35. Wywiad. "Nie tak miało być..."
(Uwaga! Ten rozdział może Was zaskoczyć. Ewentualne pretensje proszę składać pod adresem Andreasa Wellingera, mojego dilera Milki 🙈😉
Miłej lektury ❤
PS Uwielbiam Wasze komentarze, piszcie ich jak najwięcej ❤
Buziaczki 😘😘😘)
_*_*_*_*_*_*_
-Nie możemy pozwalać, by przemoc uchodziła sprawcom bezkarnie, Peter, czego w tym nie rozumiesz?
-Daj spokój, rozumiem wszystko, tylko nie wiem, co niby mamy zrobić? Ludzie nie chcą nas akceptować. To, że kilka nastolatek uwielbia gejów, to jeszcze nic nie znaczy. Cała reszta świata nienawidzi gejów. Jak myślisz, czemu Andi zginął?
Maciek wzruszył ramionami. Cokolwiek by powiedział, nie był w stanie przekonać Petera.
Niby policjant, a taki głupi! Czy on naprawdę nic nie rozumie i nic nie widzi? A, nie, jednak widzi. Przecież sam powiedział, że Andi zginął. Nie "popełnił samobójstwo" lecz "zginął". Coś musi być na rzeczy, a Prevc o tym wie. Może się boi? Czyżby ktoś mu groził?
Nie miał jednak czasu rozmyślać nad tym, gdyż Słoweniec schronił się w swoim pokoju, nie chcąc go nawet słuchać. Chcąc nie chcąc, Polak podążył w tamtym kierunku.
-Musimy im udzielić tego cholernego wywiadu, Pero, musimy! - Maciej znowu nie panował nad sobą. Od kilku dni powinien brać leki, ale nie chciał. Tyle razy słyszał od trenera o tym, jak bardzo szkodliwe mogą być każde tabletki, że nabrał przekonania o tym, że nawet te przeciwbólowe szkodzą. Może to nie była do końca prawda, ale jednak w obecnym stanie na pewno chociaż trochę by go uspokoiły. Mimo to nie chciał. Twierdził, że te leki go otępiają, sprawiają, że ciągle jest senny. Uparł się, że nie będzie ich brał i koniec. Nie pomogły przekonywania trenera ani groźby ojca. Jak Maciek sobie coś postanowił, to trudno było mu to wypersfadować.
-Nie chcę - Powiedział cichutko Peter, nawet nie patrząc w stronę Polaka. Stał przy oknie odwrócony do swojego gościa plecami. Nie czuł się komfortowo. Miał wrażenie, że to jeszcze nie koniec kłopotów, że najtrudniejsze dni dopiero nadejdą. Bał się tego. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego, ale ogromnie bał się przyszłości.
-Ja też nie chcę, ale musimy - Brązowooki Polak stanął tuż za plecami rywala, kładąc mu dłoń na ramieniu - Pero...
Mężczyzna nazwany Pero zwrócił ku niemu pytające spojrzenie. Głos Macieja wydał mu się inny niż zazwyczaj. Nie umiał tego jednak wyjaśnić. Tymczasem Polak był zdeterminowany do osiągnięcia swojego celu.
Muszę go przekonać. Muszę. A skoro komunikacja werbalna odpada...
Słyszał nie raz plotki o tym, że Peter jest homoseksualistą, a Mina to tylko przykrywka. Oczywiście nie wierzył w to. Fakt, że Słoweniec będzie miał dziecko, zdawał się potwierdzać te wątpliwości. A przecież widział nie jeden raz Petera z Kamilem i zawsze był pewien, że są tylko przyjaciółmi. Zbyt dobrze znał swojego kolegę z drużyny, by wierzyć w Procha, jak to nazwali ich kibice. Teraz jednak postanowił na własnej skórze sprawdzić, ile prawdy jest w domysłach fanów.
Kiedy więc Pero tak stał już twarzą do niego, uśmiechnął się delikatnie, sięgnął dłonią do twarzy mężczyzny, gładząc przy tym policzek Petera. Ze zdziwieniem odkrył, że Słoweniec nie protestuje, tylko stoi i najwyraźniej czeka na to, co wydarzy się dalej. To go zachęciło do posunięcia się dalej.
Raz kozie śmierć. Najwyżej potem będę tego żałował, teraz jednak muszę namówić go na ten wywiad. Przecież jak ojciec się dowie, że nie poszliśmy, to mnie zabije albo co gorsza, zrobi wszystko, żebym już nigdy nie mógł skakać i ścigać się.
To była ta cecha, której nienawidził u swojego ojca, czyli to, że ten człowiek potrafił nim manipulować, że zawsze wiedział, co powiedzieć, aby zastraszyć chłopaka. I właśnie z tego powodu teraz przysunął się bardzo blisko do Słoweńca. Tak blisko, że czuł ciepło jego ciała. O dziwo to było całkiem przyjemne. Zajrzał w jego oczy, jakby pytając o pozwolenie.
Oczy ma piękne. Gdyby Kamil to zauważył...
Nie pozwolił swoim myślom wydostać się z głębi umysłu. Skupił się na czekającym go zadaniu. Ujął twarz Petera w obie dłonie, zbliżając swoje usta do ust rywala, którego ciepły oddech był przyspieszony. Ledwie musnął jego wargi swoimi, poczuł, że chce więcej. Wpił się więc gwałtowniej w te kuszące, choć trochę wyschnięte, spękane usta. Przejechał językiem po jego dolnej wardze.
Nawet nie zauważył, kiedy to Peter przejął inicjatywę. Pogłębił pocałunek, dłońmi błądząc po przyjemnej jak aksamit skórze na plecach Polaka.
Maciek poczuł, że jeszcze chwila i nie będzie już w stanie się kontrolować. Nie rozumiał, dlaczego dotyk Petera właśnie tak na niego działa, ale nie chciał o tym teraz myśleć. Wiedział, że powinien to przerwać, ale ku jego własnemu zdziwieniu nie chciał. Czuł się dobrze, zaskakująco dobrze w tych ramionach. Postanowił nie myśleć o niczym tylko oddać się w pełni tej przyjemności.
-Pero... Peter... - Wymruczał jego imię napiętym głosem, gdy ten ugryzł go lekko w płatek ucha.
-Maciek... - Odpowiedział mu równie napiętym głosem, ściągając z niego koszulkę. Popchnął go na łóżko, po czym zaczął całować. Gdy oderwał się od jego ust, zaczął schodzić pocałunkami coraz niżej, aż dotarł do jego sutków. Jednego objął ustami, wywołując tym samym jęk przyjemności u Maćka.
-Znęcasz się nade mną, Pero - Wyszeptał ochrypłym, zmysłowym głosem. Nie panował juś nad sobą, chciał więcej. Wsunął dłoń w spodnie Słoweńca - Mmmm - Zamruczał, dotykając Petera, na co ten aż sapnął - Imponujące. Zrobimy coś z tym?
-Cholera! Maciek! Co my robimy?!
Peter odsunął się od niego przerażony. Wstał z łóżka i wybiegł do łazienki, zostawiając Polaka w totalnym osłupieniu.
Zaraz... Co tu się właściwie stało? Czy ja... Czy ja właśnie chciałem przelecieć Petera?! Odbiło mi?! Ja cię nie mogę! Co się ze mną dzieje?
Ukrył twarz w dłoniach. Po chwili wsunał dłonie we włosy, co wyglądało tak, jakby chciał je sobie wyrwać. Jeszcze przed momentem czuł się rewelacyjnie, teraz był kompletnie zagubiony.
Nie, to niemożliwe. Przecież kocham Agę. Kocham ją! Nie mogę być jakimś pokręconym pedałem! Nie ja! Nie! To niemożliwe! Może Piotrek dosypał mi coś do kawy? Przecież nie jestem gejem! Nie, nie i jeszcze raz nie!
Westchnął, łkając coraz głosniej. Drżał na całym ciele. Do jego umysłu powoli napływały coraz większe fale lęku i niepokoju. Sam siebie nie mógł zrozumieć.
Czemu? Dlaczego ja to zrobiłem? I dlaczego było mi tak przyjemnie? Kurde, co ze mną jest nie tak?
-Ej, Maciek, nie płacz. Nie płacz przeze mnie - Czyjeś dłonie objęły go delikatnie. To Peter wyszedł z łazienki, słysząc jego szloch. Przyciągnął go do siebie i przytulił mocno. Czuł potrzebę wytłumaczenia się - Nie płacz. To moja wina. Ja... Ja po prostu nie jestem jeszcze gotowy. Proszę, daj mi czas.
-Co? - Wyglądało na to, że Polak w ogóle się tego nie spodziewał. Spojrzał niepewnie na Słoweńca swoimi lekki zaczerwiwnionymi oczyma.
-Maciek... Lubię cię, jesteś przystojny, podobasz mi się, ale nie chcę zrobić nic, co by cię zraniło albo czego byś później żałował. Wiem, że jesteś z Agą szczęśliwy i nie chcę tego psuć, jasne? Poza tym właśnie straciłem brata, a uprawianie seksu z kim popadnie to nie jest mój sposób radzenia sobie z problemami, tylko Domena.
-To dlatego zamyka się w pokoju albo gdzieś znika.
-Tak. Maciek, proszę, zapomnijmy o tym, okej? Ja za chwilę zostanę ojcem, ty masz piękną dziewczynę. Proszę, dla dobra nas obu, zapomnij o tym.
-Jak? Jak mam zapomnieć o tym, że całowałem faceta i cholernie mi się to podobało?
-Chłopaki! - W tym momencie rozmowę przerwało im wejście Domena, za którym stał Niemiec, Stephan Leyhe - Chyba mieliście iść na jakiś wywiad?
-Tak, mieliśmy. Dzięki Domči.
-Nie ma sprawy, braciszku. Zawsze do usług - Powiedział, siedając na swoim łóżku, z telefonem w ręku. Miał zamiar obejrzeć jakiś film, żeby tylko chociaż na chwilę oderwać swoje ponure myśli od okropnej rzeczywistości. Spojrzał na ekran.
Cholera, tylko 12% baterii. Muszę podłączyć telefon, tylko pytanie: gdzie jest moja ładowarka? Bo ta to chyba Petera... Mniejsza o to, pożyczę sobie.
Domen podłączył telefon. Położył się na łóżku, rozmyślając. W końcu zasnął.
Tymczasem Maciek, Stephan i Peter dotarli do salki konferencyjnej, gdzie czekała już na nich ekipa telewizyjna. Zajęli swoje miejsca, czekając ns to, co się dalej wydarzy z pewnym niepokojem.
Młodsza dziennikarka, wysoka, szupła blondynka o prostych, rozpuszczonych włosach patrzyła na nich wyczekująco. To pewne, że musieli coś wiedzieć, trzeba tylko to z nich umiejętnie wyciągnąć. Trudne zadanie. Ellie wiedziała, że ma przed sobą trzech wyjątkowo trudnych rozmówców. Jednak ona nie należała do takich, co boją się wyzwań. Wręcz przeciwnie, uwielbiała wyzwania.
Nadszedł czas, by rozpocząć wywiad. Mężczyźni nie mieli wyjścia. Aż za dobrze wiedzieli, dlaczego tutaj są. Chodziło o plotki, które już dostały się do gazet i internetu. Tak, jak się spodziewali, wywołało to burzę.
Ellie uśmiechnęła się niby zachęcająco, chociaż Peterowi wydawało się, że ten uśmiech jest sztuczną, doskonale wyuczoną pozą. Niewiele się pomylił.
-Witam państwa. Ze mną dzisiaj trzej skoczkowie narciarscy Peter Prevc ze Słowenii, Stephan Leyhe z Niemiec i oczywiście Maciej Kot z Polski.
Mężczyźni niechętnie skinęli głowami na powitanie. Nie tajemnica, że wcale nie chcieli tu być. Mieli wiele własnych, prywatnych sekretów, co do których byli pewni, że nigdy nie będą musieli ich ujawniać, a teraz wszystko właściwie trafił szlag. Wiedzieli, że coś się zmieniło, że nadchodzi jakaś burza już w chwili, gdy otrzymali informację, że ich przyjaciel nie żyje.
-Zaczniemy od Maćka. Maciek, powiedz nam, czy plotki o tym, że Kamil Stoch i Andreas Wellinger, dwaj mistrzowie olimpijscy, byli kochankami to prawda?
Maciek aż sapnął na to pytanie. Jak oni mogą?! Trzech skoczków nie żyje, dwóch jest zaginionych, w pokoju Cene było też ciało nieznajomej dziewczyny, a oni zadają tak głupie pytania?! Brunet zebrał całą dostępną sobie siłę woli, by nie wstać i nie wyjść. Opanowanym i spokojnym głosem odpowiedział.
-
Nie, Kamil i Andi nigdy nie byli razem. To bardzo bliscy przyjaciele, ale tylko przyjaciele. Kamil miał żonę i nie zostawiłby jej dla nikogo. Nie zrobił tego nawet dla Petera, a o uczuciach Andreasa nic nie wiedział.
-Dla Petera?
Cholera. Maciek był zły na siebie. Już na samym początku dał się podpuścić! Przecież nie był nowicjuszem, umiał udzielać wywiadów tak, by mówić dużo, a w rzeczywistości nie powiedzieć nic. To chyba przez te ostatnie wydarzenia sam nie wiedział, co mówi.
-Chyba nadeszła pora, abym się do czegoś przyznał. Kochałem Kamila. Nie jak przyjaciela, ale jako faceta. I, uprzedzając twoje następne pytanie, nie jestem gejem. Jestem bi.
Jeżeli ta informacja zrobiła jakieś wrażenie na dziennikarce, to nie dała tego po sobie poznać. Nadal się uśmiechała, ale już nikomu się ten uśmiech nie podobał.
-Stephan. W pamiętniku Cene czytamy, że byłeś chłopakiem Andreasa. Jak to możliwe? A wasze dziewczyny? Nie miały nic przeciwko? A może nie wiedziały?
-Naprawdę musi pani zadawać takie pytania? Jakie to ma teraz znaczenie? Andi i Kamil nie żyją, więc my nie jesteśmy w stanie już w żaden sposób im pomóc, a ja miałbym jedną prośbę: żeby też nie niszczyć ich dobrego imienia. Byli wspaniałymi ludźmi, świetnymi przyjaciółmi i bardzo dobrymi sportowcami. Czy naprawdę nie możemy po prostu o tym pamiętać, nie wyciągając sprawy ich orientacji seksualnej?
-Stephan, przecież wiesz, że muszę to robić. Muszę pytać. Wasi fani i kibice oczekują odpowiedzi.
-Och! My też oczekujemy odpowiedzi! My też chcemy wiedzieć, kto i dlaczego zabił Kamila, Cene i Andreasa oraz tą dziewczynę. Jednak odpowiedź na pytanie, czy Andi albo Kamil byli gejami, w niczym nam nie pomoże.
-Maciek, spokojnie. Po prostu chcemy wiedzieć.
-Ten wywiad nie ma sensu. Widzicie tylko jedną stronę, nie dostrzegacie tego, że to wielka tradycja. Że to, co dla was jest świetnym tematem, który zaciekawi ludzi i zwiększy wam oglądalność to także czyjeś łzy, czyjaś samotność i czyjeś cierpienie. To przykre. Kamil był wspaniałym człowiekiem, zawsze był gotów każdemu pomóc, a wy nie umiecie zaakceptować tego, że dwaj inni faceci się w nim zakochali. Wie pani, co? Ja myślę, że gejowska miłość jest równie miła Bogu, jak ta między kobietą i męzczyzną, jeżeli jest szczera i prawdziwa. Chłopaki, wychodzimy!
Zgodnie wstali ze swoich miejsc i udali się do wyjścia. Jeżeli jednak sądzili, że to im jakoś pomoże, to byli w ogromnym błędzie. Najwyraźniej mordercą był ktoś z ich kręgu, ktoś bardzo im bliski i nie rzucający się w oczy na tyle, że mu ufali. Nadal jednak nie mieli pojęcia, kto to. Niemniej jednak "ten psychol", jak określali go między sobą, wyprzedzał ich stale o conajmniej kilka kroków. Teraz nie mieli już nawet czasu na ból, tęsknotę i żałobę. Musieli jakoś skupić się na tym, by ochronić siebie samych. Nikt nie mógł być pewien, czy następnego dnia to nie on stanie się ofiarą. Peterowi przypominało to do złudzenia fabułę książki Agaty Christie pt. "I nie było już nikogo". Bał się, że niedługo nie pozostanie przy życiu już ani jeden skoczek narciarski.
Do Polski na pogrzeb Kamila przyjechało ich naprawdę wielu. Ale z każdym dniem ubywało ich. Najpierw Andreas i Cene. Później Daniel. Tajemnicza choroba Gregora, a ostatnio także Michael. N
o i ta dziewczyna. Alice? Amy? Annie? Nawet nie pamiętał jej imienia, chociaż Cene na pewno mu kilka razy o niej wspominał.
Gdy dotarli do hotelu, Maciej szybko ukrył się w swoim pokoju, demolując wszystko w przypływie nieokiełznanej złości. Rzucał wszystkim, co wpadło mu w ręce. Długo tłumiona frustracja w końcu znalazła ujście. Od wielu lat już się tak nie zachowywał. Zawsze starał się nad tym panować. Gdy był młodszy, jego nerwowość i nadpobudliwość nie raz wpędzały go w kłopoty. Gdy mu coś nie wychodziło, zamykał się w pokoju i z furią niszczył wszystko, co napotkał na swojej drodze. Raz w takim napadzie szału złapał za krzesło i rzucił nim w kierunku swojego starszego brata, Jakuba. Wtedy obaj byli w zasadzie jeszcze dziećmi, ale Kocur Ognia zawsze czuł się gorszy, niedostrzegany, pomijany. Uderzenie Kuby krzesłem sprawiło mu dziwną satysfakcję. Okazało się, że noga jego brata jest złamana.
Przynajmniej nie będzie mógł trenować, to moja szansa. Teraz albo nigdy.
Pomyślał wtedy. Sumienie ruszyło go dopiero wtedy, gdy zobaczył Kubę patrzącego z tęsknotą w kierunku skoczni i płaczącego. Podszedł wtedy do niego, przytulił go, przeprosił i obiecał, że postara się panować nad sobą.
Jednak teraz miał więcej siły, był starszy, a jego frustracja i złość kłębiły się w nim od tak dawna, że nie był w stanie nad sobą zapanować. Ogarnął go trudny do zatrzymania szał. Z dzikim błyskiem w oku chwycił laptop i wyrzucił go przez okno, tłukąc przy tym szybę.
-Nienawidzę was! Nienawidzę wściekłych, popieprzonych, kretyńskich hien cmentarnych! Żywią się naszą tragedią, naszym cierpieniem. HIENY! NIENAWIDZĘ ICH!!!
Czemu oni muszą robić tak wielką sensację z tego? Czemu nie pozwolą nam przeżywać naszej żałoby po swojemu? Rozumiem, że uwielbiali Andreasa i Kamila, ale... Czy my już nie mamy prawa do prywatności? Zupełnie? Nie tak to wszystko miało być, zupełnie nie tak... Cholera! Dlaczego? DLACZEGO?! NIENAWIDZĘ, NIENAWIDZĘ WAS ZA TO! TO WY MNIE DO TEGO DOPROWADZILIŚCIE, PARSZYWE HIENY!
Krzyczał w myślach.
Nie wiedział, jak długo znajdował się w tym stanie. Może trwało to kilka minut, chociaż jemu wydawało się, jakby to było o wiele dłużej. Czuł, że w tej chwili ma niewiele wspólnego z tym przystojnym, czarującym modelem, który lubi wyścigi, jakim był Maciej Kot sprzed śmierci Kamila. To wszystko go zmieniło, obudziło w nim na powrót te cechy i wspomnienia, o których tak usilnie chciał zapomnieć, które ukrywał nie tylko przed całym światem, ale także przed samym sobą. Wiedział, że jego życie zawsze już będzie się dzieliło co najmniej na te dwa etapy: przed śmiercią Kamila i po. Jak dla większości skoczków zresztą.
W końcu opadł zmęczony na łóżko i zaszlochał cicho. Miał dosyć, złość i furia przemieniły się w dotkliwy smutek.
-Kamil, czemu cię nie ma? Czemu nie możesz mi powiedzieć, co mam robić? Kamil... Pogubiłem się. Pomóż mi, proszę.
Ukrył twarz w dłoniach. Już wystarczająco długo był silny, opanowany i spokojny. Wystarczająco długo ukrywał swoje prawdziwe emocje. Jego ciałem raz po raz wstrząsał głębszy szloch, gdy myślał o tych wszystkich chwilach, kiedy nie był miły dla Kamila, kiedy go krytykował lub się z niego naśmiewał. Wciąż pamiętał, jak bardzo cierpiał jego kolega z drużyny, gdy musiał odsunąć od siebie Petera, a później dowiedział się, że ten niedługo zostanie ojcem.
-Chciałem, żeby Pero ułożył sobie życie, żeby był szczęśliwy. Nie wiedziałem tylko, że mnie samego tak to będzie boleć. Czuję się tak, jakby on mnie zdradził, a przecież to nieprawda. Nigdy nie byliśmy razem i nie mieliśmy na to żadnych szans, a jednak to mnie boli, rozumiesz? - Powiedział całkiem pijany Kamil wieczorem tego samego dnia, kiedy Peter Prevc na Instagramie ogłosił, że zostanie ojcem. Polak uciekł z domu, uciekł od Ewy, od rodziny, od kibiców i skoków, chowając się w domu kolegi i wypijając jego najlepszą whisky. Wsiadł do samochodu i tak po prostu tu przyjechał, jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem, chociaż Maciek w pierwszym odruchu chciał go wyrzucić. Jednak wystarczyło spojrzeć na jego twarz, na wychudłe, zapadnięte, blade z powodu choroby policzki, na podkrążone, przekrwione oczy, na kościste, przygarbione ciało, by zrozumieć, czego potrzebuje trzykrotny mistrz olimpijski. Brązowooki z pewną niechęcią zaprowadził gościa do swojego salonu. Przecież nikt by go nie szukał u Maćka Kota. Wszyscy aż za dobrze wiedzieli, że obaj są bardzo ambitni i nie przepadają za sobą wzajemnie. Sporo było w tym winy Maćka, który unikał Kamila, gdy tylko mógł. Sam siebie nie rozumiał w tym względzie, ale domyślał się, że po prostu nie mógł przeboleć tego, że nie skacze tak ładnie jak jego kolega, że nie wygrywa.
A teraz było już za późno na naprawienie tego, za późno na przeprosiny. I nawet ten żal był mocno spóźniony. Westchnął więc tylko zirytowany. Sięgnął po Milkę, którą kupił jeszcze rankiem w nadziei, że poprawi mu humor. Kiedy jednak spojrzał na opakowanie, od razu przypomniała mu się roześmiana twarz największego fana Milki, Andreasa Wellingera. Odłożył czekoladę z powrotem na biurko, patrząc na nią z niesmakiem. Podejrzewał, że jeszcze przez długi czas nie będzie potrafił zjeść Milki bez wspominania o tym sympatycznym przecież Niemcu. Ułożył się więc na boku na łóżku, z którego w swoim szale wcześniej zrzucił kołdrę, przez co leżał tylko na materacu ukrytym pod kremowym prześcieradłem. Nawet poduszka była gdzieś na drugim końcu pokoju, tuż przed drzwiami dużej, jasnej szafy. Nie mógł jednak zasnąć. Jego własne ponure myśli dręczyły go jeszcze bardzo długo.
-Nienawidzę Milki, nienawidzę was wszystkich, a ciebie, Kamil, szczególnie, bo mnie zostawiłeś, a ja cię potrzebowałem. Nadal potrzebuję. I nie wiem, co będzie dalej. Wiesz, że policja wciąż nie wie, co się stało w pokoju Cene? Z początku zakładali, że to zbiorowe samobójstwo, ale teraz...
Nagle przerwał swój monolog.
Jaki ja jestem głupi! Gadam sam do siebie! Nie dość, że całowałem faceta, to jeszcze gadam do siebie. Ojciec chyba ma rację, powinni mnie zamknąć w psychiatryku.
Poczuł obrzydzenie i silną niechęć na samą myśl o tym miejscu. Ze wszystkich miejsc na świecie to właśnie należało do tych, których nie zamierzał odwiedzać. Nie lubił tej atmosfery, takiej smutnej, przytłaczającej, jakby cały smutek świata zebrał się w jednym miejscu, okraszony nostalgią i otumanieniem. Ludzie krążący po korytarzach tego szpitala zawsze wydawali mu się apatyczni, pozbawieni chęci do życia, niczym roboty w ludzkich ciałach. I to go najbardziej przerażało: ta jedna myśl, że gdyby tu trafił, stałby się taki sam.
Nie chciał tego. Lubił siebie takiego, jakim był. Lubił swoją ambicję. Po prostu lubił siebie, chociaż ostatnio to właśnie zmieniało się coraz bardziej. Dostrzegał u siebie samego te wszystkie cechy, z powodu których kiedyś gardził innymi. Teraz ich rozumiał i napłynął na niego żal, że nie ma żadnej możliwości, aby ich przeprosić.
Jestem żałosny! Właściwie to nie wiem zupełnie, co ja tu robię. Zostałem skoczkiem, ponieważ to kochałem, ponieważ uwielbiałem rywalizować, ale teraz bez Kamila to już nie będzie to samo... Gdyby on tu był...
Przewrócił się na drugi bok, sięgnął po książkę, próbujśc zagłuszyć własne myśli. Czytanie pierwszych zdań szło mu opornie, ale na szczęście po pewnym czasie lektura go wciągnęła tak bardzo, że nie zauważał już nic wokół siebie. W końcu w głębi duszy był teraz małym chłopcem, który stracił opiekuna, którego kochał tą swoją własną, trochę pokrętną miłością zagubionego, acz wyniosłego dziesięciolatka. Był więc małym chłopcem, który potrzebował pocieszenia, potrzebował czyichś silnych ramion, w których poczułby się bezpiecznie. Jak w ramionach mamy, gdy faktycznie był małym chłopczykiem. Chciał się tylko przytulić do mamy, a nawet tego zrobić nie mógł.
Pociągnął nosem, wytarł ostatnie łzy, przycisnął do siebie poduszkę, tuląc ją tak, jak w dzieciństwie tulił swojego ulubionego pluszaka i w końcu zasnął. Jego dusza i serce potrzebowały odpoczynku, potrzebowały tych kilku błogosławionych chwil, kiedy chociaż myślami można przenieść się do lepszego, spokojniejszego świata.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top