Rozdział 25

Jimin

Po tak długim wyjeździe naprawdę można docenić, co to znaczy być na miejscu, we własnym domu, blisko ukochanej osoby. Z uśmiechem na twarzy skończyłem zmywać naczynia po obiedzie. Szybko jeszcze postanowiłem udać się do toalety. Po wszystkim zapiąłem pasek, owijający moje biodra, z którym ostatnimi czasy się nie rozstawałem.

Dobra, pora znaleźć mojego króliczka. W salonie go nie było. Sypialnia? Chociaż miałem wielką ochotę i nadzieję, to wiedziałem, że go tam nie znajdę. Gabinet? Tak, raczej tam. Ostatnio często się tam zaszywał. Czasami miałem wrażenie, że mnie unika i przesiaduje tam, ponieważ wiedział, że wtedy nie będę mu przeszkadzał.

Podszedłem do drzwi. Wszedłem do środka bez pukania. Widziałem jak Jungkook, pochyla się nad książkami, z dłońmi zanurzonymi we włosach w geście załamania.

– Króliczku i jak idzie nauka? – Spytałem, podchodząc do niego.

– Okropnie! – Jęknął, opierając się o krzesło.

– Pomóc ci?

Na wszelki wypadek spojrzałem jeszcze czego się uczy. Dobra, jeszcze coś pamiętam. Przysunąłem sobie drugie krzesło, zajmując miejsce tuż obok niego.

– Dlaczego nie mówisz, że masz z czymś problem?

– Nie chciałem ci tym zawracać głowy. – Mruknął.

Uśmiechnąłem się, kręcąc głową.

– Jak ci teraz idzie nauka? Mocno się opuściłeś, gdy mnie nie było?

– Nie. – Powiedział bez przekonania.

– Dobra. Mam jeszcze trochę czasu, spróbuje ci to wyjaśnić.

– Wychodzisz dzisiaj? – Wyłapał informację.

Milczałem, unikając odpowiedzi. Nie mówiłem mu, ponieważ wiedziałem jakby zareagował. Wpatrywałem się w książkę, starając się zorientować w temacie.

– Znowu? Hyung...

– Mam ci to wytłumaczyć czy nie?

– Jeść to nie chcesz, ale pić na mieście to już masz ochotę?

Dlaczego ostatnio wszystkie nasze rozmowy muszą się sprowadzać do tego jednego tematu? On naprawdę musi się przyczepiać do mojego jedzenia?! Czy też tam jego braku... Milczałem, nie zamierzając w ogóle podejmować tego tematu.

Młodszy siedział na krześle z założonymi rękami. Czekałem, aż przybliży się do biurka, bym mógł mu zacząć tłumaczyć temat.

– Jungkook... – Odezwałem się.

– Na kolacje nie wrócisz, ale na mieście pewnie również nic nie zjesz.

– Możesz przestać?

– Martwię się! Widziałeś się ostatnio w lustrze! Nie mogę patrzeć na twoje wystające kości!

Auć... Zabolało. Opuściłem wzrok, nie wiedząc na czym się skupić. Wziąłem głęboki wdech, wstając z krzesła. Bez słowa opuściłem pomieszczenie, następnie mieszkanie.


Jungkook

Chodziłem nerwowo w kółko. Znowu... Tylko tym razem już wyszedł z domu. Wcześniej jedynie było trzaskanie drzwiami od sypialni, gdy jeden z nas się tam udawał, by przerwać kłótnie. Spojrzałem jeszcze na ostatnią wiadomość.

Jungkook: Zrozum, ja się o ciebie martwię! Jak nie zaczniesz jeść, to ja przestane! Nie będziesz się głodził samemu!

Po namyśle to brzmiało trochę ostro, jednak pisałem to pod wpływem emocji. Wziąłem głęboki wdech i wystukałem jeszcze jedną wiadomość.

Jungkook: Proszę, tęsknię za starym Jiminem. Naprawdę podobałeś mi się taki, jaki byłeś wcześniej. Nie wiem co się stało... Powiedziałem coś nie tak? Przecież nie miałeś za dużo ciałka. Było idealnie Jiminnie. Naprawdę sądzisz, że te wystające kości podobają mi się bardziej niż wcześniejsze zdrowo wyglądające ciało??

Już naprawdę nie miałem pojęcia co powinienem zrobić. Nic do niego nie docierało. Odłożyłem telefon na stół, wiedząc, że to na nic. Nie odpowiada na wiadomości, nie odbiera telefonów. Już wiedziałem, że czekają mnie długie godziny czekania na jego powrót.

Z nauki nici, nie będę w stanie się już skupić. Usiadłem w salonie. Włączyłem telewizor, mając nadzieję, że on jakoś zajmie czymś moje myśli.

Siedziałem tak niemal do wieczora. Z przed kanapy wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Natychmiast poderwałem się i ruszyłem biegiem do drzwi. Jiminnie, wróciłeś? Otworzyłem drzwi z nadzieją, która nieco przygasła, gdy zobaczyłem osoby, czkające pod drzwiami. Uśmiechnąłem się nieco zdezorientowany.

– Dzień dobry. – Przywitałem się grzecznie, wpuszczając ich do środka.

– Witaj, Jungkoookie, słonko. – Kobieta od razu podeszła do mnie, przytulając mnie do siebie.

Obydwoje weszli do środka, nieco rozglądając się po przedpokoju. W oczy rzuciły mi się torby, które mieli ze sobą. Zostają na noc, mam rację?

– Jimin nic nie wspominał, że mają państwo przyjechać.

– Nic mu nie mówiliśmy. Chcieliśmy zrobić niespodziankę i przyjechać w zeszłym tygodniu, gdy wracał, lecz praca nie pozwoliła. – Opowiadała

– Gdzie ChimChim? – Spytał jego tata.

Gdy jego mama tak mówiła było to urocze, natomiast gdy usłyszałem to zdrobnienie od jego ojca, wydało mi się to nieco zabawne.

– Wyszedł. Nie wiem kiedy wróci. Pewnie gdzieś w środku nocy. – Powiedziałem zgodnie z prawdą.

– Słońce, coś się stało? – Spytała zmartwiona, patrząc na mnie. – Chwileczkę, wszystko w swoim czasie. – Powiedziała, ściągając z siebie płaszcz.

– Pewnie jesteście państwo głodni po podróży. Zaniosę torby do pokoju i zrobię coś do jedzenia. – Zaproponowałem.

– Skarbie, daj pokój. Poradzimy sobie. Idź do kuchni, zaraz przyjdę ci pomóc.

Skinąłem głową udając się do kuchni. Po chwili dołączyła do mnie pani Park. Wspólnymi siłami zaczęliśmy przygotowywać kolację.

– Może podać mi pani nóż?

– Jungkookie, jak dla mnie to mógłbyś mnie nazywać mamą, a nie panią. Ale wiem, że będzie to dla ciebie krępujące, więc do niczego nie zmuszam.

Uśmiechnąłem się, czując jednocześnie, jak zaczynam się rumienić. Poczułem przyjemne ciepło w środku, w duchu również dziękując, że jednak nie każde mi się tak do siebie zwracać.

– Widzę, że w końcu zdecydował się dać ci pierścionek? – Wskazała na rękę.

– Dał mi go przed wyjazdem. – Powiedziałem z szerokim uśmiechem, na wspomnienie tej chwili. – Widziała pani co chce zrobić?

– Przez dwa tygodnie dzwonił do mnie co dwa dni, pytając się czy to nie jest głupie, opowiadał jak boi się, że go nie przyjmiesz i jak powinien to zrobić. – Zaśmiała się. – Chyba pierwszy raz widziałam go tak przejętego.

Naprawdę?

– Może nie doczekałam się synowej, ale można powiedzieć, ze w pewnej części doczekałam się zięcia. – Mówiła wesoło.

Przez pewien czas walczyłem z wypiekami na twarzy i przejmującym ciepłem rozchodzącym się po całym ciele. Próbowałem skupić się na gotowaniu, by odegnać od siebie mieszaninę sprzecznych emocji wewnątrz siebie.

– Nie chce się mieszać w wasze sprawy, skarbie, ale co się dzieje? Widzę, że jesteś przygnębiony.

Dlaczego mamy zawsze są takie spostrzegawcze? No, jedne dochodzą do słusznych wniosków, a inne chyba w ogóle widzą to co chcąc widzieć.

– To nic takiego.

– Chodzi o wyjścia Jimina na miasto?

– To jest ten mniejszy i mniej ważny problem. – Stwierdziłem.

Czułem na sobie jej opiekuńczy wzrok. To było naprawdę ciężkie do wytrzymania.

– Sama pani zobaczy jak wróci.

Tego się nie dało nie zauważyć. Tylko jakby Jimin był na to ślepy.

Wspólnie przygotowaliśmy kolację, po czym zasiedliśmy razem do stołu. Naprawdę dobrze czułem się w towarzystwie rodziców Jimina. Miła była świadomość, że oni również mnie lubią. Po posiłku pozmywałem i dołączyłem do państwa Park będących w salonie.

Czas do późnego wieczora minął nam na rozmowach. Pytali się mnie jak sobie radzę w szkole, jak sobie radziłem podczas nieobecności Jimina oraz opowiadali różne śmieszne wydarzenia z udziałem hyunga. W końcu przygotowałem im świeżą pościel w pokoju gościnnym. Każde z rodziców Jimina zaliczyło wizytę w łazience, po czym zaszyli się w pokoju, życząc mi dobrej nocy.

Przyniosłem sobie koc i ułożyłem się wygodnie na kanapie. Patrząc w ekran telewizora, czekałem na przybycie Jimina. Dobrze, że bezsenność, której jeszcze nie zdążyłem się do końca pozbyć, pomagała mi przetrwać ten czas. Później wezmę tylko pół tabletki, by spokojnie zasnąć i nie mieć problemów z wstaniem rano.

– Jeszcze nie śpisz? – Usłyszałem troskliwy kobiecy głos.

Obróciłem się spoglądając na panią Park. Na moment przeniosłem wzrok na zegar. Było już po drugiej.

– Jeszcze nie wrócił?

Skinąłem jedynie głową. Uśmiechnęła się i delikatnie zmierzwiła mi włosy, po czym udała się w stronę łazienki. Po krótkiej chwili usłyszałem zamykające się drzwi pokoju gościnnego. Wróciłem do mojego czekania.

Kolejne sprawdzenie godziny nastąpiło, gdy usłyszałem grzebanie w zamku od drzwi wejściowych. Po czwartej. Wstałem z kanapy, z zamiarem zlitowania się nad nimi i wpuszczenia ich do środka. Tak jak przypuszczałem. Szybciej otworzyłem im drzwi, niż oni zdołali zrobić to sami.

Podobnie jak w zeszłym tygodniu, Hoseok również się pojawił. W tygodniu Jimin wracał samemu. Nie racząc ich żadnym słowem wpuściłem ich do środka. Hoseok znów wpatrywał się niezwykle intensywnie w podłogę, unikając mojego wzroku.

– Papierosy Chim. – Pozwiedzałem, wiedząc co się stanie, jeśli teraz ich nie skonfiskuje.

Cierpliwie czekałem, aż wygrzebie je z kieszeni, po czym schowałem je w tylnej kieszeni. Przyjrzałem się Jiminowi. Był pijany, lecz wyglądał przy tym jakby na nieco skruszonego. Nie robiłem sobie zbyt wielkich nadziei i nie zwróciłem na to specjalnie uwagi.

– Jimin, idź już się połóż do sypialni. – Poprosiłem.

Całe szczęście nie sprzeciwiał się i grzecznie ruszył w stronę sypialni, przytrzymując się jedną ręką ściany.

– Hoseok hyung. – Odezwałem się, a starszy spojrzał na mnie zszokowany, jakby zdziwiony, że w ogóle udało mi się go zauważyć. – Idź z nim, dobrze.

On również nie robiąc żadnych problemów ruszył w stronę sypialni. Gdy oboje zniknęli za drzwiami, poszedłem jeszcze sprawdzić co się z nimi dzieje. Oboje szykowali się do spania.

– Dobranoc. – Życzyłem obydwu.

Opuściłem ich na chwilę. Udałem się do kuchni po butelki z wodą oraz tabletki na porannego kaca, który ich będzie czekał. Gdy ponownie zawitałem do sypialni, oboje już spali. Zostawiłem im zastaw ratunkowy na rano, wziąłem jedną tabletkę z szuflady i wyszedłem, zabierając ze sobą koc.

Ułożyłem się na kanapie w salonie, mając nadzieję, że niedługo uda mi się zasnąć.


Jimin

Zamrugałem kilkakrotnie. Przez zasłony dostawały się tu niewielkie ilości światła. Przekręciłem się na drugi bok, doznając przy tym niemiłej niespodzianki. To nie mój Jungkookie. Naprawdę nie mógł się położyć w gościnnym, tylko wciska mi się do sypialni?

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Natychmiast sięgnąłem po tabletkę i wodę pozostawioną na szafce. Po drugiej stronie znajdował się taki sam zestaw. Jungkook...

Zacząłem poszukiwania telefonu w najbliższej szafce. Co prawda to ta należąca do Jungkooka, lecz nie widziałem nic złego, w zaglądaniu do niej. Po pijanemu przecież mogłem gdzieś w niej schować telefon. Zdziwiłem się znajdując niewielką buteleczkę z jakimiś tabletkami. Co to? Zamrugałem kilkukrotnie, odganiając sen z oczu i zacząłem czytać etykietę. Co to tu robi? Będę musiał później koniecznie porozmawiać o tym z Jungkookiem.

Po chwili poszukiwań udało mi się odnaleźć telefon. Wcześnie. Za wcześnie. Jednak nie mam ochoty ponownie kłaść się spać. Spojrzałem na śpiącego obok przyjaciela. Chwyciłem poduszkę, następnie rzucając nią w niego. Podniósł się natychmiast zdezorientowany.

– Wstawaj. W domu na ciebie czasem nie czekają?

– Może, ale najpierw śniadanie. – Mruknął z delikatnym uśmiechem.

– Ty jeszcze śmiesz żądać śniadania?!

– Pamiętaj, że to ja byłem sponsorem dzisiejszej nocy.

Zamilkłem odwracając wzrok. Niech mu już będzie. Po tym jak i on pochłonął swój zestaw ratunkowy, wstaliśmy z łóżka. Nieco zachwiałem się, stojąc już na nogach. Zamrugałem kilka razy, oddychając głęboko.

Czuję się trochę gorzej niż zazwyczaj.


Jungkook

Nie spałem za dobrze. Co chwila się budziłem, a sen miałem niespokojny. Nie widząc dalej sensu w próbach ponownego zaśnięcia, wstałem jako jeden z pierwszych. Po szybkim prysznicu, udałem się do kuchni. Przygotowanie dla wszystkich śniadanie będzie dobrym sposobem na zabicie czasu.

– Dzień dobry skarbie. – Usłyszałem kobiecy głos.

Odwróciłem się, witając się z panią Park. U nich rodzinne są te zdrobnienia wobec mnie czy jak?

– Nie wyspałeś się, masz rację? Późno wrócił?

– Bywało gorzej. – Uśmiechnąłem się.

– Pomogę ci. – Powiedziała, przejmując ode mnie część roboty związanej z przygotowaniem posiłku.

Po czasie zjawił się również jego tata. Był na tyle miły, że nakrył do stołu w jadalni. Poranek mimo wszystko zaczynał się całkiem miło.

– Proszę usiąść, ja przyniosę resztę.

Państwo Park zajęli miejsce w jadalni, a ja zacząłem przynosić półmiski z jedzeniem.

– Kookie. – Usłyszałem, gdy wracałem po kolejne porcje.

Spojrzałem na korytarz, w którego połowie stał Jimin, a nieco za nim Hoseok. Oboje wyglądali okropnie, jednak Jimin zaczynał przechodzić samego siebie. Poza normalnym wyglądem przy kacowym poranku, był strasznie blady i wyglądał jakby ledwo stał na nogach.

Widziałem jak hyungowie nagle rozszerzają oczy, skupiając swój wzrok na jakimś punkcie za mną. Mogłem się domyślać, kogo tam ujrzeli. Może ona jakoś przemówi im do rozsądku.

– Chim, jak ty wyglądasz?!

Odsunąłem się, powierzając wszystko w jej ręce. Pani Park, w pani ostatnia nadzieja.

– Mamo...

– Znowu?! Naprawdę?! Już nie pamiętasz jak ostatnim razem się to zakończyło? Chcesz znowu skończyć w szpitalu?!

Otworzyłem szerzej oczy. Co proszę? Znowu? Szpital? Moje serce zabiło mocniej.

– Hoseok. – Przerzuciła się na niego, a on momentalnie się skupił. – Ty tego nie widzisz? Co jak co, ale myślałam, że ty powinieneś odpowiednio zareagować.

Hoseok uciekł wzrokiem skruszony. Wzrok kobiety ponownie znalazł się na synu.

– Już chciałam cię zganić za zaniedbanie Jungkooka. Myślałam, że jego zmęczenie i wory pod oczami, to jest wystarczająco dużo, ale widzę, że ty nawet sobą nie umiesz się odpowiednio zająć!

On również unikał jej wzroku. Jej nie powiesz, że to nie jej sprawa? Jej nie powiesz, że nic się nie dzieje, że wszystko jest w porządku? Powinienem się cieszyć, bo wygląda jakby go coś w końcu ruszyło, ale... Przy okazji poczułem bolesne ukłucie.

Starając się unikać spoglądania na Jimina, ruszyłem w stronę gabinetu. Wiedziałem, że tam będę miał spokój. Kątem oka widziałem jak starszy rusza za mną, lecz tuż po pierwszym kroku, traci równowagę, chwiejąc się. Gdy odwróciłem się zmartwiony, mogłem już oglądać, jak Jimin stoi, przytrzymując się ściany.

Natychmiast do niego podszedłem, chwytając go pod ramię.

– Wszystko w porządku?

– Nic mi nie jest.

Boli i jednocześnie wprawia w jeszcze większą wściekłość. Zacząłem prowadzić go w stronę sypialni. Będąc w środku, zamknąłem nogą za nami drzwi. Pomogłem hyungowi położyć się wygodnie. Obrzuciłem go przelotnym, zbolałym spojrzeniem, po czym ruszyłem w stronę drzwi.

– Jungkookie...

Zatrzymałem się. Nie wybuchnę. Będę spokojny.

– To naprawdę nic takiego. – Zaczął cicho.

– Nic takiego?! Mi to już umiesz wciskać takie kity, ale do swojej mamy nie odezwiesz się ani słowem?! W ogóle dobrze wiedzieć, że kiedyś coś podobnego miało miejsce!

– Jungkook.

– Wiesz co jest najgorsze? To że ja mogę sobie mówić i się o ciebie martwić, a i tak będziesz miał to wszystko w dupie! To boli, że moje zdanie masz gdzieś, a wystarczyło niemal tylko spojrzenie twojej mamy, żeby było ci głupio!

Zacisnąłem dłonie w pięści, czując, że jeszcze trochę i to wszystko naprawdę mnie przerośnie.

– Przepraszam. Masz rację. Powinienem cię wcześniej posłuchać. – Mówił spokojnym tonem, co wbrew logice tylko jeszcze bardziej mnie denerwowało.

– I musiała przyjechać twoja mama, żebyś to zrozumiał? Musiałeś zasłabnąć, żebyś to zauważył?

– Jesteś ostatnio nerwowy.

– Jak mam nie być, musząc co chwila martwić się o ciebie?!

– Jungkook, ty również nie mówisz mi wszystkiego.

Co? O czym on... Patrzałem jak sięga do mojej szafki i wyciąga z niej tabletki, które biorę już od jakiegoś czasu. Skąd on wie? One nie leżały na wierzchu w szufladzie.

– To nic takiego. Pomagają mi zasnąć. Dobrze wiesz, że miałem problemy z zasypianiem.

– Jesteś pewien, że to nie od nich jesteś później taki nerwowy? Jeśli naprawdę uważasz, że potrzebujesz jakiś do zaśnięcia, to może spróbuj innych.

Jestem nerwowy, bo ktoś ostatnio nieustannie, każe mi się o siebie martwić!

– Próbowałem już różnych. Te przynajmniej działają.

Widziałem jak wzdycha ciężko, odkładając butelkę z tabletkami na szafkę. Po chwili wyciągnął w moją stronę ręce. Podszedłem do niego. Usiadłem na brzegu łóżka, pozwalając mu się we mnie wtulić, samemu odwzajemniając uścisk.

– Zacznę normalnie jeść, ale ty przestaniesz brać te tabletki. Nie wiemy czy to od nich, ale warto się przekonać. Poza tym wolałbym, żebyś nie brał żadnych leków tego typu. Boję się, że później nie będziesz mógł się bez nich obyć.

– Obiecujesz, że będziesz jadł?

– Tak. – Pocałował mnie w czoło.

– Dobrze. – Powiedziałem z ulgą. – Naprawdę nie wiem co ci odwaliło. Gdybyś był za gruby, byłbym pierwszą osobą, która by ci o tym powiedziała.

Spojrzał na mnie spode łba. Wiem jak to zabrzmiało, ale liczył się sens. Mam nadzieję, że od tego momentu już wszystko będzie w porządku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top