Clé: 2

Wstałam gwałtownie z fotela. Położyłam gałązkę na szklanym stoliku i nagle poczułam jakbym mdlała... Czyżbym upadła? Nie mam pojęcia. W każdym bądź razie jestem w windzie. Nie, nie takiej pięknej i baśniowej. Jej ściany są ciemnozielone a na podłodze są wszechobecne liście. Zasuszone, buro brązowe liście niczym nie przypominające pięknych jesiennym liści. U sufitu zwisa wpół popsuta świetlówka. Lada moment i spadnie mi na głowę. Światło miga bardzo nerwowo... Wybrałam klawisz z numerem osiem. Dziwnym trafem dziewiąty przycisk był niepodpisany a jego wciskanie nic nie dawało. O dziwo winda jechała spokojnie i jednostajnie na górę... Dopiero teraz zauważyłam napis "Hellevator" nad wyświetlaczem. Winda była prawie u celu, gdy nagle poczułam szarpnięcie...
Z ogromną siłą zaczęłam spadać w dół. Czy warto krzyczeć w takiej sytuacji skoro i tak nie ma nikogo, kto by nas usłyszał lub pomógł?!
Przy zestknieciu z dnem szybu winda wydała dziwny odgłos jakby ją również zabolał ten upadek. Leżałam wpół przytomna wśród liści, szkła i innych elementów windy. Wtedy zobaczyłam czyjąś dłoń. Wyglądało to tak jakby ktoś chciał mnie uratować, a z głośników windy wciąż grała ta sama melodia... Levanter...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top