"Letter"

         Był chłodny, wrześniowy wieczór. Wszyscy mieszkańcy akademika już dawno spali. Wszyscy z wyjątkiem Ani Shirley-Cuthbert zamieszkującej pokój na piętrze wraz z Dianą Barry.
Rudowłosa siedziała przy starym biurku, na którym leżała ozdobna kartka papieru. W dłoni trzymała pióro, które po chwili zamoczyła w atramencie. Zaczęła pisać:

Drogi Gilbercie,

         Wyglądam jak moja mama. Czyż to nie cudowna wiadomość? To niesamowite uczucie wiedzieć,że nie jestem jedyną rudą osobą w rodzinie. Rodzina, cóż za piękne słowo. Często za nią tęsknię mimo,że nie znałam ani matki ani ojca. Jednak teraz będę miała ich cząstkę przy sobie.
         Maryla i Mateusz odwiedzili dziś moją pierwszą opiekunkę panią Hammond, w celu odnalezienia moich rodzinnych pamiątek. Przywieźli mi stamtąd księgę napisaną przez mego ojca dla mej matki o tytule "Język kwiatów". Już wiem skąd me zamiłowanie do przyrody. Jestem im za to dozgonnie wdzięczna.
         Mam nadzieję,że dotarłeś już do Toronto. Teraz tylko czekam na święta,aby móc wrócić na Zielone Wzgórze. Liczę, że spotkamy się w tym czasie.
Z tęsknotą twoja
Ania nie Anna

Przeczytała swój list jeszcze raz, wciąż nie wierząc w jego treść. Następnie schowała go do szuflady biurka i udała się w stronę łóżka z myślą,że jutro wyśle ukochanemu swoją wiadomość.

🌼🌼🌼

         Promienie słoneczne delikatnie muskały twarz śpiącej rudowłosej. W przeciwieństwie do przyjaciółki Diana od godziny była już nogach. Irytowała ją przenikliwa cisza, więc postanowiła obudzić swoją współlokatorkę. Podeszła ostrożnie do jej łóżka i energicznym ruchem ściągnęła z niej kołdrę. Dziewczyna od razu się obudziła:

— Diano?! Jaki jest powód twego haniebnego czynu? Czy człowiek chociaż raz w życiu nie może się porządnie wyspać!? — powiedziała Ania, po czym chwyciła leżącą obok niej poduszkę i rzuciła nią w przyjaciółkę.

— Oż ty — oburzyła się młoda Barry — pożałujesz tego — rzekła odpłacając się dziewczynie pięknym za nadobne, przy okazji rozpoczynając nieprzystającą młodym damom bitwę na poduszki.

        Ich zabawa nie trwała jednak za długo, gdyż dosłownie chwilę później właścicielka akademiku zawołała wszystkich na śniadanie. Dziewczyny szybko się ubrały i zbiegły po schodach na dół. Shirley miała na sobie długą, zieloną sukienkę podkreślającą jej figurę. Rude włosy swobodnie okalały jej chude ramiona. Diana natomiast ubrała jedną ze swoich ulubionych, niebieskich sukienek. Tak jak za dawnych lat zawiązała z tyłu włosów błękitną kokardę.

        "Ach, jak dobrze byłoby znowu być dzieckiem." — pomyślała ciemnowłosa po czym weszła do jadalni.

🌼🌼🌼

         Po posiłku wszystkie dziewczęta do końca dnia miały wolne. Gdy Ania wraz z jej bratnią duszą weszły do pokoju rudowłosa przypomniała sobie o jej misji do wykonania. Pędem rzuciła się w stronę starego biurka w celu znalezienia listu:

— Wszystko w porządku Aniu? — spytała zmartwiona współlokatorka.

— Tak, tak. Po prostu czegoś szukam — odpowiedziała jej jasnooka — och, już znalazłam — rzekła pokazując dziewczynie swoje znalezisko.

— List? Czyżby do Gilberta? — spytała pewna siebie Diana.

— Tak — mówiąc to dziewczyna się zarumieniła — Skąd wiedziałaś?

— Za dużo wczoraj widziałam — odparła ciemnowłosa z szerokim uśmiechem na ustach.

         Obie zaśmiały się na te słowa. Ania jednak szybko się opamiętała. Wyszła ze swojego lokum i szybkim krokiem udała się w kierunku miejskiej poczty.

🌼🌼🌼

Gilbert

         Toronto to naprawdę piękne miasto. Kolorowe uliczki, dostojni ludzie. Można by rzec "spełnienie marzeń". Jednak nie dla mnie. Od zawsze chciałem studiować na Sorbonie — najlepszym uniwersytecie medycznym na świecie. Związek z Winifred mógłby zapewnić mi wszystko co najlepsze. Tylko był jeden problem. Nie kochałem jej. To nie było to samo co z Anią, którą naprawdę darzę uczuciem. Cieszę się, że przed moim wyjazdem wszystko sobie wyjaśniliśmy...
        Moje przemyślenia przerwał głos, który poinformował mnie o tym, że dotarłem już na miejsce.

🌼🌼🌼

        Uniwersytet to bardzo stary, ale piękny budynek wykonany z kamienia. Liczne kolumny i portale to jedne z wielu ozdób tej uczelni dzięki czemu wyglądała nieziemsko. Niczym najpiękniejszy na świecie zamek.

— Ani by się tu spodobało — powiedziałem sam do siebie po czym bez zastanowienia wszedłem do środka i udałem się na drugie piętro.

🌼🌼🌼

         Pokój, w którym miałem zamieszkać, był bardzo skromny. Szare ściany, ciemna podłoga i antyczne, wręcz zabytkowe meble stanowiły jego przytulne wnętrze. Dlaczego przytulne? Kojarzył mi się z moim pokojem w Avonlea. Nadal żałuję, że wyjechałem i zostawiłem Bash'a samego z Delphine mimo, że to on właśnie przekonał mnie do tego wyjazdu. Wiem, że zrobiłem dobrze kontynuując naukę, ale i tak tęsknię.

         "Dobra Blythe przestań się nad sobą rozczulać. Jak tak dalej pójdzie to Bash nigdy nie nazwie cię mężczyzną" — pomyślałem po czym zacząłem rozpakowywać swoją walizkę.

🌼🌼🌼

         Gdy skończyłem się wypakowywać zauważyłem, że nadeszła godzina kolacji. Wyszedłem z pokoju i udałem się do jadalni, która znajdowała się na pierwszym piętrze.
Było to pomieszczenie proste i zabytkowe jak cała uczelnia. Widać było, że nie tylko ja miałem zamiar tu studiować. Znajdowało się tu sto, a może i więcej osób. Z początku mnie to przeraziło, jednak nie dałem po sobie tego poznać. Udałem się, więc po jedzenie i zająłem wolny stolik. Z czasem przysiadł się do mnie chłopak. Przedstawił się jako Leonard Hofstadter i okazało się, że również jest na medycynie.

        "Przynajmniej nie będę tu sam" — pomyślałem.

Po bliższym poznaniu i dokończeniu posiłku udałem się z powrotem do pokoju.

🌼🌼🌼

         Wróciwszy do mego lokum zorientowałem się, że jest już bardzo późno. Udałem się do łazienki dołączonej do pokoju i zacząłem wykonywać całą wieczorną rutynę po czym położyłem się do łóżka i zasnąłem myśląc o mojej ukochanej.

🌼 🌼🌼

         Kolejne dni mijały mi tak samo. Uczelnia, jedzenie, nauka, spanie... i tak na okrągło. Moją rutyną stało się również schodzenie do recepcji i pytanie o listy do mnie. Otrzymałem jedynie same kartki od Bash'a, a od Ani nic. Bardzo mnie to zasmuciło. Bałem się, że już o mnie zapomniała.

        "Na pewno nie zapomniała. To do niej nie podobne. Zawsze o wszystkim pamięta. Może znalazła sobie kogoś innego? — powoli zaczynałem panikować — Uspokój się Blythe. Przecież ona też to czuje. Sama to powiedziała."

Zakończyłem swoje rozmyślania i wróciłem do szarej codzienności.

🌼🌼🌼

         Kolejnego dnia znowu pobiegłem do recepcji:

— Czy przyszło coś na nazwisko Blythe? — spytałem uprzejmie recepcjonistki.

— Tak. Już podaję.

        Wziąłem kopertę w dłonie. Domyślałem się, że znowu Sebastian przesyła wiadomości z Avonlea. Jednak, gdy na kopercie zobaczyłem nazwisko Shirley-Cuthbert wszelkie wątpliwości zniknęły. Popędziłem do pokoju niczym petarda. Tam otworzyłem kopertę i przeczytałem jej zawartość. Od razu zacząłem odpisywać mojej Marchewce.

🌼🌼🌼

Ania

         List do Gila wysłałam już tydzień temu. Do dziś nie dostałam odpowiedzi. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy o mnie zapomniał lub przestał kochać. Na szczęście Diana wybiła mi te wymysły z głowy. Żeby uspokoić myśli kazał mi także iść na pocztę. Ubrałam się w tę samą sukienkę, którą miałam na sobie tego pamiętnego dnia. Włosy natomiast związałam w wysokiego koka. Ubrałam też płaszcz, gdyż zaczynało się robić coraz zimniej i ruszyłam w kierunku poczty.

🌼🌼🌼

         Nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się pod budynkiem. Bez zastanowienia otworzyłam drzwi i weszłam do środka:

— Dzień dobry. Przyszło coś na nazwisko Shirley-Cuthbert? — zapytałam.

— Tak, tak. Już podaję — rzekł mężczyzna po czym zniknął w pokoju obok.

Stałam zdenerwowana i pełna nadziei na odpowiedź od Blythe'a.

— Proszę — powiedział mężczyzna.

Wzięłam kopertę w dłoń i pospiesznym krokiem udałam się w stronę najbliższego parku.

🌼🌼🌼

         Usiadłam powoli na ławce. Dopiero teraz zauważyłam kto jest nadawcą listu. Nikt inny jak Gilbert Blythe. Z oczu poleciało mi kilka łez wzruszenia, które szybko starłam by nie zmoczyć zawartości kopert.
W środku znajdowała się ozdobna kartka. Od razu zaczęłam czytać jej zawartość.

— Jednak o mnie pamiętasz — powiedziałam po przeczytaniu listu.

Następnie przytuliłam do siebie kartkę. Nawet nie zauważyłam kiedy znowu zaczęłam płakać...

Koniec

—————————————————————————————————————————————

Witam w pierwszym one shot'cie. Jest to dokładnie ten sam co z maratonu tylko delikatnie poprawiony. Mam nadzieję, że teraz wszystko już jest w porządku. Jakbyście zobaczyli jakieś błędy lub mieli uwagi odnośnie tekstu to piszcie w komentarzach lub prywatnie.

Wielkie podziękowania należą się też n_i_e_b_i_e_s_k_a, która pomogła mi nanieść wszystkie poprawki. ❤

Do zobaczenia w pozostałych książkach

Majka nie Maja <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top