Rozdział 63
Co za lincz na Kooka, zaskoczyliście mnie.
_____________________________
Jungkook
Czułem ssanie w żołądku. Czasami nie wiem na co lepiej było przeznaczać pieniądze. Na ten nędzny pokój w rozlatującej się kamienicy w podejrzanej dzielnicy, czy może na jedzenie. Na szczęście opłaty były na tyle małe, że coraz rzadziej zdarzało mi się chodzić głodnym. Co nie zmieniało faktu, że bywały takie dni czy tydzień.
Ten tydzień należał do tych gorszych. Jednak powoli zaczynałem uczyć się radzić sobie w takich sytuacjach. Nie podobało mi się to, nadal było mi wstyd za moje uczynki. Ale musiałem coś jeść. A to było jak na razie jedyne rozwiązanie jakie udało mi się znaleźć. Takie, które w większości przypadków się sprawdzało.
Dzisiejszy dzień należał do chłodniejszych, dlatego zdecydowałem się na założenie jednej z niewielu bluz jakie mi zostały. Wziąłem ze sobą jeszcze plecak, po czym ruszyłem na łowy jedzenia na cały dzień.
Zawsze decydowałem się na sklepy oddalone od miejsca w którym mieszkam. Poza tym starałem się nie również nie odwiedzać dwa razy tych samych sklepów, a przynajmniej nie w krótkich odstępach czasu. Nie chciałem by mnie zapamiętano.
Na dzisiejszy cel obrałem niewielki osiedlowy sklep. W takich poziom ochrony był znacznie mniejszy, często lokale nie posiadały nawet monitoringu. Trzeba było tylko uważać, żeby kasjerzy niczego nie zauważyli oraz wymknąć się ze sklepu w odpowiednim momencie.
Wszedłem do sklepiku, witając się cicho. Będąc uprzejmym zwracam na siebie mniej uwagi. Ruszyłem do najmniej widocznych regałów. Szukałem jedzenia z długim terminem ważności oraz takiego, którego nie pozbędę się po jednym posiłku. Zawsze były mile widziane zupki instant, które może nie zapełniały całkiem mojego brzucha, jednak przynajmniej jakoś smakowały.
Nie oszczędzałem. Pakowałem ile wlezie, ponieważ nie wiem czy gdzieś indziej uda mi się jeszcze zdobyć coś do jedzenia. Jak mnie nie przyłapią to będę miał jedzenia na kilka dni, jak złapią to mówi się trudno.
Spytałem jeszcze sprzedawcę o towar, którego na pewno tu nie mają, żeby myślał, że przyszedłem tu po coś konkretnego i tego nie znalazłem. Ucieszyłem się słysząc dzwonek przy drzwiach. Ktoś wszedł. Teraz tylko liczyć, że zaraz znajdzie się przy kasach, by jakoś zając uwagę kasjera.
Czaiłem się przy pierwszych regałach, szukając okazji do wyjścia. Kątem oka widziałem, że sprzedawca zajął się klientem, z którym rozmawiał o czymś przy kasie, pryz okazji kasując jego towar. Małe zakupy oznaczały mało czasu.
– Do widzenia. – Pożegnałem się, wychodząc.
W duchu modliłem się, żeby nic nie zaczęło piszczeć. Nie wyglądało na to by sklepik posiadał gdzieś czujniki. Mimo to spiąłem się, będąc gotowym do biegu. Na szczęście minąłem drzwi bez żadnego zbędnego hałasu. Szybkim krokiem zacząłem oddalać się od sklepu.
Wiem, że to co robię nie jest dobre. Ale w duchu cieszyłem się z perspektywy całkiem dobrego obiadu.
Taehyung
Pójdź na studia mówili. Będzie fajnie mówili. Pierdziele ich wszystkich! Zajęcia typowo zawodowo może i są fajne, lecz cała reszta to kompletna porażka! Gdzie są te całonocne libacje i imprezy w akademiku?! Gdzie te wszystkie laski z kierunków artystycznych?!
W sumie na to ostatnie nie powinienem narzekać, bo nadal miałem Soo, ale nic nie szkodziłoby na zajęciach mieć na co popatrzeć.
Dobrze, że chociaż teraz na weekend się coś nam szykuje. Szkoda tylko, że przed rozpoczęciem szykowania się na wyjście z kumplami muszę zrobić te głupie zakupy dla Sooyaeon. Myślałem, że jak zobaczę tą wiadomość, to padnę. Nie wierzę, że mnie o to poprosiła i to już drugi raz.
Poszedłem do najbliższego sklepiku. Szukana przeze mnie rzecz była niemal na samym początku. Wziąłem pierwsze z brzegu opakowanie, po czym udałem się z nim do kasy.
– Proszę nic nie mówić. – Powiedziałem, widząc jak mężczyzna spogląda to na mnie, to na pudełko podpasek.
– Laski przeważnie biorą tamte zielone. – Wskazał na wspomniane opakowanie.
Samemu nie mając doświadczenia i ostatnio kupując złe opakowanie, zdałem się na jego opinię. Wymieniłem pudełko i ponownie stanąłem przed mężczyzną.
– Przynajmniej nie w ciąży. – Próbował rozluźnić atmosferę.
– Tak. Tylko dlaczego musi na tym cierpieć moja męska duma.
Uśmiechnął się do mnie współczująco.
– Poproszę...
Podałem mężczyźnie banknot, czekając na resztę.
– Do widzenia. – Usłyszałem jakby znajomy głos.
Odwróciłem się natychmiast w stronę wyjścia. Przez okno mogłem zobaczyć jeszcze odchodzącego mężczyznę. Jungkook? Miałem ochotę wybiec ze sklepu, żeby to sprawdzić, jednak sprzedawcy nie spieszyło się z wydawaniem mi reszty.
Szybko zabrałem pieniądze z plastikowej tacki oraz opakowanie podpasek, po czym wybiegłem ze sklepu, chowając do ostatnie pod bluzę. Spojrzałem w stronę, w którą udał się ten mężczyzna. Ruch nie był duży. Widziałem go kroczącego już po drugiej stronie ulicy.
Brzmiał dokładnie jak Jungkook. Może nieco bardziej męsko, ale to nadal był jego głos. No i poza tym ten mężczyzna miał na sobie taką samą bluzę, jaką Kook dostał od Jimina. Za duży zbieg okoliczności.
Czyli nadal jest w mieście. Poczułem małe ukłucie w środku. Już dawno przestaliśmy go szukać. Cieszyliśmy się, kiedy sam Jimin przestał powoli żyć ciągłą nadzieją na jego powrót. Zresztą, nic nie wskazywało na to, że miałoby to nastąpić.
Ciekawe co u niego słychać?
Wyciągnąłem telefon z kieszeni, wysyłając zaraz odpowiednią wiadomość.
Taehyung: Chyba widziałem Jungkooka...
Długo nie musiałem czekać na odpowiedź.
Hoseok: ... oo ... może nie wspominaj o tym Jiminowi... tak chyba będzie lepiej
Tak będzie lepiej.
Jungkook
Nie wiem czy kiedykolwiek będę mógł powiedzieć, że jest dobrze. Jest okropnie. Ale aktualnie nieco stabilnie. W tym sensie, że jest tak samo źle. Powoli przyzwyczajałem się do tych drobnych kradzieży. Wybór zaczynał być coraz prostszy. Albo kradzież i pełny żołądek, albo głodowanie. Może i bym się zastanawiał, gdyby miała być to jednorazowa sytuacja, ale nie kiedy tak zaczynało wyglądać moje życie.
Z pustym plecakiem na plecach kierowałem się na kolejne polowanie. Było południe. Ruch jak w święta. W takim tłumie trudniej będzie zauważyć i złapać złodziejaszka. Szedłem chodnikami, rozglądając się za odpowiednim sklepem.
Potrzebny był duży ruch przy kasach, mało kamer i najlepiej jakiś starszy ochroniarz by w razie czego nie mógł mnie zbyt szybko złapać. Nie było to łatwe zadanie. Chodziłem bocznymi uliczkami, szukając niewielkich sklepików.
Dobra, ten rejon sprawdzony. Pora przenieść się gdzie indziej.
– Jak leziesz? – Warknąłem, gdy zahaczyłem kogoś ramieniem.
Poprawiłem bluzę, zaraz przechodząc na drugą stronę. Zaraz również zostałem trąbiony przez nadjeżdżający samochód.
– Jak jeździsz?! – Krzyknąłem, nie kontrolując drżenia swojego głosu.
Pokręciłem głową, szybko znikając w labiryncie uliczek. W końcu udało mi się wypatrzeć odpowiedni lokal. Wszedłem do środka. Od razu skierowałem się do odpowiednich półek i brałem najpotrzebniejsze rzeczy. Rozglądałem się, starając się uważać, by nikt mnie nie przyłapał. Duży ruch był za razem ułatwieniem i utrudnieniem w jednym.
Kasjerzy zajęci, ochroniarza nie widać. Skierowałem się ostrożnie w stronę wyjścia.
– Kim! Coś wynosi!
Nie wiedziałem kim był Kim, ale mogłem się domyślać, że ochroniarzem, tak samo jak tego, że to było o mnie. Zerwałem się do biegu, lecz zaraz za drzwiami zostałem pociągnięty do tyłu za plecak. Lądowanie na tyłek nie należało do najprzyjemniejszych. Tak samo jak podniesienie przez jakiegoś mężczyznę.
Przez chwilę próbowałem się z nim szarpać, lecz był silniejszy. Zaciągnął mnie z powrotem do sklepu, prowadząc do części przeznaczonej dla personelu. Zostałem posadzony na krześle w jakimś małym pomieszczeniu.
– Policja już została zawiadomiona.
– Ja nic nie zrobiłem. – Burknąłem oburzony.
– Wszystko mamy nagrane na kamerach. Poza tym wystarczy, że zajrzymy do twojego plecaka.
– Nie macie prawa grzebać w moich rzeczach.
– My nie. – Ochroniarz przyznał mi racje. – Ale policja już tak, dlatego na nich czekamy.
Zakląłem jedynie pod nosem. O nic więcej już mnie nie wypytywali. Pilnowali mnie aż do przyjazdu policji. Drzwi otworzyły się dopiero, gdy przyprowadzono do mnie dwóch umundurowanych mężczyzn. Wywróciłem oczy widząc ich.
– To znowu ty dzieciaku?
To znowu wy? W mieście nie ma innych policjantów? Ochroniarz zaraz wyjaśnił im jak wygląda sprawa. Nie odzywałem się, ponieważ nie miałem żadnych sensownych argumentów na swoją obronę. Poza tym już raz ci sami policjanci zostali wezwani na inną moją kradzież.
– Poprzedni mandat masz niezapłacony.
– Nie sądzi pan, że gdybym miał za co go zapłacić, to nie musiałbym kraść jedzenia? Przecież nie kradnę ubrań czy jakiś tam słodyczy tylko normalne jedzenie. Tego również nie zapłacę.
– No to kierujemy wniosek do sądu.
– A co sąd może mi zrobić? Wlepić kolejną grzywnę? – Prychnąłem.
– Odsiadka w więzieniu w celu spłacenia kar. To może cię spotkać.
Spojrzałem na nich spode łba. No i co ja miałem zrobić? Gdybym miał cały ten hajs na mandaty to nie musiałbym kraść, tylko nakupował sobie jedzenia na cały tydzień.
– Ile? – Spytałem, chcąc zorientować się w sytuacji.
– Z taką kwotą to sądzę, że maksymalnie miesiąc.
Mogło być gorzej.
Policja spisała co musiała, zabrała wszystkie kradzione produkty i pożegnała mnie. Teraz podobno mam czekać na wezwanie do sądu. Świetnie.
Yoongi
Miałem już dosyć pracy. Nigdy więcej tylu zleceń w jednym czasie. Sam już nie wiedziałem w co powinienem włożyć w ręce.
Wracałem z kawiarni, gdzie omawiałem ostatnie szczegóły projektu. Lubiłem takie spotkania, ponieważ mogłem liczyć na wypicie dobrej kawy, za którą nie musiałem płacić. Gdy byłem z wizytą u klientów, rzadko który proponował mi coś do picia.
Stęknąłem pod nosem, gdy ktoś zahaczył moje ramie.
– Jak leziesz? – Warknął.
Stanąłem w miejscu słysząc ten głos. Obejrzałem się za siebie, patrząc jak mężczyzna który na mnie wpadł przechodzi przez ulicę. Po chwili strąbił go samochód, który musiał przez niego zwolnić.
– Jak jeździsz?! – Usłyszałem ponownie ten znajomy głos, który teraz lekko zadrżał.
Stałem, będąc w kompletnym szoku. Jungkook? Cóż, wiedziałem, że nadal był w mieście. Ostatnio Taehyung coś tam wspominał, że chyba go widział. Teraz widać przyszła kolej na mnie. Byłem pewien, że to on. Miał podobnie nieprzyjemny głos, gdy po pijaku denerwował się na mnie lub Jimina.
Ciekawe jak sobie radzi?
Jungkook
Miałem dość ciężki tydzień. Tak właściwie to ostatnie kilka miesięcy mam ciężkich. Miałem tego coraz bardziej dosyć. Chociaż chyba niedługo zapowiada mi się chwila spokoju. Dostałem już wezwanie do sądu. Myślałem, że trochę dłużej to potrwa. Za trzy tygodnie rozprawa. Poczytałem trochę na interncie i najprawdopodobniej rzeczywiście czeka mnie odsiadka.
Może tam będę miał spokój. Przynajmniej przez ten czas nie będę musiał martwić się o dach nad głową oraz jedzenie. Tak właściwie to te więzienie może okazać się nie takim najgorszym czasem. Moim zdaniem warto było za to wypić.
Zamówiłem u barmana kolejną porcję alkoholu. Tak rzadko miałem okazję się upić, a tak często miałem na to ochotę ze względu na kolejne nieszczęścia.
Spokojnie opróżniałem zamówiony przez siebie alkohol, nieco rozglądając się po lokalu. W oczy nie rzucał mi się żaden mężczyzna, który miałby ochotę zabawić się gdzieś na tyłach lokalu. Szkoda. Trochę liczyłem na to, że jednak przed tą odsiadką się z kimś prześpię. Do tego czasu raczej nie będę miał już okazji nigdzie wyjść, by nieco rozładować napięcie.
– No rąsio, tylko ty mi zostałaś. – Szepnąłem do siebie pod nosem.
Dokończyłem pić swoje zamówienie, po czym skierowałem się w stronę toalet. Zakląłem pod nosem, kiedy poczułem na sobie jakąś ciecz. Unosząc wzrok mogłem ujrzeć jakąś laskę, która była w podobnym stanie do mnie. Przynajmniej nie tylko ja kończyłem z mokrą koszulką.
– Jak leziesz?! – Warknąłem.
– Odwal się od niej! – Odezwał się mężczyzna, który nagle znalazł się u jej boku.
– To niech głupia pinda lepiej uważa jak chodzi.
– Jak ty ją nazwałeś? Przeproś ją.
– Zluzuj majty koleś. Unosisz się jakby ją nazwał co najmniej suką. Chociaż jak tak na nią patrzę to... – Uśmiechnąłem się pod nosem.
Zaraz poczułem jak dłonie mężczyzny łapią moją koszulkę. Nie zamierzałem pozostać mu dłużny. Jego pierwszy cios przelał czarę goryczy. Rzuciłem się na niego, nie zwracając uwagi na ludzi dookoła nas. Skupiłem się na tym by jak najmniej oberwać, a jak najwięcej dołożyć temu drugiemu.
Mało mnie w tej chwili obchodziło, że tak naprawdę powód z którego wyniknęła bójka był beznadziejny. Nie obchodziła mnie ta laska. Chyba podświadomie chciałem jakoś rozładować część kłębiących się we mnie emocji.
Nieco opanowałem się, gdy dwójka ochroniarzy zaczęła nas rozdzielać i wynosić poza lokal. Wyrzucili naszą dwójkę poza klub z dość dużą siłą, przez co oboje wylądowaliśmy na ziemi.
Mało obchodził mnie drugi mężczyzna. Wstałem, otrzepałem się i ruszyłem w swoją stronę, nie za bardzo mając ochotę kontynuować tę bójkę. Wierzchem rękawa przetarłem nos z którego powoli sączyła się wąska stróżka krwi.
Mam nadzieję, że to nic poważnego, a przede wszystkim, że mi go nie złamał. Nie byłem nigdzie zatrudniony, a przynajmniej nie legalnie. Nie miałem ubezpieczenia.
Stając pod jedną z latarni, wyciągnąłem telefon, przeglądając się w nim. E tam, do wesela się zagoi. Nos cały, zęby wszystkie, nic koniecznego szycia. Jest dobrze. Przy okazji uniknąłem płacenia za alkohol, pomyślałem zadowolony. To się nazywa darmowy wpierdol.
Hoseok
Upiłem kolejnego łyka. Jak ja dawno nigdzie nie wychodziłem. Sunmi pochłania cały mój czas, ale mnie również potrzebny był jakiś reset. Szkoda tylko, że Jimin nie dał się namówić na wyjście. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz gdzieś wspólnie wychodziliśmy się zabawić. Nie stronił od towarzystwa, a jedynie od klubów i pubów. Naprawdę trudno było go namówić na wyjście na miasto.
Miałem nadzieję, że niedługo będziemy mieli powód do świętowania i da się namówić na jakąś porządną zabawę. Jeśli nie, to z Taehyungiem zadbamy o to by mu to zapewnić.
Podniosłem zainteresowany wzrok, kiedy ludzie wokół mnie zaczęli szeptać i pokazywać palcami coś za mną. Nie wiedzą, że nie ładnie pokazywać palcem? Zaciekawiony, odwróciłem się na obrotowym krześle, po chwili zauważając bijącą się dwójkę. Głupie gówniarze. Założę się, że poszło o laskę o mokrym podkoszulku.
Przyłożyłem do ust kufel piwa i o mało nie zadławiłem się nim, przy okazji opluwając widząc jednego z bijących się mężczyzn. Jego twarz, pomimo że z wściekłym uśmiechem oraz bardziej męskich rys, była doskonale mi znajoma.
Po chwili miałem okazję widzieć jak ochroniarz wyrzuca oboje z lokalu. Szybko zapłaciłem barmanowi za swoje zamówienie, po czym pognałem w stronę wyjścia. Nieco ciężko było przemknąć się tłum ludzi, który stał w miejscu niedawnej bójki.
Gdy w końcu znalazłem się na zewnątrz, rozejrzałem się dookoła. Nigdzie nie było śladu Jungkooka. Jedynie drugi chłopak w towarzystwie swojej dziewczyny ogarniał swoją poobijaną twarz. Założę się, że Jungkook jest w lepszym stanie.
Nie miałem pojęcia czy to wszystko jest oznaką tego, że radzi sobie całkiem dobrze, czy wręcz przeciwnie.
Jimin
Sięgnąłem po kolejne piwo. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Spojrzałem na przyjaciół, którzy nie mogli przestać się śmiać.
– Porfavor. Por-favor, czaisz?!
Wybuchła kolejna fala śmiechu. Najwidoczniej nawet Hoseoka po kilkunastu piwach śmieszą żarty Taehyunga.
– Albo czekaj! Co widzi optymista na cmentarzu?
Tae o mało co nie sikał w gacie, powstrzymując śmiech.
– Same plusy!
Tak, Hobiasz musiał totalnie pogodzić się z takim czymś w rodzinie. Ale sam nie mogłem się nie zaśmiać, patrząc na nich. Nie miałem pojęcia, który był bardziej pijany. A oboje tak się zarzekali, że to ja będę tym najbardziej sponiewieranym.
– Za przedszkolankę Park! – Krzyknął Taehyung, ponosząc do góry kolejną butelkę.
Każdy z nas podniósł pity przez siebie alkohol w górę, zaraz zabierając się za jego opróżnianie. Czułem przyjemne ciepło na myśl, że w końcu mi się udało. Tyle czasu starania się o pracę, aż w końcu moje wysiłki się opłaciły.
Naprawdę cieszyłem się z ich towarzystwa. Miło słuchało się ich opowieści, nieco zniekształconych przez ilość alkoholu w ich krwi. Ostatecznie Jung i Kim skupili się na piciu, zapominając o jedzeniu, w przeciwieństwie do mnie. Ja powoli upijałem piwo i delektowałem się przyrządzonymi własnoręcznie potrawami. Byłem naprawdę zadowolony poziomu na jaki udało mi się dojść, chociaż nadal uważałem, że jeszcze czegoś brakowało, każdej przyrządzanej potrawie. Jakiegoś tajemnego składniku.
Było już po północy, kiedy Taehyung leżał na podłodze, prawdopodobnie śpiąc, a Hobiasz opowiadał mu jakąś fascynującą historię. Wyglądało to co najmniej uroczo.
– Hoseok, sądzę, że Tae chciałby już pójść spać. – Próbowałem się wtrącić.
– Tae, dlaczego nie mówiłeś? Zaniosę cię.
Nieco chwiejąc się, starszy wstał, chwycił jedną z jego nóg i zaczął go ciągnąć w stronę korytarza. Byłem niezwykle ciekaw, gdzie go zaciągnie. Hoseok wrócił po kilku minutach. Później sprawdzę, gdzie podział się najmłodszy. Nie słyszałem, żeby otwierali główne drzwi, więc najważniejsze, że nadal jest w domu.
Hobiasz rozłożył się na kanapie sięgając do swojej niemal pustej butelki. Wypił to co w niej zostało, po czym odłożył ją ostrożnie na bok.
– Cieszę się, że nie dałeś się namówić na wyjście. Znając nasze nieszczęście byśmy go spotkali.
– O czym ty mówisz, Hoseok? – Spytałem, nie za bardzo rozumiejąc.
W jego stanie nie byłem pewien czy wie co mówi.
– Każdy z nas miał okazję widzieć go w ciągu miesiąca oprócz ciebie. – Powiedział, po czym położył się częściowo na stole.
– Co?
– No Taehyung widział go w sklepie jak kupował tampony dla Soo, a Yoongi minął się z nim na ulicy. – Mówił trochę niewyraźnie z twarzą przyciśniętą do blatu. – A ja widziałem jak bije się z kimś w klubie.
Chwyciłem za pierścionek, który wisiał na łańcuszku na mojej szyi. Nie miałem go przed oczami, lecz nadal znajdował się blisko serca. Zupełnie jak Kookie.
Spojrzałem na przyjaciela, który zaczął zasypiać na stole. Przeniosłem go na kanapę, przykryłem kocem, po czym zgasiłem światło w salonie, udając się do swojego pokoju. Od razu zacząłem przekopywać szafę w poszukiwaniu bluzy, ukrytej najgłębiej, na samym dole.
Położyłem się na łóżku, wtulając się w jedyną rzecz jaką sobie po nim zostawiłem. Nie licząc oczywiście pierścionka. Ciekawe czy on również ma jeszcze cokolwiek ode mnie? Zacisnąłem zęby na dolnej wardze, po czym schowałem twarz w materiale. Już dawno przestała nim pachnieć. Gdy częściej z niej korzystałem, potrafiłem wypsikać ją perfumami, których używał, by mieć jakąś namiastkę jego bliskości.
Tak bardzo chciałem go jeszcze raz zobaczyć, jednocześnie obawiając się tego najbardziej na świecie. Właśnie z tego powodu raczej nie wychodzę już bawić się na miasto. Okazuje się, że słusznie. Po tym wszystkim powinienem go szczerze nienawidzić. I może w jakiejś części tak było. Jednak pozostała nadal tęskniła za wszystkim, co było z nim związane.
– Jimin, opanuj się. Tak dobrze sobie radziłeś.
Nauczyłem się, żyć bez niego. Wcale go nie potrzebuję. Jak wróci to wróci. Nie będę wegetował i marnował sobie życia, bezczynnie na niego czekając. Świetnie sobie radzę, dostałem wymarzoną pracę, wiodę normalne życie.
– Jest dobrze. – Szepnąłem.
Jungkook
W sumie wyszło nie najgorzej. Trzydzieści dni odsiadki. Przynajmniej będę miał zagwarantowany dach nad głową oraz nie będę głodował. Chyba nie może być tam aż tak źle
Nieco obawiałem się tego, co czeka mnie później. Zakończyłem wynajem mieszkania, ponieważ nie było sensu opłacać go podczas mojej nieobecności. Sytuacja po moim wyjściu raczej nie ulegnie poprawie, ponieważ mój stan konta nie jest zbyt wysoki.
___________________________
No, w następnym rozdziale przenosimy się w czasie do wyjścia naszego JK z więzienia.
Chociaż teraz to co chwila skoki w datach, ponieważ szybko chcę przejść do pewnego wydarzenia, a jednak nie mogę pominąć tego co aktualnie dzieje się z chłopcami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top