Rozdział 59

Jungkook

Miałem już wszystko spakowane. W sumie za wiele tego nie było. Dwie pary spodni i trzy koszulki. To niemal wszystko co miałem ze sobą w szpitalu. Siedziałem na brzegu łóżka wypatrując Jimina. Powinien niedługo się zjawić.

Machałem nogami, które nie sięgały podłoża. Zbliżyłem się do brzegu, kładąc stopy na podłodze. Delikatnie zacząłem stawać na nogach, jednak szybko poczułem przeszywający ból od biodra do kolana po lewej stronie. Z powrotem usiadłem na łóżku. Jeszcze sobie nie pochodzę.

– Gdzie on jest? – Szepnąłem pod nosem, zaczynając się niecierpliwić.

Podniosłem wzrok, słysząc otwierające się drzwi. Powiedzenie, że się zdziwiłem byłoby niedopowiedzeniem. Byłem w ogromnym szoku.

– Yoongi hyung. – Powiedziałem niepewnie.

Nie widziałem się z nim... Odkąd się obudziłem, nie widziałem go na oczy. Ostatni raz mogłem go zobaczyć przed wypadkiem, gdy wychodził do pracy.

– Cześć. Dobrze wyglądasz. – Powiedział z uśmiechem. – Przywiozłem twoją taksówkę na najbliższy tydzień. – Mówił, prowadząc przed sobą wózek inwalidzki.

Różnił się on dużo od tych szpitalnych. Był w dużo lepszym stanie. Na pewno będzie mi się na nim wygodniej poruszać.

Kiedy pierwszy szok minął, przyszło lekkie rozczarowanie. Myślałem, że to z Jiminem będę wracał do domu. Nie uprzedzał mnie, że będzie inaczej. To przez wczorajszą rozmowę?

– Spokojnie, niedługo zobaczysz się z Jiminem. Ale niestety to ja muszę cię stąd zabrać do domu. Przepraszam, bo wiem, że nie tego się spodziewałeś.

– Nie, nic się nie stało. – Pokręciłem głową. – Dobrze cię widzieć hyung.

– Ciebie również, nawet nie wiesz jak bardzo. A teraz wsiadaj, zabieramy cię stąd.

Hyung podstawił wózek pod moje łóżko. Nie skorzystałem z jego ręki wyciągniętej w moją stronę. Sam przeniosłem się na mój tymczasowy środek transportu.

Razem udaliśmy się po wypis, a następnie na postój taksówek. Ponownie nie skorzystałem z pomocy starszego podczas przenosin. Całe szczęście wózek jakoś zmieścił się do bagażnika.

– Słyszałem, że się wyprowadziłeś? – Zagadnąłem, chociaż zaraz gdy to powiedziałem, skarciłem się za dobór tematu.

– Tak. Wynajmuję teraz kawalerkę. Mam całkiem dobry dojazd do pracy.

Skinąłem głową.

– A ty jak się czujesz?

– Nie najgorzej. Ręka tak bardzo nie dokucza jak noga.

– Na pewno szybko się wyliżesz, jesteś silny. Jimin na pewno ci w tym pomoże.

Coś czuję, że nawet bardziej niż bym tego chciał.

Droga do domu minęła mi szybko. Gdy znalazłem się pod swoim blokiem, zacząłem odczuwać lekki stres. Spokojnie, Jimina nie ma w domu. Wróci niedługo, a ty będziesz miał czas na przyswojenie wszystkiego. Jungkook, wracasz do domu.

Jadąc windą w moim gardle zaczęła pojawiać się gula. Nie planowałem tu wracać. To naprawdę dziwne uczucie.

– Trzymaj. – Odezwał się hyung wręczając mi klucze.

Niepewnie chwyciłem je i włożyłem do zamka.

– Na razie, zdrowiej. – Powiedział, gdy otworzyłem drzwi. – Jakbyś kiedyś czegoś potrzebował, to nie bój się dzwonić.

– Co? Już idziesz?

– Tak. Jestem z kimś umówiony na mieście. Pozdrów ode mnie Jimina.

Zawrócił, po chwili znikając za drzwiami windy. Zostałem sam przed drzwiami mieszkania. Biorąc głęboki wdech wjechałem do środka. Rozglądałem się, zauważając, że właściwie to nic się nie zmieniło.

Zamarłem wjeżdżając do salonu.

– Niespodzianka!


Jimin

Miałem nadzieję, że Jungkook wybaczy mi, że nie przyszedłem po niego. Poza tym to był dobry moment by Yoongi w końcu się z nim spotkał. Ostatni raz. Wiem, że starszy chciał na jakiś czas zakończyć kontakty z nami. Oczywiście zaznaczył, że zawsze służy pomocą w razie potrzeby.

– Cicho, otwierają drzwi. – Powiedziałem do wszystkich.

Całość zamilkła. Potarłem nerwowo dłonie, mając nadzieję, że mu się spodoba. Po wczorajszej rozmowie nabrałem nieco obaw, jednocześnie budząc w sobie jeszcze większą pewność. Czy ja nie zaprzeczam samemu sobie?

Przełknąłem nerwowo ślinę, słysząc gumowe kółka jadące po panelach. Nawet nie zwróciłem uwagi, kiedy wszyscy schowali się za mną. Co było dosyć idiotyczne, ponieważ i tak ich wszystkich było widać.

– Niespodzianka! – Krzyknęli wyskakując zza mojej osoby.

Widziałem zaskoczenie na twarzy młodszego. Po spojrzeniu na wszystkich zgromadzonych, zaczął wzrokiem ogarniać całe pomieszczenie, które wypełnione było balonami oraz kwiatami.

Puściłem przyjaciół pierwszych, by przywitali się z Jungkookiem. Taehyung rzucił mu się na szyję, a Hobiasz był nieco mniej wylewny w uczuciach. Następni byli moi rodzice. Mama nie mogła wypuścić go z swoich objęć.

W końcu nadeszła kolej na mnie. Nerwowo zacisnąłem dłoń w kieszeni.

– Jungkookie. – Starałem się by mój głos brzmiał pewnie. – Przyjmiesz go z powrotem?

Jungkook

Miło było widzieć przyjaciół. Nie miałem im za złe, że nie odwiedzili mnie w szpitalu. Godziny odwiedzin były takie a nie inne, a każdy z nich miał też woje sprawy na głowie. Jednak zaskoczeniem była obecność państwa Park.

Nieco dziwnie się czułem, nie za bardzo wiedząc ile wiedzą o tym wypadku. Tae wraz z Hoseokiem hyungiem prawdopodobnie znali prawdę, jednak nie wiem jak było z rodzicami Jimina.

Na sam koniec przywitał się ze mną mój Jiminnie. Zdziwiłem się, kiedy hyung zaczął klękać przede mną. Co on wyprawia?!

– Przyjmiesz go z powrotem? – Spytał, wyjmując z kieszeni mój pierścionek.

– Oczywiście, że tak. Jest mój.– Powiedziałem, a całe towarzystwo zaśmiało się krótko.

Jimin wstał i nałożył mi pierścionek z powrotem. Gdy go wkładał na mój palec, czułem to jedynie do jego połowy. Później przejechałem kciukiem w miejscu, którym powinien się znajdować, upewniając się tak o jego obecności.

– Gorzko! – Zaczął Tae, a reszta od razu to podłapała. – Gorzko! Gorzko!

Starszy uśmiechnął się łobuzersko, zaczynając pochylać się w moją stronę. O nie, nie wyjdziesz tutaj na dominującego. Chwyciłem go za kołnierzyk i przyciągnąłem do siebie, przyspieszając nasz pocałunek. Tłum zaczął wiwatował. Pieszczota była krótsza niż bym tego chciał. Jak ja się za nim stęskniłem.

Odjechałem od nich kawałek, przybliżając się do kanapy. Zaraz zacząłem się na nią przetransportowywać. Siedząc wygodnie spojrzałem na wszystkich.

– Jest jakieś jedzenie? Jestem głodny jak wilk. – Uśmiechnąłem się.

– Już myślałem, że się wszystko zmarnuje. Jak Taehyung nie zjadł wszystkiego to powinno jeszcze coś być.

– Ej, nie przesadzaj, hyung! – Oburzył się wspomniany.

– Pierwsze co zrobiłeś po przyjściu to dorwałeś się do lodówki!

– Bo podobno masz tam jakieś pyszności.

– Nawet jeśli tam są to na pewno nie dla ciebie! – Naskoczył na niego Jimin.

– Dobra, jakie pyszności, bo już mi żołądek się zjada. – Odezwałem się, przerywając ich kłótnię.

Zaraz na stole zaczęły pojawiać się różne dania. Ślinka sama zaczęła mi cieknąć. W szpitalu nie podawali mi takich smacznych potraw. Jiminnie naprawdę się postarał.


Jimin

Cieszę się, że przyjęcie się udało. Ja naprawdę wierzyłem w to, że wszystko może być tak jak dawniej. Szczególnie widząc jak wszyscy się świetnie ze sobą bawią, prawie tak jakby ten wypadek wcale nie miał miejsca.

Późnym wieczorem wszyscy zaczęli się zbierać. Prawie wszyscy. Rodzice oczywiście zostają na noc. Zadomowili się w pokoju gościnnym.

Gdy pożegnaliśmy się z Taehyungiem i Hobiaszam, wraz z mamą zaczęliśmy sprzątać wszystko. We dwójkę nie zajęło nam to tak dużo czasu. Po wszystkim rodzice w pierwszej kolejności zajęli łazienkę. Szybko z niej wyszli. Nie zajmowali jej nawet w jednej czwartej czasu, który był potrzebny mi czy Jungkookowi.

– Chodźmy się myć. Lekarz zabronił jeszcze króliczkowi kicać, więc siadaj na swój rydwan.

Chłopak zmierzył mnie krótko nieprzyjemnym spojrzeniem, po czym zaczął przenosić się na wózek. Zawiozłem go do łazienki. On załatwiał swoje potrzeby, a ja w tym czasie szykowałem nam kąpiel. W międzyczasie powoli zacząłem pozbywać się swoich ubrań, co po czasie zaczął robić również i młodszy.

Dobrze było widzieć, że wraca do zdrowia. Włosy, które zostały ścięte na potrzeby operacji, odrosły będąc już na równi ze wszystkimi. Siniaki zdążyły się już wchłonąć, gdzieniegdzie zostawiając jeszcze żółte plamy. Jego kolano i łokieć były jeszcze zaczerwienione, a na boku widać było powstającą bliznę po cięciu, które zostawił chirurg na sali operacyjnej.

– Nie patrz się tak. – Burknął młodszy. – Patrz lepiej co robisz, zaraz woda będzie się przelewać.

– Patrzę się, bo mam przed sobą najprzystojniejszego mężczyznę na świecie.

– Przestań. – Powiedział, lecz nie zarumienił się wbrew moim oczekiwaniom.

Poczułem ukłucie niepokoju. Zakręciłem wodę i podszedłem do niego. W normalnych warunkach, usiadłbym mu na kolanach, lecz w obecnej sytuacji powstrzymałem się od tego. Ukląkłem przed nim, obejmując jego twarz swoimi dłońmi.

– Bez względu na wszystko zawsze będziesz dla mnie moim najpiękniejszym króliczkiem. – Wyszeptałem, całując go w czubek nosa.

– A ty najpiękniejszą kluseczką. – Powiedział, uśmiechając się delikatnie acz zadziornie, głaszcząc dłonią mój policzek. – A teraz chodźmy się kąpać.

Pomogłem Kookiemu przedostać się do wanny. Sam znalazłem się w niej pierwszy. Asekurowałem go przy przemieszczaniu się do środka. Nie było to dla niego łatwe zadanie, tak naprawdę mając sprawną tylko jedną połowę ciała.

W końcu Jungkook znalazł się przede mną. Położył się, opierając na moim torsie, jego głowa zaraz wylądowała odchylona na moim ramieniu. W tej chwili było mi tak dobrze.

Delikatnie masowałem jego skórę, z czasem wędrując coraz niżej w dół jego ciała. Dłużej zatrzymałem się na jego podbrzuszu. Co jakiś czas zahaczałem palcami o jego przyjaciela pomiędzy nogami.

Z uśmiechem na ustach wsłuchiwałem się w jego głęboki oddech oraz wyczuwałem szybko rosnącą męskość pod dłonią.


Jungkook

Już od dawna tak dobrze mi się nie spało. Leżałem na plecach, wpatrując się w biały sufit. Pod swoją dłonią czułem tą mniejszą, Jimina. Przynajmniej w większości czułem. Naprawdę ciężko mi było uwierzyć w to, że znowu tutaj jestem. Tylko my. Oczywiście nie licząc jego rodziców, nocujących dzisiaj dwa pokoje dalej.

– Jungkook.– Usłyszałem nieco niecierpliwy głos Jimina.

Obróciłem się, spoglądając z delikatnym uśmiechem na starszego. Miał jeszcze śpiochy w kącikach oczu.

– Dzień dobry Jiminnie.

– Dzień dobry Kookie. Witałem się już. – Zaznaczył.

– Nie słyszałem. – Burknąłem, odwracając twarz, co jednocześnie było głupim posunięciem z mojej strony.

W ten sposób całkowicie oddaliłem i nieco przysłoniłem sobie jedyne w pełni sprawne ucho.

– Jungkook. – Ponownie powiedział tonem, który wskazywał na to, że woła mnie kolejny raz.

Odwróciłem się w jego stronę, starając się nad sobą panować.

– Co jest? – Spytał zaniepokojony.

– Mówiłem. Nie słyszałem. – Mój głos zadrżał nieco niekontrolowanie.

Przez pewien czas jakby nie docierał do niego sens moich słów. Wcale mnie to nie dziwiło. Jiminnie, nie jesteś najszybciej łapiącą kluseczką. Ale i tak cię kocham. W końcu zauważyłem jak otwiera szerzej oczy, wyraźnie zdziwiony.

– Częściowo nie słyszę na lewę ucho. – Powiedziałem, na koniec zagryzając dolną wargę.

– Częściowo, czyli...

– Jeszcze coś na nie słyszę, ale lekarze nie obiecują, że tak zostanie.

W zależności od stopnia narażania ucha na różne szkodliwe czynniki, wada może zostać taka sama lub się pogłębić aż do całkowitej utraty słuchu w tym uchu. Świetnie. Jak mam zostać muzykiem będąc pół głuchym?! Brałem głębokie wdechy, starając się nie rozkleić. Jungkook, trzymaj się. Okres użalania się nad sobą skończyłeś dawno temu.

– Wszystko będzie dobrze. – Zaczął, a ja w tym momencie myślałem, że mnie trafi szlag.

– Tak, półgłuchy muzyk. Zajebiście! Nie ma co, na pewno odniosę wielki sukces. Ciekawe tylko czy o nim usłyszę?

– Skarbie...

Zerwałem z siebie kołdrę, zaciskając wściekle zęby. Zignorowałem ból ręki, który pojawił się podczas podnoszenia do siadu. Jednak bólu nogi już nie mogłem zignorować oraz faktu, że po prostu nie była wstanie utrzymać mojego ciężaru. Upadłem na podłogę, klnąc pod nosem.

Jimin od razu ruszył do mnie. Odepchnąłem jego ręce wystawione w moją stronę. Nie potrzebuje pomocy! On jednak nie odpuszczał. Przez chwilę szarpaliśmy się lekko, aż w końcu odepchnąłem go od siebie. Zamarłem, widząc jak upada dość nieprzyjemnie.

– Jiminnie, przepraszam...

On tylko podniósł się i przytulił mnie. Pozwoliłem mu na to, samemu wtulając się mocno w jego ciało.

– Już, spokojnie. Nic się nie stało.

Brałem głębokie wdechy, starając się opanować.


Jimin

Gdy sytuacja została opanowana, podsunąłem młodszemu jego wózek. Początkowo próbował go odpychać, lecz po kilku nieudanych próbach zrobienia samodzielnie chociażby kilku kroków zrezygnował. Grzecznie usiadł na wózku, samemu jednak jadąc do kuchni. Udałem się prosto za nim.

– Na co masz ochotę? – Spytałem, podchodząc do lokówki.

– Zostało nam dużo jedzenia ze wczoraj. Po prostu mi coś odgrzej. – Powiedział, wyraźnie nie w humorze.

Starając się zignorować ten ton, zacząłem przygotowywać nam śniadanie. Jungkook nie był zbytnio pomocny. Obawiałem się, że najbliższe tygodnie mogą być dla nas naprawdę ciężkie.

– Często cię coś boli? – Starałem się dowiedzieć. – Mam receptę od lekarza na jakieś silne proszki przeciwbólowego. Jednak w opakowaniu jest mała ilość, a już uprzedził, że nie przepisze ci więcej.

– Czasami się zdarza, że mam jakieś napady bólu. Tak poza tym jest całkiem znośnie.

– W środę przychodzi do nas rehabilitantka. Będzie przychodziła dwa razy tygodniu. Na pewno szybko wrócisz do zdrowia. – Starałem się go jakoś pocieszyć. – Poza tym doktor Moon będzie do nas przychodziła w piątki popołudniu. Zapiszę to wszystko później na lodówce.

– Dobrze. – Odparł niemrawo.

– Jungkookie, jest coś czego potrzebujesz?

Chłopak przez długi czas milczał. Spojrzałem przez ramię na niego. Siedział ze spuszczoną głową. Wyłączyłem gaz pod garnkiem, zaraz podchodząc do Kookiego. Kucnąłem przy jego wózku, chwytając jego twarz w dłonie i odwracając w swoją stronę.

– Cieszę się, że jesteś. – Powiedziałem, uśmiechając się szeroko, a następnie czule całując jego usta.

Tak bardzo cieszę się, że żyje i jest tutaj ze mną.


Jungkook

Wiedziałem, że powrót do domu nie będzie łatwy. Najgorszy był pierwszy dzień. Później starałem się zbytnio nie zwracać uwagi na różnego rodzaju niedogodności. Jednak nie potrafiłem tak długo. Cały czas gdzieś wewnątrz mnie, czułem pewien dyskomfort.

Nie umiałem po tym wszystkim zachowywać się, jakby nic się nie stało. Jimin bardzo się starał i nawet mu to wychodziło. Ja tak nie potrafiłem.

Z cichym westchnieniem podniosłem się z łóżka. Byłem sam w domu. Jiminnie był jeszcze w pracy. Minie jeszcze trochę czasu za nim wróci. Nie lubiłem bezczynnie siedzieć w domu. Problem polegał w tym, że byłem mało mobilny. Całe szczęście pozbyłem się już tego okropnego wózka, jednak poruszanie się za pomocą kul nie było takie proste.

Niedługo idę na prześwietlenie i kontrolę, by sprawdzić czy wszystkie kości prawidłowo się zrosły. Sądząc po często towarzyszącym mi bólu miałem co do tego wątpliwości. A może po prostu za dużo od siebie wymagam i moje ciało potrzebuje jeszcze trochę czasu.

Nie przejmując się jednak tym co podpowiada mi moje ciało, założyłem te głupie stabilizatory i spróbowałem sam, bez niczyjej pomocy, pójść gdziekolwiek. Szedłem podpierając się co jakiś czas o ścianę. Uśmiechnąłem się pod nosem niczym dziecko, będąc świadom, że gdyby Jimin mnie teraz zobaczył, na pewno nie ominęłaby mnie ostra reprymenda.

W pierwszej kolejności zaliczyłem długą wizytę w toalecie. Długa nie ze względu na jakiekolwiek czynności, które w niej wykonywałem, a raczej przez tempo ich wykonywania. Następnie w ślimaczym tempie przeniosłem się do kuchni.

Zacząłem przygotowywać dla nas obiad. Gotowanie w jakiś sposób mnie uspokajało, pozwalało na chwilę oderwać nieprzyjemne myśli. Oczywiście tak było do czasu. Zakląłem pod nosem widząc krew na desce do krojenia. Wyciągnąłem przed siebie obie dłonie, uważnie się im przyglądając i szukając rany.

Ponownie zakląłem, kuśtykając do zlewu i sięgając po ręcznik. Jedną ręką próbując uciskać ranę, drugą spróbowałem sięgnąć po koszyczek z plastrami.

– Cholera. – Warknąłem, kiedy wszystko spadło na podłogę.

– Kochanie, coś się stało? – Usłyszałem głos Jimina.

Powinien wrócić później. Stałem w miejscu, nie wiedząc czym powinienem zając się w pierwszej kolejności. Raną, którą zrobiłem sobie z powodu częściowego braku czucia w dłoniach, czy zainteresować się faktem, że przez częściową głuchotę nie słyszałem, że Jimin wrócił.

Patrzałem jak starszy podnosi z ziemi paczkę plastrów, po czym wyciąga z nich jeden. Oczyścił ranę i zakleił ją. Jego spokój w tej chwili wcale nie działał kojąco. Cały gotowałem się w środku. Poraniłem sobie już niemal wszystkie place, które nie czuły. Kolejny raz gorszy słuch dał mi o sobie znać.

– Nic się nie stało. To tylko płytka ranka. – Powiedział, na koniec całując mój palec.

Nic nie odpowiedziałem. Zabrałem swoją rękę i wyszedłem z kuchni. Sam nie wiedziałem, gdzie chciałem iść. Najchętniej wyszedłbym stąd w cholerę, by pobyć chwilę samemu. Ostatecznie po prostu usiadłem przed biurkiem w gabinecie.

Pochyliłem się, zatapiając dłonie we włosach i zaciskając na nich pięści. Brałem głębokie wdechy. Nie umiem sobie z tym poradzić i pogodzić się z obecną sytuacją. Z tym jak teraz muszę funkcjonować oraz o braku perspektyw na przyszłość. O studiach w obecnej sytuacji mogę pomarzyć. I tak już zawaliłem terminy zgłoszeń. Poza tym w obecnej sytuacji i tak nie byłbym w stanie studiować. Częściowa utrata słuchu oraz ograniczony zakres ruchu. Całe moje życie sypie się powoli acz sukcesywnie.

Nie umiem już przebywać u boku Jimina. Czuję się wtedy nie komfortowo, mimo że tak bardzo go kocham. A może to jest już zwykłe przyzwyczajenie? Boję się od niego odejść, ponieważ przyzwyczaiłem się do bycia u jego boku?

Może lepiej byłoby, gdyby ten samochód cię porządniej potrącił?

Jungkook, co ty za bzdury pleciesz, skarciłem się w myślach. Żyjesz i nic tego nie zmieni, a na pewno nie ty sam.

– Kookie, dlaczego nie używasz kul? – Usłyszałem, kątem oka widząc wchodzącego do pomieszczenia Jimina.

– Nie potrzebuje ich. – Odparłem.

Szybciej dojdę do siebie, jeśli zmuszę mięśnie do ponownie pracy. Przynajmniej tak sobie wmawiałem, próbując uwierzyć, że w ten sposób naprawdę zacznę szybciej chodzić.

– Chodźmy. Usiądźmy sobie w salonie. Masz może ochotę coś obejrzeć? Komedia, horror? – Zaproponował.

– Horror. – Powiedziałem, nie mając humoru na nic śmiesznego.

Podniosłem się i zacząłem powoli iść w stronę salonu. Cieszyłem się, że Jimin już za wszelką cenę nie próbował mi we wszystkim pomagać. W końcu zająłem miejsce na kanapie, rozsiadając się wygodnie. Jimin wybrał dla nas film.

– Jiminnie. – Zacząłem, nim usiadł obok mnie. – Nie przyniósłbyś nam czegoś do picia.

– Jasne, na co masz...

– Do picia. – Powiedziałem znacząco.

Widziałem jak uśmiech znika z jego twarzy. Byłem gotowy na dyskusję, jeśli zacząłby mówić, że nie powinienem. Ostatecznie jednak przyniósł nam po butelce piwa. Widziałem, że na cały film, czy nawet wieczór taka ilość mi nie starczy.

– Przyniósłbyś więcej? – Spytałem, a widząc odmowę w jego spojrzeniu dodałem. – Czy mam sam sobie pójść po więcej?

Pokręcił głową, lecz poszedł do kuchni. Po chwili mogliśmy spoglądać w stronę telewizora i skupić się na rozpoczynającym się filmie.


Jimin

Naprawdę ciężko było mi mieszkać z Jungkookiem. Nie ułatwiał niczego. Ja rozumiem, że obecna sytuacja jest dla niego ciężka, lecz mógłby czasami pomyśleć o mnie. Dla mnie również to wszystko jest nie na rękę.

Wolałbym mieć przy sobie sprawnego i wesołego króliczka, a nie tę zrzędę. Mógłby już przestać użalać się nad sobą. Jedyne w co się aktualnie angażuje, to powrót do pełnej sprawności. Po długim przestoju w efektach, w końcu zaczął normalnie chodzić. Lekarz i rehabilitantka kazali mu się oszczędzać, do czego on oczywiście się nie stosuje.

Już sam nie wiedziałem czy dobrze robię, odpuszczając mu w wielu sprawach. Może powinienem być bardziej stanowczy i mimo wszystko zabraniać mu niektórych rzeczy. Nie umiałem mu się sprzeciwić.


Jungkook

Moje życie powoli wracało do normy. O ile obecny stan rzeczy można nazwać jakąkolwiek normą. Wyniki badań są dobre. Praktycznie potrafiłem samodzielnie i płynnie się poruszać, co przez długi czas było nie do osiągnięcia. Wada słuchu jak na razie stoi w miejscu, a ja powoli uczę się z nią żyć.

Tylko kwestia Jimina została nierozstrzygnięta. Kochałem go. Jednak coraz bardziej obawiałem się, że jest to tylko zwykłe przyzwyczajenie. Momentami czułem przyjemne ciepło w jego obecności, jednak przez większość czasu doskwierał mi dyskomfort. Przebywanie w jego obecności przestało być dla mnie miłe, kojące i przyjemne.

Gdzieś w mojej głowie zbierały się wszystkie nieprzyjemne sytuacje i wysuwały na pierwszy plan. Nawet jeżeli to nie on był prowodyrem ich powstania, to tylko potwierdzało fakt, że również ja nie jestem dla niego odpowiednim partnerem. Stworzyliśmy zbyt dużo negatywnych wspomnień. Przez większość czasu właściwie mieliśmy jakieś problemy czy kłótnie niżeli żyliśmy spokojnie i szczęśliwie. Tak nie powinno być.

Problem polegał w tym, że jeszcze nie byłem do końca sprawny. Nie miałem również za bardzo, gdzie się podziać. Taehyung na pewno by mi nie pomógł. Pomimo początkowych sprzeciwów wobec naszego związku to po takim czasie mam wrażenie, że był bardziej za nim, niż za mną.

Przynajmniej te pieniądze od rodziców na coś się przydadzą. Nie mam pojęcia, dlaczego mi je przesłali, lecz sądzę, że Jimin musiał maczać w tym palce. A skoro mi o tym nie wspomniał, to rozmowa musiała nie pójść po jego myśli.

Cóż, czego on się spodziewał? Nie mam już rodziców. Ale przynajmniej te ostatnie pieniądze od nich na coś mi się przydadzą. Jiminnie, tym sposobem sam sobie strzeliłeś w kolano.

Na razie starałem się grać idealnego Jungkooka. Nie chciałem wzbudzać jego podejrzeń. Samemu w ten sposób dawałem sobie czas do namysłu. Jednak wniosek dotychczas cały czas był ten sam. Należy pozbyć się problemu Jimina, którym jestem ja. Im dalej od niego tym lepiej. Dla nas obydwu.

Ja sobie jakoś poradzę. Kilka nocy w motelu, zanim nie znajdę czegoś taniego na wynajem. Znajdę pracę. Jakąkolwiek. Nie będę wybrzydzał. A Jimin początkowo może tego nie rozumieć, trochę porozpacza, aż w końcu sam zauważy, że to będzie najlepsze dla nas obydwu.

Wyłączyłem gaz pod garnkiem. Wiedziony przeczuciem obróciłem głowę, by prawe ucho miało jakikolwiek szanse usłyszeć dźwięki z wnętrza domu. Trzask drzwi wejściowych. Przywdziałem na twarz uśmiech, wyczekując pojawienia się starszego.

– Dzień dobry Kookie.

– Dzień dobry Jiminnie.

Widziałem na jego twarzy cień zawahania. Szybko jednak zamaskował, to uśmiechem. Podszedł do mnie, łącząc nasze usta w krótkim pocałunku.

– Jak minął dzień?


Jimin

Może to było głupie, lecz czułem strach. Nie wiedziałem komu powinienem się wygadać. Na myśl przychodziły mi tylko dwie osoby. Z Hoseokiem już rozmawiałem, lecz on uważa, że wymyślam sobie. Została mi jeszcze tylko jedna osoba.

– Wiesz która jest godzina? – Mruknął zmęczony.

– Hyung, nie wiem co robić. – Powiedziałem nieco spanikowanym tonem.

– Coś się stało z Jungkookiem? – Spytał wyraźnie rozbudzony.

– To jest Kookie sprzed wypadku. Przez ostatni tydzień zachowuje się jak dwa dni przed tym cholernym wypadkiem. Nie wiem co robić. Boję się.

– Spokojnie, nie ma co od razu panikować. Jak dokładnie się zachowuje?

– Nie było z nim łatwo. Po powrocie do domu miał swoje humorki. A teraz nagle jest zadziwiająco dobrze.

– Rozmawiałeś z nim?

– Obiecywał mi, że już nigdy nie zrobi sobie krzywdy. – Odparłem. – Wierzę mu.

Nastała długa cisza.

– Gdzie on teraz jest?

– Bierze kąpiel. Ja naprawdę się boję. Nie znosił zbyt dobrze całej sytuacji, a teraz jakby się ze wszystkim pogodził i... Ta zmiana powinna mnie cieszyć, ale niepokoi mnie i to bardzo.

– Jak on się w ogóle czuje? Przepraszam, że do was nie dzwoniłem.

– Dobrze. Chodzi już normalnie. Nie ma też już takich napadów bólu. Ale on... Hyung, on niemal stracił słuch na lewe ucho. Poza tym częściowo stracił czucie w obu dłoniach. Na początku naprawdę było mu ciężko.

– Ja naprawdę nie wiem co powiedzieć. Mam nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego, ale w tej chwili nie mam żadnych pomysłów. Nie mam pojęcia co może chcieć zrobić, jeśli wykluczymy to, że rzeczywiście nie zrobi sobie już żadnej krzywdy. Jimin, po prostu miej na niego oko i w razie czego dzwoń do mnie. A na razie uspokój się, bo może po prostu jesteś przewrażliwiony.

– Dobrze.


Jungkook

Plan jako taki był. Dalej pójdę na żywioł. Przecież nie może być aż tak źle. Rozeznanie w terenie już mam, więc może z początku nie będzie za łatwo, jednak dalej powinno iść już z górki. Pierwszy miesiąc się jakoś przemęczę.

Niedogodnością również była ilość moich rzeczy i to, ile jednocześnie jestem w stanie zabrać. Nie za bardzo miałem kogo poprosić o pomoc. Tae na pewno nie wykazałby się dyskrecją, Hoseok na bank od razu zadzwoniłby do Jimina, a po Yoongim... Mógłbym się spodziewać tego co po Hoseoku. Znikąd pomocy.

Cóż. Dam radę. Nie mam pięciu lat.

– Dzień dobry, chciałbym zamówić taksówkę pod blok przy ulicy...

______________________________

Nie daje wam chwili spokoju, co? :p 

Głupiutki Jungkookie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top