~
Hejoo^^ witam w moim pierwszym rozdziale na Wattpadzie. Jest to moja pierwsza przygoda tutaj, ale udzielam się również na innym blogu. Z góry przepraszam, że takie krótkie, ale tak mi wyszło. Od razu chciałabym przeprosić za brak okładki, która niedługo zostanie dodana. Ja już kończę i dziękuję za przeczytanie pierwszego rozdziału^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top