43. Ostatni list

Witaj Kamilu.

Piszę te słowa po Twoim odejściu. Tak to wolę nazywać. Chyba nigdy do końca się z tym nie pogodzę. Nikt się nie dowie, że to ja podawałem Ci truciznę, że to dzięki mnie najpierw czułeś się lepiej i mogłeś wygrywać wszystko, jak leci, a później umarłeś. I wiesz co? Z jednej strony żałuję. Straciłem kogoś ważnego dla mnie, przyjaciela, a może nawet kogoś więcej. Nigdy mnie nie podejrzewałeś, prawda? Nie wiedziałeś, że to ja wysłałem Ewie Twoje zdjęcie z Andreasem na korytarzu. Widziałem, jak wtedy się pokłóciłeś z nią. Nie pierwszy raz, ale pierwszy tak poważny. A dotąd byliście takim idealnym, wzorowym małżeństwem! Wystarczyło jedno zdjęcie. Tylko jedno i to w dodatku zupełnie niewinne! Ach, czy widzisz, ile może zdziałać zwykły człowiek za pomocą odpowiednich narzędzi? Czemu nie dostrzegasz siły i potęgi internetu? Na pewno wiesz, kiedy zrobiłem tą fotografię. Na pewno wszystko wciąż odżywa w Twojej pamięci. To, jak Andi na Ciebie wpadł i leżeliście na podłodze. Pamiętasz? To było na igrzyskach. To o to się pokłóciliście, prawda? Tak, najpierw pożarłeś się z tym biednym, zapatrzonym w Ciebie jak w święty obraz Niemcem, a jakiś czas później z Ewą. A później Peter tylko dolał oliwy do ognia, informując, że będzie ojcem. Tego nie mogłeś znieść, najpierw się upiłeś w trupa, po czym znowu wylądowałeś u mnie, a ja nie mogłem Ci odmówić. Byłeś taki napalony! Co, nawet tego nie pamiętasz, prawda?

Tak bardzo chciałem być przy Tobie... Być na miejscu Ewy... Albo Petera czy Andreasa... Z nimi zawsze tak świetnie się dogadywałeś, a ze mną nie potrafiłeś mimo, iż z nimi rozmawiałeś w innym języku, a ze mną po polsku, w naszym ojczystym języku, co sugerowałoby raczej, że to ze mną powinieneś znaleźć wspólny język, to ja powinienem rozumieć Cię najlepiej, a Ty mnie. Czego zabrakło? I wiesz co? Kiedy to się stało, kiedy wreszcie miałem Cię w swoich ramionach, kiedy mogłem zrobić z Tobą dosłownie wszystko, nie czułem wcale tego, czego oczekiwałem.

Och, Kamil... Byłeś durniem, wiesz? Kompletnym kretynem. Dlaczego mnie ignorowałeś? Dlaczego nigdy mnie nie zauważałeś? Dlaczego zawsze musiałem walczyć o uwagę innych, a Ty ją dostawałeś tak po prostu? Dlaczego zawsze byłeś lepszy? Ty byłeś ideałem! A ja? Ja się nie liczyłem? Kamil, czemu to takie niesprawiedliwe? Przecież ja też wierzę w tego samego Boga?

To, co się wydarzyło, to Twoja wina, rozumiesz? Mogłeś mnie nie ignorować, mogłeś ze mną porozmawiać, ale nie, Ty zawsze musisz mieć ten pieprzony honor! Pewnie powiedziałbyś, że to ja zachowuję się jak dziecko, bo powiedziałem o swoim uczuciu do Ciebie Gregorowi. Dlatego on musi zniknąć. Przykro mi, Kamil, ale jego musi spotkać to samo, co Ciebie. Nie mogę pozwolić, by cokolwiek łączyło mnie z Tobą. Ciebie już nie ma, nie wrócisz i nie naprawisz już swoich błędów. Przykro mi. Chciałem tylko, żebyś mnie pokochał, ale Ty widziałeś jedynie Ewkę i Petera.

A, tak, przecież nawet Petera nie kochałeś... Nie potrafiłeś dla niego odejść od żony! Zawsze powtarzałeś, że to ta jedyna i będziesz z nią do końca swoich dni. Wychwalałeś ją i zachwycałeś się, jaka to ona piękna, mądra, zdolna, zabawna, wrażliwa. Powiedziałeś, że nic Was nie rozłączy, że będziecie ze sobą już do końca Twoich lub jej dni. No to udało Ci się to, prawda? Wiesz, co mi zrobiłeś? Wiesz, jak bardzo mnie skrzywdziłeś? Traktowałeś mnie jak głupiego, rozpieszczonego bachora, a prawda jest taka, że zawsze był ktoś lepszy, zdolniejszy, bardziej wytrwały, a później pojawiłeś się Ty ze swoimi zwycięstwami. Pierwszy sukces w Zakopanem i od razu cała Polska była z Ciebie dumna, potem tytuł mistrza świata, rekord Polski w długości lotu, kolejne nagrody, puchary aż do Kryształowej Kuli i dwóch złotych medali olimpijskich. Czułem, że nigdy Ci nie dorównam. Nie miałeś takiego talentu jak ja, ale byłeś uparty, pracowity i wytrwały, jak sobie coś wbiłeś do głowy, to tak już musiało być koniec i kropka. Ja też chciałem, ale widocznie chciałem za bardzo.

Tak często się uśmiecham, ale prawie nikt nie wie, że ten uśmiech wcale nie jest szczery. Tak, uśmiecham się sztucznie do kamer, do kibiców, ale Ty miałeś okazję podziwiać mój prawdziwy uśmiech. Pamiętasz? Może teraz, kiedy w końcu nie żyjesz, przypomnisz sobie tamtą noc, kiedy pokłóciłeś się z Ewą, a Peter oznajmił wszem i wobec, że będzie ojcem? Może przypomnisz sobie, jak się na mnie rzuciłeś i zacząłeś mnie całować? Jak przyszedłeś i powiedziałeś, że z Maćkiem się nie da rozmawiać, dlatego wolisz pobyć u mnie? Jak poprowadziłeś mnie do mojego własnego pokoju w moim własnym domu, rozbierając mnie po drodze? Wiesz, jak się wtedy czułem? Chciałem Cię powstrzymać, ale nie potrafiłem. Zabrakło mi siły. Przez tyle lat mogłem jedynie ukrywać swoje pożądanie, ale kiedy poczułem dotyk Twoich rąk na moich nagich plecach, kiedy całowałeś mnie w szyję, schodząc coraz niżej... Nie potrafiłem tego przerwać. Latami próbowałem stłumić ten ogień. Bezskutecznie. I tamtej nocy czułem, że nie tylko nie potrafię Cię powstrzymać, ale wręcz chcę więcej. Mimo, że byłem tylko zabawką na pocieszenie. Gdzieś po głowie tłukła mi się myśl, że to nie fair, że jesteś pijany, ale ją zignorowałem. Doszedłem do perfekcji w ignorowaniu własnych myśli i pragnień.

Myślisz, że moje życie było idealne. Nie, Kamyk, nie było idealne. Ale wtedy patrzyłem na Maćka i wiedziałem, że on ma jeszcze gorzej niż ja. To mnie jakoś pocieszało. Chciałbyś mieć ojca, który w telewizji przed tysiącami albo nawet milionami fanów i kibiców wytyka Ci Twoje błędy? Chciałbyś wiecznie być przez kogoś obserwowanym i traktowanym z góry, bo jesteś synem „tego Kota", a on zna Hofera i nikt nie chce mieć problemów? A chciałbyś mieć starszego brata, z którym zawsze musiałeś o wszystko rywalizować? O lepsze narty, o zabawki, o większy kawałek ciasta, o uwagę rodziców... Dosłownie o wszystko? Współczułem Maćkowi i dlatego starałem się go nigdy nie krytykować, chociaż nie raz mnie wkurzał. Wiele razy zdarzało się, że miałem ochotę dać mu w mordę. Powstrzymywałem się, mówiąc sobie, że on jest taki, jaki jest, ponieważ nie miał wyboru, ale nawet on był ode mnie lepszy, przystojniejszy. Zawsze był ktoś lepszy ode mnie. Zawsze. Miałem tego dosyć. Cieszyłem się, kiedy w końcu miałem osiemnaście lat i mogłem decydować sam za siebie.

A teraz... Teraz mam już 28 lat i nie wiem, kiedy to wszystko minęło? Gdzie się podziały te wszystkie lata? Zmarnowałem je? Na co? Na pogoń za nieuchwytnym? Czyli za sukcesami, których pewnie nigdy nie osiągnę? Czy za Tobą? Przecież sam tysiąc razy zaprzeczałeś, jakoby ktokolwiek z Twoich kolegów i rywali miał u Ciebie szanse. To dlaczego wiadomość od Petera tak Cię zdołowała? I dlaczego po tym skupiłeś się na skokach tak bardzo, że zacząłeś wygrywać wszystko, jak leci? Cały RAW AIR? Co Ci się stało? Mam do Ciebie tyle pytań, których nigdy Ci nie zadam... I już nie zagramy razem w FiFę. Wiesz, Kraftboeck to uwielbiali... Oni wciąż mają szansę...

Dawid odłożył laptop na biurko.

-Ja to napisałem? Co mnie wzięło? Naćpali mnie czymś, czy jak? – Zapytał sam siebie w pustym pokoju hotelowym. Zaczął krążyć po pokoju, bijąc się z myślami. Dotarł do łazienki, gdzie spojrzał w lustro nad umywalką. Ze zwierciadła patrzył na niego smutnym wzrokiem mężczyzna wciąż jeszcze młody, chociaż wyglądał na starszego, niż był w rzeczywistości. Jego skóra była blada i jakby przezroczysta, prześwitywały przez nią błękitne i granatowe nitki żył. Jego jeszcze niedawno śliczne blond włosy teraz wyglądały, jakby od tygodni nie widziały grzebienia ani prysznica i szamponu. Były tłuste i splątane.

Zupełnie jak u Snape'a, tylko on miał inny kolor" – Pomyślał z dziwną satysfakcją – „Skoro tak, to nie jestem całkowicie zły, skoro jestem Severusem Snape. On przecież kochał Lily Evans, a ja kocham Kamila Stocha, obaj zabijaliśmy w imię miłości, prawda?"

Roześmiał się szaleńczym, potwornym śmiechem. Gdyby ktoś go w tym momencie usłyszał, przeszłyby go ciarki po całym ciele. Ten śmiech przypominał śmiech z dna piekieł. Kto mógł przypuszczać, że wyglądający niczym anioł mężczyzna o blond włosach i błękitnych oczach stał się upadłym aniołem?

Powąchał swoje ubranie.

Cholera! Jeszcze nigdy tak się nie zapuściłem! Muszę wziąć prysznic. Natychmiast! Czemu nikt mi nie zwrócił uwagi?"

Kiedy wreszcie wyszedł spod prysznica i zaczął suszyć włosy ręcznikiem, stojąc przed lustrem nad umywalką, coś przykuło jego wzrok. Na początku nie rozumiał, na co patrzy, dopiero po chwili dotarło do niego, że patrzy prosto w martwe, widmowe, przerażająco zimne oczy mężczyzny, którego podobno kochał i którego zabił w imię miłości, jak sam sobie wmawiał. Jeżeli nie krzyknął i nie zaczął uciekać w popłochu, to tylko dlatego, że całkowicie go ten widok zaskoczył i sparaliżował.

-Kamil? To naprawdę ty? Przecież ty nie żyjesz?

-Tak, to ja. I masz rację, nie żyję. Przez ciebie.

-Kochałem cię.

-Wiem, tylko nie rozumiem, dlaczego ubzdurałeś sobie, że śmierć będzie dla mnie najlepszym wyjściem?

-To... To nie takie proste! Po prostu mi wybacz! Kochałem cię! Nadal kocham! Czemu tego nie widziałeś?

-Jestem facetem tak jak ty, skąd mogłem wiedzieć, że coś do mnie czujesz? Zachowywałeś się, jakbyś mnie ledwo tolerował. Niby w wywiadach dobrze o mnie mówiłeś, ale kiedy wracaliśmy do hotelu raz udawałeś mojego przyjaciela, a innym razem zachowywałeś się, jakbym zabił kogoś z twoich bliskich! Skąd miałem wiedzieć, co czujesz?! Za każdym razem byłeś inny. Nie byłem pewien, czy mogę ci ufać!

Słowa ducha Kamila sprawiły mu niespodziewany ból. W ślad za nim pojawiła się myśl: „On nie wiedział...! Nie miał pojęcia, co ja czuję! Co ja narobiłem?! Boże święty! Co ja zrobiłem?!"

-To nie ciebie nienawidziłem, Kam, tylko siebie. Siebie samego, rozumiesz? Co mam zrobić? Jak mogę odkupić swoje winy? I dlaczego ja cię widzę, a nikt inny nie?

-Pomóż nam dowiedzieć się prawdy o śmierci Andreasa i Cene. I nie wiem, dlaczego mnie widzisz.

-Prawdy, ale jakiej? To nie były samobójstwa?

Nie uzyskał odpowiedzi. Duch Kamila zniknął tak samo szybko i niespodziewanie, jak się pojawił.

Jakiej prawdy? O czym on mówił? O co w tym wszystkim chodzi? Myślałem, że... Może się pomyliłem? Chociaż... "

_*#_*#_*#_*#_*#_*#

Tadadam! Byliście mili, więc proszę, oto rozdział dla Was 😘😘😘

Kogo zaskoczyłam?

Nie spodziewaliście się tego, prawda?
😁😂😉😁😇😇😂😉😁

Wiem. Dowcipniś ze mnie 😂😂😂

To jedna zagadka z głowy 😉

~Wasza Annie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top