Rozdział 15

Podczas powrotu do domu samochodem Bethany, siedziałem na tylnym siedzeniu, słuchając muzyki The Neighbourhood na słuchawkach i wyglądając przez okno. Zerknąłem przelotnie na opierającego się głową o moje ramie Louisa, który spał i zacząłem zastanawiać jak będzie wyglądała naszą relacja po powrocie do domu. Powinienem do niego zadzwonić? Odwiedzić go? Naprawdę nie byłem pewien, a nie chciałem się narzucać. Może pozwolę zrobić mu pierwszy krok? A co, jeśli on myśli tak samo jak ja?

Jeszcze wczoraj chciałem definitywnie zakończyć z nim znajomość, a dzisiaj myślę o tym, czy zadzwonienie do niego później będzie dobrym pomysłem. Och i jeszcze sprawa listów. Nie miałem nawet z kim o tym porozmawiać, ponieważ bałem się reakcji. Już słyszałem głos mojej matki: "Wiem, że uważasz inaczej, ale naprawdę potrzebujesz terapii, Harry", albo Bethany mówiącej, że naginamy nasze wyobrażenia do rzeczywistości. Sama uznała zresztą pierwszy list za bzdurę, a ja nie miałem odwagi wyznać jej, że było ich o wiele więcej. Był jeszcze Niall, ale obawiałem się, że ta wiadomość dotarłaby do mojej mamy szybciej niż bym się tego spodziewał. Pozostał...tak pozostał Louis. Ale czy jego cokolwiek by to obchodziło? Nie wiem. Wolałem myśleć, że wziąłby mnie na poważnie i nie wyśmiał kolejny raz, niż wyznać mu prawdę, a później gorzko się rozczarować.

I wtedy pierwszy raz od sytuacji w sklepie pomyślałem o Edzie. Chyba tęskniłem za nim bardziej niż chciałem to przed sobą przyznać. Był moim przyjacielem, którego w pewnym sensie kochałem. Ale nie mogłem ryzykować , że znowu mnie zawiedzie. To byłoby dla mnie za wiele. Znowu spojrzałem na Louisa, który złapał mnie w pasie, przytulając się do mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nieco żałowałem, że tak szybko znalazłem pocieszenie w nieodpowiedniej osobie, podczas gdy ta właściwa była tuż obok z tym, że niedostępna. Dla mnie.

- Coś mówiłaś? - zapytałem zdejmując słuchawki, kiedy zauważyłem, że Bethany porusza ustami ale ja nie mogłem usłyszeć wypowiadanych przez nią słów.

- Mówiłam tylko, że ładnie razem wyglądacie. - odparła, a kąciki jej ust uniosły się. - To tak na poważnie? - wskazała ruchem głowy na śpiącego chłopaka.

- Nie sadzisz, że to trochę niezręczne? - odpowiedziałem pytaniem patrząc wymownie w stronę Nialla, a potem mój wzrok powędrował na Louisa.

- Daj spokój. - machnęła niedbale ręka. - Przecież wiem, że jesteście z Niallem jak bracia i mówisz mu więcej niż mnie. A Louis ma naprawdę twardy sen. Uwierz mi. Znam go dłużej niż ty i wiem że mogłabym teraz zacząć się wydzierać, a on jedynie przewróciłby się na drugi bok. - zaśmiała się, gdy skończyła mówić. Westchnąłem.

- Za wcześnie żeby to określić. - stwierdziłem zgodnie z prawda.

- Bzdura. - odezwał się Niall. - Kiedy spotykasz tę właściwą osobę to od razu wiesz, że to jest "to".

Roześmiałem się głośniej niż planowałem, dlatego szybko zasłoniłem usta dłonią, nie chcąc obudzić niebieskookiego, który nawet nie drgnął. Zdałem sobie sprawę, że naprawdę miał mocny sen i nic się nie powinno stać jeżeli trochę byśmy o nim porozmawiali.

- Wybacz Niall, ale kiedy pierwszy raz go zobaczyłem to...- urwałem, wracając myślami do tamtego momentu.

Chłopak średniego wzrostu w ciemno czerwonych spodniach otwierający mi drzwi i witający mnie z szerokim uśmiechem na ustach.

Nie miałem pojęcia kim był.

Nie wiedziałem, że to przyjaciel Iana z wielkim domem i masą znajomych. Dla mnie był tylko chłopakiem z uroczym uśmiechem otwierającym mi drzwi i pytający czy przyszedłem na imprezę.

To zabawne jak byłem jeszcze wtedy młody i niedoświadczony i nie podejrzewający tego, co miała przynieść przyszłość.

Uświadomiłem sobie, że pierwsze wrażenie, które na mnie zrobił Louis było lepsze niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Nawet ja sam zapomniałem jak świetnie nam się rozmawiało podczas imprezy na której wystawił mnie Ian. A potem... potem coś się zmieniło. To był pierwszy i ostatni raz kiedy ja i on tak dobrze się ze sobą dogadywaliśmy. Po prostu nagle przestał być dla mnie miły. Nie wiedziałem dlaczego. Uznałem, że to wina jego przerośniętego ego.

- Przyszedłeś na imprezę? - upewnił się. Przełknąłem z trudem ślinę i kiwnąłem głową - W takim razie zapraszam, zapraszam. - chłopak otworzył szerzej drzwi, bym mógł wejść do środka. Wyglądał naprawdę przyjaźnie i wtedy pierwszy raz pomyślałem, iż nie będzie tak źle jak początkowo mi się wydawało.

- Jesteś strasznie wystraszony. - stwierdził. - Przyniosę ci coś do picia.- zaoferował i zaczął się oddalać ode mnie.

- Nie trzeba. - powiedziałem to tak cicho, iż sam miałem wątpliwości, czy cokolwiek usłyszał.

- Głośno tu, nie uważasz? - zapytał pojawiając się z drinkiem po krótkiej chwili. Pokiwałem głową. - Mam nadzieje, że lubisz whiskey z lodem. - dodał podając mi szklankę. Cóż, nigdy nie piłem, ale zawsze musi być ten pierwszy raz.

- Jesteś nowy w szkole? - spytał, a ja zakrztusiłem się napojem, którego zdążyłem wziąć w usta. Chłopak wyglądał na przejętego. - Nie przepadasz za alkoholem, co?

Pokręciłem przecząco głową. Zupełnie nie o to miałem na myśli. Chodziłem do tej szkoły od roku i nagle ktoś pyta czy jestem w niej nowy? Jak nisko trzeba stać w hierarchii społecznej, aby usłyszeć takie pytanie?

- Nie jestem nowy. - odparłem, ale mój glos brzmiał, cały czas cicho. Widziałem po jego minie, że kompletnie nic nie usłyszał.

- Musisz mówić głośniej...a zresztą, nie ważne. - machnął ręką, a mnie zrobiło się niesamowicie przykro, ponieważ tak, spodziewałem się tego od samego początku, ale usłyszeć to jest sto razy gorzej. Myślałem, że odejdzie i już nie wróci, ale on wtedy dodał: - Chodź na schody, tam jest ciszej. - wskazał na nie palcem, a ja poszedłem za nim.

- Co wcześniej mówiłeś? - spojrzał na mnie, a że siedzieliśmy tak blisko siebie, poczułem się onieśmielony. Więc spuściłem wzrok na swoje buty.

- Nie jestem nowy. Chodzę od roku do tej szkoły. - powiedziałem w końcu.

- Naprawdę? - zdziwił się. - Nigdy wcześniej cię nie widziałem.

Cóż, ja po prostu nie rzucam się w oczy. - pomyślałem kolejny raz postanawiając nie wypowiadać moich myśli na głos.

Potrzasnąłem głową wracając do rzeczywistości.

- Halo? Ziemia do Harry'ego. - Niall pomachał mi dłonią przed oczami.

- Już jestem.

- Hurra. - klasnął w dłonie. . - Więc? Dokończysz wcześniej zaczęte zdanie? - zapytał zniecierpliwionym głosem.

- Cóż - westchnąłem postanawiając zachować prawdę dla siebie - Szczerze mówiąc zrobił na mnie fatalne wrażenie. I błagam, nie rozmawiajmy już o tym.

Odetchnąłem z ulgą, gdy oboje posłuchali mojej prośby.

*

Gdy zatrzymaliśmy się pod domem Louisa, chłopak gwałtownie się ocknął, ponieważ zacząłem go szturchać. Przetarł jeszcze zaspane oczy i z niezadowoleniem zdał sobie sprawę, że to koniec podroży - jak przyszło mi się domyśleć po wyrazie jego  twarzy.

- Zadzwoń, musimy gdzieś razem wyjść. - pożegnał go Niall machając mu. Ja tymczasem w ogóle nie zareagowałem, ponieważ nie wiedziałem, co miałbym mu powiedzieć? Na razie? Cześć? Spotkajmy się kiedyś?

- Jasne, jasne. Na razie. - mruknął i rzucając mi przelotne spojrzenie, otworzył drzwiczki od samochodu i nieco osiągając się, wysiadł z niego zamykając je za sobą z trzaskiem. Bethany również wyszła, aby pomóc mu z walizkami.

- A ty co? - odezwał się nagle mój przyjaciel tonem pełnym wyrzutu.

- Co ja? - udałem głupiego.

- On czekał aż coś powiesz, a ty milczałeś jak największy idiota na świecie. - syknął. Wzruszyłem ramionami. - No nie siedź tak bezczynnie. Idź za nim. – powiedział, wręcz wyganiając mnie siłą spojrzenia z samochodu.

Widziałem przez szybę jak żegna się z Bethany, która mówiąc coś do niego dotknęła jego ramienia, a później uśmiechnęła się. Westchnąłem. Nienawidziłem robić pierwszego ruchu, ale jeśli teraz pozwolę mu odejść bez żadnego znaku, mówiącego mu, że nadal chce abyśmy się widywali to prawdopodobnie spotkamy się dopiero na jakieś imprezie zorganizowanej przez naszych wspólnych znajomych, o ile żaden z nas nie stchórzy i przyjdzie. Taki scenariusz zdecydowanie mi nie odpowiadał, dlatego jak tylko moja przyjaciółka zaczęła się zbliżać w stronę auta, wysiadłem z niego, mówiąc, aby chwilę zaczekała na mnie.

- Louis! - krzyknąłem, a chłopak, który był już przy drzwiach, trzymając za klamkę, odwrócił się w moja stronę. Był zaskoczony. Nie tylko on. Przystanąłem przy wejściu na schody i przeglądałem mu się w milczeniu, do czasu, aż nie przerwał ciszy:

- Tak?

- Chciałem tylko powiedzieć, że... - przygryzłem wargę zastanawiając się nad tym, co tak właściwie chciałem mu powiedzieć, ale w głowie miałem jedynie pustkę. - Dbaj o siebie. - dokończyłem w duchu już wiedząc, że zawaliłem sprawę.

- Ty również, Harry. - odparł uśmiechając się lekko.

- To ja... będę leciał. - wskazałem kciukiem na znajdujący się za mną samochód. Louis kiwnął głową i otworzył drzwi wchodząc do środka. W drodze do auta myślałem czy jeszcze się spotkamy i czy już zawsze będzie tak niezręcznie między nami.

- Ani słowa. – powiedziałem, ledwo wsiadając do środka. Naprawdę, nie miałem ochoty o tym rozmawiać. Zresztą to musiało być dość widoczne ponieważ i Bethany i Niall nie drążyli już tego tematu.

*

Żegnając się z moimi przyjaciółmi, wysiadłem z samochodu, ciesząc się z faktu, iż nareszcie dotarłem do domu. Wbrew pozorom ten wyjazd był mi naprawdę potrzebny. Zdałem sobie sprawę, że wiele rzeczy nie wygląda do końca tak, jak sobie to wyobrażałem i nie jestem jedyną osobą, która nie odnajduje się w tym wszystkim. Ian był ważny dla wszystkich osób w jakimś stopniu z którymi spędziłem ostatnie dwa tygodnie, a ja sam dotąd zachowywałem się tak, jakby tylko moje życie zawaliło się wraz z jego odejściem.

Otworzyłem frontowe drzwi i uśmiechnąłem się szeroko widząc moją mamę, która krzyknęła tylko „co tak wcześnie?!" i mocno mnie przytuliła.

- Również miło cię widzieć. – odpowiedziałem rozbawionym tonem. – Udusisz mnie. – jęknąłem, wyswobadzając się z jej uścisku i postawiłem walizki na schodach, sam opadając na kanapę. – Już nigdzie się stąd nie ruszam.

- Przemyśl to jeszcze, a ja zrobię ci coś do picia. – zaoferowała, idąc do kuchni. Roześmiałem się, a chwilę później rozejrzałem się dookoła, marszcząc brwi. Bez wątpienia szukałem listu, a właściwie listów. Nie było mnie tyle czasu, na pewno kilka się pojawiło. Wziąłem głęboki oddech, zbierając się, aby spytać ją o to. Bałem się, że zacznie coś podejrzewać, albo co gorsza, już je otworzyła.

- Coś przyszło do mnie?! – krzyknąłem znad kanapy.

- Czemu pytasz? – zainteresowała się, idąc z kubkiem herbaty.

- Bez powodu. – wzruszyłem ramionami. – Byłem po prostu ciekaw.

Przez kilka sekund tylko mi się przypatrywała, jakby szukała jakiś oznak kłamstwa na mojej twarzy, aż w końcu odparła, stawiając napój na stoliku:

- Przyszedł jeden.

- Tylko? – zdziwiłem się, ponieważ dotąd otrzymywałem kolejne co trzy, cztery dni i nigdy nie musiałem czekać na nie dłużej. Dlaczego w ciągu dwóch tygodni przyszedł tylko jeden? – Jesteś pewna? – dopytałem, nie mogąc w to uwierzyć.

- Wszystko w porządku, Harry?

- Tak, tak, jasne. – pokiwałem szybko głową, zdając sobie sprawę, iż rzeczywiście mogłem zabrzmieć jak desperat. – Pamiętasz może kiedy przyszedł? – naprawdę musiałem to wiedzieć. Moja mama zastanawiała się krótka chwilę, aż w końcu wzruszając ramionami, powiedziała:

- Jakoś trzy dni po twoim wyjeździe? Tak mi się wydaje, ale nie jestem pewna.

Otworzyłem usta, a po chwili zamknąłem je, próbując sobie to wszystko ułożyć. Czy to możliwe, że... nie, nie. Na pewno nie. Wariuje. Jestem po prostu zmęczony i wymyślam niestworzone teorie. Po co ktokolwiek z nich miałby to robić? Dla części osób z nich jestem zbyt mało ważny, aby silili się na coś takiego, a dla drugiej za bardzo, żeby bawili się w tak okrutny sposób moimi uczuciami. To nie jest nikt z nich. To nie może być nikt z nich.

- Gdzie go położyłaś? – zapytałem.

- Na biurku w twoim pokoju. Harry, naprawdę zaczynam się o ciebie niepokoić. O co chodzi z tymi listami?

- O nic, naprawdę. Ktoś sobie robi głupie żarty. To wszystko. – odpowiedziałem, nie chcąc, aby drążyła niewygodny dla mnie temat.

- Ktoś ci grozi?! – prawie wykrzyknęła.

- Co? Nie. – zaprzeczyłem szybko. Moja rodzicielka odetchnęła z wyraźną ulgą. – To nie jest nic, czym powinnaś się martwić. Mówię poważnie. – zapewniłem ją i upiłem łyk gorącej herbaty.

- W porządku. Nie musisz mi się ze wszystkiego spowiadać. – stwierdziła w końcu, a ja miałem ochotę jej podziękować, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. – A jak było na wyjeździe? – zmieniła temat.

- Okej. – odparłem cicho, wpatrując się w parujący kubek i usilnie starałem się nie myśleć o całujących mnie ustach Louisa, tym bardziej, iż prawdopodobnie już nigdy się nie spotkamy ponownie. – Co? – zapytałem, czując na sobie jej wzrok.

- Było aż tak okropnie? – próbowała zgadywać.

- Było, aż tak dobrze, dlatego jestem przygnębiony. Bo to już nie wróci. – wraz z wypowiedzeniem tych słów, zdałem sobie sprawę, że powiedziałem je na głos. Naprawdę nie chce rozmawiać z własną matką o moim pociągu fizycznym do przyjaciela byłego chłopaka.

- Dlaczego? – zdziwiła się. – Nadal możecie się spotykać w grupie. – zauważyła. Uśmiechnąłem się smutno. Nie chodziło o wszystkich, chodziło o jedną, konkretną osobę.

- To nie byłoby raczej to samo.

- Ponieważ...? – zapytała, na co wzruszyłem ramionami. Westchnęła zrezygnowana, zdając sobie sprawę, że już nic więcej ode mnie nie wyciągnie. – Nie chcesz to nie mów, ale nie myśl sobie, że nie wyciągnę nic od Nialla. – ostatnie słowo powiedziała z dziwną nostalgią, co zwróciło moją uwagę.

- Coś nie tak?

- Nie, to znaczy... tak. Mam nadzieje, że ten chłopiec zdaje sobie sprawę, iż między nami nie było nic poważnego i będziemy musieli się rozstać. Zresztą, pewnie nie był mi zbyt wierny, co? - próbowała się uśmiechnąć, ale nie za bardzo jej to wyszło. Starała się udawać, że to nic takiego, ale ja wiedziałem, że było inaczej.

- Właściwie to...- zmarszczyłem brwi, przypominając sobie, że Niall nawet nie flirtował z innymi dziewczynami. – był.

- Nie musisz go kryć. Wiem, jacy są chłopcy w jego wieku. Nie lubią się wiązać i tylko jednorazowe przygody im w głowie.

Odstawiłem kubek z prawie nie tkniętą herbatą z powrotem na stolik i podniosłem się gwałtownie z kanapy.

- Niall to najlepsza osoba jaką znam, a ty traktujesz go jak jednorazową przygodę, dodatkowo próbując zagłuszyć swoje wyrzuty sumienia mówiąc, że nie był ci wierny. On jest dla mnie jak rodzina...nie wróć, on jest moją rodziną w takim samym stopniu jak ty, więc grzecznie proszę, potraktuj go delikatnie, bo zdecydowanie na to zasłużył bardziej niż ktokolwiek inny. – zakończyłem mówić, wbiegając schodami na górę.

*

W moim pokoju na stoliku nocnym znajdował się kolejny list. Niepewnie podszedłem do niego, bojąc się tego, co może zawierać treść, a później jednym ruchem ręki rozerwałem kopertę, nie chcąc tego przedłużać.

Drogi Harry

Wiem, że nienawidzisz swoich urodzin, ale z racji tego, że masz je tylko raz w roku, postaraj się, aby były naprawdę wyjątkowe. Zaproś tylko tych na których ci zależy.

TNZ

Rozchyliłem lekko wargi. Zupełnie zapomniałem o moich urodzinach, które wypadały za cztery dni, ale nie osoba, która pisała owe listy. To nie było nic zaskakującego, zważywszy na fakt, że znała o wiele bardziej intymne szczegóły z mojego życia, ale to właśnie to sprawiło, że poczułem się bardziej nieswojo niż zazwyczaj.

Zaraz później zacząłem myśleć nad tym kogo mógłbym zaprosić i gdy nie przyszły mi do głowy więcej niż trzy osoby opadłem ze zrezygnowaniem na łóżko, patrząc w sufit z rękami skrzyżowanymi za głową. W gruncie rzeczy byłem strasznym samotnikiem. Najwidoczniej sytuacja z liceum się powtarza.

Powinienem wyjść do ludzi. Poznać kogoś. Pójść na randkę, albo zabawić się. Cokolwiek. Jest tyle możliwości, a zamiast tego ja leżę tutaj, w swoim pokoju, zastanawiając się czy zadzwonić do chłopaka, którego parę godzin temu pożegnałem jak mi się zdawało na zawsze. Czy nie wyszedłbym na desperata? W zasadzie on również mógł zaproponować spotkanie, więc dlaczego ja miałbym być pierwszy? A może stwierdził, że nie jestem dostatecznie dobry dla niego i nie udźwignąłbym jego problemów? Gdy zaczynałem myśleć nad tym dłużej zdałem sobie sprawe, iż to całkiem prawdopodobne. Nie daje znaku, bo nie chce.

Z westchnieniem spojrzałem na telefon i nagle poczułem jak moje powieki robią się ciężkie, a ja sam powoli zasypiam.

*

Przez następne dwa dni jedyne o czym mogłem myśleć to to czy do niego zadzwonić. Nie potrafiłem wyrzucić go z głowy. Nawet najzwyklejsze czynności takie jak jedzenie czy branie prysznica były dla mnie ciągłym zastanawianiem się czy telefon byłby dobrym pomysłem w tej sytuacji. Zacząłem częściej niż zazwyczaj bawić się komórką, podczas gdy w głowie wymyślałem przebieg naszej rozmowy. Zabawne, jak wszystko miałem przez ten czas zaplanowane. Co powiem, jak wyglądałby mój ton, co powinienem zrobić, gdy odmówi, albo się zgodzi, ale w rzeczywistości nic z tego nie miałoby znaczenia, bo nie można zaplanować tego jak dana osoba zareaguje, dlatego w gruncie rzeczy moje relacje były tak beznadziejne, bo ludzie wciąż mnie zaskakiwali, a ja nie mogłem znaleźć na to właściwej reakcji, więc pozostawało mi bycie sobą, co jak się okazywało, nie było najlepszym pomysłem.

- Czekasz na telefon? – zapytała moja mama, gdy zamiast skupić się na oglądaniu filmu, ja przewracałem w dłoniach urządzenie, będąc myślami gdzie indziej.

- Co? Nie. – spojrzałem na nią i szybko go odłożyłem. Nie uwierzyła mi. Widziałem to po jej twarzy. Ale nie dziwiłem się. Ostatnimi czasy zachowywałem się nieswojo. Ciągle ją zbywałem, nie mówiłem wszystkiego, albo kłamałem, ale tłumaczyłem sobie to faktem, iż jestem dorosły i mam prawo do własnych sekretów. Tylko, że te sekrety powoli zaczynały mi ciążyć i naprawdę chciałem z kimś o tym porozmawiać, ale czułem, że ona nie była tą osobą.

*

Wieczorem, dzień przed moimi urodzinami, zanim położyłem się spać, poczułem, że nie mam nic do stracenia i powinienem to zrobić. Przynajmniej dowiedziałbym się na czym stoję i mógłbym spokojnie ruszyć dalej, jeżeli okazałoby się, że miałem rację i Louis nie skontaktował się ze mną przez te parę dni, bo stwierdził, że wtedy popełnił błąd i to nie powinno się nigdy wydarzyć. Próbowałem sobie nawet wmówić, że sam uważam podobnie, ale to nie miało znaczenia, skoro cały czas o nim myślałem. Może gdybym poznał kogoś innego, lepszego to opuściłby w końcu moją głowę i przestałbym się nim zadręczać? Może to jest rozwiązanie? Wyjście do klubu? Flirt z przypadkowymi osobami? Upicie się i ....

- Zrób to do cholery, Styles. – powiedziałem do siebie przez zaciśnięte zęby.

Biorąc głęboki oddech, wybrałem jego numer z kontaktów i postukując palcami o komodę, zapytałem sam siebie czy to dobry pomysł? Odpowiadając samemu sobie „zdecydowanie nie, ale i tak to zrobię" nacisnąłem zieloną słuchawkę i przystawiłem drżącą i spoconą dłonią telefon do ucha, a drugą przeczesałem włosy. Oczekując na połączenie, słyszałem jak moje serce bije tak, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Prawdopodobnie nigdy nie byłem tak zdenerwowany jak w tym momencie. Nie opracowałem nawet dokładnego planu, tego co miałbym powiedzieć w razie, gdyby odebrał. Chciałem działać spontanicznie, sądząc, że to najlepsza droga, ale teraz przestałem tak myśleć. Pozostawało mi mieć tylko nadzieje, że nie odbierze, a ja uniknąłbym krępującej sytuacji w której nie mam pojęcia, co zrobić. Kiedy po dłuższym czasie nie usłyszałem żadnego odzewu odetchnąłem z wyraźną z ulgą.

I wtedy, w ostatniej sekundzie, usłyszałem jego głos, który brzmiał na trochę zmęczony.

- Halo?

Otworzyłem usta, ale nie potrafiłem ubrać swoich myśli w słowa. Nagle stało się to dla mnie rzeczą fizycznie niemożliwą.

- Halo? – powtórzył zniecierpliwionym już głosem. Przełknąłem głośno ślinę, kiedy dotarło do mnie, że powinienem coś zrobić. Cokolwiek. Ale nie miałem pojęcia, co byłoby właściwe. Teraz wszystko to, o czym myślałem wcześniej wydało się najzwyczajniej w świecie głupie, a ja sam prawdopodobnie wyszedłbym na idiotę, dlatego dalej milczałem.

- Haalo?

- Ja... - zacząłem, ale urwałem, czując, że to nie ma sensu. Od początku nie miało, a ja coś sobie ubzdurałem.

- Harry? – jeszcze nigdy nie słyszałem go tak zaskoczonego jak w tej chwili. Naprawdę się mnie nie spodziewał. A co gorsza, musiał usunąć mój numer, skoro dopiero teraz mnie poznał. Zrozumiałem wtedy, że on nawet nie zaprzątał sobie mną głowy. Kretyn ze mnie. – To ty? – nie dawał za wygraną, a ja szybko się rozłączyłem.

I wcale nie miałem nadziei, że oddzwoni.

Czego i tak nie zrobił.

*

Wychodziłem z kuchni niosąc wino, kiedy usłyszałem dzwonek. Uśmiechnąłem się pod nosem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, kim była ta osoba. Postawiłem butelkę na stoliku i poszedłem otworzyć. Zaprosiłem tylko cztery osoby z czego zastanawiałem się czy czwarta w ogóle postanowi przyjść. Gdyby jednak okazało się, że tak, byłbym bardzo wdzięczny, ponieważ nie wyszedłbym na kompletnego idiotę.

- Jak zawsze pierwsza. – powiedziałem ledwo uchylając drzwi.

- I jak zawsze ten sam tekst. – odparła Bethany w rozbawieniu wchodząc do środka. Ledwo zdążyłem zamknąć drzwi, kiedy moja przyjaciółka mocno mnie przytuliła, mówiąc:- Wszystkiego najlepszego, Haz! Życzę ci, żebyś przestał być takim wiecznym smutasem i zaczął być szczęśliwy z kimkolwiek zechcesz.

- Wyczuwam w tym zdaniu jakiś podtekst? – uniosłem do góry jedną brew.

- Skądże. – machnęła ręką i podała mi torbę z prezentem. Podziękowałem i postawiłem na komodzie, znajdującej się w kącie pokoju. Nigdy nie byłem typem osoby, która lubiła dostawać cokolwiek, ale nie ważne ile razy jej mówiłem, że nie musi mi nic kupować i tak za każdym razem dostawałem coś drogiego jak zegarek albo whiskey – Rozumiem, że będziemy sami? – spojrzała na mnie pytająco. Przewróciłem oczami. – A nie przepraszam, pewnie wpadnie jeszcze Niall! – roześmiała się i usiadła na kanapie. – Może jakiś sok dla ciężarnej?

- Już się robi. Cokolwiek zechcesz. – ukłoniłem się i w wesołym nastroju poszedłem do kuchni, aby spełnić jej prośbę.

- Więc kto jeszcze będzie?! – krzyknęła z salonu.

- Niall! – odkrzyknąłem i wręcz mogłem zobaczyć jej zniecierpliwiony wyraz twarzy.

- Zapowiada się przednia zabawa. – stwierdziła ironicznie.

- Zaprosiłem jeszcze Care i Zayna, ale nie jestem pewien czy on przyjdzie. – powiedziałem stawiając przed moją przyjaciółką sok. Wyglądała na zaskoczoną. Cóż, pomysł, aby zaprosić Malika wpadł mi do głowy całkiem spontanicznie, kiedy po raz kolejny analizowałem każdą rozmowę z każdym podczas dwutygodniowego wyjazdu. – Nie brzmiał przez telefon zbyt entuzjastycznie. – dodałem, nalewając sobie wina do kieliszka.

- On nigdy nie brzmi entuzjastycznie. – pocieszyła mnie kładąc mi dłoń na ramieniu. Pokiwałem głową. Z tym nie mogę się nie zgodzić. – Muszę przyznać, że trochę mnie zaskoczyłeś.

- Dlaczego? – zmarszczyłem brwi i upiłem łyk trunku. Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Nie spodziewałam się, że zadzwonisz do Zayna i Cary.

Cóż, nie tylko do nich zadzwoniłem.

W tym momencie kolejna osoba dała o sobie znać. Bethany chciała wstać, ale powstrzymałem ją gestem ręki. To moje zadanie, nie jej.

Uniosłem brwi w zaskoczeniu, kiedy moim oczom ukazała się niespodziewana osoba, ale jednocześnie ucieszyłem się, że ostatecznie nie zostałem wystawiony.

- Cześć Zayn. – przez krótką chwilę, zastanawiałem się czy uścisk będzie dobrym pomysłem. Szybko jednak stwierdziłem, że nie jesteśmy chyba na tym etapie znajomości i możliwe, że nigdy nie będziemy, więc po prostu zaprosiłem go do środka

- Nie miałem pojęcia co ci kupić, więc pomyślałem, że wpadnę bez prezentu. – powiedział rozglądając się dookoła.

- Jasne. Nie przejmuj się. Super, że jesteś. – odpowiedziałem, naprawdę nic sobie z tego nie robiąc i dziękując w duchu, iż chociaż jedna osoba zastosowała się do mojej prośby. Zayn wyglądał na zbitego z tropu, a zaraz potem wyciągnął coś z kieszeni.

- Żartowałem. Jestem sztywnym ponurakiem, ale szanuje tradycję dawania sobie prezentów. – stwierdził podając mi mały upominek.

- Nie musiałeś. – powiedziałem, będąc naprawdę zdziwionym.

- On tylko tak się zgrywa. Naprawdę kocha prezenty. – szepnęła Bethany w stronę Zayna, który uśmiechnął się. Zmrużyłem oczy udając złego, choć w rzeczywistości było zupełnie inaczej.

*

Niall i Cara skutecznie rozkręcili spotkanie. Opowiadaliśmy sobie różne historie, które nam się przytrafiły, a przy tym cały czas się śmialiśmy i żartowaliśmy z tego. Bawiliśmy się naprawdę dobrze, przez co zapomniałem na chwilę o dręczących mnie problemach, których ostatnimi czasy nazbierało się wyjątkowo dużo. Po zdmuchnięciu świeczek i zaśpiewaniu „sto lat", podczas którego czułem się cholernie nie swojo, postanowiliśmy zagrać w twistera i właśnie wtedy, gdy próbowałem wygiąć się w jakieś dziwnej i nienaturalnej pozie, usłyszeliśmy dzwonek, który skutecznie wyprowadził mnie z równowagi w wyniku czego upadłem na podłogę. Podnosząc się wyciągnąłem obie ręce ku górze, mówiąc „odpadam" i poszedłem otworzyć, podczas, kiedy Niall, Cara i Bethany nadal pozostali w grze, a Zayn kręcił czerwoną wskazówką, mówiąc im na którym kolorze mają stanąć. Zerknąłem na nich przez ramię, uśmiechając się pod nosem i pociągnąłem za klamkę, będąc pewien, że to moja mama, która postanowiła wcześniej wrócić do domu. Mój wcześniejszy uśmiech został zastąpiony przez zaskoczenie, które wtargnęło na moją twarz, widząc w progu Louisa trzymając prezent jak przyszło mi się domyśleć, owiniety w zielony papier.

- Cz-cześć. – powiedziałem, nie będąc w stanie wykrztusić niczego więcej. Był prawdopodobnie ostatnią osobą, której spodziewałbym się tutaj, teraz, w moje urodziny. I nagle poczułem się winny, iż tamtego dnia stchórzyłem i rozłączyłem się, ale nie mogłem cofnąć czasu.

- Cześć Louis! –krzyknęła reszta z głębi pokoju. Chłopak uśmiechnął się w ich stronę i pomachał im.

- Chodź do nas! – próbowała namówić go Bethany, ale on potrząsnął głową, z powrotem skupiając swoje spojrzenie na mnie.

- Chciałem ci to tylko dać. Wszystkiego najlepszego, Harry. – powiedział podając mi zielony pakunek. Bez słowa wziąłem go od niego, patrząc jak zbiega po schodkach i odchodzi, a ja zamiast zrobić cokolwiek rozerwalem papier, a moim oczom ukazała się...

Książka Stepehna Kinga.

I wtedy pomyślałem sobie, że jeżeli pamiętał o czymś, co tylko zacytowałem, to byłbym skończonym idiotą, gdybym teraz pozwolił mu tak po prostu odejść, nie dziękując nawet, dlatego zostawiając prezent na werandzie, pobiegłem za nim, mając nadzieje, że jeszcze będę w stanie go złapać.

- Louis! – krzyknąłem, widząc jak kieruje się w boczną uliczkę, przechodząc obok latarni, która oświetliła całą jego sylwetkę. Podbiegłem do niego bliżej i złapałem za nadgarstek, sprawiając, że chłopak przystanął. – Zaczekaj. – powiedziałem już spokojniejszym głosem, próbując uregulować oddech. Louis przez jakiś czas stał odwrócony do mnie tyłem, a ja trzymałem go, zastanawiając się jednocześnie czy nie jest na mnie zły, ale z drugiej strony przyszedł, choć wcale nie musiał. Nikt nie miałby do niego o to pretensji, tym bardziej, iż nie byliśmy przyjaciółmi.

W końcu spojrzał mi prosto w oczy, czekając na moją reakcję, a ja w tym samym momencie puściłem jego rękę. Wziąłem głęboki oddech i odezwałem się:

- Wiem, że trochę za późno na zaproszenie, ale... czy przyjdziesz na moją mini imprezę urodzinową? – zapytałem przygryzając wargę ze zniecierpliwieniem czekając na odpowiedź.

-Spieszę się i... - próbował się wymigać, ale widziałem po jego oczach, że kłamał i gdyby naprawdę był zajęty, nawet nie zaprzątał by sobie mną głowy.

- Proszę. – powiedziałem, starając się go przekonać.

- Czemu tak ci zależy? – zdziwił się krzyżując ręce.

- Bo mi ciebie szkoda. – uśmiechnąłem się. – A tak poważnie to chciałem to zrobić już parę dni temu, ale...

- Spanikowałeś? – domyślił się.

- Taa. – potarłem dłonią kark. – Stwierdziłem, że to byłoby dziwne tym bardziej, że nawet się nie przyjaźnimy i do wyjazdu łączyła nas tylko nienawiść, dlatego nie byłem pewien, czy...

- Przyjdę na twoją mini imprezę, tylko błagam, przestań już gadać. – przerwał mi, a ja odetchnąłem z ulgą.

Podróż do mojego domu minęła nam w milczeniu, ale po wejściu do niego Louis od razu się ożywił. Patrzyłem na niego z uśmiechem, gdy graliśmy w kalambury, a on starał się pokazać swojej drużynie składającej się z Cary i Zayna coś, czego nawet ja nie mogłem odgadnąć. Wybuchnął gromkim śmiechem w momencie, gdy Niall wpadł na rozwiązanie, choć to nie była nawet jego drużyna i pomyślałem sobie, że nie jest typem osoby, która znęcałaby się nad kimś tylko po to, aby poprawić sobie humor. A przynajmniej nie ten chłopak stojący naprzeciwko mnie i przybijający piątkę z moim najlepszym przyjacielem. I nagle poczułem się dziwnie nie swojo.

- Harry, teraz twoja kolej. – szturchnęła mnie Bethany. Kiwnąłem głową, wstając, cały czas jednak przyglądając się Louisowi z szeroko otwartymi oczami i przełknąłem głośno ślinę, gdy zaczynało do mnie docierać, że jedyną szansą na poznanie prawdy jest zbliżenie się do niego na tyle, by mi zaufał. A wtedy wyznał, co tak naprawdę się wydarzyło.

*

A o tym w następnym rozdziale w końcu :*

Mam nadzieje, że nie będziecie rozczarowani :).

Ps. Wiem, że była długa przerwa, za co ogromnie przepraszam, ale takie życie studenta ;/

Do następnego ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top