Rozdział 71
Jungkook
Może moje wolne życie nie wyglądało dokładnie tak jak chciałem, ale nie było najgorzej. Cały czas byłem na plusie. Co dwa lub trzy dni chodziłem na obrzeża rejonów Sihyuka by tam zarobić co nieco oddając innym mężczyzną swoje ciało za pieniądze. Dwa razy również byłem w centrum handlowym, by naciągnąć jakiegoś bogatego ważniaka na coś markowego, by ostatecznie zwrócić to i wzbogacić swój budżet.
Raz udało nawet mi się nawet skontaktować z Seokjinem, lecz oboje na razie woleliśmy jeszcze nie ryzykować. Powiedział mi jedynie, bym uważał. Bang cały czas o mnie pamiętał. Może i tak było, lecz jak na razie jestem cały i zdrowy.
Stałem na chodniku pod latarnią, przez cały czas starając się wyglądać atrakcyjnie. Już od długiego czasu nikt tędy nie przejeżdżał. No trudno. Jeszcze piętnaście minut i stąd idę.
Akurat po dziesięciu minutach ujrzałem auto jadące pustą drogą. Nie spodobało mi się jednak to, że zatrzymał się trochę przede mną, a nie tuż obok, co zazwyczaj miało miejsce. Dwójka mężczyzn wysiadających z samochodu również nie wyglądała przyjaźnie. Jednego rozpoznawałem z przydupasów Banga.
Czyli w końcu się doigrałem? Nie jest za późno by uciekać? Odwróciłem się, lecz za mną również znajdował się jakiś typ w kapturze. Skąd on się wziął?! Przełknąłem ciężko ślinę, czując, że ten dzień nie będzie należał do najlepszych.
– Daliśmy ci szansę, ale jesteś na tyle głupi by cały czas tu wracać i kraść klientów chłopcom Banga. – Przemówił jeden z nich.
– Niewdzięczna suka.
Jungkook, ogarnij się! Rusz się, a nie czekasz aż ci spuszczą wpierdol i to w pełni za darmo!
Nieco za późno to wszystko do mnie dotarło. Nim zerwałem się do biegu, dwóch mężczyzn już trzymało moje ramiona. Ostatni z nich zaczął grzebać mi po kieszeniach, na koniec zabierając zarobione dzisiaj pieniądze.
– To zabieram, chociaż tak naprawdę wisisz nam za jeszcze poprzednie dni. – Powiedział, przeliczając szybko banknoty i chowając do kieszeni.
Widziałem jak na jego twarzy gości krótki uśmiech, a chwilę później miałem ochotę zwinąć się z bólu, czując silne uderzenie w brzuch. Po nim nastąpiły jeszcze dwa, po których przez pewien czas nie mogłem wziąć wdechu. Zaraz potem otrzymałem porządny cios w twarz. Trzymając mnie mężczyźni puścili mnie, a ja od razu padłem na kolana.
Nie cieszyłem się długo chwilą spokoju, ponieważ zaczęły następować kolejne uderzenia. W tym momencie byłem już na całkowicie przegranej pozycji. Jeden leżący na trzech kopiących. Nie próbowałem nawet atakować. Osłaniałem w miarę możliwości najbardziej strategiczne miejsca, lecz i to nie chroniło mnie całkowicie.
W pewnym momencie zacząłem oddychać przez otwarte usta, ponieważ krew lecąca z nosa, uniemożliwiała mi to. Chociaż samo oddychanie również nie należało do najłatwiejszych. Bolały mnie żebra, brzuch oraz cała twarz.
Nie potrafiłem się na niczym skupić. Nie wiedziałem ilu z nich tak właściwie jeszcze mnie atakuje. Jednak czując jak czyjaś dłoń sięga do mojej i coś przy niej grzebie, natychmiast ją zabrałem, zaciskając w pięść.
– Oddawaj wszystko co masz, marna suko. Nadal jesteś nam sporo winny.
Wzięliście wszystko co mogliście. Zabierzcie mi nawet ubrania, bo nic innego nie mam już do oddania.
– Może i bym cię jeszcze przeleciał, gdybym nie wiedział ilu klientów obracałeś.
Poczułem uderzenie w twarz, która osłoniona była tylko jedną ręką. Obraz przede mną się zamazał.
– Pamiętaj, żeby się tutaj więcej nie pokazywać.
Nieudolnie próbowałem wziąć oddech. Ciemne ulice robiły się jeszcze bardziej niewyraźne i coraz mniej stabilne. Mroczki zaczęły przesłaniać coraz większą część mojego obrazu.
Jimin
Sam w to nie wierzyłem, ale ponownie mieliśmy względny spokój z nadgodzinami Daehyuka. Oczywiście zdarzały się co jakiś czas, lecz nie był to już element każdej jego zmiany. U mnie w przedszkolu też panował względny spokój. Co właściwie było bardzo dobre.
– Dae! – Krzyknąłem, nie będąc pewien, gdzie przebywa mężczyzna.
– W kuchni!
Wyszedłem z pokoju, a im bliżej celu tym coraz pyszniejszy zapach unosił się w powietrzu.
– Pięknie pachnie. – Powiedziałem, zaglądając do garnka. – Mogę liczyć też na jakiś deser?
– Ja właśnie na swój patrzę. – Mruknął w moją stronę.
Chyba naprawdę znalazłem się w idealnym związku.
– Żebyś przez ten deser nie spóźnił się przypadkiem do pracy. – Zwróciłem mu uwagę.
Wyciągnąłem nam talerze i wstawiłem wodę. Sobie na herbatę, starszemu na kawę.
– Myślałem o tym, żeby w przyszłym miesiącu pojechać do rodziców w odwiedziny. – Odezwałem się, zalewając kubki wrzątkiem. – Tak chociaż na weekend.
– Doby pomysł.
– Nie pojechałbyś ze mną? Rodzice cię lubią i na pewno się ucieszą.
– Nie jestem pewien czy dostanę wolne, ale spytam się. – Ucałował mnie w czoło. – Ale znając życie to oni szybciej do nas zawitają. – Zaśmiał się.
Również przeczuwałem, że niedługo mogą urządzić mi niespodziewaną wizytę. Zabrałem talerze z jedzeniem i zaniosłem do stołu. Dae wziął gorące kubki.
– Tak poza tym jak pracujesz w weekend? – Spytałem, zawsze mając trudności z zapamiętaniem jego grafiku.
– W sobotę rano kończę nockę i później dopiero idę w niedzielę na nockę.
– Czyli mamy prawie dwa dni dla siebie. – Stwierdziłem zadowolony. – Coś nam wymyślę.
– Dobrze, na wszystko się zgadzam.
Świetnie. Wymyślanie dla nas rozrywek i atrakcji zostawiłem sobie jednak na później. Na razie starałem się nacieszyć jego obecnością. W końcu znowu będę musiał samotnie spędzać noc.
Jungkook
Otworzyłem niepewnie oczy. Zdziwiłem się widząc jasność i biel dookoła siebie. Skatowali mnie tak, że umarłem?! Odwróciłem głowę na bok. Nie, to tylko szpital. W sumie nie wiedziałem co by było lepsze.
Patrzałem jak jakieś pielęgniarki stoją przy jednym z pacjentów wraz z szczupłym lekarzem. Musiał przekazywać jakieś dobre wieści, sądząc na jego wyraz twarzy. Zaraz jednak pożegnał się z mężczyzną, odchodząc od jego łóżka.
– O, obudził się pan. – Powiedział z uśmiechem, spoglądając wprost na mnie.
Podszedł do mojego łóżka, chwytając kartę przywieszoną na jego przedzie. Patrzałem jak jego jasnobrązowe oczy studiują coś na kartce. Jego włosy były niemal tego samego koloru. Wyglądał stosunkowo młodo jak na lekarza. Mógł mieć trzydzieści lat bądź ledwo ponad.
– Wie pan co się stało?
– Tak. – Odparłem cicho.
Lekarz wymienił adres szpitala, w którym się znajdowałem, a ja miałem ochotę zaśmiać się pod nosem, że musieli zawieźć mnie akurat tutaj.
– Jestem Yoo Daehyuk i dopóki pan tutaj przebywa to ja będę się panem opiekował. – Powiedział życzliwym tonem.
Skinąłem słabo głową. Nie za bardzo miałem siły i ochotę się ruszać. Cieszyłem się, że nic mnie nie bolało, jednak przypuszczałem, że to skutek jakiś leków przeciwbólowych.
– Nieźle pana poobijali. Jeśli pan sobie tego życzy, szpital może wezwać policję, by zgłosić napaść.
– Nie! – Powiedziałem natychmiast.
Czułem przyspieszone bicie własnego serca. Założę się, że jeżeli policja dowiedziałaby się, że tutaj jestem to Bang również. A wtedy nie wiem czy wyszedłbym stąd czy może Sihyuk sprawiłby, że wylądowałbym od razu w kostnicy.
– Dobrze, jak uważasz. – Powiedział spokojnie. – Chociaż napastnicy powinni ponieść konsekwencje.
Poczułem ulgę, że nie nalegał.
– Przez pewien czas może czuć się pan nieco otępiały. Podaliśmy dosyć silne leki przeciwbólowe. Miał pan zwichnięte kolano, które nastawiliśmy panu, gdy był pan nieprzytomny, więc chociaż to pana ominęło. Ma pan dosyć poważnie obite żebra, stłuczony nadgarstek oraz kostkę, rozcięty łuk brwiowy, który na szczęście nie wymaga szycia, miał pan również złamany nos i wstrząs mózgu. Zostanie pan w szpitalu przez kila dni na obserwacji.
Skinąłem głową na znak, że zrozumiałem. Z tego co mówił to nie było ze mną najlepiej, ale dużo lepiej niż mogło się to skończyć.
Uczucie pewnej beztroski i braku bólu było dosyć przyjemne. Jednak zmęczenie nadal brało nade mną górę.
– Gdy przywieziono tutaj pana, nie było przy panu żadnych dokumentów. Potrzebowalibyśmy pana dane. Musimy wiedzieć czy...
– Jestem ubezpieczony.– Szepnąłem, powoli zamykając oczy.
Nie miałem ochoty na rozmowy. Potrzebowałem jeszcze trochę odpoczynku. Nie wiedzą kim jestem, policja nic nie wie. Na razie jestem tutaj bezpieczny.
Otworzyłem oczy. Zobaczyłem białe ściany i kobiety w szpitalnych fartuchach. Czyli to nie był sen i naprawdę jestem w szpitalu. Zamrugałem kilkukrotnie. Czułem się już trochę lepiej, jednak nie mogłem powiedzieć, że tak dobrze jak przy poprzedniej pobudce.
Zmęczenie odeszło, jednak jego miejsce zastąpił ból. Najwyraźniej leki przeciwbólowe przestały działać. A na początku było tak przyjemnie... Już dawno nie czułem się tak beztrosko, bez żadnego bólu. Żadnego.
Westchnąłem, zaraz się krzywiąc. Już podczas samego oddychania, czułem pewien dyskomfort w żebrach. I tak jestem w szoku, że żadnego mi nie połamali. Głupi ma szczęście.
Nawet nie zauważyłem, kiedy odruchowo zacząłem pocierać kciukiem o serdeczny palec. Nie zauważyłbym tego odruchu, gdyby nie fakt, że wyczułem tam pewien brak. Otworzyłem szeroko oczy, zrywając się do siadu i spoglądając na swoją dłoń, ignorując przy tym ogromny ból. Pusto. Z nadzieją spojrzałem na stoliczek obok. Również pusto.
Czułem rosnące we mnie ciśnienie. W sumie to nie tylko ja to zauważyłem, bo urządzenie pod które byłem podpięty szybko poinformowała o tym pielęgniarki.
– Wszystko w porządku? – Spytała jedna z kobiet w fartuchu, podchodząc do mnie zaniepokojona.
– Gdzie ona jest?! – Warknąłem, chwytając ją za materiał odzienia i przyciągając bliżej siebie.
– Niech się pan uspokoi. – Prosiła wyraźnie spanikowana.
Kątem oka widziałem jak reszta oddziału rusza jej na pomoc.
– Gdzie są moje rzeczy?! Złodzieje!
Jedna z pielęgniarek próbowała zajść mnie z drugiej strony łóżka. Puściłem jedną rękę, by przenieść ją na nowo przybyłą. Może i to wszystko sprawiało mi niemały ból, lecz to się w tej chwili nie liczyło. Gdzie są moje rzeczy?!
Spanikowane pielęgniarki zaczęły krzyczeć coś między sobą, a ja nadal żądałem zwrócenia mi mojej własności. Zrobiło się całkiem spore zamieszanie. Przynajmniej inni pacjenci mieli małą rozrywkę oglądając to wszystko.
Syknąłem, kiedy poczułem ukłucie w przedramię. Szybko zaczęły mnie opuszczać siły. Chcąc nie chcąc musiałem puścić fartuchy tych kobiet. Nie chcąc wylecieć poza łóżko, zacząłem się z powrotem kłaść. Jakikolwiek ruch stawał cię coraz bardziej niemożliwy. Trochę ciężko zaczęło mi się oddychać. Przymknąłem powieki, nie mając nawet sił na utrzymanie ich otwartych.
– Nie za dużo mu tego podałaś? – Usłyszałem głos jednej z kobiet.
– Widziałaś w jakim stanie go przywieźli, a co teraz wyprawiał! Już się bałam, że nawet końska dawka go nie uspokoi!
Miałem ochotę prychnąć pod nosem, lecz nie miałem na to siły. Zbiorowisko pielęgniarek szybko się rozeszło, szepcząc między sobą. Leżałem przysłuchując się wszystkiemu. Co innego mogłem robić?
– Pewnie jakiś narkoman. Widziałaś jego kolczyki, jak go przywieźli. Pewnie jeszcze tatuaże ma. – Mówiła jakaś starsza kobieta.
– Może powinniśmy zawiadomić policje? Może jest poszukiwany?
– Przecież nic przy sobie nie miał, gdy go przywieźli.
– Słyszałyście skąd go przywieźli? – Dołączyła się kolejna. – Podobno męska dziwka.
I zaczęło się spekulowanie. One nic nie rozumieją. W ciszy dalej przysłuchiwałem się, jak mnie oceniają i snują milion domyśleń. Przynajmniej dałem im jakieś zajęcie. Po czasie mogłem stwierdzić, że jeszcze nigdy takie bezczynne leżenie nie było tak męczące.
– Witaj chłopcze. – Usłyszałem znajomy głos.
O ile raz usłyszany, można nazwać znajomym. Lekko rozchyliłem powieki. Przy łóżku ujrzałem lekarza, który podobno miał się mną zajmować. Przynajmniej tak mi się wydaje. Miałem ochotę pokazać mu jak bardzo nie obchodzi mnie jego wizyta, lecz nie miałem na to siły. Jedynie uśmiechnąłem się słabo.
– Jak masz na imię? – Powtórzył pytanie z wcześniejszej rozmowy. – Sanitariusze mówią, że nie miałeś przy sobie żadnych dokumentów. Powinniśmy kogoś zawiadomić, że tu jesteś?
– Okradli mnie, więc dziwne, gdyby coś przy mnie zostawili. Nikogo nie trzeba powiadamiać.
Nie macie kogo powiadamiać. Po tych dwóch zdaniach potrzebowałem chwili odpoczynku.
– Jak się czujesz? Pielęgniarki mówią, że już pan dochodzi do zdrowia. – Uśmiechną się, lecz nie złośliwie czy oceniająco.
– Już dawno się tak dobrze nie czułem. – Odparłem z ironią.
– Jak się pan nazywa? Potrzebne jest to do określenia czy jest pan ubezpieczony.
Milczałem, patrząc na niego spod przymrużonych powiek.
– Proszę odpoczywać i nie fundować pielęgniarkom więcej wrażeń. – Poprosił uprzejmie.
Chyba go polubię. Przynajmniej jest dla mnie miły i głośno mnie nie ocenia. Za to pielęgniarkom przyda się trochę rozrywki. Uśmiechnąłem się łobuzersko informując go, że nie zamierzam być grzecznym pacjentem.
– Proszę odpoczywać. – Poprosił.
Pochylił się nieco w moją stronę, chwytając moja dłoń. Otworzyłem na moment szerzej oczy, czując jak ląduje w niej niewielki metalowy przedmiot. Ścisnąłem dłoń w pięść z całych sił, zamykając oczy. Całe siły zużywałem na nie wypuszczenie tego przedmiotu, więc na hamowanie łez już ich brakowało.
Jimin
Byłem już naprawdę zmęczony. Jednak wiedziałem, że on będzie jeszcze bardziej, szczególnie po tych nadgodzinach, które go dzisiaj spotkały. Czasami się zastanawiałem czy on nie może, czy nie chce im odmówić.
Niestety, ta praca chyba rzeczywiście była jego powołaniem. Kilka razy byłem go odwiedzić i widziałem jak z sercem traktuje każdego pacjenta. Dlatego też nie umiałem mu zabraniać przebywania tam oraz nie potrafiłem ganić go za kolejne spóźnienie.
Uśmiechnąłem się, słysząc otwierające się drzwi. Po chwili zjawił się przy zastawionym stole, przy którym na niego czekałem.
– Jestem naprawdę wykończony. Ale przynajmniej przez chwilę było wesoło.
Spojrzałem na niego, będąc ciekaw kolejnej opowieści, która zmusiła go do dłuższego pobytu w szpitalu.
– Przywieźli pobitego chłopaka. Dosyć młody. Mając na uwadze gdzie go znaleziono, to prawdopodobnie jedna z męskich prostytutek. Mamy problem z zidentyfikowaniem go. Nie miał przy sobie dokumentów, a nie chce powiedzieć jak się nazywa. Chyba będziemy musieli wezwać policje. Może mają go w bazie.
Przełknąłem ciężko ślinę. Nie podobało mi się, że miał do czynienia z takimi ludźmi. Męska prostytutka, świetnie.
– Stan dosyć poważny, lecz obyło się bez operacji. – Kontynuował opowieść. – Mniejsza. Niedługo po przebudzeniu zaatakował jedną z pielęgniarek, a potem następną. Wyzywając je przy okazji od złodziejek.
Na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, natomiast na jego, rozbawienia
– Znaczy, one to tak wyolbrzymiają. – Sprostował, widząc moją minę. – Podobno tylko szarpał się z jedną, a później z drugą. Nic groźnego. Ale zamieszanie zrobił całkiem spore. Ze strachu dały mu prawie końską dawkę leków uspokajających. – Zaśmiał się. – Ale wyglądał na dobrego chłopaka.
– Czemu zrobił takie zamieszanie?
– Gdy go przywozili, ściągnięto z niego całą biżuterię, przed zrobieniem tomografii. Sądzę, że braku kolczyków nawet nie zauważył. Cały ten szał był o obrączkę. To trochę smutne.
Zmarszczyłem brwi. Nie rozumiałem jego współczucia do tej dziwki. Miał obrączkę. Był żonaty i jeszcze pracował jako prostytutka.
– Widać jest to dla niego bardzo ważne. Gdyby nadal był z tą osobą, założę się, że nie robiłby takie zamieszania. Pomyśl. Ta osoba musiała odejść w jeden z dwóch sposobów. Albo go zostawiła, a on bardzo ją kochał i kocha. Albo po prostu zginęła... – Dodał ciszej.
Zamilkłem.
Seokjin
Leżałem, wtulony w jego ciało. Jego ramiona zawsze mnie uspokajały.
– Będzie dobrze.
– Joonie, ja już tak nie chcę. Ale nie mogę tak po prostu od niego odejść. Nie wypuści mnie. Boję się, że skończę gorzej niż Jungkook, który i tak miał duże szczęście.
– Tak w ogóle to wszystko z nim w porządku? – Spytał troskliwie.
Dużo mu o nim opowiadałem, więc wie, że pomimo krótkiej znajomości bardzo się z nim zżyłem.
– Tak. No, na tyle ile to możliwe. Jutro idę rano po niego do szpitala.
– Dobrze, słońce. Pozdrów go ode mnie i życz mu szybkiego powrotu do zdrowia.
– Już nie zbliży się do granic Banga. Jednak poza nimi jest naprawdę ciężko o dobry zarobek. Nie wiem ile ma oszczędności i na ile mu one starczą.
Naprawdę chciałem mu jeszcze jakoś pomóc. Jednak w tej chwili nie miałem za wiele pomysłów. Chociaż... Nie. Najpierw muszę porozmawiać o tym z Jungkookiem.
– Mimo wszystko trochę zazdroszczę mu tej odwagi. – Szepnąłem.– Obiecuje ci, że w końcu też coś wymyślę.
– Bądź ostrożny. Przede wszystkim nie chcę, żeby stała ci się jakaś krzywda. W końcu wymyślimy jakieś bezpieczne wyjście.
Lecz ja już dłużej tak nie mogę. Chcę przestać żyć jak do tej pory. Chcę w końcu móc skorzystać z jego propozycji o wspólnym zamieszkaniu i życiu. Jungkookowi w jakiś sposób udało się od niego uwolnić, chociaż może jeszcze nie od takiego życia.
Ciekawe jaki miał teraz plan?
Jungkook
Spojrzałem w lustro. Twarz była poobijana mniej niż myślałem. Całkiem nieźle się goiłem. Jednak mimo tego niemal od razu uciekłem wzrokiem od odbicia. Nadal nie umiałem nawet samemu sobie spojrzeć w oczy.
Jak mógłbym w nie patrzeć, widząc jedynie wymalowaną dziwkę, szykującą się na kolejny wieczór. Wyzywający makijaż stał się częścią mnie. Dzisiaj go brakowało, lecz nie czułem się przez to mniej brudny.
Mimo wszystko zmusiłem się do krótkiego spojrzenia w stronę lustra. Nie poznawałem osoby po drugiej stronie. To nie byłem już ja. Może i odbicie pokazywało niewinnego, nieśmiałego chłopca, jednak już dawno to przestałem nim być.
Nie mogłem jednak ukryć, że podobało mi się to co aktualnie widziałem. Te ciemne oczy nie naznaczone żadnym makijażem, wąskie usta bez śladu szminki. Nawet te włosy w odcieniu ciemnego blondu. Nie mógłbym już wyglądać tak zawsze? Jak normalny mężczyzna, a nie jak tania dziwka?
Otworzyłem szerzej oczy widząc spływającą po policzku łzę. Szybko otarłem ją wierzchem dłoni i uciekłem wzrokiem od lustra. Wziąłem głęboki wdech wychodząc z łazienki.
Wyszedłem z łazienki, kierując się w stronę swojej sali.
Leżałem znudzony na łóżku. Dzięki lekom nic mnie na razie nie bolało, więc dobry humor się mnie trzymał. Jednak wiedziałem, że długo ten stan się nie utrzyma. Wiedziałem jaki czas miałem spokoju po podaniu mi leków przeciwbólowych. Jestem już na końcówce. Niedługo trzeba będzie wołać noonę, by znów mi je podała.
Spojrzałem na przechodzące pielęgniarki, którym nie podobało się moje poczucie humoru. Chyba wolały, gdy mnie bolało, bo wtedy siedziałem cicho. Oczywiście do czasu, gdy ból nie był zbyt dokuczliwy. Kobiety każdorazowo spoglądały na mnie obrażonym wzrokiem, niemal ignorując moją osobę. Było to poniekąd naprawdę zabawne.
Moje spojrzenie uciekło w stronę otwierających się drzwi.
– O! Doktorek! Co tym razem? Pielęgniarki znów się poskarżyły?
– Nie, jeszcze nic do mnie nie dotarło. Co znów narozrabiałeś?
Uśmiechnąłem się. On jedyny jak nie patrzał manie z obrzydzeniem i niechęcią. Zresztą, widziałem, że w ten sam sposób traktował również innych pacjentów. Właściwy człowiek na właściwy miejscu. Czego nie mogłem powiedzieć o tych plotkujących i oceniających innych z góry pielęgniarkach. Dlatego też je traktowałem jak traktowałem, a on miał u mnie taryfę ulgową. On i jeszcze jedna noona, która nigdy nie żałowała mi leków przeciwbólowych.
– Z czym tym razem pan przychodzi? Jakieś wyniki badań?
– Tak. Mam dobrą wiadomość. Niedługo będziemy mogli cię wypisać do domu, panie Jeon.
– Gdzie? – Spytałem, śmiejąc się krótko pod nosem.
Może i wynajmowałem mieszkanie, miałem gdzie spać, lecz to na pewno nie był „dom". Na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz smutku.
– Co się stało, że taki młody chłopak tyle przeżył?
– Nie ma pan pojęcia co przeżyłem. – Powiedziałem chłodno.
– Próba samobójcza...
Spojrzałem na niego nieprzyjemnym wzrokiem. Przeglądał moją dokumentację lekarską? Nie widzę innego sposobu. Skąd w przeciwnym razie by o tym wiedział?
– Jedyna, którą udało mi się doprowadzić niemal do końca. Przy wcześniejszej stchórzyłem. Zostało za dużo tabletek, by zakończyło się to inaczej, zacząłem wymiotować. Czasami żałuję, że się nie udało. Bo później było tylko coraz gorzej.
Mężczyzna wstał zasłaniając kotary, oddzielając nas od innych. Może kiedyś obawiałbym się takiego gestu, uważając to za podejrzane. Teraz czego mogłem się obawiać? Nie stanie się nic czego już nie doświadczyłem. Lekarz po zasłonięciu niebieskich zasłon z powrotem usiadł na krześle obok łóżka.
– I co, oczekuje pan teraz, że się zwierze z mojego jakże okropnego i nieszczęśliwego życia, żeby na koniec stwierdzić w myślach, że sam to sobie zrobiłem?
– Nie. Bo widzę, że tego potrzebujesz.
Ponownie zaśmiałem się pod nosem.
– Jest pan jeszcze psychologiem?
– Nie. Ale wystarczająco długo tu pracuję i spotykam ludzi w różnych sytuacjach, by widzieć, kiedy ktoś potrzebuje porozmawiać.
Obserwowałem go czujnie. To wszystko mogło brzmieć arogancko, ale tak nie brzmiało.
– Robiłeś sobie kiedyś test na HIV? – Odezwał się nagle poważnym tonem.
Spojrzałem na niego nieco przerażonym wzrokiem. W tej sytuacji nie umiałem udawać obojętności. Czyżby to wszystko było tylko przykrywką, by oznajmić mi, że jestem chory? Na początku roboty bardziej się tym przejmowałem, lecz już dawno taka błahostka przestawała mnie ograniczać w pracy.
– Chce mi pan powiedzieć, że...
– Zrobiliśmy badania. Jesteś zdrowy. – Oznajmił spokojnie.
Zgromiłem go wzrokiem. To nie było śmieszne.
– Trzymaj się. Zajrzę do ciebie później. I nie przeszkadzaj pielęgniarkom.
– Nie obiecuję.
Wyszedł, nie odsłaniając zasłon. Zostałem sam. Mała namiastka prywatności. Zdziwiłem się, gdy w środku pojawiła się noona. Młoda pielęgniarka, którą jako jedyną tolerowałem.
– Ma noona dla mnie kolejną dawkę leków na bóle?
– A boli cię coś? – Spytała z uprzejmym uśmiechem.
– Skłamałbym, mówiąc, że nie.
– Zaraz spróbuję jakoś temu zaradzić. – Puściła mi oczko.
Po chwili poczułem jak pierwsze oznaki bólu znikają. Noona jest wspaniała!
– Lekarz przekazywał ci wyniki badań.
– To nie było śmieszne. Przez chwilę naprawdę się bałem!
– Nie musiałbyś się tym martwić, gdybyś nie robił tego co robiłeś.
Tak, chyba każdy pracownik tego szpitala wiedział kim jestem. Nigdy też nie wyprowadzałem ich z błędu, bo przecież mieli rację
– Przynajmniej miałem co jeść i gdzie spać. W porównaniu do wcześniejszego spania w zaułkach i nieraz kradnięcia w sklepie, to na początku wydawało się jeszcze w miarę. Chociaż nie. Nigdy nie wydawało się to dobrym rozwiązaniem i nie było. Jednak lepszego nie znalazłem.
– Dlaczego tego nie rzucasz, skoro sam rozumiesz, że nie jest to dobre rozwiązanie? – Kobieta usiadła na krześle, które wcześniej zajmował lekarz.
Była chyba jedną z niewielu kobiet, której obecność mi nie przeszkadzała.
– Nie widać? Właśnie odszedłem. Dlatego tak wyglądam. Nie dość, że powiedzmy były szef zabierał mi większość moich zarobionych pieniędzy, to jeszcze nie daje odejść. Chociaż sam głupio zrobiłem próbując jeszcze coś zarobić na jego terenie. Tylko, że tam są pewni klienci i najlepszy zarobek.
– Może warto pomyśleć o zmianie sposobu życia?
– Łatwo mówić. – Uśmiechnąłem się.
– Trzymaj się chłopcze. Odpoczywaj, w końcu jutro rano już wychodzisz. Będę trzymała za ciebie kciuki.
Jimin
Nadgodziny. Tak powinno brzmieć imię lub nazwisko Daehyuka. Dobrze, że tym razem było to tylko godzinne przesunięcie. Dlatego zdecydowałem się, że wstanę wcześniej i po niego pójdę. W końcu mieliśmy zacząć wspólny weekend. Co prawda najpierw będzie musiał odespać pracę, ale później jest już cały dla mnie.
Zapiąłem guzik jasnych szortów, wciągnąłem przez głowę białą koszulkę, po czym ostatni raz przejrzałem się w lustrze, poprawiając wpadające do oczu czarne włosy. Przeniosłem wzrok na zegarek. Jest jeszcze trochę czasu. Powinienem się tam zjawić przed dziewiątą. Nie będę musiał długo na niego czekać.
Zamknąłem drzwi wejściowe po czym ruszyłem do taksówki, która miała mnie zabrać pod sam szpital. Uśmiechnąłem się, kiedy znalazłem się tam dziesięć minut przed czasem. Dae zapewne teraz się już przebiera.
Skierowałem się w stronę głównego wejścia.
Jungkook
Sprawdziłem czy wszystko mam. Co prawda niemal niczego ze sobą nie miałem, poza dwoma kompletami ubrań. W czasie mojego pobytu tutaj, Seokjin odwiedził mnie raz i przyniósł jakieś ubrania na zmianę.
Chwyciłem telefon w dłoń.
– Pamiętasz, że masz być tutaj o dziewiątej? – Spytałem dla pewności.
– Niedługo będę, już jadę. – Burknął .– Wiesz, że jesteś potworem, każąc mi wstawać tak rano. Masz szczęście, że wczoraj nie pracowałem, bo inaczej żadne siły nie ściągnęły by mnie tak wcześnie z łóżka.
– Idę jeszcze na recepcję, podpisać jakieś dokumenty. Spotkajmy się w głównym holu.
– Dobra, wszystko rozumiem. – Mówił dosyć pospiesznie.
– Seokjin hyung! – Zawołałem jeszcze.
– Tak?
– Naprawdę dziękuję.
– Ty się lepiej streszczaj tam z tymi papierami, żeby nie musiał długo czekać! – Zganił mnie, chociaż wiem, że na jego ustach pojawił się uśmiech.
Skończyłem pakować swoje rzeczy. Miałem jeszcze chwilę, więc spokojnie udałem się na dół do recepcji podpisać wszystkie dokumenty związane z wypisem. Wracając z powrotem po swoje rzeczy natknąłem się na doktorka Yoo.
– Już do domu? Widzę, że będziemy wychodzić stąd o podobnej porze.
Czyli dopiero kończy nocną zmianę.
– Właśnie podpisałem wszystkie dokumenty.
– Oszczędzaj się. I widzimy się za na wizycie kontrolnej za sześć tygodni. Trzymaj się. – Uśmiechnął się do mnie troskliwie.
– Do widzenia. – Pożegnałem się z nim.
Wróciłem do sali po swoją torbę. Uprzejmie pożegnałem się z wszystkimi na sali poza pielęgniarkami, które w duchu musiały się cieszyć, że już opuszczam to miejsce. Idąc, spojrzałem na zegarek. Jest przed dziewiątą. Chyba będę musiał jeszcze trochę poczekać na hyunga.
Doznałem miłego zaskoczenia, widząc go już przy głównym wejściu.
– Całkiem dobrze wyglądasz jak na spotkanie z bandą Kimów Banga.
– Dzięki. Potrzymasz mi torbę i poczekasz na mnie przed wejściem? Ja szybko jeszcze pójdę się odlać.
– Pospiesz się. – Westchnął, zabierając ode mnie torbę.
Szybko udałem się w stronę toalet. Zrobiłem co trzeba, umyłem ręce, po czym ruszyłem w stronę wyjścia. Idąc, spojrzałem na zegarek. Za dziesięć dziewiąta, całkiem dobry czas.
_____________________________
Wyczuwacie co się stanie w następnym rozdziale? :D CZUJECIE TO??
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top