Clé: 7


Wokół mnie zerwał się porywisty wiatr. Rozświetlone niebo dwoma księżycami zakryły ciemne, burzowe chmury. Stałam przed ogromnymi szklanymi drzwiami w kluczem w ręku.

Teraz wiem. Teraz już naprawdę wiem. Tęsknota. To takie dziwne uczucie. Potrafi przysłonić wszystko. Nie chciałam za nic tam iść. Wiedziałam, że nie będzie odwrotu, ale bałam się spojrzeć za siebie. Może powinnam? Zaciskałam powieki coraz mocniej. Tak mocno ściskałam klucz, że wbił mi się niemal w dłoń. Poczułam łzy na policzku. Czułam się rozdarta na pół. A, co jeśli On gdzieś tam jest? A, co jeśli ten klucz jest tylko po to abym pojęła decyzję?

Odwróciłam się i opuściłam dach wyjściem ewakuacyjnym...

Obudziłam się w pokoju. Okno do pokoju było otwarte. Burza zrobiła swoje.

Levanter przestało już grać... Czyżbym pozbawiła chłopców pomocy?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top