54. List drugi. Dlaczego?
-Cierpiałeś. Płakałeś. Którejś nocy znalazłeś fragment jednorazowej maszynki do golenia, wtedy zrobiłeś sobie to - Lekarka wskazała na przedramiona mężczyzny. Spojrzał tam niemal odruchowo. Trzy szerokie i mocno różowe, widocznie bardzo świeże blizny zdobiły jego skórę w tym miejscu. Nie rozumiał, skąd się tam wzięły. Nie pamiętał tego. W ogóle wciąż niewiele pamiętał. Starał się przypomnieć sobie, lecz na próżno.
-Sam sobie to zrobiłem?
-Tak.
-Kiedy? Dlaczego?
-Do tego jeszcze dojdziemy - Widząc jego sceptyczną minę po tych słowach, dodała - Nie ejsteś jeszcze gotowy. Czytałeś listy?
-Tylko jeden.
-Chyba domyślam się nawet, który.
Kamil opuścił głowę i wpatrzył się w podłogę. Nie potrafił przyzwyczaić się do faktu, że obcy ludzie wokół niego wiedzą wszystko o nim i jego życiu, a na pewno więcej niż on sam. Czuł się jak zwierzę, które dotąd biegało na wolności, a teraz zostało zamknięte w klatce i każdy może je oglądać, kiedy chce. Nie podobało mu się to, jednak nie uznał za stosowne informować kogokolwiek o tym.
-Dobrze. Dzisiaj zajmiemy się drugim listem, dobrze?
-Jeśli musimy... - Westchnął zrezygnowany, sięgając po kartki, które wręczyła mu kobieta. Zagłębił się w tekst, a jego mina zmieniała się wraz z czytaną treścią. W końcu w jego oczach zalśniły łzy.
-Naprawdę chciałem, żeby Daniel był moim przyjacielem - Wyszeptał cichutko, jakby tylko do siebie - Lubiłem go - Dodał głośniej - Życzyłem mu jak najlepiej. Wiem, że musiał wiele przejść, żeby być tam, gdzie jest i podziwiałem to. Uważałem, że jest kimś, kto zasługuje na wsparcie. Co z nim? Czy on też był w tamtym samolocie?
-Kamilu....
-Proszę - W jego oczach było tyle żałości i bólu, że kobieta ustąpiła. Wstała, poprawiając swoje czarne włosy, z których jeden kosmyk wymknął się z koka i spływał niesfornie na czoło, dodając jej uroku. Wyjęła coś z jednej teczki z tych znajdujących na regale za jej plecami a naprzeciwko niego.
-Oto lista zaginionych.
Mężczyzna przebiegł wzrokiem listę w poszukiwaniu znajomych nazwisk. Przeraziło go to, że znał wszystkie nazwiska, a pokrywały się one z tym, co przeczytał w jednej z gazet.
1. Antti Aalto(Fin)
2. Clemens Aigner(Aut)
3. Artti Aigro(Est)
4. Andreas Alamommo(Fin)
5. Simon Ammann(Sui)
6. Philipp Aschenwald(Aut)
7. Joakim Aune(Nor)
8. Tilen Bartol(Slo)
9. Kevin Bickner(USA)
10. Mackenzie Boyd-Clowes(Can)
11. Jernej Damjan(Slo)
12. Gregor Deschwanden(Sui)
13. Markus Eisenbichler(Ger)
14. Anders Fannemel(Nor)
15. Johann Andre Forfang(Nor)
16. Richard Freitag(Ger)
17. Karl Geiger(Ger)
18. Halvor Egner Granerud(Nor)
19. Michael Hayboeck(Aut)
20. Daniel Huber(Aut)
21. Stefan Hula(Pol)
22. Alex Insam(Ita)
23. Noriaki Kasai(Jpn)
24. Jewgenij Klimov(Rus)
25. Junshiro Kobayashi(Jpn)
26. Maciej Kot(Pol)
27. Roman Koudelka(Cze)
28. Stefan Kraft(Aut)
29. Dawid Kubacki(Pol)
30. Anze Lanisek(Slo)
31. Jonathan Learoyd(Fra)
32. Stephan Leyhe(Ger)
33. Marius Lindvik(Nor)
35. Naoki Nakamura(Jpn)
36. Etuu Nousiainen(Fin)
37.Pius Paschke(Ger)
38. Killian Peier(Sui)
39. Tomasz Pilch(Pol)
40. Viktor Polasek(Cze)
41. Domen Prevc(Slo)
42. Yukyia Sato(Jpn)
43. Anze Semenic(Slo)
44. David Siegel(Ger)
45. Andreas Stjernen(Nor)
46. Taku Takeuchi(Jpn)
47. Tomas Vancura(Cze)
48. . Dmitry Vassiliev(Rus)
49.. Andreas Wellinger(Ger)
50. Jakub Wolny(Pol)
51. Timi Zajc(Slo)
52. Aleksander Zniszczol(Pol)
53. Vladimir Zografski(Bul)
54. Piotr Zyla(Pol)
Pozostali pasażerowie to dziennikarze z Polski, Słowenii, Czech, Niemiec i Austrii, eksperci, sztaby szkoleniowe wraz z trenerami oraz załoga. Łącznie zaginęły 283 osoby.
-Boże święty... Nie, błagam... Miałem nadzieję, że... och... że to tylko kolejny mój sen! Niech pani powie, że to tylko jakaś wasza sztuczka, żeby mi przywrócić pamięć! Że to nieprawda!
-Przykro mi.
-Przykro pani, jasne. Przykro... To nie pani straciła przyjaciół, nie pani straciła ukochanego.
-Proszę, Kamil, uspokój się. Wiem, co czujesz.
-Gówno pani wie! Nie może pani wiedzieć, co czuję! Proszę dać mi spokój - Wstał gwałtownie z krzesła, chcąc wyjść z pomieszczenia.
-Zmienimy ci leki. Te nie pomagają.
-Nie chcę żadnych leków! Nie rozumie pani?! Na to nie ma lekarstwa! Śmierci najbliższych nie da się odwołać, wyleczyć. Marnuje pani tylko swój i mój czas. Żegnam!
Wyszedł trzaskając drzwiami. W jego umyśle panował istny chaos. Nie miał pojęcia już, co jest prawdą, a co fikcją, stworzoną przez jego własny cierpiący umysł. Niemal nie zdawał sobie sprawy z tego, dokąd idzie, dopóki nie dotarł do własnego pokoju, gdzie od razu rzucił się na łóżko głośno szlochając. Przez chwilę spodziewał się, że znów pojawi się Cene, znów go przytuli i może to mu jakoś pomoże. Jednak chłopaka nie było w pobliżu.
Po jakimś czasie, choć on sam nie wiedział, jak długim(nigdzie nie było zegarów, w żadnym pokoju, tylko jeden na korytarzu, ale Kam nie miał ochoty tego sprawdzać), uspokoił się i zaczął o wszystkim rozmyślać. Dlaczego napisał sam do siebie list od Daniela, skoro ten przeżył? I dlaczego pani psycholog nie wyprowadziła go z błędu, kiedy stwierdził, że Danny zapewne też nie żyje?
Rozejrzał się po pomieszczeniu i dopiero teraz dostrzegł, że wciąż wszystkie listy leżą w lekkim nieładzie na jego szafce nocnej. Sięgnął po jeden i zaczął czytać.
Cześć Kamil.
Hmmm... To żałosne, wiesz? Próbuję pisać list do człowieka, który nie żyje. To żałosne, gdyż nie potrafię. Pewnie jesteś gdzieś tu przy mnie i widzisz ten stos zgniecionych kartek papieru wokół mnie. Pewnie wiesz też, jak trudno przychodzi mi napisanie każdego słowa, ale Maciek się uparł, że to nam wszystkim pomoże i pozwoli pamiętać.
Głupie. To tak, jakby cokolwiek miało sprawić, że nie będziemy za Tobą tęsknić, że nie będziemy od czasu do czasu zatrzymywać się i wspominać o tym, jak to było, gdy byłeś obok.
Ja choćby wciąż pamiętam, jak przegrałem Turniej Czterech Skoczni. Ty wtedy wygrałeś, chociaż byłeś mocno poobijany i obolały. Dla Ciebie wtedy kosmicznym wysiłkiem było uniesienie złotego orła w górę. A ja stałem obok Ciebie i podziwiałem Cię. W Innsbrucku upadłeś dość boleśnie, a mimo to się nie poddałeś, nie zrezygnowałeś. Byłeś na to zbyt uparty. Chciałem być taki jak Ty. To ja miałem szansę wygrać tego orła, lecz to Ty na niego zasłużyłeś. Ostatni skok mi nie wyszedł. Poczułem się okropnie. Ty wtedy podszedłeś do mnie i powiedziałeś, że to jeszcze nie koniec, że mam się nie poddawać, że wszystko jest możliwe. Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie wtedy znaczyło. Czy mogłem przewidzieć, że kilkanaście miesięcy później już Cię nie będzie?
Albo to, jak na konferencji w Vikersund wcisnąłeś się między Roberta i Andreasa na kanapę, a ja musiałem zająć miejsce na oparciu. To było naprawdę zabawne.
Albo to, jak znalazłeś na Instagramie zdjęcie z drużynówki w Vikersund i pokazałeś mi, jak dziwnie patrzył na mnie Domen Prevc. Śmialiśmy się wtedy, że chłopak próbuje pożreć mnie wzrokiem. Oczywiście Ty, jak to Ty z tym swoim specyficznym poczuciem humoru, stwierdziłeś, że młody pewnie się zakochał i powinienem mu odpuścić. Lubię go, naprawdę lubię. Czuję, że mam w nim przyjaciela, jednak... On mi nigdy nie zastąpi Ciebie, Kamilu, nigdy. Na Twoim miejscu już zawsze postanie ogromna dziura ziejąca czarną, bezdenną pustką.
To były naprawdę dobre wspomnienia. I co? Więcej już takich nie będzie? Dlaczego? Czyżby los aż tak mnie nienawidził? Mało, że straciłem brata, to teraz jeszcze to? Co jeszcze zostanie mi odebrane?
Och, Kamil... Nie byliśmy najbliższymi przyjaciółmi, ale to nie znaczy, że nie tęsknię.
A Ty do końca zachowałeś klasę, do końca byłeś wielkim mistrzem. Z początku myślałem, że Twoje szalone skoki w RAW AIR to Twoja świetna forma. Dopiero po pewnym czasie dotarło do mnie, że Ty po prostu podejmujesz to ryzyko, ponieważ nie masz już nic do stracenia. Skakałeś daleko i rewelacyjnie, nie kalkulując. Byłeś dla nas niedościgniony. Skąd mogłem wiedzieć, że ledwie tydzień później spod Twojej ulubionej skoczni w Planicy zabierze Cię karetka?
Och, przynajmniej jak zwykle zrobiłeś wszystko po swojemu. Nawet Twoja śmierć idealnie pasowała do Ciebie. To były ostatnie zawody sezonu, ostatnia seria. Po pierwszej byłeś drugi i niewiele traciłeś do mojego kolegi z drużyny, Andreasa Stjernena. Byłem pewien, że jesteś w stanie go dogonić. I rzeczywiście. Zupełnie spokojnie zasiadłeś na belce, spojrzałeś na trenera, on machnął chorągiewką i ruszyłeś w dół. Byłeś wtedy taki spokojny! A ja nawet nie domyślałem się, co się kroi!
Trafiłeś idealnie w próg. Leciałeś. Patrzyłem na Ciebie już z dołu skoczni. Słońce oświetliło Cię tak jakoś magicznie, że przywodziłeś na myśl płonącego ptaka, właściwie to orła, szybującego na tle gór. Pod Tobą sunął Twój cień. Poleciałeś bardzo daleko. Podbiegli Twoi przyjaciele z drużyny. Uściskali Cię i razem czekaliście na wynik. Przy Twojej nocie wyświetliła się jedynka, a na górze został już tylko Andreas. Oczywiście dużą Kryształową Kulę już miałeś zapewnioną, a małą miał zgarnąć Andreas. To, że sprawa Klasyfikacji Generalnych była już rozstrzygnięta, pozwalało nam wszystkim skakać na luzie i popisywać się pięknymi lotami.
Po zawodach przyszedł czas na dekoracje. Najpierw podium zawodów, czyli Ty na pierwszym miejscu, Andreas na drugim i o dziwo, Stefan Kraft na trzecim stopniu podium.
Odebraliście nagrody, wysłuchaliśmy Twojego hymnu, chociaż nie do końca. Jeszcze nie rozbrzmiał po raz drugi refren, gdy zacząłeś się osuwać na śnieg. Upadłeś, a przy Tobie w jednej chwili pojawił się Twój trener i ratownicy medyczni. Na skoczni i wokół niej natychmiast zrobiło się zupełnie cicho. Ratownicy położyli Cię na noszach i przenieśli do karetki. Wtedy niespodziewanie słońce schowało się za chmury i dzień uczynił się szary i ponury. To był kolejny tego dnia znak, że to nie jest zwykły dzień. Od wczesnego poranka przytrafiały się nam dziwne rzeczy.
Nie czekaliśmy zbyt długo na informacje o Tobie. Zaledwie kilka minut później Adam Małysz poprosił o mikrofon. Po raz pierwszy w życiu byłem świadkiem tego, że głos mu się łamał. Przecież ten człowiek był Waszym wielkim mistrzem, zawsze opanowany i spokojny, zawsze wiedział, co powiedzieć, a tym razem jego wypowiedź była... taka inna!
-Moi drodzy, muszę wam coś powiedzieć - Zwrócił się do nas wszystkich - Wasz rywal, przyjaciel i idol... Wasz Ka-Kamil... On... On odszedł. Kamil od półtora roku zmagał się z białaczką. Dziś przegrał s-swoją walkę...
Adam oddał mikrofon i zaczął oddalać się od nas szybkim krokiem. Przez chwilę trwało milczenie, po czym ktoś zawołał:
-Kamil! Dziękujemy!
Tłum kibiców wokół skoczni natychmiast podchwycił okrzyk i po chwili słyszałem tylko głośne skandowanie:
-Dzię-ku-je-my!
Po czym dołączyły do tego okrzyku gromkie brawa. Wtedy zza chmur na chwilę wyjrzało słońce, opromieniło całą skocznię, by minutę później znów się schować. Powiał delikatny, ale ciepły wiatr i już wiedzieliśmy, że to Ty się z nami pożegnałeś w ten sposób.
Kibice powoli opuszczali skocznię, płacząc, ale to pewnie widziałeś. Gdziekolwiek jesteś, mam nadzieję, że nas widzisz i jesteś z nas dumny.
Wiesz? Kiedy odszedł Haakon, myślałem, że po tym już żadna śmierć mnie nie zaboli tak mocno. Jednak teraz widzę, że się myliłem. Patrzę na jego status w FIS App: "Nieaktywny". Jak wiele czasu minie, zanim przy Twoim nazwisku pojawi się ten sam napis? Nadal Kamil Stoch, zawodnik klubu KS Eve-Nement Zakopane posiada status "Active". Zupełnie, jakby nic się nie stało, jakbyś w następnym sezonie miał wrócić i znów wygrywać!
Nigdy nie było mi łatwo, ciągle gdzieś w tle, mówiono, że talent mam, ale nie umiałem się przebić. A przecież chciałem być najlepszy. I byłem, lecz jakim kosztem! Czy to przeze mnie umarł mój brat? Czy stało sie to po to, abym ja mógł medal złoty wywalczony z takim trudem w lotach na szyi zawiesić? Ile jeszcze przyjdzie mi za to zapłacić? Dlaczego? Po co to wszystko?
Nie znam odpowiedzi.
A jakbyś gdzieś tam spotkał Håkona, to przekaż mu, że bardzo za nim tęsknię.
Kamil, dziękuję! Dziękuję za to, czego mnie nauczyłeś. Dziękuję za Twoje wsparcie i za to, że nie pozwoliłeś mi się poddać. Postaram się trenować tak ciężko jak Ty jeszcze niedawno, by godnie uczcić Twoją pamięć. Byłeś godnym rywalem. Przegrywać z Tobą to był zaszczyt, Mistrzu!
Dziękuję!
Twój rywal z Norwegii, Danny.
Kamil odrzucił kartki na bok. Miał dosyć. Jego żona prawdopodobnie nie żyje, Andi, Stefek, Kuba, Maciek, Markus, Richie i inni jego przyjaciele ze skoków także zaginęli. Przeszukując gazety poprzedniego dnia dotarł do informacji o tym, że samolot przez jakiś czas po tym, jak został wyłączony jego transponder, leciał namierzany przez radary wojskowe oraz satelity Irydium, które lokalizowały go za pomocą krótkich sygnałów zwanych pingami lub hand-shake'ami.
Dopiero teraz dotarło do niego, że nie miał już żadnego powodu by żyć, by dalej walczyć. Ewa, jego ukochana, jego promyczek słońca i największy skarb, odeszła wraz z resztą jego przyjaciół i znajomych. Zapewne jej ciało leży gdzieś na dnie oceanu, być może ryby i morskie stworzenia już się z nim rozprawiły, zostawiając jedynie nagie, bielutkie kości, a może nie zostawiły nawet tego. Szanse odnalezienia wraku malały z każdym dniem, a kolejne ekipy poszukiwawcze powoli się wycofywały. Dwa tygodnie wcześniej już tylko trzy grupy zostały: polska, słoweńska i międzynarodowa grupa wysłana przez przedstawiciela firmy Boeing.
Kam już znał szczegóły. Zaginął Boeing 777. Zastanawiał się, jak to możliwe, że nowoczesny samolot linii Lufthansa zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach? I dlaczego nie odnaleziono wraku? Przecież podobno czarne skrzynki, które w rzeczywistości są pomarańczowe, przez 30 dni od katastrofy wysyłają sygnał, dlaczego nikt go nie przechwycił? Zbyt dużo było tych "dlaczego"? Pewne były tylko dane techniczne dotyczące samego statku powietrznego. Akurat ten egzemplarz był naprawdę nowiutki i wylatał zaledwie 2000 godzin! Jak to możliwe, że przetestowany, sprawny samolot nagle zniknął? Co się stało z transponderem? Ktoś go wyłączył specjalnie czy była to wina jakiejś awarii? A może doszło do dekompresji kadłuba a w efekcie do hipoksji, która doprowadziła do śmierci wszystkich na pokładzie?
"Prawdopodobnie samolot jeszcze przez 6 godzin leciał na autopilocie, po czym rozbił się, gdy skończyło się paliwo" - Twierdzili autorzy pewnego artykułu w gazecie, którą czytał tego poranka zanim poszedł na rozmowę do pani psycholog.
Kamil długo rozważał różne możliwości. Spojrzał na swoją rękę. Mógłby to znów zrobić, tylko tym razem bardziej dokładnie, przecież nie miał już do czego wracać. Jasne, mógłby, jednak zagadka i tajemnica spowijająca tragedię lotu 801 zaciekawiły go.
"Muszę odnaleźć moją Ewusię. Muszę ją sprowadzić do domu. Dopiero wtedy odejdę. Poproszę, żeby pochowano mnie obok niej i już na zawsze będziemy razem. Na zawsze! Wrócisz do ojczyzny, do naszego domu, Kochanie, obiecuję ci to" - Pomyślał, patrząc na zdjęcie swojej ukochanej blondynki na łamach jednej z gazet.
W jego głowie narodził się pewien plan, ale do tego potrzebował pomocy Cene, a może nawet Petera. Jednak musi dowiedzieć się, co się stało, musi mieć pewność. W ten sposób minął jeszcze jeden dzień z jego życia, tego życia, które teraz już nic dla niego nie znaczyło. Uśmiechnął się smutno, kiedy ostatnie promienie zachodzącego słońca oświetliły jego twarz. Do sali zajrzała jedna z pielęgniarek.
-Kamilu, kolacja.
-Nie, dziękuję, nie jestem głodny.
Mówił prawdę. Nie miał najmniejszej ochoty na jedzenie czegokolwiek. Własne ponure myśli pochłaniały go w pełni. Ułożył się na łóżku, zamknął oczy i próbował zasnąć, jednak sen nie nadchodził. Zrezygnowany wrócił do czytania napisanych przez siebie listów licząc na to, że odkryje tam coś nowego, jakąś wskazówkę, która odświeży jego pamięć.
_#_#_#_#_#_#_#_#_#
Dzień dobry wszystkim <3
Wiem, że długo tu nic nie było i że w ogóle nie spodziewaliście się tutaj czegokolwiek, ale taki mały surprise. Proszę, to dla Was nowy rozdzialik. Enjoy!
~Wasza Annie
INSPIROWANE Zaginionym lotem MH370 Malaysia Airlines, a więc troszku oparte na faktach ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top