Clé: 5 cz.2

Dotknęłam szklanej kopuły. Zaczęła mienić się tysiącem barw niczym małe diamenty. Nie wiedzieć jakim sposobem znalazłam się w środku. Ubrana cała na biało. Stałam na baczność przed drzwiami. Prawdopodobnie czegoś na wzór mojego pokoju lub celi. Dostałam coś do ręki od chłopca , który zatrzymywał się obok każdego z nas i zaczytywał kod z nadgarstka. To był ten sam chłopiec który zapraszał wszystkich do pięknej windy pośród lawendowego pola.

Mieliśmy uciec z Dystryktu 9. Taki był plan i tak wynikało z małej, czerwonej kartki.

Nadeszła chwila ucieczki. Miałam wrażenie, że każdy mnie widzi bo jeden z nich złapał mnie za rękę i pociągnął abym się pośpieszyła. Chciałam krzyknąć, ale mnie nie słyszeli. Jakby mój głos uciekał najgłębszą otchłań. 

Pośpiesznie weszliśmy do starego autobusu. Wszyscy tak bardzo się cieszyli, tak bardzo oprócz mnie...

Siedziałam na niewygodnym krześle oparta o metalowy element. Obok usiadł On. ten, który nie chciał wejść, ten który się wahał jakby czekał jeszcze na kogoś.

- Dlaczego jesteś smutna?

Nie wierzyłam własnym oczom.

- Czy Ty mnie przez ten cały czas...??

- Tak słyszałem Cię tylko czekałem na odpowiedni...

Wtedy autobus wjechał w konstrukcję szklanej kopuły. Próbowałam krzyczeć, ale na próżno. Nikt mnie nie słyszał. Obudził mnie dźwięk burzy za oknem, a na podłodze leżało potłuczone szkło...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top