Rozdział 61

Waszą aktywność pod poprzednim rozdziałem naprawdę cieszy ❤️ Miło widzieć nowe osoby w komentarzach ☺️
____________________________

Jimin

Skrzywiłem się słysząc dzwonek do drzwi. Kogo to niesie? Przynajmniej wyzbyłem się odruchu, który za każdym razem kazał mi wierzyć, że może tym razem to naprawdę Jungkook postanowił do mnie wrócić.

Uśmiechnąłem się delikatnie widząc przyjaciela. Mój uśmiech nieco się pogłębił widząc jego córeczkę.

– Cześć Sumni. – Pomachałem jej, na co dziewczyna wydała z siebie radosny pisk.

– Idź do wujka, bo mnie już ręce odpadają.

Hoseok wszedł do środka niemal do razu podając mi dziecko. Mała od razu się do mnie przytuliła, zaczynając ślinić mi policzek. Wspólnie udaliśmy do salonu. Przyjaciel z dźwiękiem ulgi odłożył torbę z rzeczami Sunmi.

– Wiesz, że z wózkiem byłoby ci łatwiej.

– Ty jej to powiedz. – Spojrzał na nas spod przymrużonych oczu. – Ten potwór ostatnio ma jakiś wstręt do wózka i jak tylko się ją do niego włoży to zaczyna się płacz i krzyki.

Usiadł na kanapie, zaraz ręką sięgając do torby i podając mi jedną z zabawek. Z małą usadowiłem się na dywanie, gdzie od razu uwagę Sunmi przykuła jej zabawka. Kątem oka spojrzałem na przyjaciela. Był wyraźnie zmęczony. Macierzyństwo nie jest łatwym zadaniem.

– Jak się trzymasz? Słyszałem o pracy...

– Jakoś...

– Szukałeś już czegoś? Masz coś na oku?

– Nie. – Pokręciłem głową, nie przerywając zabawy z małą. – Bardziej skupiłem się na szukaniu mieszkania. Mam już na oku dwa.

– Jak będziesz jechał je oglądać, zadzwoń. Pojedziemy razem.

Hoseok odpoczywał, kiedy ja z przyjemnością zajmowałem się Sunmi. Była uroczym dzieckiem. Jednak podobieństwa pomiędzy nią a Hoseokiem nie było żadnego. Bo nie miało prawa go być. No, może poza tą wieczną energią. Naprawdę podziwiałem przyjaciela.

– Tak w ogóle to rozmawiałeś z rodzicami? No wiesz, o całej tej sytuacji.

– Nie. – Odparłem krótko.

– Wiesz, uważam, że powinnni wiedzieć. Sam wiesz jak twoja mama lubi tego gówniarza.

– Hoseok. – Zwróciłem mu uwagę ostrym tonem, obdarzając przy tym twardym spojrzeniem.

Nie podobało mi się jak większość odnosiła się obecnie do Kookiego. Może miał powód by zrobić to w ten sposób. A oni wszyscy praktycznie wieszali na nim psy, za to, że zostawił mnie bez słowa. Nawet Taehyung jakby był nieco zawiedziony i zły, postępowaniem swojego przyjaciela.

– Przepraszam. – Zreflektował się. – Tak czy inaczej, chyba powinni wiedzieć. O tym, jak i o twojej przeprowadzce.

– Zadzwonię do nich wieczorem.

Od dawna wiedziałem, że powinienem im o tym powiedzieć. Tylko nie mogę się jakoś do tego zebrać. Dzisiaj w końcu spróbuję naprawdę to zrobić.

– Dalej szukasz czegoś w grafice? – Nie przestawał pytać.

Ostatnio rzadziej się widzieliśmy, mniej rozmawialiśmy. To zrozumiałe, że chciał nadrobić te rozmowy. Szczególnie, że przecież dużo się działo.

– Chyba nie koniecznie. Co prawda raczej wystawią mi dobrą rekomendację oraz mam ten papier za ukończenie kursu w Stanach. Nie powinienem mieć problemów ze znalezieniem pracy. Tylko ostatnio gorzej u mnie z chęciami do rysowania. Mam kryzys twórczy. – Przyznałem.

Hobiasz nic na to nie odpowiedział. Siedział u mnie, a raczej odpoczywał, podczas gdy ja z przyjemnością oddawałem się zabawom z tym słodkim szkrabem. Oboje zostali u mnie aż do kolacji. Po niej Sunmi zaczęła robić się senna i marudna.

– Może wyjdziemy w przyszłym tygodniu na miasto na jakieś piwno? – Zaproponował tuż przed wyjściem.

– Jasne, nie ma sprawy.

– Jeszcze się odezwę. A poza tym, Chim, mógłbyś sam się częściej odzywać.

– Wiem, przepraszam. – Uśmiechnąłem się zakłopotany.

Miał rację. Od jakiegoś czasu sam nie potrafiłem się zdobyć na żadną inicjatywę, nawet by zadzwonić do swojego najlepszego przyjaciela. Zaniedbywałem go, podczas gdy on starał mi się pomagać nawet na odległość.

Zostałem sam w domu. Nienawidziłem tego uczucia. Tej cholernej pustki w mieszkaniu i w sercu.

Posprzątałem w domu po wizycie gości, wziąłem gorącą kąpiel, po czym ułożyłem się wygodnie w łóżku. Chwyciłem telefon i odważyłem się coś, co już dawno powinienem zrobić. Hoseok ma rację, muszą wiedzieć.

– ChimChim, słoneczko! – Uśmiechnąłem się, słysząc jej głos. – Co za święto, że mój własny syn do mnie zadzwonił!  – Wywróciłem oczami, śmiejąc się pod nosem.

– Nie przesadzaj. Ale przepraszam, że nie dzwoniłem. – Powiedziałem ze skruchą.

– No nic. Opowiadaj co tam słychać u moich dwóch kruszynek?

– Powiedziałbym, że tak średnio. – Burknąłem, nie za bardzo wiedząc jak ugryźć temat.

– ChimChim, co się stało? – Jej troskliwy ton wcale mi nie pomagał.

Jak ja mam jej to wszystko powiedzieć?

– Mamo... – Załkałem, nie wytrzymując.

Już dawno nie płakałem z jego powodu. Mama cierpliwie czekała na moją dalszą wypowiedź. Po dłuższej chwili uspokoiłem się na tyle, by móc jej wszystko opowiedzieć. Właściwie to dużo nie było do powiedzenia. Jungkook zniknął bez śladu, a jedyne wiadomości jakie od niego dostawaliśmy kazały nam zostawić go w spokoju i przestać próbować się z nim skontaktować. Napomknąłem również co nieco o moim wypowiedzeniu z pracy.

– Moje biedne słoneczko.

Przez dobrych kilka minuta mama starała się mnie pocieszyć. Naprawdę żałowałem, że nie miałem jej teraz przy sobie. Z drugiej strony nie chciałem wychodzić na aż takiego maminsynka.

– Radzisz sobie? Nie przyjechałbyś nas odwiedzić?

– Hoseok i Yoongi bardzo mi pomagają. Nawet Taehyung stara się mnie wspierać.

– Kochani z nich chłopcy. Mam nadzieję, że z Jungkookiem wszystko w porządku.

Uśmiechnąłem się. Cieszyłem się jej troską o młodszego. Chociaż ona w obliczu tego co zrobił nie wpisała go na czarną listę. Nadal przejmowała się jego stanem, podobnie jak ja.

– Jak będziesz miał o nim jakiekolwiek wieści to zadzwoń. Tak samo jak już znajdziesz pracę i mieszkanie. Pamiętaj, że jak tylko będziesz potrzebował pomocy to zawsze razem z tatą ci pomożemy. Nie bój się dzwonić.

– Dziękuję mamo. Pozdrów tatę. Niech nie pracuje za dużo.

Trochę mi się lżej na duszy zrobiło. Musiałem się wygadać i to właśnie jej. Rzadko kiedy cokolwiek przed nią ukrywałem.

Jungkook

Westchnąłem ciężko. Praca nie była lekka, a inni współpracownicy wcale mi jej nie ułatwiali. Nie rozumiem czym im podpadłem, lecz nie zamierzałem się tym przejmować. Może w końcu im minie. W tej chwili nie zależy mi na znajomościach, a pieniądzach, by jakoś przeżyć ten miesiąc.

Najgorsze były chwile, kiedy chwytał mnie nagły ból. Chyba za bardzo się nadwyrężam. Nie minęło dużo czasu, odkąd mnie wypisali ze szpitala. Powinienem się oszczędzać, ale leżąc w łóżku nie zarobię. Dopóki tabletki przeciwbólowe dają radę, nie ma co narzekać. Po pracy po prostu staram się dużo odpoczywać.

Na razie moje życie nie wygląda zbyt ciekawie. Spędzam od ośmiu do dziesięciu godzin w pracy, a następnie siedzę sam w pustym domu, starając się za dużo nie chodzić. Momentami mam wrażenie, że ta cisza doprowadzi mnie w końcu do szału. Dlatego w mieszkaniu nieustannie słychać włączony telewizor lub mój śpiew, który stara się zagłuszyć tę pustkę.

Były chwilę, w których miałem ochotę zadzwonić przynajmniej do Tae i spytać czy jest szansa na spotkanie. Chciałem mu wszystko wyjaśnić, chociaż wątpiłem by zrozumiał. Jednak zniechęciła mnie wiadomość, którą od niego dostałem.

Napisałem jedynie krótkie:

Jungkook: Przepraszam

Wtedy od kilku dni było mi naprawdę ciężko na duszy. Miałem ochotę się komuś wygadać. Odpowiedź, którą dostałem tylko pogorszyła mój stan oraz całkowicie zniechęciła do prób kontaktu z nimi.

Taehyung: Jesteś ostatnią świnią Kook

No to tyle było z kontaktu z dawnymi przyjaciółmi. Zostałem sam. Powinieneś się cieszyć, Jungkook. Czy nie tego chciałeś?

Jakąś małą radość przynosiły mi jedynie codzienne telefony od Jimina. Nie odrzucałem połączeń. W duchu cieszyłem się, że tak szybko sobie mnie nie odpuścił. Miło widzieć codziennie jedno nieodebrane połączenie.

Jimin

Chujowo, ale stabilnie. Jak na razie to zdanie świetnie opisuje moje życie.

Sprawa z pracą nadal nie została rozwiązana. Moja umowa z obecną firmą jest praktycznie na finiszu. Zostało mi ostanie półtora tygodnia pracy. Jak na razie nie znalazłem kolejnej. Wystawiłem natomiast ogłoszenie w internecie. Może ktoś wynajmie mnie jednorazowo do jakiegoś projektu.

W pustym mieszkaniu rozległ się dźwięk telefonu. Nie patrząc na urządzenie, odebrałem połączenie.

– Możemy się spotkać na miejscu? – Mówił nerwowo. – Zatrzymają mnie chwilę po lekcjach. Zjawię się tam na czas, obiecuję.

– Jasne. Do zobaczenia.

Czyli nie mam już na co czekać. Założyłem cienką kurtkę na grzbiet. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo brzydki, a chmury od rana straszyły deszczem. Wyszedłem z domu, czując pewnego rodzaju ulgę. Zaczynałem nienawidzić tych czterech ścian.

Miałem dosyć spory kawałek do przejechania. Mieszkanie znajdowało się w całkiem innej części miasta. Była to odnowiona kawalerka. W sam raz na jedną osobę. Opłaty o ponad połowę mniejsze, dzięki czemu będę w stanie spokojnie ją utrzymać.

Wiązałem z tą wizytą duże nadzieję. Rodzice wieczorem przyjeżdżają mnie odwiedzić. Mam nadzieję, że będę mógł im przekazać jakieś dobre wieści.

Na miejscu zjawiłem się chwilę przed Hobiaszem. Widać było, że naprawdę się spieszył, by zdążyć na to spotkanie. Razem weszliśmy na górę, gdzie czekał już na nas właściciel mieszkania.

Mężczyzna był bardzo rzeczowy. Pokazał nam mieszkanie, wyjaśnił na jakich warunkach przebiegał by wynajem. Jasno powiedział, czego sobie nie życzy w jego mieszkaniu. Stary Jimin w życiu nie przystałby na takie warunki, jednak obecny ja nie miał nic przeciwko.

Szczęśliwie udało nam się spisać wstępną umowę. Nie było co się dłużej zastanawiać. Zadbane mieszkanie, dobra okolica i świetny dojazd do centrum. Chciałem już ruszyć do przodu.

– W takim razie do zobaczenia w przyszłym tygodniu. – Pożegnał się ze mną.

Wspólnie z Hoseokiem zeszliśmy na dół.

– To naprawdę dobre mieszkanie. Nie było co się zastanawiać.

– Tak. W końcu będę się mógł stamtąd wynieść. – Odetchnąłem z ulgą.

– Pomóc ci się spakować? – Zaoferował przyjaciel, śmiejąc się.

– Szczerze mówiąc to tak. Mógłbyś mi może pożyczyć jakieś torby. I tak nie zabierzemy się za jednym razem, ale... Jungkook zabrał mi dwie największe.

– Jasne, nie ma problemu. Wpadnę wieczorem.

– To załapiesz się pewnie na spotkanie z moimi rodzicami.

Widziałem pojawiający się uśmiech na jego twarzy.

– Pamiętam, jak byliśmy młodsi, to nikt mi tak nie wytarmosił policzków jak ona. – Zaśmiał się. – Dobra, w takim razie do później!

Rozdzieliliśmy się. Każde skierowało się do swojego domu. Czując na sobie pojedyncze krople deszczu, przyspieszyłem swoje korki, ostatecznie niemal biegnąc na przystanek autobusowy.

W domu znalazłem się późnym popołudniem. Znudzony czekałem na przyjazd rodziców. Korzystając z chwili wykonałem swój codzienny telefon. Nie spodziewałem się cudów. Nigdy nie odebrał. Ale ja nie potrafiłem tak po prostu go porzucić.

Pomimo tego wszystkiego co mówiłem o nim w swoich gorszych dniach, ja nadal miałem nadzieję, że któregoś dnia zadzwoni do mnie i przeprosi za wszystko. Wyjaśni swoje zachowanie. Powie, że popełnił błąd i pragnie do mnie wrócić. A ja chociaż powinienem w takim momencie odesłać go z kwitkiem, rozpłakałbym się i przyjął go z otwartymi ramionami.

Przyjaciele nie wiedzieli o moich dalszych próbach kontaktu z młodszym. Nie popierali by tego. Oni odwrócili się od niego niemal na samym początku. Po moich reprymendach nieco zeszli z tonu i już tak nie wieszali psów na młodszym.

Po nieudanym połączeniu wróciłem myślami to teraźniejszości. W głowie układałem sobie plan, co powinienem spakować jako pierwsze. Co prawda do nowego mieszkania będę mógł się przenieść dopiero za kilka dni, lecz część rzeczy na pewno mogła już znaleźć się w torbach.

Zerwałem się z miejsca, gdy tylko usłyszałem dzwonek do drzwi. Z uśmiechem na twarzy wpuściłem rodziców do środka.

– Ale brzydka pogoda się zrobiła. A przez ostatnie kilka dni było tak ładnie. – Mówiła, pozbywając się mokrego płaszcza.

– Kilka następnych dni ma padać. – Powtórzyłem to, co mówiła pogodynka. – Kawy?

– Z mlekiem. – Odparła mama. – Dla taty zwykłą, mocna bo mało spał.

Pokręciłem głową z dezaprobatą. Mogli przyjechać do mnie jutro. A tak, tata pewnie siadł w samochód od razu po pracy. Szybko wziąłem się za robienie kaw.

Z gorącymi kubkami udałem się do salonu.

– Opowiadaj, co tam u ciebie słychać.

– Znalazłem mieszkanie. Wprowadzam się w poniedziałek. – Pochwaliłem się.

– Świetnie. – Klasnęła w dłonie. – Będziesz musiał nam podać nowy adres. Daleko stąd?

– Kawałeczek. Ale mam dobry dojazd do centrum.

Zaczęła jeszcze dopytywać mnie o pracę, lecz tu nie miałem się czym jeszcze chwalić. Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi.

– To pewnie Hoseok.

Udałem się w stronę drzwi.

– Wchodzę i przynoszę dobre wieści. – Wyminął mnie z uśmiechem na ustach.

W biegu zaczął rozbierać się z kurtki, po czym od razu skierował się do salonu. Ledwo za nim nadążałem. Widząc moich rodziców, ukłonił się energicznie, zaraz z powrotem spoglądając na mnie ożywionym wzrokiem.

– Jakie dobre wieści? – Dopytałem, bo widziałem, że zaraz nie wytrzyma, jeśli mi tego nie powie.

– Przyjaciółka Jisoo zna koleżankę, która...

– A tak do sedna. – Przerwałem, wiedząc, że to może potrwać.

– Jisoo załatwiła ci podstawowy kurs pedagogiczny.– Oznajmił, dreptając w miejscu. – I w razie czego może później ci załatwić zniżkę na kurs rozszerzony.

– Czekaj, co?

Próbowałem zrozumieć to, co właściwie mi przekazał.

– Po takim kursie możesz starać się o pracę jako pomoc nauczyciela przedszkola. Może w jakimś super renomowanym prywatnym przedszkolu cię nie zatrudnią, ale jest wiele placówek, które potrzebują chociażby takiej pomocy.

– To wspaniała wiadomość. – Ucieszył się tata.

Mi nadal jakoś ciężko było w to wszystko uwierzyć.

– Chwila. Ile to kosztuje? – Spytałem spokojnie.

– Jimin, słuchasz mnie? Ten podstawowy masz za darmo!

– Nie. – Pokręciłem głową. – Nie mogę.

– Nie bądź głupi. Ile razy pomogłeś nam, kiedy potrzebowaliśmy pomocy? Już nie będę mówił ile razy ratowałeś mi dupę. Soo również jest ci wdzięczna za pomoc, którą nam oferujesz przy Sunmi. W ten sposób oboje chcemy ci się odwdzięczyć. Kilka koleżanek wisiało Soo przysługę, no i takim sposobem od początku przyszłego miesiąca możesz zasuwać na kurs.

Nadal jakoś to wszystko do mnie nie docierało. Mama wraz z Hoseokiem skakali z radości po salonie. A mi nadal ciężko było w to wszystko uwierzyć.

– I mam tak po prostu się przebranżowić?

– Jimin, widzę jak cię cieszą kontakty z dziećmi, poza tym masz do nich dobrą rękę i całą masę cierpliwości. Jak Jisoo mi o tym powiedziała, to od razu wiedziałem, że musisz skorzystać. Jimin, nie możesz marnować takiej szansy.

– ChimChim, Hoseok ma rację. – Odezwała się mama. – Twoi przyjaciele postarali się o darmowe miejsce dla ciebie w takim kursie. Niegrzecznie byłoby odmówić. Szczególnie, że to w pewien sposób otwiera ci drogę w stronę czegoś, co tak jak rysowanie, sprawia ci dużo radości.

No i co ja w takiej sytuacji miałem zrobić? Przecież nie mogę odmówić.

– Dobrze. Zgoda.

Mama i Hoseok zaczęli skakać i cieszyć się jak małe dzieci. Na ustach taty za to widniał bardzo szeroki uśmiech. Sam nie umiałem się nie uśmiechnąć, patrząc na nich.

Wyprostowałem się, przypominając coś sobie.

– Hobiasz, a ty czasem nie miałeś z czymś do mnie przyjść.

Przez chwilę patrzał na mnie pytającym spojrzenie, w końcu chyba rozumiejąc co mam na myśli.

– Spokojnie, jeszcze się nie przeprowadzasz.

– Dobrze, tylko następny razem nie zapomnij ich przynieść.

Wszyscy nieco spokojniejsi usiedliśmy na kanapie.

– Chim, a co zrobisz z rzeczami Jungkooka? – Zapytał ostrożnie tata.

– Jeszcze nie wiem. Nie chce... Nie chcę ich tak po prostu wyrzucić.

– Może... Z mamą zabierzemy je do nas? – Zaproponował ostrożnie. – Później pomyślimy co zrobić.

Skinąłem głową. To chyba będzie najlepsze wyjście.

– Ja tam wyrzuciłbym wszystkie rzeczy tego gówniarza na śmietnik. – Warknął przyjaciel.

– Hoseok! – Upomniała go moja mama. – To niegrzeczne. Nie wiesz co kierowało Jungkookiem.

– Nie ważne co nim kierowało, nie powinien w tak okrutny sposób krzywdzić Jimina.

– Co nie zmienia faktu, że powinieneś tak o nim mówić. – Mówiła spokojnym, lecz surowym tonem. – Nie można tak przekreślać osoby, nawet po czymś takim. Szczególnie, że chyba suma dobrych uczynków Kookiego jest większa niż tych niedobrych.

Byłem mamie naprawdę wdzięczny, że go broniła.

Jungkook

Zajrzałem do kolejnego lokalu. Szybko odszukałem wzrokiem pracownika. Podszedłem do niego, kłaniając się szybko.

– Dzień dobry, nie potrzebują państwo może pracownika?

– Cześć. – Odezwał się chłopak, nieco starszy ode mnie. – Z tego co wiem, to nie. Ale możesz spytać kierownika. Zadzwoń do wejścia dla pracowników. Chwilę poczekasz, bo nigdy mu się nie spieszy.

– Wielkie dzięki.

Udałem się we wskazane przez mężczyznę miejsce. Tak jak powiedział, musiałem chwilę poczekać na pojawienie się kierownika.

– Dzień dobry. Nie potrzebują może państwo pracownika? – Spytałem z nadzieją.

– Na tę chwilę nie. Ale możesz nam zostawić swoje CV. W razie potrzeby, odezwiemy się. – Mówił mężczyzna z miłym uśmiechem.

Powstrzymałem smutne westchnięcie. Przywdziałem na twarz nieco wymuszony uśmiech. Podałem kierownikowi swoje CV, podziękowałem, po czym opuściłem sklep.

Świetnie. Co z tego, że biorą ode mnie papier, jeśli i tak później się nie odzywają. Nie mogę zbyt długo czekać na nową pracę.

Tydzień temu zwolnili mnie z tej knajpy i w dodatku nie chcieli wypłacić wynagrodzenia za ostatni przepracowany tydzień. Zresztą zawsze był problem z wypłacaniem mi tygodniówek. Poza tym współpracownicy byli okropni. Wcale nie żałuję, że mnie zwolnili. W sumie sam częściowo odszedłem. Problem polegał na tym, że potrzebowałem pracy. A konkretnie kasy. A jedno bez drugiego się nie obejdzie.

Wróciłem do domu zrezygnowany. Przebrałem się krótsze szorty, po czym nasmarowałem obolałą nogę. Cały dzień chodzenia dał mi w kość. Położyłem się na kanapie. Nie mając ochoty na telewizję, włączyłem z telefonu muzykę, śpiewając cicho pod nosem.

Leżąc, kciukiem obracałem pierścionek na palcu serdecznym. Tylko w ten sposób mogłem go poczuć. Spojrzałem na swoją dłoń. Przynajmniej już sobie tak nie raniłem dłoni. Nauczyłem się uważać na palce bez czucia.

Chwyciłem w dłoń telefon i spojrzałem na dzisiejsze poranne nieodebrane połączenie od Jimina. Tęskniłem za nim. To wcale nie było głupie przyzwyczajenie. Są dni, w których naprawdę żałuję tego odejścia. Jednak nie można zaprzeczyć, że nasze życie nie mogło być już takie jak kiedyś.

– Za dużo razy cię skrzywdziłem. Tak jest lepiej.

Zdziwiłem się, kiedy trzymane urządzenie w dłoni zaczęło dzwonić. Nieznany numer. Z pewnym wahaniem odebrałem.

– Jeon Jungkook, słucham?

– Dzień dobry, jakiś czas temu zostawiał pan u nas swoje podanie o pracę.

Natychmiast się ożywiłem. Będę miał pracę?

Jimin

Byłem naprawdę wykończony. Może jeszcze nie całkiem jest tak jak powinno być, ale na pewno było lepiej niż miesiąc temu.

Przyzwyczaiłem się już do nowego miejsca zamieszkania. Mieszkało mi się tutaj całkiem przyjemnie, jednak nadal nie pogodziłem się z tą samotnością. Na moją niekorzyść wpływał fakt, że dosyć dużo czasu spędzałem w domu.

Nie znalazłem jeszcze stałej pracy. Niemal od miesiąca chodzę na ten kurs pedagogiczny, który załatwili mi państwo Jung. Byłem im coraz bardziej wdzięczny za to, ponieważ świetnie się czułem na kursie. Uczyłem się ciekawych rzeczy i nie miałbym nic przeciwko, gdyby naprawdę udało mi się później znaleźć zatrudnienie w tym kierunku.

Na razie utrzymywałem się z pojedynczych zleceń. Znajdowali się chętni, którym podobały się moje pracę, mój sposób rysowania. Starałem się jak mogłem, ponieważ chciałem zyskać stałych klientów. Każdy pieniądz był ważny. Nie chciałem doprowadzić do sytuacji, w której będę musiał prosić rodziców o pomoc finansową.

Zrobiłem sobie małą kolację, po czym usiadłem zmęczony na kanapie. W większości kurs odbywał się w godzinach popołudniowych. W takie dni wracałem do domu wieczorem. Dzisiaj musiałem zrobić jeszcze zakupy, tak więc godzina powrotu znacznie się przeciągnęła.

Jeszcze trochę i mogę iść spać. Chociaż jutro nie mam niczego specjalnego do zrobienia. Mógłbym posiedzieć sobie nieco dłużej. Już dawno nie zarywałem nocki. W sumie mógłbym zaprosić tutaj Hoseoka, ale on musi na rano iść do szkoły.

Ale może Taehyung by mógł? Studia zaczyna dopiero od przyszłego miesiąca. Chwyciłem telefon z zamiarem zadzwonienia do młodszego. Zawahałem się przez chwilę.

Nie dzwoniłem dzisiaj do Jungkooka. Robiłem to dzień w dzień. Nie odebrał ani razu. Może powinienem dać sobie spokój? Zawracam mu tyłek, a może on ma tego dosyć? Może moje działania tylko dodatkowo go denerwują i przez to pała do mnie jeszcze większą niechęcią?

Pokręciłem głową. Miałem dzwonić do Taehyunga.

– Cześć, hyung. – Przywitał się młodszy.

– Cześć. Masz może jakieś konkretne plany na dzisiaj? Nie chciałbyś może do mnie wpaść?

– Akurat dzisiaj nie mogę, przepraszam hyung. Następnym razem obiecuję, że przyjdę.

– Nie ma sprawy. – Zapewniłem go wesołym tonem. – Jakby ci się kiedyś nudziło to dzwoń. Na razie.

– Na razie i naprawdę przepraszam, hyung.

Rozłączyłem się. No to zostałem sam. Kończyłem kolację, wpatrując się w ekran telewizora. Film nie był zbyt fascynujący, jednak na tyle ciekawy bym oglądał go do końca. Gdy się skończył, siedziałem na kanapie, zastanawiając się co teraz. Siedziałem sam w domu i nie miałem z kim się spotkać.

– Jimin, nie rozpaczaj. – Mruknąłem do siebie. – Masz czas na relaks.

Dlatego zamierzałem się naprawdę zrelaksować. Ruszyłem z kanapy od razu zamierzając wziąć się za zmywanie po posiłku.

Chwyciłem wszystkie posiadane świeczki w domu i zaniosłem jej do łazienki. Chwyciłem też bluetkę wina oraz kieliszek. Nalałem do wanny gorącej wody oraz wlałem płyn do kąpieli. Gdy tylko woda zaczęła sięgać odpływu przelewowego, zakręciłem kran. Zapaliłem wszystkie świeczki i nalałem wina do kieliszka.

Rozebrałem się do naga, po czym zanurzyłem cały w wodzie. Po wynurzeniu, oparłem się wygodnie i sięgnąłem po kieliszek.

– O tak. – Wymruczałem.

Leżałem, odprężając się i delektując obecną chwilą. Co jakiś czas przytykałem kieliszek do ust.

– Nie. – Warknąłem, słysząc dzwoniący telefon.

Pierdziele, nie odbieram. To jest moja chwila dla siebie. Upiłem duży łyk wina. Starałem się ignorować dzwoniące urządzenie, jednak nie potrafiłem tak zbyt długo. Wychyliłem się, sięgając po telefon.

Było kilka minut po północy. Kto mógł dzwonić o tak późnej porze?! Nieznany numer. Świetnie! Założę się, że to pomyłka.

– Słucham? – Powiedziałem mniej miłym tonem niż to było konieczne.

Odpowiadała mi długa cisza. Zmarszczyłem brwi.

– Halo? Jest tam kto?

Na pewno ktoś był, ponieważ słyszałem czyjś oddech. Albo to mi się już na głowię rzucało. Pomimo ciszy z drugiej strony nie potrafiłem się rozłączyć. Coś wewnątrz mnie mi na to nie pozwalało. Poczułem ucisk w klatce piersiowej.

Jungkook

Praca była okropna. Cholerna sprzątaczka. Jednak nie mogłem odmówić. Potrzebowałem pieniędzy. Tutaj dostałem przynajmniej jakąś umowę. Śmieciową, bo śmieciową, ale umowę. Po nocach w niedużej ekipie sprzątałem biurowce i inne budynki pięć dni w tygodniu.

Praca w niewygodnych pozycjach i w ciągłym ruchu była niezwykle dużym wyzwaniem dla moich kości. Zdarzały się dni, kiedy wracałem z pracy i miałem ochotę wyć z  bólu. Coś czułem, że długo nie dam rady tam pracować. W międzyczasie powinienem rozglądać się za czymś innym.

Wstałem z kanapy, mając dość leżenia. Przynajmniej udało mi się jako tako wyspać. Dwie tabletki przeciwbólowe oraz maści jakoś dały radę. Kątem oka spojrzałem na telefon. Nie świeciła się dioda powiadomień. Żadnego nieodebranego połączenia. W większości próbował dzwonić do południa. Powoli zbliżał się wieczór. Cóż, najwyraźniej dzisiaj ma pracowity dzień.

Nieco kulejąc udałem się do kuchni. Skrzywiłem się widząc pustą lodówkę. Muszę zrobić zakupy. Podszedłem do wieszaka przy drzwiach i sięgnąłem po portfel. W środku było mniej pieniędzy niż bym tego chciał.

Cały czas miałem jakieś oszczędności na koncie, jednak nie chciałem się ich zbyt szybko pozbywać. Chciałem zachować pewną kwotę na czarną godzinę, kiedy już naprawdę nie będę miał za co opłacić mieszkania i za co kupić jedzenia.

Naprawdę potrzebne mi są pieniądze. Na szczęście wypłata za dwa dni.

Ubrałem buty i wyszedłem do sklepu. Wieczór należał do ciepłych. Spacer był nawet przyjemny. Nawet noga przestała mi dokuczać. Zrobiłem niezbędne zakupy, po czym wróciłem do domu. Przyrządziłem sobie skromną kolację, z którą zasiadłem na kanapie.

Był już wieczór. Dzisiaj miałem wolne. Nie wiedziałem za bardzo co ze sobą zrobić. Korzystając z chwili i dla zabicia czasu wziąłem szybki prysznic. Z niepokojem spojrzałem na swoje odbicie w lustrze.

Powinienem więcej jeść. Wypadek, szpital, późniejsze siedzenie w domu, jak i aktualny tryb życia nie wpływają dobrze na moją wagę. Znacznie schudłem i nie potrafiłem jak na razie tego odbudować. Ze względu na moją obecną, raczej fizyczną pracę, powinienem dbać o to by więcej jeść, szczególnie jeśli chciałbym trochę przytyć.

Tylko jak łączyć pusty portfel z większą potrzebą jedzenia. Tańsze acz bardziej kaloryczne produkty znowuż nie będą należały do zbyt zdrowych. Muszę coś wykombinować.

Czas mijał, a ja siedziałem w domu. Mój wzrok co jakiś czas uciekał w stronę telefonu. Dzisiaj był zadziwiająco cichy. Już przyzwyczaiłem się do tego codziennego nieodebranego połączenia. Zaraz będzie północ, a on do mnie nie zadzwonił.

Znudziło mu się dzwonienie do mnie? Odpuścił sobie? Już mu na mnie nie zależy? Powinno być to dla mnie obojętne. Właściwie to powinienem się cieszyć z tego, że w końcu nie wydzwania do mnie i nie próbuje w nieco desperacki sposób się ze mną skontaktować.

Czułem rosnącą we mnie wściekłość. Jak on mógł sobie odpuścić?! Wewnątrz mnie zaczęło kotłować się coraz więcej negatywnych emocji. Niemal z wściekłością zacząłem wpatrywać się w niewinne urządzenie.

Minęła północ.

Nie chce już ze mną rozmawiać? Już sobie mnie odpuścił? Nie ma sprawy! Nie potrzebuję go! Właściwie to dobrze, bo już nie chciałem nigdy mieć z nim nic wspólnego. Wyciągnąłem kartę SIM z telefonu i rzuciłem nią wściekle przez pokój. Gdzieś zachowałem trochę tego rozsądku, by nie rzucać urządzeniem, na którego wymianę nie byłoby mnie stać.

Gdy emocje nieco opadły, wstałem i nieco pospiesznym krokiem podszedłem do rzuconej przeze mnie karty. Kucnąłem, patrząc jak leży w małej kałuży wody, stworzonej przeze mnie po wyjściu z łazienki, po moim prysznicu.

Drżącą ręką chwyciłem kartę, przetarłem ją i włożyłem do telefonu.

– Nie działa. – Szepnąłem do siebie.

No to problem codziennie dzwoniącego Jimina mam z głowy. Nie jestem pewien czy chciałem zakańczać z nim kontakt w ten sposób, pomyślałem, czując łzy cisnące się do oczu.

Przetarłem oczy rękawem koszulki, po czym szybko przebrałem spodnie na jakiejś bardziej wyjściowe. Na starą koszulkę zarzuciłem bluzę, po czym wyszedłem z mieszkania. Autobusem pojechałem do sąsiedniej dzielnicy, gdzie od razu poszedłem do najbliższej budki telefonicznej.

Bez problemu wpisałem dziewięciocyfrowy numer. Stałem, obiema dłońmi trzymając czarną słuchawkę przy uchu.

– Słucham? – Powiedział dość nieprzyjemnym tonem.

Nie potrafiłem niczego powiedzieć. Stałem, starając się trzymać emocje na wodzy.

– Halo? Jest tam kto?

Tak dobrze było usłyszeć jego głos.

– Przepraszam, że nie zadzwoniłem. – Usłyszałem jego drżący głos. – Przepraszam.

Czułem łzy spływające po moich policzkach. Zaciskałem zęby na dolnej wardze, nie chcąc sobie pozwolić na wydanie jakiegokolwiek dźwięku.

– Proszę cię, wróć. – Załkał, a mnie coraz ciężej było tego słuchać. – Kocham cię Kookie. Nigdy nie przestanę. Nigdy nie przestanę na ciebie czekać.

Dlaczego ja to sobie robiłem? Tak dużym błędem było odejście od niego. Jednak nie mogę wrócić. Nie teraz, nie po tym wszystkim. Zapomnij o mnie Jiminnie.

Odłożyłem słuchawkę. Wytarłem rękawem łzy z twarzy. Jungkook, weź się w garść.

Jimin

Z łzami w oczach wsłuchiwałem się w ciszę po drugiej stronie. Chciałem jeszcze coś powiedzieć, lecz przeszkodził mi w tym sygnał zakańczanego połączenia.

– Co? Nie, nie , nie!

Szybko wybrałem numer Jungkooka. Jednak jego karta całkowicie nie odpowiadała. Czułem nasilające się łzy. Czyżbym właśnie utracił możliwość kontaktu z nim? To nie może być prawda. Szybko wyszukałem w internecie, gdzie znajduje się budka telefoniczna, z której do mnie dzwonił.

– Seoul.

Nadal jest w mieście. Dzielnica była całkowicie obca. Żadne z nas się tam raczej wcześniej nie zapuszczało. Ale to też nie oznacza, że go tam znajdę. Mógł umyślnie skorzystać z budki w innej dzielnicy, niż aktualnie się znajduje.

Jednak co z jego normalnym numerem? Gdyby miał po prostu wyłączony telefon komunikat byłby inny. Zniszczył kartę SIM? Dezaktywował ten numer i teraz ma inny? Co by to nie było, nie zmienia faktu, że chociażbym nie wiadomo jak bardzo bym chciał, to już się z nim w żaden sposób nie skontaktuję.

Zaniosłem się niehamowanym płaczem, sięgając po butelkę wina.

________________________

Biedne nasze Jikooki. Wybaczcie mi za to co im robię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top