Rozdział 51
Yoongi
Po długich namowach udało mi się nakłonić Jimina do powrotu do domu. Po wypłakaniu się w szpitalu przez długi czas milczał. Naprawdę bolał mnie jego widok. W domu znaleźliśmy się właściwie wieczorem.
Nie wiedziałem, gdzie lepiej było go posadzić. Na kanapie w salonie czy pozwolić mu iść do sypialni. Przy drugiej opcji obawiałem się, że znowu zacznie płakać. Tymczasowo posadziłem go w salonie. Ja w tym czasie udałem się do kuchni po coś do jedzenia. Nie byłem głodny, lecz wiedziałem, że musimy jeść.
Zdziwiłem się nieco widząc lodówkę wypełnioną po brzegi gotowymi daniami. Założę się, że jeszcze wczoraj tego wszystkiego tu nie było. Jungkook to wszystko przygotował? Tchnięty przeczuciem obszedłem całe mieszkanie. Było idealnie wysprzątane. Może to głupie, ale mam wrażenie, że Jungkook w ten sposób chciał nas odciążyć robotą, gdy... go zabraknie.
Naprawdę przestawałem mieć jakiekolwiek wątpliwości co do tego wypadku.
Wróciłem do kuchni i wziął jedną z potraw, zanosząc ją nam do salonu. Młodszy początkowo nawet na nią nie spojrzał.
– Zjedz, proszę. – Starałem się go przekonać. – Jung... Jungkook to dla nas zrobił.
Zacisnął zęby na dolnej wardze, lecz po chwili zaczął jeść. W ten sposób minęła nam kolacja. Po niej oboje siedzieliśmy na kanapie nie odzywając się do siebie ani słowem. Ciążyła między nami okropna cisza. Była ona więcej niż niezręczna.
– Jimin, może pójdziesz się kąpać? – Zaproponowałem, widząc, że zbliża się północ.
On jedynie pokręcił przecząco głową.
– Przynieść ci może coś? Chcesz się położyć w sypialni?
Żadnej reakcji. Nie chciałem go do niczego zmuszać. Sam wstałem i poszedłem się odświeżyć w łazience. Wziąłem zimny prysznic, lecz nawet on nie za bardzo był w stanie podnieść mnie na nogi. Nim udałem się do siebie, zajrzałem jeszcze na chwilę do chłopaka. Siedział tak jak go zostawiłem.
– Ja idę spać. W razie czego zostawiam drzwi otwarte, jakbyś chciał przyjść czy coś.
Nawet się nie poruszył. Życzyłem mu dobrej nocy, po czym udałem się do siebie.
Jimin
Naprawdę ciężko było mi się ruszyć z kanapy. Yoongi poszedł spać, a ja nie mogłem. Nie czułem zmęczenia. Nie czułem się głodny czy spragniony. Nie czułem... Niczego nie czułem. Korzystałem z tej błogiej chwili, ponieważ wiedziałem, że kiedy to wszystko ponownie do mnie dotrze, nie będę umiał tego pohamować.
Wpatrywałem się beznamiętnym wzrokiem przed siebie z totalną pustką w głowie. Ciszę w całym domu zaburzał jedynie zegar odliczający każdą sekundę.
Co jakiś czas robiłem mały obchód po mieszkaniu, lecz za każdym razem wracałem rozczarowany na kanapę. Nigdzie go nie ma.
Koło godziny czwartej nad ranem na dłużej przeniosłem się do garderoby. Usiadłem w jej środku wpatrując się w część ubrań nie należących do mnie. Po czasie sięgnąłem po jedną z koszulek najmłodszego, którą ostatnio miał na sobie, lecz jeszcze nie trafiła ona do prania. Wziąłem głębszy oddech podtykając ją sobie pod nos. Zaraz ubranie wylądowało na mnie, zamiast dotychczasowego. Podobnie stało się z spodniami młodszego, które były na mnie stanowczo za duże.
Otulał mnie znajomy zapach, przy którym czułem się odrobinę bezpieczniej, a zarazem jeszcze bardziej samotnie.
Przechodząc do sypialni, zerknąłem w stronę zegara. Spędziłem w garderobie więcej czasu niż podejrzewałem. Dochodziła piąta. Dzisiaj mamy poniedziałek. Za trzy godziny będę musiał znaleźć się w pracy. Jednak nie potrafiłem zbyt długo o tym myśleć.
Usiadłem w sypialni na naszym łóżku. Przez chwilę po prostu gładziłem dłonią stronę, po której teraz powinien znajdować się mój króliczek. Mając nadzieję, że w ten sposób poczuję się nieco lepiej i chociaż na chwilę zmrużę oczy, otuliłem się naszą kołdrą.
Co chwila kręciłem się, próbując znaleźć dla siebie wygodną pozycję. Brakowało mi większych ramion młodszego, w które tak idealnie potrafiłem się wpasować i które potrafiły przynieść mi ukojenie w każdej sytuacji. Nerwowo zacząłem bawić się swoją narzeczeńską obrączką, próbując zatrzymać wewnątrz siebie wszystkie buzujące we mnie emocje.
W końcu położyłem się na brzuchu na swojej połowie. To w tej pozycji ostatnio zdarzało mi się zasypiać najczęściej. Ułożyłem dłonie pod poduszką, chcąc znaleźć nieco wygodniejsze ułożenie dla swojej głowy. Podniosłem się nieco, gdy jedna z dłoni napotkała coś na swojej drodze. Usiadłem obok, wyciągając niewielką kartkę papieru.
Poczułem łzy już na sam widok znajomego, starannego pisma.
Yoongi
Słysząc ten przeraźliwy pisk opon, poderwałem się do góry z urywanym krzykiem. Z ulgą stwierdziłem, że jestem u siebie w pokoju, a przed sobą nie mam samochodu wraz z leżąco nieruchomo Jungkookiem. Mimo to ciężko było mi uspokoić szalone bicie serca.
Rozbudziłem się całkowicie, gdy doszedł mnie płacz, dochodzący z sypialni. Natychmiast zerwałem się na równe nogi i pognałem do pomieszczenia obok. Zatrzymałem się przy Jiminie, częściowo zawinięty w kokon z kołdry, trzymając coś mocno w swoich małych rączkach.
– On naprawdę to zrobił. – Wyszlochał.
Starałem się myśleć logicznie. Skupiłem swój wzrok na tym, co trzymał w dłoniach. Powoli zacząłem wyciągać z nich niewielką kartkę. W oczy rzuciło mi się staranne pismo młodszego, którym była ona pokryta.
Jiminnie, już na wstępie chciałbym cię bardzo przeprosić.
Możesz tego nie rozumieć. Jednak ja naprawdę nie widziałem innego wyjścia. Od tak długiego czasu mnie to męczyło. Już nie dałem rady. Już nie potrafiłem spojrzeć ci prosto w oczy.
Wybacz, ale nie zdradzę ci co mną kierowało. Egoistycznie chcę, żebyś do końca miał o mnie dobre zdanie. Żebyś pamiętał mnie takiego, jak na samym początku – niewinnego i słodkiego Kookiego – mimo że z czasem coraz trudniej było mi nim pozostać.
Proszę, nie przestań o siebie dbać.
Yoongi hyung, jeśli to czytasz, to proszę, doglądaj mojego Skarba. I ciebie również bardzo przepraszam. Przez długi czas miałem o tobie nieodpowiednie zdanie. Przepraszam za niektóre myśli i czyny skierowane w twoją stronę. Dziękuję, że się mną opiekowałeś i troszczyłeś o mnie, nawet jeśli odrzucałem to wszystko.
To nie wasza wina.
Jiminnie, kocham cię, pamiętaj. Twój na zawsze – narzeczony Jeon Jungkook.
Pod koniec jego pismo stało się mniej dokładne. Założę się, że pisał to drżącą ręką. Teraz naprawdę nie było już wątpliwości. To był list pożegnalny. Jungkook sam targnął się na swoje życie.
Bez słowa przybliżyłem się do rozżalonego Jimina, obejmując go pocieszająco. Sam aktualnie poczułem dziwnego rodzaju pustkę i ból. Co prawda niemal od samego początku brałem to pod uwagę, jednak kiedy okazało się to najczystszą prawdą... To było za ciężkie do udźwignięcia. Oboje staliśmy się jedną wielką szlochającą kulką.
Czując spływające łzy po policzkach, spojrzałem na młodszego. Siedział zwinięty w kulkę, mając na sobie ubrania ukochanego. Nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić tego, co w tej chwili czuł.
Ja jako pierwszy nieco się opanowałem. Wytarłem dłonią mokre policzki, starając się zapanować nad oddechem. Ponownie spojrzałem na młodszego, nieco bardziej trzeźwym wzrokiem. Poza tym, że ogólnie był w złym stanie, to pod jego oczami widać było doskonale dwa sine wory. Założę się, że nie spał całą noc.
– Zdrzemnij się chwilę.
Pokręcił przecząco głową.
– Proszę. Chociaż na pół godzinki. Długo tak nie pociągniesz. Odpocznij, jutro może pozwolą się nam z nim zobaczyć.
Udało mi się go przekonać do położenia się w łóżku. Nie miałem jednak żadnej pewności, że zaśnie chociażby na minutę. Przykryłem go szczelnie kołdrą, zostawiając na chwilę samego. Wróciłem do niego z ciepłym kubikiem zaparzonych ziół. Może one pomogą nieco ukoić jego zszargane nerwy.
Posiedziałem z nim, dopóki nie wypił wszystkiego. Następnie dałem mu pobyć trochę samemu. Korzystając z chwili doprowadziłem siebie do względnego użytku. Na sam koniec założyłem na siebie kurtkę i buty. Zajrzałem jeszcze do sypialni.
– Nie będzie mnie chwilę. – Poinformowałem go. – Powinienem wrócić za maksymalnie czterdzieści minut. W razie czego dzwoń.
Mam nadzieję, że wytrzyma tę chwilę. Wyszedłem z domu. Od razu złapałem taksówkę. Podczas drogi zadzwoniłem do swojego pracodawcy, biorąc kilka dni wolnego, które całe szczęście dostałem. Żeby jeszcze zaraz poszło mi tak samo dobrze.
Na miejsce dotarłem dość szybko, na mieście nie było już korków. Niepewnie wszedłem do biurowca. Byłem tutaj po raz pierwszy. Nie za bardzo wiedziałem gdzie dokładnie powinienem iść.
– Przepraszam. – Spytałem kobiety za recepcją. – Gdzie znajdę Chung Jiyoung z działu graficznego?
Tak naprawdę znałem jedynie jej imię i to tylko dzięki temu, że naprawdę słuchałem tego, co Jimin opowiadał o swoich współpracownikach.
– Trzecie piętro. Pani Chung jeszcze nie ma, powinna zjawić się w ciągu piętnastu minut.
– Dziękuję bardzo, miłego dnia. – Uśmiechnąłem się do kobiety.
Naprawdę byłem jej wdzięczny, że nie robiła żadnych problemów i o nic nie pytała. Nie w każdej firmie puścili by mnie dalej, gdzie przebywają pracownicy. Korzystając z windy dostałem się na odpowiednie piętro. Zacząłem rozglądać się po korytarzu szukając odpowiedniego gabinetu. W końcu jedna z tabliczek nad drzwiami, podpowiedziała mi, że tego pomieszczenia właśnie mogłem szukać.
Zapukałem, po czym niepewnie zajrzałem do środka. Znajdowały się tu trzy osoby, które przyglądały mi się uważnym wzrokiem.
– Szukam pani Chung Jiyoung. – Wyjaśniłem.
– Lider niedługo powinna się zjawić. Może ktoś z nas może w czymś pomóc?
– Dziękuję, ale poczekam.
Wyszedłem, czekając przed drzwiami. Rozglądałem się, szukając kobiety, która zmierza w stronę tego gabinetu. W końcu miałem wrażenie, że wypatrzyłem odpowiednią osobę.
– W czym mogę pomóc? – Spytała uprzejmie, zatrzymując się przed gabinetem.
– Pani Chung?
– Zgadza się. – Powiedziała, poprawiając trzymane w ręce dokumenty.
– Przychodzę w sprawie Parka Jimina. Chciałem poprosić w jego imieniu o kilka dni wolnego. Niestety obecnie jego stan nie pozwala na efektowną pracę.
Widziałem jej nieco zdziwiony, lecz zainteresowany wzrok.
– Mogę spytać kim pan jest? Coś się stało?
– Przepraszam, nie przedstawiłem się. Min Yoongi, jego współlokator. – Ukłoniłem się delikatnie. – Właściwie, to tak. Jeon Jungkook miał wypadek, to jego...
– Młodszy przyrodni brat, tak?
– Słucham? – Spojrzałem na nią nieco zdziwiony.
Nie wiedziałem co on im powiedział o sobie i Jungkooku, lecz mogłem się domyślać, że nie prawdę. Na pewno nie chciał robić sobie problemów i wrogów wśród współpracowników, jednak chyba w obecnej sytuacji najlepiej będzie wyjaśnić wszystko właściwie.
– Nie. Jungkook to jego partner. – Powiedziałem, chcąc wyprowadzić ją z błędu. – Rozumiem, że pewnie nie chciał się tym chwalić, jednak... Proszę zrozumieć. Chłopak w sobotę wieczorem miał wypadek samochodowy, teraz leży w szpitalu w bardzo ciężkim stanie. Jimin od tamtej pory prawie nie zmrużył oka. Jest naprawdę w złym stanie i moim zdanie nie jest w stanie normalnie funkcjonować, a co dopiero pracować. Niech pani będzie tak dobra i powoli mu wziąć tydzień urlopu.
Widziałem, że kobieta jest w dużym szoku. Nadzieję wiązałem z tą współczującą nutą w jej oczach i wyrazie twarzy.
– Dobrze. – Odezwała się w końcu. – Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy.
– Dziękuję. Mam nadzieję, że ta rozmowa zostanie między nami. Powiedziałem pani to wszystko bez wcześniejszego uzgodnienia tego z Jiminem. Skoro sam wam tego nie powiedział, to najwyraźniej nie chciał, żeby cała grupa o tym wiedziała.
– Oczywiście, rozumiem. To zostanie tylko między nami.
Pożegnałem się z nią zaraz z powrotem udając się do domu. Gdy pojawiłem się w mieszkaniu nic się nie zmieniło. Jimin nadal leżał w łóżku, tak jak go zostawiłem i smętnym wzrokiem wpatrywał się w jej drugą pustą połowę, jakby oczekując pojawienia się najmłodszego.
Nie przeszkadzałem mu, jedynie od czasu do czasu dotrzymując mu towarzystwa, samemu już nie będąc pewien czy woli być w tej sytuacji sam czy w moim towarzystwie. Nie chciał ze mną rozmawiać, odpowiadając na zadane mu pytania jak najkrócej.
Bliżej południa wmusiłem w niego obiad. Nie jadł nic od wczorajszej kolacji. Próbowałem go nakłonić do zaśnięcia, jednak on albo nie był śpiący, w co raczej nie wierzyłem, albo usilnie z tym walczył.
Przekładałem właśnie naczynia z suszarki do odpowiednich szklanek, kiedy nagle usłyszałem rozpoczynający się płacz Jimina. Od rana był spokój, więc nie za bardzo wiedziałem czym to może być spowodowane. Zmartwiony, po prostu puściłem trzymaną szklankę i ruszyłem biegiem do sypialni. Spojrzałem na kulącego się chłopaka, trzymającego oburącz telefon. Serce na moment mi stanęło. Proszę, żeby tylko nie dzwonili ze szpitala.
Poczułem pewnego rodzaju ulgę widząc nazwę kontaktu.
Taehyung
Warknąłem zirytowany pod nosem. Dlaczego ten głupek nie odbiera ode mnie telefonów? Rozumiem, że jednym z tych wszystkich telefonów mogłem przerwać mu i Jiminowi zabawę, ale nie wmówi mi, że całą niedzielę i poniedziałek jest tak zajęty Jiminem, że nawet nie ma czas podłączyć tego głupiego telefonu do ładowania.
Usiadłem na krześle przy biurku wybierając tym razem numer do tego krasnala. Mam nadzieję, że przynajmniej on ode mnie odbierze. Chciałbym już wiedzieć czy mam czekać w przyszłym tygodniu na Jungkooka, czy iść po wyniki z Minem, który już naciska mnie o odpowiedź.
– Cześć hyung. Możesz łaskawie poprosić Kooka, żeby naładował w końcu ten swój głupi telefon?! Od wczoraj próbuję się do niego dodzwonić! Jest w domu? Chciałem się spytać czy będziemy szli razem odebrać wyniki egzaminów. Wiem, że to dopiero za... – Przerwałem słysząc nagłe wybuch płaczu po drugiej stronie. – Halo, Jimin hyung? Jesteś tam?
Spojrzałem na telefon nieco zdezorientowany. Powiedziałem coś nie tak? Ja w ogóle dobrze się dodzwoniłem? Przytknąłem telefon z powrotem do ucha.
– Halo?
– Halo? Taehyung? – Usłyszałem głos tego starszego i mniej lubianego z hyungów.
– Yoongi hyung? Możesz mi powiedzieć o co chodzi? Próbowałem się dodzwonić do Jungkooka, ale od wczoraj ma wyłączony telefon. Dlatego chciałem, żeby Jimin zapytał się go czy będziemy szli razem odebrać wyniki. – Wyjaśniłem wszystko, nadal nie rozumiejąc co powiedziałem nie tak.
– Ah, Taehyung. To będzie raczej niemożliwe. – Mówił dość spiętym tonem.
Zaczynałem czuć wyraźny niepokój. Coś naprawdę było nie w porządku.
– Czemu? – Spytałem ostrożnie.
– Jungkook... leży w śpiączce w szpitalu.
Miałem wrażenie, że się przesłyszałem. Co takiego?! Przecież jeszcze w sobotę popołudniu rozmawiałem z nim. Dwa dni temu do mnie dzwonił! Wszystko było w porządku.
– Hyung, nie żartuj sobie.
– Potrącił go samochód. To... naprawdę nie jest rozmowa na telefon.
– Zaraz u was będę. – Powiedziałem, nim się rozłączyłem.
W pośpiechu zacząłem nakładać na siebie bluzę, buty i kurtkę. Bez słowa wybiegłem z domu, kierując się w stronę najbliższego postoju taksówek. Minęło kilka minut nim udał mi się jakąś złapać. Zaczynały się godziny szczytu. Wszystkie samochodu były pełne, a ruch na drogach duży. Ze swoim szczęściem oczywiście musiałem trafić jeszcze na korek, przez co droga do celu zajęła mi niemal dwa razy dłużej niż normalnie.
Nie miałem cierpliwości czekać na windę, dlatego od razu wybrałem schody. Nie wiem czy to przez adrenalinę buzująca w moich żyłach, lecz stojąc przed drzwiami nie czułem nawet zadyszki. Bardziej interesował mnie stan przyjaciela i jak w ogóle to wszystko się stało.
Otworzył mi Yoongi hyung. Nie wyglądał najlepiej, był blady, niewyspany i wyraźnie zmartwiony.
– Jaki wypadek? Gdzie hyung? Co z Jungkookiem? Jaka śpiączka? – Zacząłem zasypywać go lawiną pytań.
Starszy wpuścił mnie bez słowa, zaraz zamykając za mną drzwi. Widziałem jak myśli nad odpowiedzą na moje pytania. Niecierpliwie czekałem na jakiekolwiek jego słowa.
– Jungkook wszedł pod samochód w sobotę wieczorem.
– Jak ktoś mógł go potrącić? Gdzie on się szlajał? – Odezwałem się oburzony.
– Nie, Taehyung. On wszedł pod samochód. Sam wszedł na czerwonym świetle pod jadący samochód.
– Hyung, co ty mówisz? – Nie mogłem uwierzyć w jego słowa.
– Widziałem wszystko na własne oczy. – Mówił przerażająco chłodnym tonem. – Poza tym Jimin znalazł rano list.
Przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Stałem niczym sparaliżowany, nie mogąc w to uwierzyć. Jungkook miewał swoimi czasy pewnego rodzaju humorki, lecz nigdy bym nie podejrzewał, że coś takiego może się stać.
– Wiadomo, dlaczego... – Nie potrafiłem dokończyć.
– Nie. Nawet w liście nie wyjaśnił o co chodzi.
Coś go musiało męczyć. Tylko dlaczego o niczym mi nie powiedział? Przecież zawsze mógł mi o wszystkim mówić, jednak ostatnimi czasy naprawdę mało mówił mi o czymkolwiek. Zamknął się w sobie, a ja nie zwróciłem na to należytej uwagi. Co ze mnie za przyjaciel?
– Gdzie Jimin?
Yoongi zaprowadził mnie do sypialni, którą hyung dzielił z moim przyjacielem. Jimin siedział na środku łóżka w połowie owinięty kocem, ubrany za duże ciuchy należące do Jungkooka. Jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie. Zawsze wyglądał irytująco idealnie, teraz... Daleko było mu od tego stanu. Wory pod oczami, które same były całe czerwone, przetłuszczone włosy rozwiane na wszystkie strony.
Podszedłem do niego. Dopiero, gdy usiadłem na brzegu łóżka podniósł na mnie wzrok. Smutek w jego spojrzeniu był nie do zniesienia. Może i nie przepadałem za hyungiem, ale naprawdę mu współczułem. Przygryzłem dolną wargę, przytulając się do niego. Czułem jak powstrzymuje płacz. Nasz uścisk nie trwał zbyt długo. Czułem się trochę niezręcznie, ponieważ nie wiedziałem jak się zachować. Z Jungkookiem wiedziałem jak się obchodzić w takich sytuacjach. No, może nie dokładnie w takich.
Tylko dlaczego Kook do mnie nie przyszedł jeśli go coś gryzło? Dlaczego nie porozmawiał z żadnym z nas? Naprawdę nie ma nikogo, kto by znał odpowiedź na pytanie, dlaczego do tego doszło?
Wyszedłem z sypialni, czując ogromny ciężar na duszy. Wyciągnąłem telefon. Nie byłem pewien czy jeszcze ma zajęcia albo czy uda mi się trafić akurat na przerwę. Po prostu zadzwoniłem.
– Cześć Tae. – Przywitał się nieco zaskoczony. W końcu nie często do niego dzwoniłem.
– Hyung, proszę cię, przyjedź do Jimina. – Powiedziałem, sam będąc zdziwiony, drżeniem swego głosu.
– Tae, coś się stało? O co chodzi?
– Proszę, przyjedź jak najszybciej. – Moja umiejętność panowania nad głosem, nad którą przecież tak długo ćwiczyliśmy w szkole, nagle gdzieś wyparowała.
Rozłączyłem się. Naprawdę liczyłem na jego szybkie przybycie. Wiedziałem, że tylko on w tej chwili będzie umiał sobie poradzić z Jiminem. Tylko on, z dostępnych osób, będzie wiedział kiedy i jak na niego nacisnąć i wpłynąć.
Yoongi
Pojawienie się Taehyunga za wiele nie zmieniło. Nie liczyłem też na to. W końcu był przyjacielem Jungkooka. Większe nadzieję pokładałem w pojawieniu się Hoseoka. Siedzieliśmy w salonie z parującymi kubkami.
– Chcesz coś do jedzenia? – Zaproponowałem.
– Straciłem apetyt.
– To tak jak my, ale Jungkook narobił nam jedzenia na cały tydzień i jak tak dalej pójdzie to wszystko się zepsuje.
Zapadła chwila ciszy.
– Pójdę posprzątać w kuchni. Przez przypadek rozbiłem szklankę. – Powiedziałem, przypominając sobie o kawałkach szkła, które czekają na uprzątnięcie.
Podczas przygotowywania nam ciepłych napoi nie za bardzo się nimi przejmowałem, jedynie uważając by w nic nie wdepnąć. Jednak to naprawdę wymagało uprzątnięcia. Udałem się po zmiotkę i zaraz wszystkie potencjalnie niebezpieczne odłamki trafiły do śmietnika. Widząc, że kosz jest już pełen, chwyciłem worek z zamiarem wyniesienia go.
– Cholera! – Zakląłem, spoglądając na rozsypane na podłodze śmieci.
Kawałki szkła musiały rozedrzeć worek. Wyciągnąłem nowy worek i ukląkłem przy stercie odpadów. Podczas przekładania wszystkiego do nowego worka moją uwagę zwróciły dwa opakowania po lekach. Nie widziałem ich wcześniej.
Przyjrzałem się dokładnie kartonikom. Na każdym z nich pisało, że jest to lek wydawany na receptę. Ten pierwszy może i mnie jakoś specjalnie nie zdziwił, ponieważ wiedziałem, że Jungkook jakiś czas temu brał tabletki nasenne. Jednak to drugie... To antydepresant.
Odłożyłem oba opakowania na bok i zająłem sprzątaniem się tego śmietnika na podłodze. Pozbyłem się worka, po czym wróciłem do kuchni. Nie zdążyłem chwycić opakować, a w mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi.
Hoseok.
– Co się stało? Taehyung wydawał się być jakiś roztrzęsiony.
Naprawdę nie miałem siły powtarzać tego po raz kolejny. Przekazałem mu niezbędne minimum tak samo jak Taehyungowi. On również wydawał się z początku nie wierzyć w moje słowa. Zaprowadziłem go do Jimina, po czym zostawiłem samych.
Wbrew przypuszczeniom z sypialni nie doszedł mnie żaden płacz. Było to na swój sposób pocieszające. Ku mojemu zaskoczeniu po niecałej półgodzinie miałem okazję ujrzeć dołączającego do naszej dwójki Hoseoka i Jimina. Jednak młodszy z nich nadal wydawał się być myślami obecny gdzie indziej.
– Wiadomo jak długo Kook będzie w... śpiączce? – Odezwał się Taehyung.
Nie wiem czy poruszanie tematu Jungkooka było właściwie. Z drugiej strony poruszanie jakiegokolwiek innego tematu również wydawało mi się być nie na miejscu.
– Nie wiem. Lekarz nie chciał ze mną rozmawiać. Mówił tylko z Jiminem. Tylko on jest wpisany jako osoba uprawniona do otrzymywania informacji o jego zdrowiu.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na Parka.
– Nie mówił wiele. – Odezwał się słabo, schrypniętym głosem. – Mówił, że doznał wielu obrażeniach i że wprowadzili go w śpiączkę dla jego dobra. Tylko tyle wiem.
– Jutro może będą w stanie powiedzieć ci coś więcej.
Ponownie zapadła cisza.
– Dlaczego on to zrobił? – Najmłodszy z nas ponownie zabrał głos. – Przecież wszystko było w porządku. Rozumiem, że teraz mieliśmy trochę stresów z powodu egzaminów, jednak nie mogę sobie przypomnieć żadnego zdarzenia, które mogłoby mieć tak fatalne skutki.
– Taehyung... – Zacząłem.
– Nie powinien tego zrobić. Może u was w domu działo się coś poważnego? Nie zauważyliście nic podejrzanego? Nie wydarzyło się nic? Wy z nim mieszkaliście na co dzień. Musieliście coś zauważyć. Musiało się coś stać.
– Taehyung, przestań. – Pilnowałem się by nie krzyknąć.
Nie chciałem by teraz na głos nad tym rozmyślał. To nic nie da. Każdy sam zadaje sobie teraz masę pytań dotyczących tego wszystkiego. Wypowiadanie tego na głos może jedynie zaszkodzić Jiminowi. To o niego martwiłem się w tej chwili najbardziej. O Jungkooka dbali w tej chwili lekarze. Jimin miał tylko nas.
Zerwałem się nagle z miejsca, przypominając sobie o moim znalezisku ze śmietnika. Udałem się do kuchni. Wróciłem do wszystkich, trzymając w dłoni opakowania po znalezionych lekach. Odłożyłem jak na stolik, by wszyscy mogli zobaczy.
– Znalazłem to w śmietniku.
Liczyłem na to, że nikt nie będzie o to dopytywał. Pierwszy schylił się po to Jimin. Oczywiście sięgnął od razu po bardziej zaskakujący lek. Drugie pudełko musiał kojarzyć.
– Co to? – Dopytał Tae, chwytając za drugie pudełko.
– Leki nasenne i antydepresanty.
– Przecież takie leki są na receptę.
– Będąc w szpitalu dowiedzieliśmy się, że Jungkook chodził do psychola, znaczy psychologa. – Poprawiłem się, wiedząc, że nie każdy musi rozumieć moje skróty. – To ona musiała mu je przepisać.
Ta kobieta musi wiedzieć naprawdę dużo. Jednak nawet nie liczyłem na to, że czegokolwiek się od niej dowiemy. Przez pewien czas każdy z nas przyglądał się pudełkom i dodawał w głowie nowe informacje, próbując je z czymś powiązać.
Mnie jedynie zaniepokoiło zdarzenie sprzed około dwóch tygodni. Te wymioty chłopaka nie wydawały się być normalne. Jego zachowanie w tedy również nie należało do normalnych. Był zbyt roztrzęsiony. Już wtedy powinna zapalić mi się czerwona lampka. Yoongi, jakiś ty głupi.
– Wideo pamiętnik. – Jimin odezwał się dziwnie ożywiony.
Chłopak zerwał się nagle i popędził w stronę korytarza. Nie wiedząc za bardzo co mu może przyjść do głowy ruszyłem za nim. Jimin wpadł do gabinetu, zaraz dopadając do laptopa młodszego. Wideo pamiętnik?
Przecież! Jimin opowiadał mi kiedyś, że młodszy prowadzi pamiętnik w komputerze na zasadzie nagrań. Wtedy w duchu wyśmiałem ten pomysł. W tej chwili byłem wdzięczny, że Jungkook poświęcał na to swój czas. O ile oczywiście nie skasował wszystkiego.
Już na starcie sam laptop okazał się być większą przeszkodą niż przypuszczałem.
– Od kiedy on ma hasło do laptopa? – Odezwałem się.
– Nawet jeśli do niego wejdziecie, Kook chował to w jakimś specjalnym folderze też w jakiś sposób zabezpieczonym. – Westchnął smutno Taehyung.
A ten skąd to wie? No tak, przecież kiedyś podobno mieszkali razem w internacie. Jimin jednak nie dał się zniechęcić. Wpisywał jakieś hasła, jednak po pięciu nieudanych próbach laptop odmówił posłuszeństwa.
Przekroczono limit błędnych haseł. Odczekaj godzinę lub wpisz kod awaryjny.
– Jimin poczekaj. – Odezwałem się, widząc, że dalej zamierza próbować swoich sił. – Co jeśli po wpisaniu kilku błędnych kodów laptop całkowicie się zablokuje?
Widziałem pojawiający się strach i zwątpienie w jego oczach. Zabrał ręce znad klawiatury, najwyraźniej bojąc się stracić tak cenne źródło informacji.
– Później spróbujemy jeszcze raz. – Starałem się go pocieszyć. – Na pewno w końcu się nam uda.
Wróciliśmy wszyscy z powrotem do salonu. Widziałem pewnego rodzaju rezygnacje w oczach Jimina, lecz całościowo jakby nieco się rozbudził. Patrzałem na to z lekką obawą. On naprawdę powinien się przespać. Całe szczęście, że chociaż podczas operacji Jungkooka udało mu się zmrużyć oko.
– Dzwoniliście może do rodziców Jungkooka? – Ponownie usłyszeliśmy Taehyunga, który najwyraźniej nie mógł wysiedzieć w ciszy.
– Przecież sam wiesz jak... – Odezwał się Jimin.
– Tak. – Przerwał mu. – Ale może w tej sytuacji warto poinformować ich o tym?
Może i racja.
– Później to zrobię. – Zaoferowałem.
– Nie. Ja do nich zadzwonię. – Jimin wziął to na swoje barki.
Może i tak będzie bardziej właściwie, lecz nie chciałem go tym obarczać. Jednak skoro sam tak postanowił, nie będę się z nim wykłócał.
– A twoi rodzice hyung?
– Tae, naprawdę nie możesz nawet chwili usiedzieć w ciszy?! – Warknął Hoseok.
Najmłodszy w grupie skulił się na fotelu, zamykając już buzię. Na długi czas nastała dosyć niezręczna cisza. Z czasem zacząłem zauważać, że oprócz smutku, na twarzy Jimina zaczęło malować się skrajne zmęczenie.
– Może połóż się na chwilę? Lepiej, żebyś jutro poszedł odwiedzić Jungkooka wypoczęty.
Ledwie zauważalnie skinął głową. Wraz z Hoseokiem zaprowadziliśmy go do sypialni. Po przykryciu go kołdrą, zaraz zamknął oczy, szybko zasypiając. W końcu.
– Zostajesz jeszcze czy...? – Spytałem, po wyjściu z pomieszczenia.
– Sam nie wiem. Wolałbym zostać, jednak mała ostatnio nie czuje się najlepiej, a Jisoo nie najlepiej daje sobie z nią w takich chwilach radę. – Westchnął ciężko.
– Jasne, rozumiem.
– Informujcie mnie na bieżące. Jeśli tylko się czegoś dowiecie, dzwońcie. – Mówił, zaczynając się ubierać. – Trzymajcie się.
– Taehyung? – Spytałem, widząc wychylającego się chłopaka.
– Mogę pójść jutro z wami do niego? – Odezwał się nieśmiało.
– Jasne. Tylko nie wiadomo czy wpuszczą kogoś poza Jiminem.
Skinął głową i również zaczął się zbierać. Pożegnałem gości. Zostaliśmy sami.
Jimin
Budząc się czułem pewnego rodzaju ulgę. Sen nie należał do najlepszych. Jednak rzeczywistość w której się znalazłem również nie była tak kolorowa jakbym chciał. Ze smutkiem spojrzałem na pustą połowę łóżka.
Pierwsze co zrobiłem po obudzeniu, to przeniesienie się do gabinetu. Usiadłem przed laptopem młodszego zastanawiając się nad hasłem dostępu do niego. Data urodzin chłopaka odpada, podobnie jak moja czy nawet data naszych zaręczyn. Wczoraj to wszystko wypróbowałem. Podobnie jak jego imię, moje oraz połączenia naszych. Dzisiaj ponownie miałem kilka szans do wykorzystania.
Problem polegał w takim, że możliwości było zbyt wiele, a szans zbyt mało. Przecież jeśli to była data, to w grę wchodziły różne kombinacje. Nie mówiąc już o słowach połączonych z liczbami. Zacząłem wszystko wpisywać, by móc po kolei skreślać błędne hasła i nie marnować szans na powtórki.
Jungkook, JeonJungkook, JungkookJeon, Jimin, ParkJimin, JiminPark, Jikook, Kookmin, 01091997, 19970901, 13101993, 19931013, Jungkook97, qwerty7890, 000000, qwerty, hasło, hasło123
Dobra, teraz wystarczy powoli sprawdzać każde z nich i liczyć, że któreś będzie się zgadzało. Jeśli nie, trzeba będzie wymyślić kolejne i dopisywać do listy. Limit błędów szybko został wykorzystany. Czekała mnie cała godzina nim będę mógł znowu spróbować swoich sił.
Wstałem i udałem się do kuchni. Zajrzałem do lodówki. Była pełna przygotowanego przez Jungkooka jedzenia. Widać było w tym jego rękę, ponieważ układał on potrawy w lodówce w specjalnych miejsca, według tylko jemu znanego schematu.
Chwyciłem jedno z dań. Nie byłem zbyt głodny, lecz mój króliczek wyraźnie się przy tym napracował. Nie chcę później wyrzucać tego wszystkiego. Może powinniśmy dać część Hobiaszowi i Taehyungowi? Sami tego nie zjemy. Jungkooka z nami nie ma, a on i tak się o nas troszczy.
Nałożyłem jedzenie do dwóch misek. To wraz z kubkami gorącej kawy ułożyłem na tacce i udałem się z tym wszystkim do pokoju Yoongiego.
Gdy nieco pokracznie wszedłem do pomieszczenia chłopak jeszcze spał. Moje wejście oczywiście zbudziło go, a raczej uderzające o siebie łyżki i stukające się miski. Widziałem, że on również wyglądał jakby nie miał najspokojniejszego snu.
Przenosząc na mnie swój zaspany wzrok, przetarł piąstkami oczy. To aż taki niecodzienny widok?
– Przyniosłem śniadanie i kawę.
– Dziękuję. Jak się czujesz? – Spytał, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Zająłem miejsce obok niego, odkładając tackę między nas.
– Nie najlepiej. Ale coraz lepiej idzie mi trzymanie wszystkich emocji w sobie. – Uśmiechnąłem się krzywo.
W ciszy zjedliśmy posiłek, który rozbudził nas oboje.
– Próbowałem dostać się do laptopa Kookiego. Nadal nic.
– W końcu nam się uda. Jeśli nie to na pewno da się go zanieść do jakiegoś specjalisty, który jakimś sposobem złamie to hasło.
Pewnie i tak. Chociaż bałem się, że taka usługa może słono kosztować. Poza tym ktoś przychodzący z laptopem i proszący o złamanie do niego hasła, raczej nie budzi zaufania, a pierwsze co ma się ochotę zrobić to wezwać policję.
– Zaraz będę próbował zadzwonić do państwa Jeon. Taehyung ma rację. Powinni wiedzieć.
Starszy posłał mi pokrzepiający uśmiech. Zaoferował zmywanie po śniadaniu, skoro ja przyniosłem mu je do łóżka. Yoongi zniknął w kuchni, a ja usiadłem na łóżku w sypialni, zbierając siły na rozmowę z rodzicami Jungkooka.
Wybrałem numer, którego nigdy nie miałem okazji używać, po czym czekałem aż ktoś odbierze. Może to i lepiej, że jego rodzice nie mieli okazji nigdy poznać mojego numeru telefonu. Założę się, że nie odebraliby, widząc kto dzwoni.
– Tak, słucham? – Odebrał pan Jeon.
– Dzień dobry. Z tej strony Park Jimin, chłopak Jungkooka. Na pewno mnie pan pamięta. Proszę się nie rozłączać. – Powiedziałem, bojąc się, że zaraz usłyszę sygnał zakończanego połączenia.
– Czego chcesz? Nie chcemy mieć z wami nic wspólnego.
– Pomyślałem, że może powinni państwo wiedzieć, że wasz syn miał wypadek samochodowy i leży w ciężkim stanie w szpitalu.
– I co, chcecie od nas pieniędzy na leczenie?
– Nie, chciałem po prostu...
– Nie mamy już syna. – Przerwał mi. – Nie dzwoń do nas więcej.
Rozłączył się. Zacisnąłem usta w wąska linię. Nienawidzę ich. Tacy ludzie nigdy nie powinni mieć dzieci. Jedne co im w życiu wyszło to Jungkook. Dlaczego tak złotego chłopca pokarano takimi rodzicami? Byłem niezwykle rozczarowany. Nie zamierzałem nawet wspominać później Kookiemu o tym co zrobiłem.
Po krótkiej wizycie w gabinecie i kolejnych błędnych hasłach, udałem się do łazienki. Pora na kąpiel. Zaczynałem czuć samego siebie, a było to naprawdę nieprzyjemne.
Po wszystkim spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Nadal nie wyglądałem za dobrze, ale przynajmniej umyte ciało i włosy oraz przebranie się w czyste ciuchy jakoś tuszowały połowicznie to wszystko. Nie powstrzymałem się jednak przed założeniem na siebie bluzy należącej do młodszego i skorzystania z jego perfum. Chciałem mieć jakąś jego namiastkę.
Cała ta pielęgnacja zajęła mi tak dużo czasu, że ponownie mogłem spróbować swoich sił w dostaniu się do laptopa. Nadal nic z tego.
– Yoongi, możemy wyjść wcześniej? – Spytałem niepewnie.
Do rozpoczęcia pory odwiedzin Oddziału Intensywnej Terapii mieliśmy jeszcze nieco ponad dwie godziny, lecz nie miałem już ochoty siedzieć w mieszkaniu, w którym brakowało Jungkooka.
– Dobrze.
Podróż do szpitala nieco mi się dłużyła, w dodatku trafiliśmy na korki. W poczekalni znajdowały się już dwie osoby. Przywitaliśmy się cicho, po czym zajęliśmy wolne miejsca. Cierpliwie czekałem na zobaczenie się z moim króliczkiem.
Yoongi
Jimin od samego rana mnie zaskakiwał. Dobrze było widzieć, że zaczął sobie jakoś radzić z obecną sytuacją. Ten sposób rozpaczy był naprawdę bolesnym widokiem. Nim wyszliśmy do szpitala, chłopak doprowadził się do porządku i bez strachu można było się z nim pokazać w miejscu publicznym.
Po drodze zadzwoniliśmy do Taehyunga, z którym później spotkaliśmy się już na miejscu.
Tak jak się spodziewałem, tylko jedna osoba na raz mogła wejść do Jungkooka. Oczywiście puściłem tam Jimina. Mogłem jedynie spojrzeć przez chwilę na Jungkooka przez szybę, podobnie jak Taehyung. Nie wyglądał dobrze. Był podłączony do wielu urządzeń, co już samo w sobie w pewien sposób przerażało. Jego głowa owinięta była bandażem, a z ust wystawała plastikowa rurka. Miałem wrażenie, że jego lewa ręka i noga pokryta jest gipsem. Przynajmniej tak wyglądało przez nieco bardziej wybrzuszoną kołdrę po tej stronie jego ciała.
Cierpliwie czekałem na powrót Jimin z wizyty. Byłem niezwykle ciekaw czego dowie się od lekarza. Naprawdę interesowałem się stanem najmłodszego. W międzyczasie w poczekalni pojawiały się i znikały kolejne osoby.
Z Taehyungiem siedzieliśmy w ciszy. Jimin pojawił się po niemal półtorej godzinie. Nieco się zdziwiłem, bo sądziłem, że spędzi tam całe dwie godziny przeznaczone na czas odwiedzin.
– Nie chcieli pozwolić mi dłużej tam siedzieć. Powiedzieli też żebym nie przychodził w czwartek i przyszły poniedziałek, bo w tym czasie będzie miał jakieś badania.
Objąłem go ramieniem i delikatnie kierowałem w stronę wyjścia. Nie było sensu by dłużej tu siedzieć. Odwiedzimy go jutro. Pożegnaliśmy się z Taehyungiem, po czym każdy rozszedł się w swoją stronę.
– Mówili, kiedy chcą go wybudzić? – Dopytałem.
– Zależy jakie będą wyniki badań. Ale myślą, żeby przetrzymać go w tym stanie w okolicach dwóch tygodni.
– Na pewno wyniki będą dobre i Jungkook szybko do ciebie wróci. – Starałem się go pocieszyć.
– Leżał tak nieruchomo. Blady i cały poobijany. Jego dłoń była taka zimna, jakby...
– Na pewno wszystko z nim w porządku. Lekarze na pewno dobrze się nim zajmują i szybko wróci do zdrowia. – Potarłem jego ramię. – Tymczasem musisz o siebie dbać. Chyba nie chcesz, żeby Jungkook po obudzeniu się zaczął się o ciebie martwić? Jak na razie musimy próbować normalnie funkcjonować.
Wiedziałem, że łatwiej mówić niż zrobić, lecz nic innego nam nie pozostało.
_______________________________
Jak sądzicie, jak długo chłopaki będą dostawać się do laptopa Jungkooka? I czy w ogóle uda im się dotrzeć do nagrań?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top