Rozdział 2

Nie odezwałaś się więcej do końca spotkania. Szybko zaczęłaś żałować swojego zwierzenia, Nick zrobił kazanie dotyczące twojej wypowiedzi, co chwile patrząc na ciebie z wzrokiem w stylu "Ty potworze" i "Niech dręczą cie za to najgorsze wyrzuty sumienia". Na koniec musieliście wszyscy wziąć się za ręce i  przewodnik grupy odmówił modlitwę. Kiedy Nick umilkł, wygłosiliście tę durną mantrę

- Będę żył dziś najlepiej jak potrafię! - i spotkanie dobiegło końca.

Spojrzałaś na krzesło na którym siedział chłopak, było puste. Trochę się rozczarowałaś. Bardzo rzadko nawiązujesz kontakt wzrokowy z nieznajomym trwający dłużej niż pół minuty, a zwłaszcza z przystojnym.

Wyszłaś z kaplicy, mama jeszcze nie przyjechała, co wydawało ci się dziwne, ponieważ do tej pory zawsze na ciebie czekała. Postanowiłaś dzisiaj wracać na piechotę. Wyjęłaś komórkę i napisałaś jej, że nie musi przyjeżdżać. Szybko zaczęłaś żałować swojej decyzji, kaplica znajdowała się w samym centrum a twój dom był  na samych wybrzeżach miasta. Miałaś parę dzielnic i okolic o których nawet nie wiedziałaś, że istnieją. Z jednej strony dobrze, bo poznajesz nowe miejsca, jednak spojrzenia lumpów i dresów mieszkających w niezadbanych kamienicach nie były zbytnio przyjemnie. Mieszkałaś w bezpiecznym osiedlu dla idealnych, bogatych rodzin, więc byłaś raczej przyzwyczajona do pogaduszek o pogodzie z przemiłą sąsiadką, a nie do pijaków rozbierających cię wzrokiem. Zaczęłaś przyśpieszać krok, gdy zobaczyłaś, że jeden z dresiarzy zaczął zbliżać się w twoją stronę. Zerknęłaś na niego kątem oka. Przeszły cię dreszcze, nie dość, że wyglądał jakby był uczulony na mydło, to jeszcze szedł coraz szybciej. Przyśpieszyłaś kroku. Otworzyłaś torbę i zaczęłaś w niej grzebać, przypomniało ci się, że ojciec zawsze każde ci nosić ze sobą gaz pieprzowy w "ramach bezpieczeństwa". W torbie nie wyczułaś niczego innego niż telefon, klucze i gumy do żucia. W takich momentach żałowałaś, że byłaś "buntowniczą nastolatką" i go nie wzięłaś. Cóż, widać, że musisz jakoś inaczej by się obronić. Znowu na niego zerknęłaś. Super, wziął ze sobą swoich ziomków którzy mają tak samo brudne dresy i śmierdzące oddechy. Szłaś różnymi zakrętami i próbowałaś ich zmylić, i jednocześnie się nie zgubić, ponieważ te całe osiedle przypominało labirynt. Zakręciłaś, zobaczyłaś murowaną ścianę i dwa śmietniki, ślepy zaułek. Ty i ta twoje orientacja w terenie. Odwróciłaś się, dresy stały przed tobą, z odrażającymi uśmieszkami które dokładnie pokazywały ich żółte zęby. Stali tak, że nie miałaś opcji ucieczki, no chyba, że nagle obudziłabyś w sobie hardcore'a i wspięłabyś się po rurze, ale miałaś wrażenie, że to nie była najlepsza opcja. Stałaś przed nimi w ciemnej uliczce, złożyłaś ręce, nie byłaś przestraszona, tylko raczej obrzydzona. 

- No, dogoniliście mnie - zaczęłaś - To jak, telefon czy po prostu wpierdol?

Dres do ciebie podszedł, a zrobiłaś dwa kroki w tył.

- Takie dupy jak ty szkoda bić - powiedział po czym wypluł ślinę. - znajdziemy inny na ciebie sposób.

Zaczęły do ciebie podchodzić.

- Cholera - wymamrotałaś, rozejrzałaś się po uliczce. Jeden wielki śmietnik, nic do obrony. - zaraz... jest!

Twój wzrok zatrzymał się na butelce po piwie, nigdy nie sądziłaś, że będziesz wdzięczna ludziom którzy śmiecą. Gdy jeden z nich był wystarczająco blisko, rozbiłaś mu ją o głowę. Dres złapał się za głowę i otrząsną. Wykorzystałaś sytuacje i pobiegłaś. Poczułaś, że jeden z nich łapie cię za kaptur kurtki.

- Tak się nie wywiniesz!

Pociągną cię, i rzucił w stronę śmietnika. Wylądowałaś na podłodze.
Myślałaś, że nie masz już szans gdy usłyszałaś męski głos.

- Oj - odezwał się.

Spojrzałaś w górę, za dresami stał gość z kółka. Nic nie powiedzieli, tylko uciekli. Chłopak podszedł w twoją stronę i podał ci rękę.

- Dzięki - wstałaś i otrzepałaś spodnie - Ale i tak dałabym sobie radę sama.

- Z tą buteleczką? - uniósł jedną brew.

- Ej, improwizowałam, okey?

- Coś ci nie wychodzi - odparł - masz jakieś imię?

- [Imię]

- Levi, mogę wiedzieć co takie dziecko z grupy wsparcia robi w takiej dzielnicy?

- To dziecko wracało do domu, a co taki dupek robił na tej grupie, hm?

- Ten dupek ma wujka przewodnika.

Parsknęłaś śmiechem.

- Nick to twój wujek? A myślałam, że to ja mam źle.

Poczułaś wibracje w kieszeni, dostałaś wiadomość od mamy, potem drugą i trzecią.

Gdzie jesteś?

???

[Imię]?!!?

- Czyżby ktoś miał przyjaciół? - odezwał się.

- Nie, nadopiekuńczą matkę. - odpowiedziałaś jednocześnie odpisując. - Idę.

Szłaś parę kroków po czym się odwróciłaś.

- Jeszcze raz dzięki za pomoc

- Nie przyzwyczajaj się.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top