Rozdział 50
Yoongi
Początkowo stałem w miejscu nie mogąc uwierzyć własnym oczom. W uszach jeszcze słyszałem ten pisk opon i huk. Wszystko próbowało mi wmówić, że to tylko senny koszmar lub jakiś film.
Na ziemie sprowadził mnie kobiecy krzyk i drżąca ręka chłopaka leżącego na ziemi. Zerwałem się z miejsca nie zwracając uwagi na niektóre samochody, które nadal pozostawały w ruchu. Wyminąłem je, będąc strąbionym, zaraz dopadając do leżącego chłopaka.
– Jungkook. – Powiedziałem drżącym głosem.
Z przerażeniem spoglądałem na młodszego. Leżał z zamkniętymi oczami, nienaturalnie wykrzywionymi kończynami z lewej strony oraz krwawiącą raną na głowie. Jedyną oznaką, że jeszcze żyje była drżąca dłoń próbująca się unieść. Chwyciłem ją, bojąc się go jakkolwiek przesunąć, obawiając się, że w ten sposób wyrządzę mu jeszcze większą krzywdę.
– Jungkook, wszystko będzie dobrze. – Mówiłem, nie wiedząc czy próbuję przekonać do tego jego czy siebie. – Niech ktoś wezwie karetkę! – Krzyknąłem w tłum.
Tyle ludzi zebrało się dookoła, lecz założę się, że żaden z nich nie zadzwonił na pogotowie. Mam nadzieję, że moje słowa kogoś do tego zachęciły. Spojrzałem na Jungkooka. Widziałem jak jego usta poruszają się powoli, próbując coś powiedzieć. Po chyliłem chcąc cokolwiek usłyszeć.
– ...min. Ji...min, prze–prze...praszam.
Jego ręka nagle osłabła w mojej dłoni. Przysunąłem policzek do jego ust, lecz nie wyczuwałem jego oddechu. Albo był tak słaby, albo... Przyłożyłem dwa palce najpierw do jego nadgarstka, a następnie do jego szyi.
– Jungkook, proszę nie rób nam tego. – Szepnąłem przerażony.
Dobra Yoongi, weź się w garść. Przecież tyle razy zmuszano cię do nauki pierwszej pomocy, na nieszczęście masz okazję w końcu wykorzystać te umiejętności. W obliczu braku oddechu i bicia serca, już nie bałem się tak o jego kręgosłup i postanowiłem przestawić jego ciało w bardziej odpowiednią pozycję.
– On sam wyszedł mi na ulicę. Widział pan? – Słyszałem roztrzęsiony głos kobiety, która musiała prowadzić ten przeklęty samochód.
– Ktoś zadzwonił po karetkę? – Spytałem nie przerywając resuscytacji.
– Tak, będzie za dziesięć minut.
Kurwa, dziesięć minut?! Zacisnąłem zęby na dolnej wardze, modląc się w duchu, by serce Jungkooka znowu ruszyło. Chyba nigdy nie czułem się bardziej szczęśliwy, niż gdy przytykając policzek do twarzy młodszego poczułem na nim delikatny oddech. Jednakże krwotok z nosa, który się pojawił, wcale mnie nie uspokoił.
– Młody, nie rób nam tego. Proszę...
Rzuciłem okiem całościowo na jego ciało, szukając jakiś ran wymagających zatamowania. Jedyną poważniejszą, która rzucała mi się w oczy, była ta na głowie. Nie mając nic innego pod ręką, ściągnąłem z siebie bluzę i przyłożyłem ją do jego głowy. Nie miałem pojęcia co mógłbym jeszcze zrobić, żeby mu pomóc.
Czas do chwili, gdy usłyszałem sygnał nadjeżdżającej karetki zdawał się trwać wieczność. W dodatku kobieta, która go potrąciła cały czas panikowała i lamentowała nieopodal, i chcąc nie chcąc, musiałem słuchać jej bezsensownej gadaniny. Raczej nie znosiła zbyt dobrze tego, że potrąciła człowieka, lecz w tej chwili gówno mnie to obchodziło.
W końcu pogotowie dotarło a miejsce. Nie zbyt chętnie odszedłem od Jungkooka, jednak lekarze zajmą się nim lepiej niż ja.
– Ty się nim zajmowałeś do naszego przyjazdu? – Spytał jeden z mężczyzn, na co ja odparłem skinięciem głowy. – Coś się działo?
– Przez chwilę... nie oddychał. – Wydusiłem z siebie.
– Serce również się zatrzymało? – Dopytywał, widząc, że ciężko mi idzie z rozmową.
Skinąłem głową.
– A pan, dobrze się pan czuje?
– Tak, tak. – Odparłem, nie chcąc by zaczęli przejmować się moim stanem, a zajęli odpowiednio Jungkookiem. – Do jakiego szpitala go wieziecie?
Po uzyskaniu odpowiedzi, sanitariusz odszedł ode mnie. Odsunąłem się nieco od centrum wydarzeń, by nie przeszkadzać osobą ratującym życie młodszego. Kątem oka zauważyłem, że nie tylko karetka, ale i policjanci dotarli już na miejsce. A może oni przyjechali jeszcze przed pogotowiem, tylko nie zwróciłem an to uwagi?
Poczułem jak cały blednie, gdy usłyszałem znajomy głos.
– Yoongi!
Nie.
Jimin
Cieszyłem się, że udało mi się wcześniej zwolnić z pracy. Z uśmiechem na ustach kroczyłem w stronę domu. Niebo co prawda było przesłonięte chmurami, więc nici z spoglądania w gwiazdy, których i tak prawdopodobnie nie byłoby widać. Ale zostaje nam jeszcze podziwianie panoramy miasta nocą.
Będąc już na swoim osiedlu, niedaleko swoich bloków, zauważyłem wozy policyjne oraz najeżdżającą karetkę. Coś się stało? Kierowany zwykłą ludzką ciekawością, zbliżyłem się do zbiorowiska ludzi. Próbowałem się przecisnąć nieco bliżej, by zobaczyć co się stało.
Tak, w przyszłości będzie ze mnie świetny monitoring osiedlowy.
Nie za wiele udało mi się zauważyć, światła ulicznych lamp nie za dobrze oświetlały całe miejsce. Jednak widząc wśród czarnych czupryn, ten spłukany niebieski należący do Yoongiego, zacząłem pchać się do środka z większą zawziętością. On musiał coś wiedzieć.
Nieco się zdziwiłem, gdy spostrzegłem, że stoi on za zaporom stworzoną przez policjantów, w centrum całego widowiska. Poczułem ukłucie niepokoju. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Poczekałem aż odejdzie od niego jeden z sanitariusz, by zacząć go wołać.
– Yoongi!
Hyung odwrócił się w moją stronę. Zaniemówiłem, widząc go, a konkretnie jego koszulkę i ręce. Yoongi zaraz zaczął kroczyć w moją stronę.
– Co się tam stało? – Spytałem, gdy znalazł się już przy mnie. – Dlaczego jesteś cały we krwi?!
Jego biała koszula oraz spodnie były ubrudzone czerwoną cieczą, która znajdowała się również na jego rekach i twarzy. Widziałem, że nic mu nie jest. W takim razie do kogo ona należała? Przechyliłem się by spojrzeć na centrum całego zbiorowiska. Wszyscy spoglądali w stronę karetki na sygnale oraz wozu policyjnego. Przed przejściem dla pieszych stał samochód, dookoła którego znajdowało się pokruszone szkło. Jakiś wypadek? Potrącenie?
– Jiminnie. Spokojnie. Patrz na mnie. – Powiedział, chwytając moją twarzy i kierując na swoją osobę.
Wszyscy dookoła mnie szeptali coś między sobą przejęci, wskazując na coś. Sam również zaczynałem odczuwać coraz większy niepokój. Psychologia tłumu? W końcu spojrzałem na Yoongiego. Jego przerażony wzrok sprawił, że moje niewielkie zaniepokojenie przerodził się w prawdziwy strach. Co się tam stało?! Kierując się jakimś przeczuciem, wyrwałem się z jego uścisku i sięgnąłem po telefon. Spróbowałem zadzwonić do Jungkooka. Dlaczego właściwie pomyślałem o nim? Od razu odezwała się poczta głosowa.
– Hyung, gdzie jest Kookie? – Zadałem to z pozoru absurdalne pytanie.
Miał siedzieć w domu. W jakim celu miałby w ogóle z niego wychodzić i to pod sam wieczór? Przecież za jakiś czas mieliśmy oboje wrócić. Powinien przygotowywać nam pyszną kolację, ewentualnie czekać na mnie przed telewizorem w salonie. Poza tym dlaczego ma wyłączony telefon? On przecież się z nim nie rozstaje.
– Gdzie jest Kook?
– Jiminnie, proszę cię posłuchaj. Spokojnie.
Dlaczego on każe mi być spokojny?! Co się stało?! Gdzie on jest?! Ponownie spróbowałem dojrzeć coś z miejsca akcji. Zamarłem, widząc czarną bluzę na ziemi przed samochodem. Nie byłoby to nic specjalnego, gdyby takiej samej Jungkook nie dostał ode mnie pod choinkę.
Przeniosłem wzrok na ratowników wywożących na noszach jakiegoś mężczyznę. Nawet pomimo panującego półmroku rozpoznałem go, wszędzie bym go rozpoznał. Nawet jeśli stanąłby do mnie tyłem. Żadnej jego części ciała nie pomyliłbym z tą, należąca do kogoś innego. Przecież nie można pomylić z nikim swojego narzeczonego, mężczyzny swojego życia. Mężczyzny, który właśnie jest wsadzany do karetki, w której jeden z sanitariuszy już trzymał w dłoniach defibrylator.
– Jungkook! – Krzyknąłem, próbując wyrwać się z objęć starszego i pobiec w jego stronę.
To nie może być on! Yoongi trzymał mnie, nie pozwalać się ruszyć z miejsca. W końcu przestałem się szarpać, ponieważ karetka właśnie zaczęła podróż do szpitala. Nie wiem czy zrobiłem dobrze, bo momentalnie zrobiło mi się słabo.
– Jimin, dobrze się czujesz? Nie mdlej, proszę.
Uścisk starszego wzmocnił się i to dzięki niemu jeszcze stałem na nogach.
– Dobrze się pan czuje? – Usłyszałem głos policjanta, stojącego obok nas.
Po chwili posadzono mnie na brzegu tylnych siedzeń radiowozu. Yoongi próbował mi dać wody, która nie wiem jak znalazła się w jego dłoniach, jednak odmówiłem. Czułem wewnętrzne roztrzęsienie, które chyba coraz bardziej było widoczne również na zewnątrz. Drżące dłonie zatopiłem we włosy, zaciskając oczy, czując jak wydostaje się z nich potok łez.
– Witam. Pan widział wypadek i udzielał poszkodowanemu pierwszej pomocy? – Usłyszałem pytanie wyraźnie skierowane do Yoongiego. – Możemy chwilę porozmawiać?
Widziałem jak buty starszego, na które miałem widok, znikają z mojego pola widzenia. Nie odeszli jednak daleko. Co jakiś czas dochodziły do mnie skrawki rozmowy, lecz nie umiałem niczego ułożyć w całość, czy dostatecznie się na tym skupić.
Udało mi się jednak dosłyszeć również fragmenty rozmowy, który inny policjant przeprowadzał z jakąś kobietą.
– Wyszedł nagle na drogę. – Mówiła roztrzęsiona. – Jestem pewna, że miałam zielone. To on wyszedł mi prosto pod samochód.
Uniosłem nieco zapłakane oczy ku górze, by móc odszukać wzrokiem rozmówczynię. Stała tam. To ona sprawiła, że Jungkook jedzie do szpitala. To ona skrzywdziła mojego króliczka. Nie myśląc za wiele zerwałem się z miejsca, biegiem ruszając w stronę kobiety.
– To twoja wina! – Krzyczałem, rzucając się na nią. – To wszystko twoja wina!
Zaraz poczułem dwie pary silnych rąk, odciągającą mnie od niej. Uważnie się jej przyjrzałem. Niech mu się tylko coś stanie, to obiecuję, że ją znajdę i dam to na co zasłużyła krzywdząc mojego narzeczonego.
– Jimin, już spokojnie. – Usłyszałem głos Yoongiego.
Prychnąłem, rezygnując z rozszarpania kobiety tutaj na miejscu. Po przeniesieniu wzroku na zakrwawionego hyunga ponownie wybuchnąłem płaczem.
– Jiminnie, chodź. – Usłyszałem spokojny głos starszego. – Chodź, pojedźmy... do szpitala.
Pozwoliłem mu się prowadzić.
– Przepraszam, możemy jeszcze z panem porozmawiać? – Spytał podchodzący do nas policjant.
– Czego od niego chcecie? Nie widzicie w jakim jest stanie?! – Naskoczył na nich starszy. – Nie widział wypadku, niczego nie wie.
Starszy odciągnął mnie od nich, kierując z dala od tłumu. Po chwili siedzieliśmy już w taksówce. Mało do mnie docierało. Nadal nie umiałem się pogodzić z tym co widziałem. Kiedy już myślałem, że udało mi się nieco opanować, spojrzałem na Yoongiego, a konkretnie na jego ręce.
– Wziąłem... Nie chciałem, żeby tam została. – Odezwał się niepewnie.
Chwyciłem w dłonie trzymaną przez niego bluzę. Ponownie wstrząsnęła mną fala płaczu. Przytuliłem do siebie własność mojego króliczka.
Nawet nie wiem, kiedy dotarliśmy pod szpital. Po prostu, w którymś momencie Yoongi zaczął wyciągać mnie z taksówki. Nadal nie byłem zdolny do logicznego myślenia czy działania. Po prostu trzymałem się blisko starszego, mając nadzieję, że zaprowadzi mnie do Jungkooka. Całego i zdrowego.
Mimo wszystko starłem się nieco powstrzymać swój płacz. Nie chciałem by wszyscy w szpitalu musieli mnie wysłuchiwać.
– Witam, przywieziono tu chłopaka potrąconego przez samochód. – Starszy tłumaczył wszystko szybko. – Jeon Jungkook.
– Państwo są z rodziny? – Spytała kobieta za ladą.
– On jest jego narzeczonym.
Widziałem, że kobieta nie zdawała się być zbytnio przekonana. W końcu żyjemy w kraju, gdzie nie istnieje takie coś jak związek małżeński osób tej samej płci. Już nie wspominając, że cała masa osób po prostu tego nie toleruje.
Nie zobaczę go...
Yoongi
Współczułem Jiminowi, że musiał to widzieć. Nawet z daleka. Nikt nie chciałby widzieć jak całe jego życie odwożą na sygnale z miejsca wypadku.
Przez całą drogę do szpitala młodszy wypłakiwał się w bluzę młodszego, którą udało mi się niepostrzeżenie zabrać. Będąc już na miejscu nieco się uspokoił. Od razu zaprowadziłem nas do recepcji, mając nadzieję uzyskać informacje, gdzie mogę znaleźć Jungkooka.
– Niestety, nie mogę panom udzielić żadnych informacji. Tylko... – Zaczęła kobieta, a ja myślałem, że zaraz ją rozszarpię.
– Pani nie rozumie, że on nie ma nikogo oprócz niego?! Komu niby chce pani przekazywać o nim informacje?! Zmarłym rodzicom?! Zaprowadzić panią na cmentarz?!
Wiedziałem, że kłamanie nie było dobre, jednak miałem nadzieję, że takim zagraniem uda mi się nakłonić kobietę do zdradzenia jakichkolwiek informacji. Chyba nieco ruszyło ją sumienie, ponieważ jeszcze raz zmierzyła wzrokiem mnie, a później Jimina.
– Pacjent z wypadku. – Szepnęła, nie racząc nas wzrokiem. – Operują go na trzecim piętrze.
Bez słowa odeszliśmy od lady, kierując się w stronę windy. Przez cały czas obejmowałem Jimina, spoglądając na niego kontrolnie co jakiś czas, by sprawdzić czy znowu nie będzie mdlał. Jednak on zdawał się wyglądać już nieco lepiej niż na miejscu wypadku i podczas podróży taksówką. Chyba pierwszy szok minął.
Znaleźliśmy się na trzecim piętrze, jednak nie wiedzieliśmy gdzie iść dalej. Podszedłem do osób czekającym przed jakimś gabinetem.
– Witam. – Przywitałem się z starszymi osobami. – Nie wiedzą państwo gdzie jest sala operacyjna? Niedawno wieziono do niej młodego chłopaka
Widziałem jak wszyscy obrzucają mnie niepewnym wzrokiem. No tak, nadal mam na sobie zakrwawione rzeczy. Starałem się nie zwracać na to uwagi, cierpliwie czekając na jakąś odpowiedź.
Jedna z pań nieco trzęsącą się ręką wskazała jeden z korytarzy. Podziękowałem jej, po czy zabrałem Jimina w dalszą drogę. Po chwili krążenia udało nam się zobaczyć parę zamkniętych drzwi niemal na końcu korytarza z świecącą się nad nią czerwoną lampką, którą świadczyła, że w środku przeprowadzany jest jakiś zabieg. Nie spotkaliśmy żadnych podobnych po drodze, więc to musiało być tutaj.
Zajęliśmy wolne krzesła przed salą. Nie pozostało nic innego jak czekać.
– Hyung... Co się stało? – Usłyszałem słaby głos młodszego.
No tak... Najpierw się rzucasz na kobietę, wysuwając błędne wnioski, nie wiedząc co właściwie się stało, a teraz oczekujesz ode mnie relacji. Dobra taktyka.
Nie wiedziałem jak mu to wszystko powiedzieć. Zatajanie prawdy nie było dobre, jednak nie byłem pewien jak ją zniesie.
– Potrącił go samochód.
– To wiem. – Szepnął. – Jak do tego doszło? Byłeś z nim?
– Nie. Sam wracałem dopiero do domu. – Powiedziałem, zastanawiając się jak powinienem przekazać mu dalszą część. – Zobaczyłem go po drugiej stronie ulicy. Zdziwiłem się. A po chwili... On po prostu wyszedł na ulicę.
– Ta suka go potrąciła. – Wysyczał.
– Jiminnie... On wyszedł na ulice. Na czerwonym świetle. Po prostu wszedł jej pod samochód.
– Niemożliwe. To jej wina.
– Jimin, to nie był wypadek. On sam tam wszedł i zatrzymał się na jezdni przed jadącym samochodem. – Mówiłem, starając się panować nad głosem, który zaczął lekko drżeć.
Yoongi, nie rozklejaj się. Bądź silny. Inaczej on całkiem się załamie. Jednak prawda była taka, że ten wypadek był naprawdę niepokojący. Widziałem wszystko i to naprawdę nie było zwykłe potrącenie. Jungkook sam wszedł jej niemal pod koła. On zrobił to specjalnie. Sam w to nie wierzę, ale to naprawdę wyglądało jakby chciał popełnić samobójstwo.
Mam nadzieję, że jednak nic poważnego się mu nie stało i jeszcze najmłodszy będzie w stanie nam się jakoś z tego wszystkiego logicznie wytłumaczyć.
– On nie mógł... Yoongi...
Jimin ponownie się rozkleił. Zamknąłem go w swoich ramionach, chcąc być dla niego wsparciem. Po kilku minutach zainteresowała się nami jakaś pielęgniarka. Nieco się obawiałem, że będzie nas próbowała stąd przegonić.
– Rodzina operowanego? – Spytała ostrożnie.
Skinąłem jedynie głową, nie wypuszczając Jimina z objęć. Widziałem jak kobieta spogląda na niego smutnym wzrokiem.
– Może podać coś na uspokojenie?
Czułem jak młodszy kiwa zaprzeczająco głową, lecz ja przystałem na propozycję pielęgniarki. Naprawdę lepiej będzie mu to wszystko znieść. Coś czułem, że nasze zmartwienia tak szybko się nie zakończą.
Po chwili kobieta przyniosła nam wodę oraz jakąś tabletkę. Całe szczęście Jimin zbytnio nie walczył z jej przyjęciem. Dość szybko przyniosła ona efekt. Chłopak siedział spokojnie na krześle obok, wzrok jednak nadal mając przepełniony rozpaczą.
Nasz pobyt pod salą operacyjną trwał dłużej niż przypuszczałem. Mijała już czwarta godzina, a nadal nie wywieźli stamtąd chłopaka. Jimin wykończony tym wszystkim zaczynał nieco przysypiać na krześle, lecz dzielnie walczył ze senem, chcąc najwyraźniej czekać na swojego narzeczonego.
– Zdrzemnij się. – Zaproponowałem.
– Nie. – Odparł twardo.
– Obudzę cię, jak tylko go stąd wywiozą lub jak coś nam powiedzą.
On jednak nadal zaprzeczał. Przez cały czas walczył z przymykającymi się powiekami. W końcu jednak czas pomiędzy kolejnymi zamknięciami oczu wydłużył się na tyle, bym mógł stwierdzić, że chłopak końcu zasnął. Okryłem go trzymaną przez niego bluzą, widząc jak co jakiś czas się trzęsie, pomimo wysokiej temperatury jaka panowała wewnątrz.
Starałem się dzielnie trzymać wartę, czuwając nad śpiącym Jiminem i czekając na jakiekolwiek wieści o Jungkooku. Chłopak co jakiś czas przebudzał się na krótką, wypytując się czy już coś wiadomo. Pomimo że udawało mu się na chwilę zdrzemnąć, to z cała pewnością nie należało to do spokojnego, regenerującego snu.
W międzyczasie mijało nas kilka pielęgniarek. Kilka z nich było tak uprzejmych i przynosiło mi kubki z gorącą kawą, za którą byłem naprawdę wdzięczny. Jedna również zatrzymała się by wymienić ze mną kilka zdań, na koniec mówiąc mi kilka słów otuchy.
Siedziałem pochylony na krześle, które już zaczynało porządnie włazić mi w dupę. Uniosłem wzrok na wiszący na ścianie zegar. Ze zmęczenia liczby nieco mi się ze sobą rozjeżdżały. Po dłuższej chwili przyglądania się, udało mi się dostrzec wyświetlaną godzinę. Mamy już ranek. Operują go całą noc.
Spojrzałem na Jimina. Nadal drzemał w dość niewygodnej pozycji. Na pewno będzie go bolała szyja. Poprawiłem się na krześle, po czym delikatnie szturchnąłem młodszego.
– Co? Już? Co z nim?! – Wyprostował się gwałtownie.
– Spokojnie. Jeszcze go operują.
Widziałem jak jego wzrok ląduje na zegarze. Jego warga zaczęła niebezpiecznie drżeć.
– Na pewno zaraz skończą. Skoro tak długo to trwa, to na pewno bardzo o niego walczą i Jungkook do nas wróci.
Miałem ochotę objąć go, chcąc go wesprzeć, lecz powstrzymała mnie przed tym zbliżająca się pielęgniarka. Nie chciałem urządzać jakiś scen przy ludziach.
– Słońca, nadal tu siedzicie? – Odezwała się jedna z tych uprzejmiejszych sióstr, która kilkukrotnie nas mijała. Kobieta spojrzała na zegarek. – Wszystko będzie dobrze. – Posłała w moją stronę smutny uśmiech.
Nie przyjmowałem innej opcji do wiadomości.
Jimin
Miałem wyrzuty sumienia, że zasnąłem. Jednak te wszystkie emocje chyba spożyły bardzo dużo mojej energii. Leki chyba również miały w tym swój udział. Gdy Yoongi mnie obudził, liczyłem na to, że zobaczę już mojego króliczka. Pomyliłem się.
Spojrzałem na hyunga. Chyba nie spał całą noc. Obok niego leżała mała wieża z plastikowych kubeczków, a pod oczami miał okropne wory. Czułem wyrzuty sumienia, ponieważ to ja powinienem czuwać całą noc.
Poprawiłem się na krześle, rozbudzając się całkowicie.
– Nie chcesz do toalety? – Spytał starszy.
– Nie. Ale może ty się przejdziesz. W nocy chyba piłeś dużo kawy. – Stwierdziłem po słabym zapachu wydobywającym się z kubeczków.
– Zaraz wrócę. – Powiedział, wstając z miejsca.
Widziałem jak wykrzywia twarz w grymasie. Gdy zniknął sam postanowiłem wstać z miejsca. Nie tylko kark miałem zesztywniały. Nogi chyba również zapomniały, jak to jest dźwigać ciężar ciała. Zacząłem robić nerwowe kółka po korytarzu, nie mogąc już dłużej siedzieć w miejscu.
Hyung w końcu wrócił z dwiema kawami i batonikiem. Nie miałem ochotę na nic do jedzenia, lecz wepchnąłem w siebie słodycz pod wpływem uważnego wzroku Yoongiego.
Papierki oraz plastikowe kubeczku już dawno wylądował w koszu na śmieci. Teraz stałem pod oknem wpatrując się w drzwi, nad którymi dokładnie dwie minuty i trzydzieści dwie sekundy temu zgasła lampka.
Gdy w końcu drzwi rozchyliły się, a lekarze zaczęli wywozić z niego nieprzytomnego Jungkooka, natychmiast zerwałem się z miejsca. Przed zbyt bliskim podejściem do mojego króliczka zatrzymał mnie Yoongi, chociaż sam zatrzymałem się w miejscu, widząc go podłączonego do całej masy urządzeń. Lekarze nie zważając na nas kroczyli przed siebie, ruszyliśmy za nimi.
– Co z nim? – Zapytał starszy z wyraźną troską w głosie.
Spróbowałem dostać się bliżej młodszego.
– Nie możemy udzielać żadnych informacji o stanie zdrowia pacjenta. – Lekarz odsunął mnie od Jungkooka.
Dalej kroczyliśmy za nimi. Nie zamierzałem opuścić. Yoongi jeszcze kilka razy próbował dopytać się o Jungkooka, lecz mężczyźni coraz skuteczniej nas ignorowali. Miałem nadzieję, że chociaż krocząc za nimi dowiem się, w jakiej sali będzie znajdował się najmłodszy.
W końcu trafiliśmy przed OIT. Przełknąłem ciężko ślinę.
– Dalej panowie nie mogą. – Jeden z mężczyzn odłączył się od całego pochodu, by nas zatrzymać.
– Niech pan nam cokolwiek powie. – Yoongi wyraźnie zaczynał tracić cierpliwość.
– Panowie są z kimś rodziny?
– Nie, ale...
– Nie mam panom nic do powiedzenia. – Odezwał się chłodno.
Nie róbcie mi tego! Przecież muszę wiedzieć co z nim!
– Przepraszam, któryś z państwa to Park Jimin? – Usłyszałem kobiecy głos.
Odwróciłem się w stronę starszej pielęgniarki. To nie ona zagadała do nas po moim przebudzeniu? Podniosłem do góry rękę niczym pilny uczeń, będąc ciekawy co kobieta ma do powiedzenia.
– Ta osoba jest wpisana w kartę pacjenta, jako osoba uprawniona do otrzymywania informacji o jego stanie zdrowia.
Szczerze mówiąc, sam byłem zdziwiony. Jungkook naprawdę to zrobił? Ta kobieta nie miała powodów by kłamać. Przecież szybko wszystko wyszłoby na jaw. Poza tym skąd znałaby moje imię?
Lekarze spojrzeli na nią zdziwieni, następnie przenosząc swój wzrok na mnie.
– Co jest z Jungkookiem? – Odezwał się ponownie Yoongi.
– Zapraszam pana. – Lekarz zwrócił się bezpośrednio do mnie.
Weszliśmy w krótki korytarz oddzielający ten oddział od pozostałej części szpitala.
– Pacjent doznał wielu uszkodzeń podczas potrącenia. Między innymi musieliśmy zająć się uszkodzonymi kośćmi lewej części ciała, zatamować krwawienie z niektórych organów wewnętrznych, a przede wszystkim zająć się wstrząśnieniem mózgu. Dla dobra pacjenta wprowadziliśmy go w stan śpiączki farmakologicznej.
Przytrzymałem się ściany, by przez przypadek nie osunąć się na ziemię.
– On... wyjdzie z tego. Prawda?
– Robimy wszystko co w naszej mocy. – Odparł wymijająco.
– Ja... mo-mogę go zobaczyć?
– W tej chwili nie jest to wskazane. Godziny odwiedzin na tym oddziale są wypisane na drzwiach. Jednak doradzałby by pan dał mu kilka dni odpoczynku. To była naprawdę ciężka operacja.
– Niech pan da mi na niego spojrzeć. Tylko chwilę.
– Dobrze. – Westchnął. – Ale jedynie przez szybę.
Lekarz podszedł ze mną pod przeszklone drzwi sali. Z ciężko bijącym serce spoglądałem na chłopaka. Nigdy nawet w najgorszych chwilach czy koszmarach nie wyobrażałem sobie widzieć go w takim, czy chociaż podobnym stanie.
Naprawdę nic z tego nie rozumiałem. Jak do tego doszło? Przecież to nie mogło być prawdą, że on sam wszedł pod ten samochód. Nie miał powodu. Od rana był taki radosny. Zachowywał się tak... niecodziennie.
– Jeśli to wszystko... Zapraszamy za dwa dni w godzinach odwiedzin.
Chwyciłem dolną wargę między zęby, po czym z wielkim trudem odsunąłem się od szyby. Wróciłem do Yoongiego, który wpatrywał się we mnie wyczekującym wzrokiem. Usiadłem na krześle w poczekalni przed oddziałem, nie będąc pewien jak długo jeszcze zdołam ustać na nogach.
W końcu zebrałem w sobie siły i nieco słabym głosem powiedziałem starszemu to, czego dowiedziałem się od lekarza. Nie było tego zbyt wiele.
– Jimin, chodźmy może do domu. Odpoczniesz...
– Nie.
– Przecież nie wpuszczą cię tu aż do wtorku. Zamierzasz tu siedzieć dwa dni?
– Może wpuszczą mnie chociaż na chwilę. – Mruknąłem z nadzieją.
– Jimin. To na pewno była ciężka operacja. Daj Jungkookowi odpocząć. Ma tu najlepszą opiekę. Przecież tutaj sobie już nic nie zrobi.
– Nie mów tak. Nie wierzę, że on mógłby... – Głos mi się załamał, uniemożliwiając dokończenie zdania.
Schowałem twarz w dłoniach, starając się jakoś trzymać. Czekają mnie dwa długie dni.
Yoongi
Ciężko mi było zmusić Jimina do ruszenia się z poczekalni przed Oddziałem Intensywnej Terapii. Nawet nakłonienie go do skorzystania z toalety nie należało do łatwych zadań. Wiedząc, że do zejścia na dół by coś zjadł, również go nie zmuszę, postanowiłem zejść tam samemu i przynieść mu coś do zjedzenia. Oboje od wczoraj jedziemy na jednym batoniku.
Nim udałem się do sklepiku, zawitałem jeszcze do recepcji. Całe szczęście siedziała tam już inna kobieta.
– Witam. Mogłabym pani powiedzieć, jak nazywa lekarz prowadzący Jeona Jungkooka. Przyjechał dzisiaj w nocy, ofiara wypadku. Jakieś dwie godziny temu skończyli go operować. – Starałem się wyjaśnić, mając nadzieję, że to ułatwi kobiecie szukanie.
– Pana godność?
– Park Jimin.
Po chwili kobieta udzieliła mi informacji. Teraz przynajmniej, gdy będziemy chcieli się czegoś dowiedzieć, wiadomo będzie o jakiego lekarza pytać. Podziękowałem jej z uśmiechem, po czym skierowałem się w stronę sklepiku.
W czasie drogi czułem na sobie spojrzenie niemal każdej mijanej osoby. Z początku nie rozumiałem o co im chodzi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że nadal chodzę w zakrwawionych ubraniach z wczoraj. Będąc rano w toalecie zmyłem z ciała resztki krwi, ale ubrania nadal nosiły na sobie jej ślady.
Podszedłem lady sklepiku, przy której nie stał żaden klient.
– Dzień dobry. Może trochę dziwne pytanie, ale gdzie najbliżej zdobędę jakieś ubrania na przebranie?
– Może być zwykły T-shirt? – Spytała wskazując na jedną z ścian małego pomieszczenia.
Wisiało tam kilka koszulek z nadrukami promującymi jakieś akcje charytatywne.
– Poproszę tą czarną, rozmiar M. Poproszę jeszcze te trzy bułki. Wodę. No i może jeszcze tamto. – Mówiłem wskazując interesujące mnie artykuły.
Kobieta po chwili zapakowała wszystko do reklamówki. Zapłaciłem za całość. W pierwszej kolejności udałem się do toalety by zmienić koszulkę. Następnie ruszyłem w stronę poczekalni, w której zostawiłem Jimina samego.
Przykro było mi patrzeć na chłopaka, garbiącego się na krześle z obojętnym wzrokiem czerwonych od płaczu oczu. Zająłem miejsce obok niego, podając mu jedną z bułek. Wziął ją, jednak musiałem go przekonywać do każdego kęsa. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że miałem na sobie inną koszulkę.
Czas dla każdego z nas płynął chyba inaczej. Miałem wrażenie, że każda minuta wydłuża swój czas czterokrotnie. Natomiast dla młodszego całkowicie się on zatrzymał. Momentami miałem ochotę sprawdzić czy jeszcze oddycha. Siedział nieruchomo, beznamiętnym wzrokiem wpatrując się przed siebie. Było to na swój sposób naprawdę przerażające.
Gdy zbliżyła się pora obiadowa próbowałem wmusić w Jimina jeszcze jedną bułkę lub coś innego z tego, co zabrałem ze sklepiku. Z marnym skutkiem. Po korytarzu nadal kręciła się niewielka ilość osób, jednak nie chciałem wszczynać żadnych awantur, próbując go do czegokolwiek namówić. Po prostu siedziałem obok niego, po czasie nawet rezygnując z prób nawiązania z nim rozmów. On chyba potrzebował czasu by zrozumieć co dzieje.
Nieco się rozbudziłem, kiedy jedna z kobiet, nie będąca z personelu, zatrzymała się przed oddziałem, wyraźnie czegoś lub kogoś szukając.
– Przepraszam. – Zaczepiła przechodzącą pielęgniarkę. – Gdzie znajdę...
Jeszcze bardziej się ożywiłem, słysząc imię doktora Jeona. Może to głupie, albo nie miałem za bardzo czym zająć umysłu, więc ten już zaczął się zastanawiać czy ona nie może chcieć czegoś od Jungkooka lub chce iść do lekarza w jego sprawie.
– Jest na oddziale. Zawołać go?
– Byłabym wdzięczna. – Uśmiechnęła się.
Przyjrzałem się kobiecie. Wyglądała na coś około czterdziestki, lecz mogłem się mylić. Sama aparycja dość przyjemna i miła. Bardziej jak miła pani od biologii niż surowa chemiczka. Mając przez chwilę zajęcie przyglądałem się kobiecie. Nieco się speszyłem, kiedy zauważyła, że ją obserwuję, lecz posłała mi jedynie ciepły uśmiech i nieco bardziej smutny, spoglądając na Jimina.
W końcu przed oddziałem pojawił się lekarz.
– Dzień dobry doktor Moon.
Znali się. Zdziwiłem się, słysząc, że kobieta również jest lekarzem.
– Dzień dobry. – Przywitała się z nim cicho, jednak dookoła panowała taka cisza, że chcąc nie chcąc i tak było wszystko słychać. – Słyszałam, że leczysz Jeona Jungkooka.
Sam się wzdrygną, słysząc jak Jimin gwałtownie wstaje z krzesła, nieprzyjemnie szurając nim o kafelki. Spiąłem się nieco nie będąc pewien do czego chłopak może być teraz zdolny. Szczególnie słysząc od jakiejś nieznanej lekarz, imię swojego partnera.
– Może chodźmy do środka. – Zaproponował doktor, otwierając przed nią drzwi.
Po chwili zniknęli nam z oczu, a Jimin cały czas stał i wpatrywał się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stali. Dałem mu chwilę, po czym spróbowałem go z powrotem posadzić na miejscu. Udało się, lecz cały czas obserwował drzwi.
Skrzywiłem się, słysząc nieprzyjemny dźwięk budzika. A przynajmniej na to, to brzmiało. Jimin wyciągnął telefon z kieszeni. To przyszło falowo. Na początku otworzył szerzej oczy, później powstrzymywał wszystko, przygryzając swoją dolną wargę by w końcu wybuchnąć głośnym szlochem. A wszystko to w ciągu sekundy.
Zabrałem od niego urządzenie, spoglądając na ekran.
Przypomnienie: Rocznicowa kolacja z króliczkiem. Nie spóźnij się!
Nie zrozumiałem tego od razu. Przecież oni poznali się jakoś na początku drugiego semestru Jungkooka, z tego co pamiętałem. Mieliśmy zaraz kwiecień. Jaka rocznica? I dopiero widząc Jimina kulącego się na krześle i skupiając swoją uwagę na pierścionku znajdującym się na jego pulchnych paluszkach, zrozumiałem. Przecież ostatnio sam mi o tym wspominał, jak mogłem zapomnieć?
Naprawdę zaczynałem się o niego bać. Nie byłem pewien czy chłopak przetrwa taki natłok emocji. Jungkook, naprawdę nie mogłeś wybrać gorszego dnia. Zrobiłeś mu to specjalnie?
Słysząc skrzypnięcie drzwi, spojrzałem w ich stronę. Ta lekarka właśnie wychodziła.
– Przepraszam! – Krzyknąłem, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę.
Zacząłem zastanawiać się czy aby na pewno mogę zostawić samego Jimina oraz czy to będzie dobre posunięcie, jednak kobieta, która zaczęła zbliżać się w naszą stronę, ułatwiła wszystko.
– Skąd pani zna Jungkooka? – Spytałem wprost.
Pierwszy raz widziałem tę kobietę na oczy. Może to ktoś z rodziny chłopaka? Ale wtedy raczej reakcja Jimina na jej słowa byłaby inna. Poza tym wątpiłem w to by najmłodszy miał w rodzinie lekarzy. W takim razie kim ona jest? Może to jego lekarz rodzinny? Ale po miałaby tu przychodzić?
– Może pan Park i pan Min? – Spytała niepewnie.
– Skąd pani wie? – Spojrzałem na nią podejrzliwie.
Jimin zaczął się nieco opanowywać, również przenosząc częściowo swój wzrok na kobietę.
– Naprawdę mi przykro z powodu tego co się stało. Nazywam się doktor Moon Yoonah. Jestem psychologiem Jeona.
Spojrzałem zdziwiony na Jimina. On również wydawał się być zaskoczony. Tylko jaki miałaby cel w tym, by nas oszukiwać?
– Jungkook chodził do psychola? – Spytałem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że mogło to zabrzmieć niegrzecznie.
– Od nieco ponad dwóch miesięcy przychodził do mnie na wizyty.
– Ale co się stało? – Tym razem drżącym głosem odezwał się młodszy.
– Niestety, obowiązuje mnie tajemnica lekarska. – Powiedziała przepraszająco.
Ja tak łatwo nie opuszczę.
– To było samobójstwa, mam rację?
– Yoongi. – Powiedział młodszy łamiącym się głosem.
– Mam rację? – Obserwowałem uważnie kobietę. – Niech pani nie kłamie. Widziałem jak wchodzi na tą pierdoloną ulicę wprost pod samochód!
– Istnieje taka możliwość. – Odpowiedziała półszeptem.
– On nie mógł.– Załkał Jimin, a ja wtuliłem go w siebie.
Nie miałem już wątpliwości co do tego, co się stało. Pozostawało tylko pytanie, dlaczego do tego doszło? Co zmusiło do tego chłopaka? Od jakiegoś czasu zachowywał się nieco dziwnie, lecz nie podejrzewałby, że takie myśli chodzą mu po głowie. Coś musiało go naprawdę dręczyć.
– Oboje wyglądacie na zmęczonych. Odpocznijcie w domu. Jeon ma tu naprawdę dobrą opiekę. – Mówiła troskliwym tonem. – Proszę, to moja wizytówka. Jeśli chcielibyście porozmawiać, zapraszam was do swojego gabinetu.
Wziąłem od kobiety wizytówkę, po czym pożegnałem się z nią, zaraz z powrotem skupiając się na Jiminie. Co do jednego miała rację. Obojgu nam jest potrzebny odpoczynek. Nie spałem półtorej doby, byłem wykończony, a młodszy również nie wyglądał najlepiej. Przyda nam się trochę odpoczynku. Tutaj sytuacja i tak się nie zmieni. W domu może na spokojnie uda nam się zastanowić, co właściwie działo się z Jungkookiem przez ostatni czas. Coś musieliśmy przeoczyć.
_____________________________
No to ogólnie doszliście do momentu, dla którego pisałam to opowiadanie. W głowie miałam powoli rodzącą się miłość Jungkooka i Jimina, później nieudany trójkąt oraz właśnie... to co miało miejsce. Dużo z tego co wydarzyło się pomiędzy przyszło mi przez przypadek do głowy w trakcie tworzenia tego wszystkiego, tam samo wydarzenia, które dopiero będziecie mieli okazję czytać. Ciąża żony Hosoeka była totalną wpadką przy pisaniu jak sama jej ciąża XD Miłość Taehyunga do Gucci Juniora też wyszła z przypadku :p
Proszę, wytrwajcie do końca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top