Rozdział 10


Wreszcie nastał dzień wyjazdu. Spakowałem się jednak dopiero wczoraj. Z reguły wszystkie rzeczy robię na ostatnią chwilę, więc i tu nie mogło być wyjątku. Walizkę, która na marginesie była niesamowicie ciężka, próbowałem właśnie znieść po schodach, kiedy moją uwagę przykuła rozmowa telefoniczna mojej mamy. Przez barierki, mogłem zobaczyć jak chodzi w zdenerwowaniu po salonie. Przeczesała włosy ręką i ciężko westchnęła. Żałowałem, że nie mogłem usłyszeć jej rozmówcy.

- Powtarzam ci jeszcze raz: nie i przestań dzwonić. – tymi słowami zakończyła rozmowę, dopiero wtedy mnie zauważając. Starałem się udawać, iż wcale nie podsłuchiwałem i nie miałem nawet pojęcia o jej telefonie. - Czyli mam przez dwa tygodnie dom dla siebie? – zaczęła konwersację.

- Tak. – potwierdziłem pokonując ostatni stopień. – Tylko bądź grzeczna i nie rób imprez. – dodałem uśmiechając się.

- Cóż, to będzie ciężkie w moim przypadku, ale może jakoś dam radę. – odpowiedziała. – Już chyba są. – dodała, gdy rozbrzmiał się dźwięk podjeżdżającego samochodu. – Z kim tak właściwie jedziesz na miejsce?

- Z Bethany i Niallem? – odparłem, gdyż wcześniej wspominałem jej już o tym.

- Chyba jednak nie. – stwierdziła wyglądając przez okno. Zmarszczyłem brwi.

- Niall nie jedzie jednak? Nic mi nie mówił. – powiedziałem lekko urażony. Muszę się przyzwyczaić, że od teraz moja mama będzie się dowiadywała wszystkiego pierwsza.

- Nie miałam na myśli, iż jedzie was o jednego mniej. Wręcz przeciwnie. – wskazała palcem na okno, a ja podszedłem, aby zobaczyć o co jej chodzi. Przymknąłem na moment oczy próbując uspokoić oddech, gdy zobaczyłem, iż na tylnym siedzeniu zajmuje miejsce Louis. Nie tak się umawialiśmy, ale postanowiłem, że dzisiaj nie zrobię sceny i będę się zachowywał przyzwoicie.

- Pojdę na chwilę do łazienki. – powiedziałem i nie czekając na jej reakcję pobiegłem schodami na górę. Zamknąłem się w pomieszczeniu na klucz i spojrzałem na siebie w lustrze.

Dasz radę. Nie pozwól, aby przeszłość ciągle mieszała ci w głowie i sprawiała, że czujesz się gorszy. – pomyślałem, chcąc przekonać samego siebie, że to prawda.

Cholera, jednak nie dam rady.

Dasz radę.

Nie dam.

Dasz.

Nie...

Tabletki.

I właśnie ta myśl odgoniła inne, niechciane. Moja matka powinna je mieć gdzieś tutaj. Bierze je po kryjomu na depresję, ale ja już dawno o tym wiem i teraz chcę z tego skorzystać. Nie zauważy braku jednej, a ja poczuje się na pewno lepiej niż teraz. Zacząłem przeszukiwać więc górne szafki, ale nie znalazłem w nich niczego oprócz kosmetyków. Zająłem się więc dolnymi. Owszem, było w nich pełno leków, a ja nie miałem nawet pojęcia czego szukam. Skup się Styles i pomyśl, co ostatnio brała twoja mama. Jaki kolor miały tabletki? Były duże czy małe?

Małe. Tak, na pewno małe. I były chyba czerwone. Okej, mniej więcej wiem czego szukać.

- Harry? Wszystko w porządku? – zapytała Bethany pukając do drzwi. – Przed nami siedem godzin drogi. Musimy wyruszyć teraz jeżeli chcemy zdążyć przed wieczorem.

- Tak już zaraz idę. – odpowiedziałem w pośpiechu.

- Słuchaj, nie wiem jak ci to powiedzieć, ale Louis z nami jedzie. Wiem, nie tak się umawialiśmy, ale...

- Bingo. – mruknąłem znajdując szukane przeze mnie leki.

- Coś mówiłeś?

- Nie, po prostu... - urwałem biorąc jedną tabletkę do buzi i popijając ją wodą z kranu. – Wiedz, że nie ma sprawy. Rozumiem. – dodałem. Potem odłożyłem szybko opakowanie na miejsce i nie czekając otworzyłem drzwi. Ujrzałem Bethany, która wyglądała na zbitą z tropu.

- Naprawdę?

- Taa. Czuje, że jakoś to przeżyje. – mruknąłem .

*

Jechaliśmy od około godziny, pogrążeni w niezręcznym milczeniu. Przynajmniej oni. Lekarstwo mojej matki chyba zaczęło działać, bo czułem się dziwnie rozluźniony. Żałowałem, że nie wziąłem tego więcej. Nie wiem nawet na co dokładnie te tabletki. Jedyne co mi pozostaje to strzelać. Wiem, że leki przeciwdepresyjne często sprawiają, że wszystko jest ci obojętne. Nie czujesz się ani źle, ani dobrze. Po prostu masz wszystko gdzieś. I chyba tak właśnie można opisać towarzyszące mi w tym momencie uczucie.

- Ta cisza trwa zbyt długo. – stwierdziła Bethany, która prowadziła samochód i jako kierowcy przysługiwała jej władza nad muzyką, dlatego włączyła radio z którego wydobyły się głośne dźwięki, imprezowej piosenki. Dziewczyna szybko ściszyła odbiornik i dodała: - Zagrajmy w coś.

- Proponuje w koszykówkę. – powiedziałem, nie mogąc się powstrzymać przed docinkiem, który praktycznie sam się nasuwał.

- W takim wypadku sama coś wymyślę. – postanowiła. Jako, że siedziałem z przodu obok mojej przyjaciółki, miałem widok z lusterka na tylne siedzenie. Nie musiałem się więc odwracać, aby zobaczyć Nialla piszącego coś na telefonie i Louisa palącego papierosa. Zapomniałem nawet, że nienawidzę tego zapachu, ale może to z powodu otwartego okna z mojej strony przez które cały czas wpadało świeże powietrze.

- Mogę? – wyciągnąłem dłoń po papierosa, którego trzymał w ręku, nawet się nie odwracając. W lusterku widziałem doskonale jego zaskoczoną minę.

- Przecież nie palisz. – stwierdził. Przewróciłem oczami.

- Wielu rzeczy pozornie nie robię, a jednak. – powiedziałem próbując sobie przypomnieć wszystkie rzeczy, których żałuje, ale nie mogłem. Tak jakby coś blokowało mój umysł.

- Wiem! – Bethany prawie podskoczyła na siedzeniu wymyślając grę. Zabrałem rękę, wiedząc, że nie dostanę tego czego chciałem. Tchórz. Nagle boi się, że zacznę się krztusić i coś mi się stanie? Czy zrobił to z innego powodu? – Każdy mówi o sobie dwa zdania fałszywe i jedno prawdziwe, a pozostali muszą odgadnąć, które jest prawdą. Kto zaczyna?

- Mogę ja? – zgłosił się Niall podnosząc nieśmiało rękę.

- Jasne. – odparła pogodnie, że ktoś chce grać w jej głupią grę.

- To moja najlepsza podróż. Harry nie jest naprawdę tak zabawny jak myśli. Jest zabawnie, bo gramy w super grę.

- Trzy zdania o sobie. – powtórzyła mu zasady przez zaciśnięte zęby, a ja roześmiałem się głośno, choć wiedziałem, które z tych zdań było prawdą. Louisa również rozbawiła jego odpowiedź, więc poklepał go po ramieniu, mówiąc, że od dzisiaj zaczyna go lubić.

- Okej, postaram się uratować honor gry i zgłaszam się na ochotnika. – powiedziałem unosząc rękę ku górze. Moja przyjaciółka wyraziła zgodę machnięciem dłoni, będąc pewnie w duchu przekonana, że powiem coś równie głupiego. Postanowiłem ją zaskoczyć i zrobić coś przeciwnego. - Jestem fanem Stepehna Kinga. W liceum upiłem się tak bardzo, że zacząłem tańczyć na stole. Na dziesiąte urodziny dostałem od mamy kucyka.

- Hm. Lubisz z nami pogrywać, więc pewnie drugie zdanie. – powiedziała Bethany.

- Wow. Okej. Niall? – zwróciłem się do niego, pokładając w duchu nadzieje w nim, iż on zna mnie lepiej.

- Trzecie? – strzelił niepewny swojej odpowiedzi. Zrobiłem zawiedzioną minę.

- Pierwsze. – odezwał się nagle Louis, pewnie i stanowczo. Odwróciłem się w jego stronę.

- Skąd wiedziałeś? Aaa, rozumiem. Droga dedukcji. Pozostałe dwa były zbyt głupie, aby mogły być prawdą. Cóż, mimo wszystko wygrałeś. – powiedziałem przyznając mu łaskawie zwycięstwo. On jednak potrząsnął głową i wydmuchał w moją stronę dym. Przypomniało mi to o mojej upokarzającej sytuacji na pogrzebie.

- Zacytowałeś go, mądralo. Kiedy spotkaliśmy się w sklepie, pamiętasz?

Pamiętałem. Powiedziałem „Zwykle żartujemy z rzeczy, które nas przerażają", a on zrozumiał. Zawsze chciałem spotkać jego fana, aby mieć z kim porozmawiać o jego książkach. Nigdy bym nie przypuszczał, że okaże się nim Louis Tomlinson. Ciekawe ile jeszcze nosi w sobie sekretów?

- Nie sądziłem, że skojarzysz. – powiedziałem niby mimochodem, choć naprawdę byłem pod wrażeniem. Prawdą jest, że potrzeba dużo czasu, aby poznać drugiego człowieka. To nie przychodzi podczas jednej długiej rozmowy, ale z czasem. Gdy wiesz do czego jest zdolny, a do czego nie.

- Boże. Jego książki to najnudniejsza rzecz na całym świecie. Kompletna strata czasu. – odezwała się Bethany.

- Ian również tak uważał. – wspomniałem biorąc głęboki oddech świeżego powietrza. – Ale on w ogóle nie przepadał za czytaniem. – dodałem po chwili. Wtedy nastała niewygodna cisza. Tak jakby mówienie o nim było czymś zakazanym. Miałem ochotę zwrócić im uwagę, ale pomyślałem, że pozostawię to tak jak jest. Nie chciałem rozmawiać w tym momencie, szczególnie przy Louisie. Bałem się, iż mogę powiedzieć o jedno słowo za dużo, albo on to zrobi.

Spojrzałem za to na samochód jadący przed nami. Sophii, Liam, Cara i Zayn. Na pewno znaleźliby miejsce dla jeszcze jednej osoby. Zerknąłem kątem oka na Bethany, która zdawała się nie zauważyć mojego spojrzenia. Jechała pochłonięta we własnych myślach. Drzewa przelatywały za oknem tak szybko, iż zdawały się zlewać w jedność. Niebo zaczęło się zachmurzać. Zdecydowanie nie ominie nas dzisiaj ulewa. Może to i dobrze? Dawno nie padało. Zdałem sobie sprawę, że nie zapytałem o jeszcze jedną rzecz odnośnie wyjazdu. A mianowicie podział pokoi. Mam nadzieje, że przypadkowo nie dzielę go z Louisem? Gdybyśmy byli sami na pewno rzuciłbym owym docinkiem.

- Ile jest tak właściwie pokoi i z kim go dzielę przez te dwa tygodnie? – spytałem mojej przyjaciółki.

- Ze mną. – odezwał się Niall.

- Skąd wiesz? – teraz zwróciłem się w jego stronę.

- Mieliśmy trochę czasu by porozmawiać w drodze do ciebie. – odparł wzruszając ramionami.

- Okej. – mruknąłem.

- Liam i Sophia dzielą razem pokój, co jest oczywiste, ty z Niallem jak już wiesz, ja z Carą, a Louis z Zaynem. – powiedziała Bethany. Pokiwałem głową. Jedna dobra wiadomość dzisiejszego dnia.

- To skoro mamy wszystko wyjaśnione to pójdę spać. – poinformowałem ich i krzyżując ręce na klatce piersiowej, odchyliłem się na siedzeniu i zamknąłem oczy, próbując się przespać.

*

Obudziłem się najprawdopodobniej parę godzin później, gdyż już dojeżdżaliśmy na miejsce. Przetarłem oczy i spojrzałem na drewnianą chatkę w której mieliśmy mieszkać przez dwa tygodnie. Bethany zaparkowała obok samochodu Liama, a ja zacząłem się zastanawiać czy jest jakiś sposób, aby stać się niewidzialnym.

- Nareszcie. – powiedziała wychodząc z auta i wdychając świeże powietrze. – Tego mi było trzeba. – dodała i odwróciła się w naszą stronę. – No już, wysiadać, raz dwa. – klasnęła w dłonie. Ziewnąłem i z niechęcią spojrzałem w lusterko, gdzie Louis nawet w najmniejszym stopniu nie przejął się tym, co powiedziała dziewczyna i wpatrywał się w swój telefon ze słuchawkami w uszach. Niall tymczasem otworzył drzwiczki i wyszedł na zewnątrz. Westchnąłem.

- No już, wyłaź, królewno – powiedziałem odpinając pas i klepnąłem go w kolano bardziej, żeby go zdenerwować, niż żeby naprawdę mnie w jakiś sposób obchodził.

- Co? – zapytał marszcząc brwi i wyjął jedną słuchawkę.

- Dojechaliśmy. Całe dwa tygodnie razem. Hura. – mruknąłem otwierając drzwiczki i wyszedłem na zewnątrz.

- Nie miałam pojęcia, że będziemy się znajdować na takim pustkowiu. – odezwała się Sophia stojąc obok Liama, który wyjmował i jej i swoje bagaże. – Ciekawe, gdzie znajduje się najbliższy klub, albo chociaż zwykła kawiarnia. – dodała rozglądając się dookoła.

- Bardzo daleko, uwierz mi. – uśmiechnęła się Bethany. – Na szczęście.

Sophia wzdychając wyjęła telefon.

- Nie mam praktycznie zasięgu. – poskarżyła się. – Kompletne odludzie.

- Jest super. Poza tym to tylko dwa tygodnie, świat się nie zawali przez ten czas. – Cara jak zwykle rozładowała nagromadzające się napięcie.

- Aż dwa tygodnie. – podkreśliła dziewczyna idąc w stronę domku za Liamem, który postanowił przemilczeć sytuację. Moja przyjaciółka ledwo powstrzymywała śmiech patrząc za nimi, a Niall siłował się z walizką.

- Daj, pomogę ci. – zaoferowałem się. – Po co ci tyle rzeczy na marginesie? – spytałem pomagając mu ją wyjąć.

- Nie jest moja. Leżała na mojej walizce. – odpowiedział. Zanim zdążyłem zareagować Bethany zapukała w szybkę w samochodzie, mówiąc:

- Wyłaź Louis.

Niestety, nie zdobył się na jakąkolwiek reakcję. Pewnie nawet nie usłyszał, leżąc na tylnym siedzeniu ze słuchawkami w uszach i zachowując się jak obrażony trzynastolatek.

- Zostawcie go, zrobi się głodny to sam wyjdzie. – powiedziała Cara i machnęła niedbale dłonią. Zachichotałem pod nosem. Naprawdę ją lubię.

*

- Wszystko w porządku? – zapytał Niall, kiedy rozpakowywałem się w naszym pokoju. Spojrzałem na niego zaskoczony. Naprawdę staram się zachowywać normalnie, choć mam ochotę wygarnąć połowie znajdujących się tutaj osób to, co naprawdę o nich myślę.

- Tak. Dlaczego pytasz?

- Nie wiem. – wzruszył ramionami. – Wydajesz się być przygaszony.

Otworzyłem usta, aby mu odpowiedzieć, ale w tym momencie usłyszeliśmy głos Sophii, który dochodził z pokoju obok. Krzyczała, że nie ma tutaj nawet wi-fi i nie ma pojęcia, co będzie robić przez tyle czasu bez Internetu. Spojrzeliśmy na siebie z Niallem i po chwili wy buchnęliśmy śmiechem.

- Nudno na pewno nie będzie. – powiedziałem, wskazując ruchem głowy na dochodzący zza ściany krzyk. – Dobra, dokończę rozpakowywanie jutro, idziemy na dół?- zaproponowałem, nim mój przyjaciel podjął ponownie temat mojego złego samopoczucia. Blondyn kiwnął głową, ale wyglądał na przejętego faktem, iż nie chcę rozmawiać o tym, co mnie dręczy. – Nie jestem dzieckiem. Poradzę sobie ze wszystkimi problemami, Niall. Nie musisz się o mnie martwić. Poza tym wiesz, że to cholernie irytujące? Te wieczne pytania, czy mam się dobrze. – przewróciłem oczami.

- Wiem, ale... - zaczął, na co ja podszedłem do niego bliżej i objął go ramieniem .

- Chodź i nie martw się mną.

*

Na dole Cara jadła na kanapie chipsy, Zayn wpatrywał się bezmyślnie w telewizor, a Bethany właśnie nadeszła z kuchni trzymając w dłoni kubek z gorącą herbatą. Louisa nadal nie było, co sprawiało, że czułem się spokojniejszy i miałem o wiele lepszy humor.

Spojrzałem w stronę okna. Było praktycznie ciemno. Momentalnie ziewnąłem.

- Nie, proszę, Harry, nie usypiaj. – jęknęła Bethany.

- Serio, dziwisz mu się? – odezwała się Cara wskazując na mnie ręką w której trzymała jedzenie. Dziewczyna zignorowała jej uwagę i zaproponowała w zamian grę. Gdy usłyszałem o kolejnej, zacząłem zazdrościć Louisowi wspaniałego pomysłu pozostania w samochodzie, mając tym samym wszystko gdzieś.

- Będzie fajnie. – próbowała mnie zachęcić.

- Gry w butelkę nigdy nie są fajne. – odpowiedziałem, dosiadając się do Zayna. – Co to za film? – spytałem go. Chłopak tylko wzruszył ramionami. Westchnąłem. Mimo wszystko i tak wolę spędzić ten wieczór przed telewizorem z osobą, która najwyraźniej nie ma na to ochoty niż grać w głupią grę, po której będę miał jeszcze gorszy humor.

- Nie ignoruj mnie, Styles. – przypomniała o swojej obecności Bethany.

- Nie robię tego. To byłoby niegrzeczne. – odparłem biorąc od Cary chipsa.

- Nie to nie. – machnęła dłonią.

- Jeżeli chcesz mnie pocałować to wystarczyło powiedzieć, a nie wymyślać głupie gry. – stwierdziłem rozbawionym tonem. Dziewczyna zmrużyła oczy.

- Poddaje się. – powiedziała. – Cały dzień staram się, ale jak widać nie odnosi to żadnych skutków. Więc siedźcie dalej przed telewizorem. Idę spać. – Bethany wstała z fotela, a mnie zrobiło się jej żal, ponieważ cholera, miała rację. Tylko ona się starała się być miła i sprawić, byśmy się dobrze bawili, ale nikt tego nie doceniał.

- W porządku, ale proszę, wszystko, tylko nie gra w butelkę. Znając moje szczęście wylosuje Liama albo Sophii i zrobi się niezręcznie.

- Niech ci będzie. Mam inny pomysł. – odparła.

*

Gdy zebraliśmy się w kole, łącznie z Liamem i Sophii, ale nadal bez Louisa, Bethany postanowiła wyznać nam swój pomysł. Spodziewałem się czegoś głupiego i już zbierałem się, aby ciężko westchnąć i zakomunikować, że sen jest o wiele lepszym wyjściem, ale ona mnie zaskoczyła, choć nie powinna, ponieważ znaleźliśmy się tu gdzie jesteśmy, w dodatku razem z jego powodu – Iana. To on nas połączył. Gdyby nie jego śmierć, nigdy nie wyjechałbym na dwa tygodnie nigdzie z tymi ludźmi, nie licząc dwójki moich przyjaciół, a jednak. Jestem tutaj.

- Uważam, że robimy błąd nie rozmawiając o Ianie, a przecież był dla nas wszystkich ważny. To tak jakbyśmy próbowali o nim zapomnieć. To niemożliwe, dlatego pomyślałam, że warto skupić się na tych dobrych rzeczach. Więc niech każdy z nas powie jedno, swoje dobre wspomnienie z nim związane.

Jedno dobre wspomnienie. Nie wiem, czy jestem w stanie wybrać jedno. Było ich tak wiele. Przeżyliśmy ze sobą  tyle lat. Moja przyjaciółka chyba miała rację. Ian był dla nas ważny, a my staramy się na wszelkie możliwe sposoby odepchnąć go od siebie, tak jakby nigdy nie istniał. Próba zapomnienia o osobie, którą się kiedyś kochało jest niemożliwa.

- Ja zacznę. – zaproponowała Bethany, biorąc głęboki oddech: – Pamiętam, jak miałam dziesięć lat i rzucałam piłką w domu, choć mama wiele razy mówiła, abym tego nie robiła i jak się okazało miała rację, ponieważ stłukłam jej ulubiony wazon. Zaczęłam strasznie płakać i nie mogłam przestać. Byłam pewna, że dostanę szlaban i z moich urodzin, na które czekałam od miesięcy nic nie wyjdzie. Mama zawsze była surowa i nie znosiła, kiedy któreś z nas jej nie słuchało. Wiedziałam jednak, że muszę powiedzieć jej prawdę. Zresztą, sama by się domyśliła. I dosłownie parę sekund przed wyznaniem jej, że to ja jestem odpowiedzialna za zniszczenie jej ukochanej rzeczy, Ian wziął winę na siebie. Musiał widzieć jak strasznie byłam przygnębiona i po prostu zrobiło mu się mnie żal. Mimo iż z biegiem lat to nie wydaje się być nic wielkiego, to nie zapomnę jak nawet nie domagał się podziękowań. Dla niego to było aż nazbyt normalne, wiecie, żeby pomóc komuś, kto tego potrzebuje w danej chwili. – w tym momencie głos dziewczyny załamał się. Wiedziałem, że to dla niej trudne – wracanie do wspomnień. To już nie wróci i zdawała sobie doskonale z tego sprawę. Ian już nigdy nie uratuje jej z opresji. Przeszłość to przeszłość. Dotknąłem jej ramienia, aby dodać mojej przyjaciółce otuchy, a ona uśmiechnęła się smutno. Otworzyłem usta, by zaproponować, iż teraz ja mogę coś opowiedzieć, ale drzwi otworzyły się, a w progu ukazał się Louis. Wszyscy spojrzeli w jego stronę, a on zmarszczył brwi bacznie nam się przyglądając. Zapewne zastanawiał się dlaczego wszyscy siedzimy obok siebie w kółku.

- Louis na pewno zna mnóstwo historii związanych z Ianem. Może coś opowie? – zaproponowała Cara, chcąc rozluźnić atmosferę. Chłopak nadal wyglądał na zdziwionego, toteż Bethany mu wyjaśniła:

- Każdy z nas ma za zadanie opowiedzieć jedno dobre wspomnienie związane z moim bratem. Właśnie skończyłam mówić o tym jak wziął moją winę na siebie. – uśmiechnęła się. Louis nadal nie reagował. Stał i patrzył w naszą stronę tak, jakby przyłapał nas na robieniu czegoś niewłaściwego. Po chwili odchrząknął i kiwnął głową.

- Super. – mruknął. – To wy się bawcie w zadręczanie się przeszłością, a ja pójdę spać. – stwierdził  i udał się schodami na górę.

Widziałem po minie reszty osób, że byli w takim samym szoku co i ja. Nie chciał się nawet pochwalić jakimi byli wspaniałymi przyjaciółmi? Kolejny raz dając mi do zrozumienia, że on był ważniejszy dla niego niż ja? Nie mogłem pojąć jego dziwnego zachowania. Najpierw na pogrzebie, teraz tu... Może już od dawna nie byli przyjaciółmi tylko ja tego nie zauważyłem? Może stało się coś, co sprawiło, że ich drogi się rozeszły? Ale co? Spojrzałem na Bethany, która zdawała się rozumieć tyle co i ja z tego wszystkiego.

- To może teraz ja. – odezwała się Cara. – Pamiętam jak byliśmy w barze z grupką znajomych i jeden koleś zaczął się strasznie do mnie przystawiać, choć mówiłam mu parę razy, żeby dał mi spokój, ale w ogóle nie docierało to do niego i wtedy Ian podszedł do niego i bez zbędnego strzępienia języka, dał mu tak mocno w twarz, że tamten aż głośno krzyknął z bólu. To było niesamowite! – zachwycała się, ale ja już byłem myślami gdzie indziej, a właściwie przy kim indziej...

*

Kiedy leżeliśmy z Niallem w swoich łóżkach, postanowiłem przerwać mu czytanie na tablecie i zapytać go, co sądzi o zachowaniu Louisa. Byłem po prostu ciekaw, co się wydarzyło między nim, a Ianem, iż kompletnie go nie obchodzi. Miałem wrażenie, że nawet moja mama była bardziej przygnębiona po jego śmierci niż on, choć ona nawet za nim nie przepadała.

- Jak myślisz... - zacząłem, ale mój przyjaciel postanowił wejść mi w zdanie:

- ...co stoi za dziwnym zachowaniem Tomlinsona? Nie mam pojęcia. Jedno jest pewne: nigdy się nie dowiemy. Poza tym uważam, że to nie nasza sprawa. – stwierdził wzruszając ramionami. Westchnąłem.

- Ian był moim chłopakiem, chyba mam prawo wiedzieć... - ponownie nie dane mi było dokończenie zdania.

- Właśnie o to chodzi, że nie masz prawa wiedzieć. – odpowiedział nadal wpatrzony w ekran urządzenia. – Nie to, że bronię Louisa czy coś, ale czy ty nie byłbyś wściekły, gdyby nagle zaczął  wypytywać o wasze prywatne sprawy?

Parsknąłem. W przeszłości robił to notorycznie, a właściwie zadawał mi niewygodne pytania, a potem po moich zarumienionych policzkach domyślał się odpowiedzi.

- Masz rację. To nie moja sprawa. – zgodziłem się z nim. – Ale gdybyś miał strzelać o co mogło im pójść?

- O ciebie. – odparł spokojnie. Podniosłem się do pozycji siedzącej, aby lepiej zobaczyć jego twarz i coś z niej wyczytać.

- W jakim sensie o mnie? – zapytałem. Niall odłożył tablet i odparł zirytowanym tonem:

- Jezu Harry, nie wiem. Ale pomyśl, może założyli się o ciebie, a gdy Ian wygrał, Louis poczuł się wściekły i zerwał z nim przyjaźń.

- Że co?

W odpowiedzi jednak  zaczął się głośno śmiać, a ja ponownie się położyłem i zacząłem gapić się bezmyślnie w sufit. Mój przyjaciel ma czasami wyjątkowo głupie pomysły, ale czasami powie coś bez sensu, co jednak z czasem go nabiera. Może jest tak i tym razem?

*

Następnego dnia obudziłem się wyjątkowo wcześnie. Zegar znajdujący się na komodzie obok mojego łóżka wskazywał na siódmą trzydzieści. Przetarłem oczy palcami i ziewnąłem. Niall spał w najlepsze z szeroko otwartymi ustami, a w zwisającej dłoni z łóżka, trzymał puste opakowanie po paluszkach. Pokręciłem głową z uśmiechem i podszedłem do niego wyjmując mu ją z ręki. Zaspany zacząłem kierować się do łazienki, omal nie wpadając na drzwi. Westchnąłem. Wyjazd to był świetny pomysł, problem był w tym, że osoby z którymi musiałem przebywać już takie nie były. Nie twierdzę, że wszyscy z nich są palantami, ale nie mogłem  udawać, iż za każdym razem, gdy wchodzę do pomieszczenia w którym znajduje się chociaż jedna osoba za którą nie przepadam to nie czuje wtedy, że chciałbym stąd uciec i nigdy nie wracać. Może to jest myśl? Może powinienem wyjechać? Może to jedyny sposób, aby pogodzić się ze stratą i zacząć naprawdę żyć? Może poznam kogoś, dzięki komu, cały ból minie?

Rozmyślając nad moim wyjazdem gdzieś naprawdę daleko, schyliłem się i otworzyłem kosz, znajdujący się pod umywalką i wrzuciłem do niego opakowanie po jedzeniu. Potem podniosłem się i spojrzałem na siebie w lustrze. Po chwili zmarszczyłem brwi, kiedy dotarło do mnie, że w środku coś dojrzałem z czego sprawę zdałem sobie teraz. Ponownie otworzyłem kosz i wsadziłem rękę do środka, aby odszukać przedmiot o który mi chodziło. Już po sekundzie moim oczom ukazał się test.

Test ciążowy z pozytywnym wynikiem.

*

Jak myślicie? Czyj to był test? I kto jest ojcem? :D To znaczy myślę, że jedną osobę można wykluczyć *kaszle* Styles *kaszle*.

Oki, więc jak przeżyliśmy ten rozdział to mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że 11 był lepszy, ale to dlatego, iż nie pisałam go  na siłę jak było z tym :)

enjoy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top