Rozdział 22 Zazdrość
Alice
Właśnie dziś rekruci wybierali swòj korpus.
Stałam razem z Hanji i Levi'm za zasłoną i przypatrywałam się twarzą, szukałam interesujących mnie rekrutów.
Erwin skończył swój monolog ,a rekruci zaczęli odchodzić.
-Pamiętam jak rok temu ja tam stałam- rozmarzyłam się.
-Taaa, I bezczelnie się uśmiechałaś- mruknął kobaltooki.
Uśmiechnęłam się do niskiego mężczyzny.
Usłyszałam za sobą chichot Hanji, ale go zignorowałam.
Popatrzyłam na plac, stało tam kilku kadentòw w tym czwórka ,która mnie interesowała.
Time Skip
Siedzieliśmy w gabinecie Erwina.
Ten jak zwykle wypełniał papiery, Levi siedział i się przyglądał jak gram z Hanji w szachy.
-Erwin- zagaiłam- Kto jest kapitanem tej czwórki?
-Ure Fatie- odpowiedział.
Wstałam na prędce i wybiegłam z gabinetu.
-A kto dokończył grę?!- usłyszałam jeszcze za sobą.
Ure Fastie został awansowany na kapitan tydzień temu i to tylko dlatego, że na ostatniej misji wielu dowódców oddziałów zmarło.
Nie mogę pozwolić ,aby ten kretyn ich szkolił.
Wbiegłam na plac treningowy i od razu ich zobaczyłam. Podbiegłam w jeden z kątów żwitrkowego pola.
-Kapitan Alice!- zdumiała się Victa.
Cała czwórka się na mnie popatrzyła z zachwytem.
-Co tutaj robisz?- zapytał zirytowany Ure.
-Będę pilnować jak przebiegają treningi, jesteś zbyt świerzy w te sprawy- powiedziałam i usiadłam na trawie niedaleko.
Po kilku treningach z tą zgrają mogę stwierdzić ,że daleko im do ideału jednak na pewno bliżej niż innym.
Widze w nich potencjał.
Mają naprawdę ogromne szczęście ,że trafili do jednego oddziału.
Victa z Reną wydają się bardzo dobrymi przyjaciółkami.
Podczas ,gdy Ferik z Kastianem to dziwna sprawa.
-Czemu Kapitan się tak w nas wpatruje- zapytał Ferik ,byliśmy aktualnie na treningu.
-Mam do waszej dwójki pytanie- pokazałam na dwójkę chłopaków.
Popatrzyli na mnie zaciekawieni.
-Jesteście razem?- powiedziałam, a oni spalili buraka.
Są, a jeśli nie to coś do sobie czują.
Jednak po chwili wszystko się wyjaśniło.
-Tak, jesteśmy razem- szepnął po chwili, nadal zawstydzony Ikrys.
-Kyaaaa~- rzuciłam się na nich piszcząc - to takie słodkie!- tuliłam ich mocno, nie wiedząc ,że pewien zazdrośnik patrzy na to z okna w siedzibie.
-Dobra, muszę już iść. Trzymajcie się- zakrzyknęłam odchodząc i idąc w kierunku gabinetu Erwina.
Zostawiłam tam moją bransoletkę, ktòrą dostałam od oddziału Ure, kilka dni temu.
Weszłam i stanęłam jak wryta.
Za biurkiem siedział Erwin ,a na jego kolanach Mei i się całowali.
Gdy tylko weszłam od razu się odsunęli, ale stużka śliny nadal ich łączyła.
Oboje spalili buraka ,a ja się do nich uśmjechnęłam.
-Nie przerywajcie sobie ,ja tu tylko po bransoletkę.- wzięłam swoją zgubę i wychodząc dodałam- Ale na ślub, zaproszenie chce!
Gdy tylko zatrzasnęłam za sobą drzwi od gabinetu ruszyłam biegiem do naszego układu pomieszczeń.
Cały oddział specjalny gapił się jak na idiotkę. No còż ,nie pierwszy i nie ostatni raz.
Wbiegłam do gabinetu Levi'a ,a potem do jego sypialni gdzie go zastałam.
Siedział na krześle przy stoliku i popijał herbatę.
Gdy wbiegłam ,podniósł na mnie niesamowicie wkurwiony wzrok.
-Co ty taki zdenerwowany?- zapytałam siadając na łóżku i uśmiechając się szeroko.
Prychnął i popijał herbatę dalej.
-Zachowujesz się jak baba z okresem. Może to i lepiej ,że chwilowo jesteś jak baba, bo mam niesamowitą wiadomość- pisnęłam.
-Zachowujesz się jakbyś miała mi oznajmić ,że jesteś w ciąży i wychodzisz za ktòregoś z tych facetòw, z tego oddziału Ure.- warknął oschle, naprawdę nie był w humorze.
Ale czekajcie co on powiedział?
-O jejciu, Czy ty jesteś zazdrosny?!- zaśmiałam się, a on zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem.
Podeszłam do niego i go przytuliłam ,uprzednio upewniając się, że odstawił filiżankę.
-Puszczaj!- warknął podemną, bądź co bądź ,ale ja stałam o on siedział.
Odsunęłam się od niego i spowrotem usiadłam na łóżku.
-Po pierwsze Ferik i Kastian są gejami i są razem- na tą wiadomość o mało nie wypluł herbaty- A po drugie, mogę w końcu Ci powiedzieć tą wiadomość?- zaczełam skakać na łóżku, dając mu do zrozumienia ,że się niecierpliwie.
-No dawaj- mruknął łagodnie, wiadomość że nikt nie podbija mojego serca ,dziwnie go uspokoiła.
-Słuchaj idę se po treningu do gabinetu Erwina, bo zostawiłam tam bransoletkę. Wchodze ,a tu słuchaj, Erwin i Mei się całują!- pisnęła.
Tym razem wiadomość była na tyle szokująca ,że herbata znajdująca się w jego ustach ,wyleciała z nich z impretem. Oczywiście brudząc przy tym jego, mnie, łóżko, podłogę i dywan.
-To był kiepski żart ,Alice- warknął idąc po rzeczy do sprzątania.
-Ale to nie był żart- zapewniłam z powagą- Weszłam ,a Ci oderwali się od siebie od razu ,ale ich usta nadal łączyła stużka śliny (aut.dop. Nie wiem, czemu ale chciałam napisać "krwi" XD)
-To obrzydliwe- na jego twarz wkradł się grymas obrzydzenia.
-Tylko jak się o tym mówi, zademąstrować?- zapytałam z cwaniackim uśmieszkiem.
Wstał z klęczek, bo skończyła mu się herbata do ścierania na podłodze.
-Co niby chcesz zademąstr...- nkedokończył ponieważ z gracją i delikatnością przywarłam do jego ust, swoimi.
Najwyraźniej cała rozmowa z przed chwili i jego sprzątanie straciły swój sens.
Mop, który przed chwilą znajdował się w jego ręce teraz opadł z hukiem na podłogę.
Ręce kobaltookiego objęły mnie w talii, tym samym napierając na mnie swoim ciężarem, przewrócił nas na łóżko.
W między czasie lekko przegryzł moją wargę, prosząc o zaproszenie.
Cały ten pocałunek miał być właśnie zademąstrowaniem ,dlatego bez problemu mu go udzieliłam.
Oczywiście z walką na języki było inaczej ,bo nie jestem osobą lubiącą przegrywać.
A ponieważ kobiety maja podzielność uwagi oprócz walki o dominację, zajęłam się też włosami kobaltookiego.
Co chwilę, ciągnęłam delikatnie za końcówki czarnych włosòw, na co kobaltooki cicho jęczał.
Nasza walka o dominację zakończyła się remisem, bo zaczęło brakować nam powietrza.
Levi oderwał się od moich ust i odsunął swoją głowę na odległość ok. 10 cm.
Ciężko dysząc, wpatrywał się mi w oczy.
Przez chwile ,nasze usta też łączyła stożka śliny, ale ponieważ grawitacja na nią szybciej zadziałała z powodu naszej pozycji ,to szybko się rozerwała.
-Widzę ,że zademonstrowanie się podobało- zaśmiałam się cicho jak mój oddech się unormował.
-Nawet nie wiesz jak bardzo- mruknął cicho czarnowłosy i odpychając się od łóżka ,stanął na nogi i wrócił do sprzątania.
Leżałam nadal na łóżku ,ale tym razem na boku, moja poza przypominała te wszystkie kobiety z posągòw. Co opierają głowę na jednej ręce, druga jest wzdłòż tłowia, a nogi złączone.
Brakuje tylko zwykłej bawełnianej, białej, przewiewnej sukienki.
Ziewnęłam i polożyłam głowę na poduszcze. Chyba zasnęłam.
Mam nadzieje ,że się podobało.
Napisane i opublikowane: 18.07.2019
Papa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top