Rozdział 77
Jungkook
Nie wiem dlaczego, ale trochę stresowałem się tą kolacją u Seokjina. Chyba podświadomie chciałem zrobić dobre wrażenie na Namjoonie, chociaż widzieliśmy się już nie raz.
Wiedziałem, że partner hyunga jest kimś ważnym w swojej pracy. Dobrze zarabia i mieszka w bogatej dzielnicy. Wiedziałem, że sam Seokjin hyung na pewno postara się dobrze wyglądać, szczególnie, że teraz nie za bardzo ma się gdzie stroić. Z tego co wiem, prawie w ogóle nie wychodzi poza posiadłość Kima.
Wiedząc mniej więcej czego mogę spodziewać się po przyjacielu, sam zdecydowałem się na jedne z lepszych spodni jakie posiadałem, podobnie było z wyborem koszuli. Hyung uwielbiał elegancję, która i mi odpowiadała.
Stanąłem przed lustrem, po czym wypsikałem się drogimi perfumami. No, Jungkook. Wyglądasz jak milion dolarów. Z zadowoleniem przeczesałem zafarbowane na kruczoczarny kolor włosy.
Po chorobie na szczęście nie było zbyt wielkich śladów. Dwa dni przeleżałem, umierając w łóżku. Wczoraj jeszcze dogorywałem, lecz czułem się znacznie lepiej. Dzisiaj od rana czułem się prawie normalnie. Nadal nie odpuszczałem sobie jednak leków i witamin.
Spojrzałem na zegar. Pora wychodzić. Nie wypada spóźnić się na kolację, na którą tak długo się czekało. Zadzwoniłem po taksówkę, zbierając się powoli do wyjścia. Zarzuciłem na grzbiet marynarkę, ze względu na dosyć chłodny wieczór i możliwą jeszcze chłodniejszą noc.
Będąc na dole, taksówka już czekała przy krawężniku. Wsiadłem do środka, podając kierowcy adres. Niezwykle cieszyłem się na spotkanie z przyjacielem. Ekscytacją i niepewnością wierciłem się na tylnym siedzeniu samochodu.
Po dojechaniu na miejscu, pochwaliłem w duchu dom, przed którym się znalazłem. Tak, to była posiadłość na miarę Seokjina. Musiał się tutaj świetnie odnajdywać. Zadzwoniłem do bramy, czekając na jej otworzenie.
Gdy podszedłem do apartamentu, drzwi same się przede mną otworzyły.
– Witaj Jungkook. – Powiedział gospodarz, zapraszając mnie do środka z uśmiechem.
– Dzień dobry hyung, a właściwie dobry wieczór. – Ukłoniłem się lekko, zawsze pamiętając o szacunku do tego hyunga.
– Juungkoook!
Zaraz poczułem wbijające się we mnie ciało. Objąłem przyjaciela z tęsknotą.
– Seokjin hyung!
Po chwili odsunął się ode mnie. Szybko przyjrzałem mu się i stwierdziłem, że nie myliłem się co do wyboru jego ubrań. To była klasa w czystej postaci. Widziałem jak starszy nieco niepewnie bada moją reakcję. Nie miał się czego obawiać. Nadal uważałem, że wygląda dobrze.
– Hyung, posiadasz jeszcze więcej uroku niż zawsze. Namjoon hyung musi być ciągle o ciebie zazdrosny. – Posłodziłem mu trochę.
– Kook! – Uderzył mnie w ramię, wyraźnie zawstydzony.
– Naprawdę dobrze wyglądasz hyung. – Powiedziałem w pełni poważnie.
– Dobra chłopaki. Nagadacie się przy stole. – Przerwał nam Namjoon. – Jedzenie nam stygnie.
Zostałem zaprowadzony zaraz do przestronnej jadalni. Stół był bogato zastawiony. Jestem ciekaw czy oni naprawdę myśleli, że my to wszystko zjemy. Nie mniej jednak miło mi, że przywitali mnie w ten sposób.
Rozpoczęliśmy kolację. Nie obyło się również bez wizyty butelki wina. Najpierw jednej, później drugiej. Starałem się jednak pilnować z jego ilością.
– Nawet nie wiesz jak to wspaniale być wolnym po kilku latach niewoli. – Powiedział hyung, przeciągając się na fotelu.
Uśmiechnąłem się, widząc jak Namjoon hyung przygląda mu się z miłością w oczach.
– Troszeczkę wiem. – Powiedziałem. – Ale Bang naprawdę ci odpuścił? Nadal nic nie wiem. Ja sam mam momentami wrażenie, że to tylko sen i zaraz obudzę się, a on osobiście zaciągnie mnie na ulicę i przypilnuje bym nie odmawiał żadnego zlecenia.
– Przez pierwszy tydzień po obudzeniu się rano chyba przez dziesięć minut nie otwierał oczu, szepcząc mi, że boi się, że to tylko sen. Nawet nie wiesz ile ja mu się musiałem natłumaczyć. – Zaśmiał się.
Przyjaciel zaraz obrzucił go karcącym spojrzeniem, za wspomnienie tego.
– Bang naprawdę cię nie nachodzi? Nie boisz się go?
– Wszystko stało się w czasie wolnym. Gdy byłem w szpitalu nikt mnie na szczęście nie naszedł. Za to trafiłem na jego ludzi, gdy byliśmy w drodze do domu. Poszedłem z nimi.
– Strasznie się o ciebie bałem. – Dodał cicho starszy.
– Na początku Bang myślał, że ściemniam z tymi opatrunkami. Już wyliczał mi jak się odegra za te moje dni lenistwa. – Prychnął. – Nie trudno było mu udowodnić, że nie udaję. Trochę się od niego nasłuchałem. Nie mógł uwierzyć, że sam to sobie zrobiłem. Jednak nie mógł zaprzeczyć temu, że w tym stanie jestem dla niego nieużyteczny.
– Tak po prostu odpuścił? Dał ci odejść.
– To była długa i dosyć niespokojna rozmowa. – Powiedział z wyraźną gulą w gardle. – Ale jestem wolny. Opłacało się.
– Cieszę się twoim... waszym szczęściem. – Uśmiechnąłem się szeroko.
Zaraz po tym wzniosłem toast.
– A jak tam u ciebie sprawa wygląda z Jiminem? Coś posunęło się do przodu? – Spytał z wyraźnym zainteresowaniem.
– Staram się, ale jak na razie dużych efektów nie ma. – Stwierdziłem, chyba nie do końca chcąc mówić wprost jak wyglądają moje podchody do niego. – Od początku tygodnia chorowałem, więc nie za bardzo miałem nawet jak go zobaczyć.
Praktycznie pięć dni bez zobaczenia go.
– Przestałem również do niego pisać. Trochę liczyłem, że może sam się do mnie odezwie, ponieważ przez ten czas to się nie stało. Na żadną wiadomość nie odpowiedział. Teraz również się nie odezwał.
– Na pewno potrzebuje jeszcze więcej czasu. Nie martw się. – Starał się mnie pocieszyć.
Mam jeszcze jakieś pokłady nadziei.
– Jungkook, a jak tam z pracą? – Zapytał mnie Namjoon, zmieniając temat.
Przeszliśmy na temat mojego kelnerowania oraz cotygodniowych występów. Nie mogłem w żadnym wypadku narzekać na pracę. Na ten moment nic lepszego nie mogło mi się trafić. W między czasie mój wzrok powędrował na zegar.
– Robi się już późno. – Wtrąciłem w krótkiej przerwie w rozmowach. – Chyba będę się powoli zbierał.
– Kook, daj spokój. Prześpisz się w pokoju gościnnym. Tak dawno się nie widzieliśmy, nie idź jeszcze.
Miał rację, dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać. Wiem również, że jeszcze nie czuje się na tyle pewnie by wychodzić poza dom, więc są dni, które spędza w większości sam. Ma prawo tęsknić i pragnąć towarzystwa i rozmów.
– Jutro mam na późniejszą godzinę, więc zgoda.
Widziałem radosny uśmiech na jego warzy. Wróciliśmy do pogaduszek, a Namjoon udał się po kolejną butelkę wina. Tym razem było mniej słodsze niż poprzednie, lecz nadal smaczne.
Czas mijał przyjemnie, a mój wzrok już nie myślał patrzeć na zegar. Jednak w którymś momencie poczułem wibracje telefonu w swojej kieszeni. Wyciągałem urządzenie, starając się opanować śmiech, spowodowany przez żart Seokjina.
Gdy już spojrzałem na ekran, znieruchomiałem, a rozbawienie zniknęło ze mnie jak za dotknięciem różdżki.
– Jungkook, wszystko dobrze? – Zmartwiony Jin poruszył się niespokojnie.
Podniosłem wzrok na hyunga, czując przyspieszające bicie własnego serca.
– Jimin.
Hoseok
Trochę należało nam się wolnego. I chociaż całkowicie nie odcięliśmy się od Sunmi, to Tae i Soo bardzo nas wyręczali w opiece nad nią. A mała była przeszczęśliwa, że ktoś poza rodzicami wykazywał zainteresowanie nią. Mała gwiazdka.
– Skarbie, twój telefon! – Usłyszałem głos żony, dochodzący z salonu.
Skończyłem podgrzewanie jedzenia dla córki, zaniosłem je Taehyungowi do pokoju, po czym skierowałem się do dużego pokoju. Spojrzałem na komórkę, na której świeciła czerwona dioda, sygnalizując nieodebrane połączenie.
– Yoongi? – Szepnąłem zdziwiony.
– Powiesz im, żeby już jej nie rozbawiali tylko niech szykują ją spać? – Odezwała się Jisoo, poprawiając na kanapie.
– Już idę. – Powiedziałem szykując się do oddzwonienia. – Tae, nakarm ją i niech już idzie spać.
– Jasne. – Odparł, nawet na mnie nie patrząc.
Pokręciłem głową, zamykając za sobą drzwi pokoju Sunmi. Zostałem jednak pod drzwiami, nie chcąc jeszcze wracać do żony. Przyłożyłem telefon do ucha, wsłuchując się w sygnał.
– Hoseok?
– Tak. Dzwoniłeś. – Zauważyłem.
– Widziałeś się ostatnio z Jiminem? – Przeszedł od razu do rzeczy.
– Ostatni raz chyba tydzień lub dwa tygodnie temu. – Próbowałem sobie przypomnieć. – Dlaczego pytasz?
– Coś się zmieniło. – Powiedział bardziej do siebie. – Widziałem go dzisiaj. Szczerze mówiąc, to trochę mnie to zaniepokoiło. Możesz do niego zadzwonić i z nim porozmawiać? Niepokoję się.
Nie rozumiałem jego obaw. Nic się ostatnimi czasy nie działo. Spotkanie Jungkooka i zobaczenia go w pracy, mogło wywołać w nim jakieś emocje i wrażenia. Jednak od tego czasu minął prawie miesiąc. Dlaczego teraz nagle miałoby się coś stać?
– Dobrze. Zadzwonię do niego.
– Dzięki. Na razie.
Pożegnałem się z nim. Zastanawiało mnie, w jakim stanie zobaczył go Yoongi, że wzbudziło w nim to na tyle duży zaniepokojenie, by wydzwaniać do mnie. Może w rzeczywistości powinienem się tym zainteresować.
Nie zaszkodzi mi zadzwonić. Dlatego wybrałem numer przyjaciela i oczekiwałem, aż odbierze.
– Hej, Chim. Co tam u ciebie słychać? – Zacząłem niezobowiązująco.
– Hoseok? – Powiedział nieco zachrypniętym głosem.
– Chim, wszystko w porządku? Nie brzmisz za dobrze.
– T-tak. Jest dobrze.
Zmarszczyłem brwi, wyczuwając, że coś jest nie tak.
– Jesteś w domu?
– Nie. – Przynajmniej był szczery. – Wyszedłem sobie na małe piwo.
– Sam?! Dlaczego po mnie nie zadzwoniłeś?
– Chcę pobyć trochę sam.
Yoongi chyba słusznie się niepokoił. Jednak nie chciałem również siać paniki.
– Wracaj niedługo do domu ChimChim. Zadzwoń do mnie jak już będziesz u siebie, dobrze? Żebym się nie martwił.
– Nie masz o co. Jasne.
Pożegnałem się z nim, nie chcąc mu już dłużej przeszkadzać. Nie widziałem sensu dłużej męczyć go pytaniami. Zadzwonię do niego później, by skontrolować sytuację. Chociaż samotne picie przyjaciela wydawało się być niepokojące. I jeszcze to „chcę pobyć sam". Co go aż tak rozchwiało? Coś się stało, o czym mi nie powiedział.
Wróciłem do Jisoo, starając się zbytnio nie myśleć o Jiminie. Napisze przecież do mnie później, że jest już w domu. A my przecież mieliśmy mieć chwilę dla siebie, nawet jeśli to oznaczało Taehyunga i Sooyaeon za ścianą.
Wieczór mijał nam dosyć przyjemnie. Chwila spokoju i jedynie własne towarzystwo. Późniejszą porą dołączyła do nas również młodzież. Wyglądali na dosyć zmęczonych. Opieka nad dzieckiem jest dosyć wyczerpująca. Od tej pory siedzieliśmy we czwórkę.
Patrząc na godzinę, zdziwiłem się, zauważając jak już późno. A przecież nadal nie otrzymałem żadnej wiadomości od Jimina. Sięgnąłem po telefon, będąc ciekaw czy może jednak coś przeoczyłem. Nie, żadnych nieodczytanych esemesów.
Sam spróbowałem się z nim ponownie połączyć, lecz jego telefon nie odpowiadał. Przyznam, że trochę się zmartwiłem. Wolałbym mieć pewność, że siedzi bezpiecznie w domu.
– Coś się stało? – Spytała Jisoo, opierając się o mnie.
– Jimin nie odbiera.
– Może już śpi. – Zaproponowała swobodnie.
– Nie. Tak jakby miał wyłączony telefon. Poza tym Yoongi do mnie dzwonił, że widział go na mieście. Mówi, że wyglądał dziwnie. Martwił się o niego. Chim miał do mnie napisać jak już będzie w domu.
– Coś jest nie tak? – Zmartwił się Tae.
– Nie wiem. Ale jak dzwoniłem do Jimina, pytając, dlaczego nie mówił, że idzie się napić na miasto, to powiedział, że chce pobyć trochę sam. Wydawał się być nieco przybity. Na początku trochę to zbagatelizowałem, ale teraz zaczynam się martwić.
Młodszy również wydawał się być zmartwiony o swojego hyunga.
– Zadzwoń może do Yoongiego i spytaj się, gdzie go widział. Jeśli naprawdę będziesz się martwił, zawsze możemy pójść do domu Jimina i sprawdzić czy tam jest.
Skinąłem głową, zgadzając się z tym pomysłem. Już po chwili czekałem aż Yoongi odbierze telefon. Miałem nadzieję, że go nie budzę. Było dosyć późno.
– Tak?
– Gdzie widziałeś Jimina?
Starałem się uważnie słuchać, gdzie ostatni raz był widziany przyjaciel i w którą stronę się udał. Żałowałem, że nie spytałem się go, w jakim barze się znajdował. Jednak aktualne miejsce zamieszkania Jimina i droga, którą się kierował, zawierała po drodze mój dom.
– Coś się stało?
– Nie odbiera. – Odparłem krótko. – A trochę zaniepokoiłeś mnie poprzednim telefonem.
– Nic złego nie powinno mu się stać. Chociaż to też zależy do jakiego stanu się doprowadził w barze.
– Dobra, chyba pójdę sprawdzić czy jest już u siebie. Dzięki za pomoc.
– W razie czego dzwoń do mnie.
Pożegnałem się z nim, po czym wstałem z kanapy. Taehyung postąpił podobnie do mnie.
– Idę z tobą.
Nie miałem ochoty mu tego zabraniać. Przynajmniej będę miał towarzystwo. Ubraliśmy na siebie bluzy, noc była dzisiaj znacznie chłodniejsza od poprzednich. W międzyczasie Tae zadzwonił po taksówkę. Nią udaliśmy się pod sam dom Jimina.
Światła w całym domu były zgaszone. Nie martwiłem się tym. Może zasnął? Podeszliśmy do drzwi, dzwoniąc dzwonkiem. Jednak to nie wywołało żadnej reakcji. Nadal trwała cisza i spokój.
– Pozaglądam przez okna. – Powiedział Tae, ruszając wzdłuż ściany budynku.
Nadal czekałem pod drzwiami, mając nadzieję, że Chim zaraz mi otworzy. Wolałbym by był już w domu. Albo przynajmniej odebrał ode mnie telefon. Mógłbym to sobie tłumaczyć tym, że urządzenie po prostu mu się rozładowało. Wiem jednak, że raczej zawsze starał się pilnować by mieć naładowaną komórkę.
– Zdaje się, że naprawdę nikogo nie ma.
Gdyby był tu chociaż Daehyuk, byłbym spokojniejszy. Może on potrafiłby mi coś powiedzieć.
– Dobra. Przejdźmy się trasą, którą może wracać Jimin. Może spotkamy go po drodze. Jak nie, będziemy myśleć co dalej.
– Ale przecież może wrócić taksówką. – Słusznie zauważył. – Miniemy się z nim i nawet nie będziemy wiedzieć.
– Przejdźmy się do miejsca, w którym widział go Yoongi. Tam zajrzymy do okolicznych barów. Później sprawdzimy jeszcze raz jego dom. Jak do tej pory się nie znajdzie, to naprawdę zacznę się martwić.
Mam tylko nadzieję, że Yoongi nie nakręcił mnie niepotrzebnie. Razem z Taehyungiem ruszyliśmy w drogę. Liczyłem na to, że spotkamy Jimina, albo przynajmniej zastaniemy go później w swoim domu.
Jungkook
Nie spodziewałem się tego. Nie wiedziałem jak zareagować. Powinienem wręcz skakać ze szczęścia, jednak miałem co do tego złe przeczucia. Hyung trzymał się ode mnie na dystans. Dlaczego teraz nagle do mnie dzwoni? I to o tak później porze?
– Odbierz. – Słowa Seokjina ściągnęły mnie z powrotem na ziemię.
Skinąłem niepewnie głową, po czym przeciągnąłem palec po ekranie. Przyłożyłem urządzenie do ucha, nerwowo oblizując usta.
– Jimin? – Odezwałem się, trochę nie dowierzając.
Przez chwilę panowała cisza, aż w końcu mogłem usłyszeć jego głos.
– Kookie.
Na to jedno krótkie słowo poczułem ukłucie w sercu. Ten sam narząd o mało co nie stanął, słysząc charakterystyczne pociągnięcie nosem, świadczące o płaczu.
– Jimin, coś się stało?
– Dlaczego mnie wtedy zostawiłeś? – Załkał. – Tak bardzo tęskniłem. Tak bardzo cię potrzebowałem. Ile ja się najadłem strachu przez ciebie. Dziwne zachowanie, ten wypadek, szpital, rehabilitacja. A ty mnie po tym wszystkim zostawiasz bez słowa wyjaśnień.
Coś w jego głosie mnie niepokoiło. I to wcale nie był drżący głos z nadmiaru emocji.
– Jesteś pijany?
– Dlaczego zawsze musisz wszystko komplikować? – Kontynuował. – Nie mówiłeś mi o tak wielu rzeczach. Wszystkiego musiałem dowiadywać się z trzeciej ręki lub z innego źródła. Wiem, że niektórych rzeczy sam powinienem się domyśleć. – Pociągnął mocno nosem. – Zawsze wszystko przede mną ukrywałeś. A ja chciałem tylko twojego szczęścia. To wszystko mogło skończyć się inaczej.
Niepokoiła mnie cała sytuacja. Pewnym było, że nie jest w domu. Co prawda doktorek mógł być teraz w pracy, lecz wątpię, żeby Jimin upił się w mieszkaniu. Poza tym miałem wrażenie, że w tle słyszę samochody i wiatr.
– Uspokój się. Powiedz mi gdzie jesteś. Co widzisz?
– Dlaczego wszystko między nami musi być takie skomplikowane? – Kompletnie mnie nie słuchał. – Zawsze wszystko komplikujesz. Nasz związek. Nasze rozstania. Próbę życia bez ciebie. Oraz moje życie bez ciebie.
Pijany Jimin to pechowy Jimin. Miałem nadzieję, że coś zmieniło się przez te lata, lecz żadne myśli nie potrafiły uspokoić mojego serca.
– Proszę cię, zostań w miejscu. Nigdzie się nie ruszaj. Powiedz mi gdzie jesteś, co widzisz. Słuchasz mnie? – Spytałem, po drugiej stronie słysząc jedynie szloch. – Jiminnie? – Starałem się by mój ton zabrzmiał weselej, lecz nie wyrzucając z niego troski.
– Króliczku. – Załkał. – Nien...
Nie usłyszałem niczego dalej, ponieważ połączenie zostało nagle przerwane. Spojrzałem przerażony na telefon. Zaraz spróbowałem się ponownie z nim połączyć, lecz kobiecy głos informował mnie, że połączenie nie może być zrealizowane.
– Jungkook, co się stało? – Usłyszałem ostrożny głos Seokjina.
– Jimin jest gdzieś na mieście pijany. Nie mam pojęcia gdzie jest. – Pokręciłem głową. – Muszę go znaleźć.
Wstałem z miejsca, lecz czyjaś ręka chwyciła moje ramię, sadzając mnie z powrotem na krześle. Zdziwiłem się, widząc przy sobie Namjoona.
– Spokojnie. Dokąd chcesz iść, skoro mówisz, że nie wiesz gdzie on jest?
– Nie wiem, ale muszę go znaleźć. On zawsze musi się wpakować w jakieś kłopoty po pijaku.
Szczególnie jeśli jest sam. Nigdy nic specjalnego nie działo się, gdy wychodził z Hoseokiem. Tylko jego samotne wypady okazywały się dosyć felerne. Szczególnie, gdy wychodził pić z powodu dręczących go emocji.
– Staraj się pomyśleć racjonalnie. Gdzie teraz może być?
– Na pewno poza domem. Pewnie pił w jakimś barze, wątpię, żeby doprowadził się do takiego stanu w jakimś klubie.
Zastanawiałem się, jak bardzo musiał być pijany, że zadzwonił do mnie.
– Słyszałeś coś w tle. Jakieś charakterystyczne dźwięki? Coś co pomoże nam go zlokalizować?
– Nie. Zwykłe dźwięki ulicy. – Powiedziałem, zaraz sobie coś przypominając. – Leciała jakaś melodia.
– Jest w jakimś lokalu? – Odezwał się Seokjin. – Jednak klub?
– Nie.– Pokręciłem głową. – To nie była muzyka, tylko melodia.
Zaraz zacząłem nucić coś pod nosem, starając coś do tego dopasować.
– Wesołe miasteczko? – Odezwał się Namjoon.
– Tak! – Krzyknąłem, łącząc ze sobą te dwa dźwięki. – Gdzie teraz są jakieś rozłożone?
– Nie może być daleko od domu. Trzeba szukać najdalej trzy dzielnice od jego miejsca zamieszkania.
Najstarszy hyung zaraz zaczął szukać czegoś w telefonie. Po chwili rzucił dwoma adresami.
– Te są najbliżej. Obok któregoś najprawdopodobniej musiał przechodzić.
– Dzięki. – Powiedziałem, wstając z krzesła.
– Jungkook, gdzie leziesz?
– Znaleźć go!
– Czekaj! Idę z tobą. – Przyjaciel zerwał się z miejsca.
– Nie. – Zatrzymałem się, patrząc na niego. – Sam to załatwię. Możecie w tym czasie wezwać mi taksówkę.
– Już zamówiona. – Poinformował mnie najstarszy.
– Dzięki. – Uśmiechnąłem się do niego.
Skierowałem się do korytarza. Na szczęście dobrze zapamiętałem drogę. Założyłem buty i chwyciłem klamkę.
– Jungkook. – Jin, starał się mnie zatrzymać. – Powodzenia i uważaj na siebie.
– Jasne. – Posłałem mu ciepły uśmiech, po czym opuściłem rezydencje.
Pod domem stała już taksówka. Byłem w szoku, lecz równocześnie dziękowałem w duchu Namjoonowi i innym, który się do tego przyczynili. Wsiadłem do środka i podałem mężczyźnie adres. Zapłaciłem za kurs po czym ruszyłem na poszukiwania Jimina.
Nie miałem pojęcia od czego zacząć. Odwiedzałem okoliczne bary, by mimo wszystko sprawdzić czy go tam nie ma. Sprawdzałem również okoliczne uliczki oraz teren wokół całego lunaparku. Jednak nie było po nim śladu.
Ruszyłem w drogę, która z tego miejsca mogła prowadzić do jego domu. Rozglądałem się naokoło, mając nadzieję znaleźć starszego. W stanie w którym prawdopodobnie był nie mógł daleko zajść. Chyba że jeszcze myślał na tyle racjonalnie by wziąć taksówkę.
Idąc, moją uwagę przykuła szarpiąca się grupka w ślepej uliczce. Błagam, tylko nie to. Kierowałem się w tamtą stronę. Obserwowałem jak trójka osób obrabowuje z wszystkiego co ma w kieszeniach, mniejszego od siebie mężczyznę.
– Zostawcie go! – Krzyknąłem w ich stronę.
Skupili swoją uwagę na mnie. Dwójka z nich puściła przytrzymywanego Jimina. Gdy ten jednak chciał odczołgać się na bok, został kopnięty w bok, przez jednego z nich. Leżał na ziemi, wyraźnie cierpiąc.
– Już po was. – Warknąłem, podwijając rękawy marynarki.
Jimin
– Cholera. – Zakląłem pod nosem, upadając na ziemię.
Przetarłem wierzchem dłoni oczy, chcąc nieco rozjaśnić sobie widziany obraz. Pociągnąłem nosem i z grymasem na twarzy spojrzałem na czarny, pęknięty ekran. Wziąłem urządzenie w dłonie i spróbowałem je włączyć. Na szczęście działało.
Podniosłem się z kolan i włożyłem komórkę do kieszeni. Wziąłem kilka głębokich, uspokajających oddechów. Skarciłem siebie w duchu za tę chwilę słabości. Co mi w ogóle przyszło do głowy, by do niego zadzwonić?! Idiota! Przede wszystkim nie chodzi się pić w tak beznadziejnym nastroju! Szczególnie nie bez kogoś, kto cię powstrzyma przed takimi głupimi akcjami, jaka miała miejsce przed chwilą.
Powolnym i nieco chwiejnym krokiem ruszyłem przed siebie, w stronę, w którą zdawało mi się, że znajduje się mój dom. Tym razem bardziej uważałem pod nogi, by ponownie nie potknąć się o jakąś krzywą płytkę, czy chociażby o własne nogi.
To chyba nie było najlepsze rozwiązanie, ponieważ po chwili wpadłem na kogoś, o mało co się nie przewracając. Patrzę przed siebie to źle, patrzę pod nogi też źle. A ciężko patrzeć i tu i tu, kiedy obraz zbyt nie wyraźny przez alkohol i równowaga nie ta sama.
Poczułem jak serce podskakuje mi do gardła na widok trzech mężczyzn z niezbyt przyjaznymi minami oraz po szybkim rzucie oka, również nieznajomej okolicy. Trzeba było jednak patrzeć, gdzie się idzie.
Przełknąłem ciężko ślinę, robiąc krok w tył. Mężczyźni natomiast chyba ucieszyli się, widząc moją postawę, ponieważ na ich twarzach wykwitł niezbyt przyjazny uśmiech. Nim zdążyłem zrobić taktyczny odwrót, dwóch z nich chwyciło mnie za kurtkę, uniosło i zaczęło gdzieś ciągnąć. Na nic zdawała się moja szarpanina.
Ich potrząsania mną oraz mój stan działały na moją niekorzyść. Naprawdę starałem się by nie zwymiotować. Wylądowaliśmy w jakimś zaułku.
– Zobaczymy co masz tu ciekawego. – Powiedział jeden z nich, który akurat nie zajmował się przytrzymywaniem mnie.
Skierował ręce do moich kieszeni. Ponownie zacząłem się wyrywać. Przestałem, gdy poczułem uderzenie w brzuch, a cała zawartość żołądka podeszła mi do gardła, ale jakimś cudem się cofnęła. Od tej pory byłem spokojniejszy.
Patrzałem jak przeszukują moje kieszenie.
– Szmelc. – Powiedział, odrzucając mój telefon na bok.
Wzdrygnąłem się, bojąc się o całkowite zepsucie urządzenia. Zaraz obok niego wylądował portfel bez zawartości gotówki. Nie byłem pewien czy zostawili w spokoju karty kredytowe. Kontynuowali przeszukiwanie mnie, jednak nie było tego zbyt wiele. Taki stan rzeczy niezbyt ich zadowolił.
– Tylko tyle?
– Zostawcie go!
Spojrzałem w stronę mojego wybawcy. Nie wiedziałem czy mam skakać ze szczęścia czy zacząć płakać. Upadłem na ziemię, kiedy nagle dwójka mężczyzn przestała unosić mnie nas ziemią. Na czworaka spróbowałem się zbliżyć do moich rzeczy. Zaraz poczułem silne uderzenie, przez które wylądowałem na ziemi. Stęknąłem obolały.
Kątem oka miałem możliwość widzieć jak rozpętuje się bójka między mężczyznami. Ze strachem patrzałem jak Jungkook próbuje sobie poradzić z trójką napastników. W międzyczasie spróbowałem zabrać z ziemi wszystkie swoje rzeczy.
Ledwo mi się to udało, a ponownie nadeszło uderzenie, którego kompletnie się nie spodziewałem. Natychmiast moje ręce powędrowały do obolałej twarzy.
– Już nie żyjesz! – Usłyszałem znajome warknięcie.
Nie byłem w stanie dalej obserwować walki, starałem się zapanować nad bólem, który chwilowo mnie przyćmił. Właściwie nie wiem jak to się stało, że trójka napastników zniknęła, a Jungkook klęczał przy mnie.
– Mocno boli? Wszystko w porządku?
Starałem się skinąć głową, chociaż rzeczywistość była całkowicie inna. Nie wiem dlaczego, lecz teraz potrzebowałem grać twardziela przed młodszym. Odtrąciłem od siebie ręce młodszego, samemu próbując się podnieść. Ostatecznie udało mi się jedynie ukucnąć przy ścianie budynku, opierając się o nią plecami.
Podniosłem wzrok napotykając zmartwione spojrzenie młodszego. Przełknąłem ciężko ślinę, nie za bardzo wiedząc co zrobić. Nieco się zaniepokoiłem, widząc ślady krwi na jego twarzy.
– Nic ci nie jest? – Spytałem, nie umiejąc zapanować nad dłońmi, które powędrowały w stronę nieco poobijanej buzi.
– Bardziej martwię się o ciebie. – Powiedział, nie pozwalając mi się dotknąć, zamiast tego chwytając moje dłonie w swoje. – Przepraszam, że cię nie obroniłem.
Zakłopotany zabrałem swoje ręce, trzymając je przy sobie.
– Przestań. To ja przepraszam i dziękuję, że mnie uratowałeś. – Powiedziałem nieśmiało.
– Przyjemność po mojej stronie.
Prychnąłem na jego słowa. Czułem się dosyć niezręcznie, cały czas mając w pamięci moją chwilę słabości i telefon do niego. Byłem na siebie zły.
– Dzięki, ale już sobie poradzę. – Powiedziałem, próbując wstać.
Nieco mną zachwiało, poza tym poczułem nieprzyjemne ukłucie w boku, gdzie przez chwilę znajdował się but nieznajomego. Zaraz poczułem przy sobie młodszego, który pilnował bym nie upadł.
Jungkook
Naprawdę żałowałem, że nie udało mi się go obronić. On chyba nie był w pełni świadomy jak wyglądał. Adrenalina całkowicie nie opuściła jego ciała, a pewnie i alkohol robił swoje. Z zmartwieniem przyglądałem się jego twarzy. Miał lekko rozciętą wargę, a pod nosem delikatny ślad po krwi, która musiała mu z niego pójść. Poza tym miał cały bok twarzy brudny od ziemi.
Gorzej niż z dzieckiem. Odpycha mnie od siebie, nawet w takiej chwili. Nie da sobie pomóc, nawet gdy cierpi. Tym razem jednak nie pozwoliłem mu siebie odepchnąć.
– Daj sobie pomóc. Przecież widzę, że cię boli. Poza tym ktoś powinien zająć się twoją twarzą, pomóc ci ją obmyć.
Nadal ze mną walczył, próbując mnie od siebie odsunąć. Takie zachowanie naprawdę mnie raniło. Przecież chciałem mu jedynie pomóc. Ruchy chłopaka stały się coraz bardziej desperackie.
– Puść mnie. Zostaw. Zostaw.
Odsunąłem się od niego, słysząc pewną panikę w głosie oraz jego drżenie. Mimo wszystko nadal zostawałem w jego pobliżu.
– Jimin hyung, daj mi się zanieść do domu. Jesteś obolały. Przecież nie będziesz teraz wracał sam.
Przez długi czas odpowiadała mi cisza. W końcu uznając to jako niejaką zgodę, kucnąłem przed nim, plecami zwrócony do niego.
– Wsiadaj. Podrzucę cię do domu. Pozwól mi chociaż na to.
Musiałem trochę poczekać, nim poczułem jak starszy włazi na moje plecy. Wstałem z nim i ruszyłem przed siebie. Starając się go trzymać, jedną dłonią sięgnąłem do swojej kieszeni i z trudem wygrzebałem z niej chusteczki.
– Masz. Przetrzyj twarz. – Powiedziałem, mając nadzieję, że nieco się wysili i sięgnie po nie.
Zrobił to. Jego ręce zwisały przede mną, więc miałem okazję widzieć jak powolnymi ruchami wyciąga jedną ze środka. Gdy dłoń z chusteczkę zniknęła z mojego pola widzenia, usłyszałem stęknięcie bólu.
Szedłem z nim na plecach, słysząc tuż koło ucha jak co jakiś czas pociąga nosem. W końcu widziałem jak coś skapuje mi na kolano, a zaraz dłoń z chusteczką znalazła się przy jego nosie.
– Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
– E e.– Stęknął niewyraźnie.
– Słabo ci? Może chcesz na chwilę usiąść? – Spytałem zaniepokojony.
– E e.– Ponownie zaprzeczył.
Zatrzymałem się, nie będąc pewien czy powinienem go posłuchać. Czułem jedynie jego ciężki oddech oraz głowę ciężko opierającą się o moją. Niepokoił mnie jego stan.
– Jimin? – Usłyszałem znajomy głos, którego jednak nie spodziewałem się usłyszeć.
Spojrzałem przed siebie zauważając dwie znajome sylwetki.
– Jungkook? – Usłyszałem słaby głos starego przyjaciela.
Trzeźwiej myślący Hoseok podszedł do nas i ze zmartwieniem spojrzał na hyunga na moich plecach. Widziałem jak na jego twarzy pojawia się wyraz troski i zmartwienia.
– Chodźmy z nim do mnie. To dwie minuty stąd.
Skinąłem jedynie głową. Szedłem za najstarszym z Jiminem na plecach, czując jednocześnie na sobie nieustanny wzrok Taehyunga.
Tak jak powiedział, po dwóch minutach wchodziliśmy do klatki jakiegoś bloku. Po kolejnej chwili wchodziliśmy już drzwiami do mieszkania Hoseoka. Gospodarz od razu zaprowadził nas do łazienki. Po drodze kątem oka mogłem zauważyć dwie pary zdziwionych kobiecych spojrzeń.
Hoseok wraz z Taehyungiem pomogli zejść Jiminowi z moich pleców. Usadzili go na podłodze, opierając o ścianę.
– Co mu... wam się stało?
– Napadli go. – Powiedziałem krótko. – Zmoczysz zimną wodą jakiś ręcznik? – Poprosiłem, skupiając się na stanie Jimina.
Zaraz w mojej dłoni wylądował zwilżony ręcznik. Zacząłem nim delikatnie oczyszczać twarz starszego, na razie unikając miejsc, które odniosły największe obrażenia.
– Przyniesiesz jeszcze coś zimnego?– Poprosiłem.
– Tae, przynieś jakieś mrożonki. – Odezwał się najstarszy, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Tae. – Upomniał go, gdy ten nie zareagował.
– Co? A tak, już.
Chłopak odszedł, zostawiając na moment naszą trójkę samych.
– Jak go znalazłeś? – Spytał dosyć chłodnym tonem.
– Zadzwonił do mnie.
– Skąd miał twój numer? – Pytał dalej.
– On swojego nigdy nie zmienił.
– Czego od niego chcesz? Zostaw go w spokoju. Wracaj do pracy.
Przeniosłem wzrok z Jimina na starszego hyunga, obdarowując go lodowatym spojrzeniem. Ty przeciwko mnie? Bitwę na spojrzenia przerwało pojawienie się Taehyunga z jakąś torebką z zamrażalnika. Wziąłem ją od niego i przyłożyłem do boku, w który kopnął go jeden z napastników.
Jimin poruszył się na ten gest niespokojnie, lecz nadal nie podniósł swojego wzroku z podłogi, w którą przez cały czas był utkwiony. Gdy sam zaczął przytrzymywać przy sobie mrożonkę, ja kontynuowałem oczyszczanie jego twarzy.
Większą uwagę poświęciłem nosowi, który wcześniej krwawił. Na szczęście nie wyglądał na złamany. Później i tak mógłby obejrzeć go lekarz. Założę się, że doktorek odpowiednio się nim zajmie, stwierdziłem niechętnie.
– Za mocno? Przepraszam. – Powiedziałem, widząc jego łzy spływające po policzkach. – Proszę cię, nie płacz.
Dłońmi starałem się je zetrzeć, lecz jego ręce odtrąciły mnie.
– Zostaw. – Powiedział, pociągając nosem i próbując z powrotem się opanować.
Nie chciałem tak szybko się poddawać, lecz w końcu odepchnął mnie od siebie pewnie. W jego oczach nie było już łez, twarz całkiem spoważniała. Jego ciemne oczy starały się zmrozić mnie spojrzeniem.
– Nie kocham cię. Nienawidzę cię. Nie chcę cię już więcej widzieć. – Zaczął mówić.
I słuchając tego jak bardzo mnie nienawidzi, miałem ochotę płakać ze szczęścia. Gdy obrażał mnie i groził, uśmiechnąłem się szczęśliwy. A wszystko to dlatego, że zawsze wiedziałem kiedy kłamie. Ponieważ w tym momencie widziałem jak bardzo kłamie, chociaż jego twarz wydawała się być poważna a słowa najprawdziwszą prawdą. Ja wiedziałem, że kłamie.
Uśmiechnąłem się z ulgą, z następnie spokojnie oparłem o ścianę za mną. Jimin cały czas starał się nie spuścić z tonu, ale to nie było w stanie niczego zmienić. Nadal mnie chciał. Nadal mnie kochał.
Nagle zdziwiony spojrzałem na Taehyunga, który opluł stojącego obok Hoseoka, jakimś napojem, który jakimś cudem znalazł się w jego ręku. Zaraz młodszy zaciągnął gdzieś starszego. Wrócili po dosyć krótkiej chwili.
– Chim, prześpisz się dzisiaj u mnie. Chodź, położysz się, wyglądasz na zmęczonego.
Chciałem wstać i pomóc w podnoszeniu się z ziemi Jimina, lecz Hoseok z Taehyungiem mnie uprzedzili. Odpuściłem. Nie chciałem się kłócić. Siedząc nadal na podłodze, cieszyłem się, ponieważ u Jimina naprawdę mam realne szansę!
Taehyung
Nie mogłem w to uwierzyć. Jungkook. Jeon Jungkook! Idąc na poszukiwania pijanego Jimina nie spodziewałem się zastać tej dwójki razem. Dodatkowo ciekawym faktem było to, że oboje byli poobijani. Wątpiłem by wzajemnie się tak załatwili. Hoseok nie raz mówił mi, że Jimin nie jest w stanie nikogo uderzyć.
Wszyscy razem wylądowaliśmy w domu hyunga. Jungkook od razu zajął się przemywaniem brudnej twarzy Jimina, a ja nadal nie mogłem wyjść z szoku. Miałem wrażenie, że dzisiejsze spotkanie Jikooków nie było pierwszym. Zachowanie Hoseoka na to wskazywało. Coś wiedział. Później wypytam go dokładnie co przede mną ukrywał.
Przyniosłem lód dla Jimina. Jungkook najlepiej wiedział, jakie miejsca mogły go boleć. Zakładam, że był przy nim w momencie jego pobicia i przynajmniej mam nadzieję, że on oberwał bardziej broniąc go.
To Jungkook zostawił Jimina. Odszedł bez słowa. Można było przyjąć, że z jego strony uczucie się wypaliło. Starszy niezwykle rozpaczał po jego stracie. Jednak patrząc teraz na tę dwójkę, można było zauważyć odwrotną sytuację. Jimin starał się trzymać Jungkooka na dystans, co było zrozumiałem, po tym co mu zrobił. Kook natomiast niezwykle się starał, chcąc jakby ponownie zyskać w oczach starszego.
Nieco zbiła mnie z tropu reakcja przyjaciela na wyznania hyunga. Ten wytyka mu jak bardzo go nienawidzi, a ten się szczerzy jak głupi do kozy. Coś mnie ominęło? Młodszy zadowolony oparł się o ścianę za sobą.
Mogłem teraz mu się uważnie przyjrzeć. Strasznie wydoroślał. To już nie był ten dzieciaczek co dwa lata temu. Chyba trochę urósł oraz wydawał się znacznie pewniejszy siebie. Dorósł również pod względem budowy. Po zdjęciu marynarki można było zobaczyć żylaste ręce. Założę się, że ciało pod koszulą również nie wyglądało najgorzej.
Szeroko otworzyłem oczy, dłużej zatrzymując się na jego koszulce, a następnie przyglądając się pozostałym częścią garderoby. Od razu wyplułem sok, który miałem w ustach. Dobrze, że nie wypuściłam z rąk szklanki, którą zgarnąłem z kuchni, gdy przynosiłem hyungowi lód.
Hoseok spojrzał na mnie z mordem w oczach, ponieważ zawartość moich ust wylądowała na nim. Bez słowa chwyciłem go za nadgarstek i odciągnąłem na bok.
– Co to miało być?! – Krzyczał na mnie szeptem.
– Widziałeś co on ma na sobie?! – Również zachowywałem ściszony ton.
– Co? – Zmarszczył brwi.
– Przecież te ciuchy kosztują fortunę! Ja nawet nie marzyłem o takich. – Powiedziałem, zaraz się poprawiają. – Dobra, właśnie o takich marzyłem, ale mniejsza z tym. Skąd on ma ciuchy warte kilkaset milionów won?!
– Ja chyba wiem. – Prychnął z niesmakiem.
Spojrzałem na niego zaciekawiony. On naprawdę wiedział więcej niż myślałem. Jimin również musiał. Dlaczego oni ukrywali to przede mną? Co się działo z Kookiem przez te dwa lata?
Wróciliśmy do łazienki. Wraz z Hoseokiem zaprowadziłem Jimina do sypialni Hoseoka. Hyung wyglądał na naprawdę wykończonego. Dał mu ciuchy na przebranie, po czym przypilnował by było mu wygodnie. Widząc, że starszy zaraz odpłynie do krainy snów, wróciliśmy do pozostającego w łazience Jungkooka.
Już miałem pytać co się z nim działo, gdzie się podziewał przez ten czas, lecz Hoseok odezwał się jako pierwszy.
– Wyjdź stąd i zostaw Jimina w spokoju.
– Nie decyduj za niego. – Powiedział pewnie, podnosząc się z podłogi.
– Wystarczająco go skrzywdziłeś.
– Każdy ma prawo popełnić błąd. – Nie odpuszczał.
– I każdy musi ponosić odpowiedzialność za swoje decyzję. Nie zbliżaj się więcej do niego. Nie pisz do niego. Nie pokazuj mu się więcej na oczy.
– Nie zamierzam się cieb...
– Możesz choć raz nie myśleć o sobie Jeon?! – Naskoczył na niego hyung. – A jeśli naprawdę ci na nim zależy to pomyśl, jak musi cierpieć patrząc na ciebie i przypominając sobie to wszystko. Jak go zostawiłeś bez słowa. Chociaż raz pomyśl o tym co będzie dla niego najlepsze.
Jungkook patrzał na niego z zaciśniętą szczęką. Wow, jego linia szczęki jest niesamowita. Naprawdę stał się mężczyzną.
– Wyjdź stąd i dalej stój sobie na ulicy.
Młodszy zrobił krok w jego stronę, chwytając go za koszulkę. Otworzyłem szeroko oczy będąc w szoku. To naprawdę nie był ten sam Jungkook sprzed dwóch lat. Może i tamten również miał krótkie przebłyski nieco agresywniejszej strony. Jednak w tym momencie chłopak zdawał się ociekać pewnością siebie oraz czystym ostrzeżeniem, że jeszcze jeden błąd, a nie będzie się już powstrzymywał. Hyung musiał uderzyć w jakiś jego czuły punkt.
– Nie pozwalaj sobie za dużo, hyung. – Odezwał się młodszy.
– Chcę tylko, żebyś nie zbliżał się więcej do Jimina. – Hoseok zdawał się wcale nie przejmować jego zachowaniem.
Chłopak wypuścił starszego, po czym skierował się do wyjścia. Zaraz można było słyszeć zamykające się drzwi. Byłem pewien, że z trzaskiem uderzą w futrynę, budząc przy tym Sunmi. Jednak on zamknął je delikatnie.
Zaraz mogłem zauważyć hyunga odwracającego się na pięcie i udającego się do swojego pokoju. Ruszyłem za nim. Patrzałem jak bierze do rąk komórkę Jimina, którą wcześniej wyciągnął z jego spodni.
– Co chcesz zrobić?
Nie odpowiedział. Zajrzałem mu przez ramię. Widziałem jak po trzech próbach udało mu się odblokować urządzenie. Rok urodzenia Jungkooka. Może Jimin naprawdę tęskni za nim i chciałby wrócić? Na pewno wybaczenie mu tego co zrobił nie jest łatwe, co nie oznacza, że w głębi duszy nie pragnął powrotu do niego.
Kącik moich ust powędrował do góry widząc nazwę „Stalker Jeon". Zaraz moim oczom ukazały się wiadomości między nimi. A raczej esemesy Jungkooka do Jimina. Po jednym dziennie, w którym przepraszam i prosił o wybaczenie. Mu chyba naprawdę zależało.
Zaraz widziałem jak palec starszego ląduje na napisie, który w zamiarze miał usnąć całą historię rozmowy.
– Co ty robisz? – Powiedziałem, zatrzymując jego rękę.
– Nie będzie się z nim kontaktował. Wystarczająco się wycierpiał.
– Nie uważasz, że to powinna być jego decyzja? Jest dorosły i sam może zdecydować z kim chce się kontaktować, a z kim nie.
– Nie.
Bojąc się, że nie powstrzymam hyunga, szybko starałem się zapamiętać numer telefonu. Podobnie było, gdy starszy zabrał się za usuwanie jego kontaktu z telefonu. Miałem nadzieję, że dobrze zapamiętałem.
Nie za bardzo ufając w tej chwili swojej pamięci, odszedłem kawałek i zapisałem go w swoim telefonie. Oczywiście tak by Hoseok niczego nie zauważył. Później sprawdzę czy czegoś nie pomyliłem.
Jungkook
Byłem wściekły na Hoseoka, lecz starałem się zachować chociaż trochę opanowania. Ciosem poniżej pasa było wytykanie mi pracy, do której przez długi okres byłem zmuszany.
Zrobię tak jak chciał. Nie odezwę się już do Jimina. Jako pierwszy. Poczeka aż to on odezwie się do mnie. Nie zbliżę się sam do hyunga, czekając aż on sam to zrobi. Po dzisiejszej nocy mam więcej pewności do tego, że to się stanie.
Po powrocie do domu przez długi czas nie mogłem zasnąć. Oczywiście musiałem jeszcze wszystko odpowiedzieć w skrócie Seokjinowi, ponieważ wypisywał do mnie, martwiąc się co się stało.
Ostatecznie przebudzając się wczesnym rankiem, wstałem z łóżka i zacząłem szykować się do wyjścia. Po południu musiałem zjawić się w pracy. Jako że jestem lekko poobijany, stwierdziłem, że jest to dobra pora na wizytę kontrolną w szpitalu. Dwa razy nie będę miał ochoty się tam zjawiać. A tak za jednym razem załatwię wszystko.
Chcąc nieco ochłonąć po nocy, zdecydowałem się na spacer. Mimo wszystko słowa Hoseoka dotknęły mnie dosyć mocno. Nie rozumiałem jak on mógł mi wypominać te dawanie dupy. Nie ma pojęcia jak wszystko naprawdę wyglądało, a jedyne co potrafił to z góry mnie skreślić. Trochę zawiodłem się na hyungu, który zawsze wydawał mi się niezwykle troskliwy.
Będąc coraz bliżej budynku zastanawiałem się jak właściwie przebiegnie nasze spotkanie. Może on nie wiedział kto jest tajemniczym cichym wielbicielem Jimina, ale ja wiem kto jest tym, kto mi go zabrał i nie chce wypuścić. Ciekawe czy w ogóle będzie mnie pamiętał jako swojego pacjenta, w końcu przez szpital w ciągu dnia przewija się ich cała masa.
Nie jestem pewien czy będę umiał siedzieć spokojnie, przypominając sobie jak bezczelnie na moich oczach dotykał hyunga, jakby był jego.
Wchodząc do szpitala, niewiele myśląc spytałem w recepcji o doktorka.
– Doktor Yoo właśnie kończy zmianę. – Poinformowała mnie kobieta.
– Może uda mi się go jeszcze złapać. Gdzie mogę go znaleźć? – Spytałem z miłym uśmiechem, mając nadzieję, ze zdradzi mi tę informację.
Podziękowałem kobiecie, kiedy uzyskałem satysfakcjonującą mnie odpowiedź. Pożegnałem się z nią, po czym udałem się na wyższe piętra. Wszędzie rozglądałem się za mężczyzną, lecz nie mogłem go znaleźć.
Zatrzymałem się w miejscu, przechodząc obok jakiegoś pomieszczenia. Powstrzymałem się od głośniejszego zaśmiania, kiedy ponownie usłyszałem zduszony kobiecy jęk. Spojrzałem na pomieszczenie raczej niedostępne dla pacjentów, którego drzwi były lekko uchylone. To ładnie personel zabawia się podczas godzin pracy.
Nie umiejąc powstrzymać ciekawości zbliżyłem się i upewniając się, że nikt mnie nie widzi, delikatnie zajrzałem do środka. Momentalnie mnie zamurowało. A kochająca się para nadal pozostawała nieświadoma mojej obecności.
Ze wściekłością wszedłem do środka. Parka nagle z lekkim przerażeniem odsunęła się od siebie. Kobieta zawstydzona zaczęła nasuwać na siebie niebieskie spodnie, a ten drań bardziej opanowanie, zaczął chować swój sprzęt, którego najwyraźniej nie umie utrzymać w spodniach.
Wszystko działo się szybko. Podszedłem do niego i wymierzyłem mu jeden solidny cios.
– Jesteś śmieciem. – Warknąłem. – Zdrada w czasie godzin pracy. Żałosne. – Prychnąłem.
Widziałem jak mężczyzna patrzy na mnie zszokowanym, nierozumiejącym wzrokiem. Zmierzyłem go jedynie ostrym spojrzeniem, po czym opuściłem pomieszczenie, zostawiając doktorka i tę lekarkę razem.
No i moje próby opanowania się i zachowania spokoju szlak trafił. Świetni. Opuściłem budynek szpitala, kierując się prosto do domu. Tam dopiero się wyciszyłem. W końcu dzisiaj czeka mnie praca. Muszę zachowywać jakby nic się nie stało. W dodatku będę musiał zatuszować jakoś tego siniaka na policzku, którego się wczoraj nabawiłem.
Ah, a ten weekend zapowiadał się tak spokojnie.
Jimin
Otworzyłem oczy. Rozejrzałem się nieco zdezorientowany widząc sypialnię Hobiego. Wczoraj byłem wykończony i padłem niemal od razu po znalezieniu się w łóżku. Jednak nie byłem na tyle pijany by nie pamiętać wydarzeń z wczorajszej nocy.
Obróciłem się i zdziwiony zauważyłem śpiącego Taehyunga. Co jak co, ale sądziłem, że to Hoseok zdecyduje się na spanie obok mnie. Jeszcze większy szok doznałem, zauważając przyjaciela śpiącego na materacu na podłodze.
No tak. Wczoraj chyba było tu więcej osób. Przecież jeszcze Jisoo i Sooyaeon tu są. W piątkę musieliśmy się jakoś pomieścić. Poczułem pewne wyrzuty sumienia, z powodu tego, że Hobi musiał przeze mnie spać na podłodze.
Będąc ciekaw godziny, sięgnąłem po swój telefon odłożony na szafkę obok łóżka. Po sprawdzeniu godziny, nieco odruchowo wszedłem w wiadomości. Przeważnie z rana miałem już jedną nieodczytaną. Zdziwiłem się, kiedy tym razem tak nie było.
Przetarłem zmęczone oczy, patrząc na ekran telefonu. Wyszedłem i ponownie wszedłem w wiadomości, jednak nadal nie było śladu po esemesach Jungkooka do mnie. Spróbowałem znaleźć jego numer w kontaktach. Tam również był jego brak.
Nie, nie, nie!
– Już wstałeś? – Spytał Hoseok, podnoszący się z materaca.
Kątem oka widziałem również Taehyunga budzącego się do życia.
– Dlaczego nie mam jego numeru w telefonie? – Postanowiłem zacząć od najważniejszego.
– Co?
– Dlaczego nie mam w komórce numeru Jungkooka?!
Hoseok jakby nieco otrzeźwiał.
– Nie będziesz się z nim kontaktował. Mało ci życia napsuł?
– Nie wierzę. – Szepnąłem. – Jak mogłeś to zrobić? Prosił cię o to ktoś?
– Tak będzie dla ciebie lepiej. Ja nie rozumiem, dlaczego ty mu dajesz jeszcze jakieś szanse czy nadzieje. Po tym wszystkim co ci zrobił. Powinieneś od razu odesłać go gdzie pieprz rośnie.
– Ej chłopaki spokojnie. – Odezwał się Tae, wstając z łóżka.
Obrzuciłem przyjaciela wrogim spojrzeniem pełnym wyrzutów. Nie mogłem uwierzyć w to co zrobił. Jak on mógł decydować za mnie i to w taki sposób? Wstałem z łóżka, zaczynając zbierać wszystkie swoje rzeczy. Za dużo tego nie było, dlatego po chwili już kierowałem się w stronę drzwi.
– ChimChim, nie mów mi teraz, że będziesz się na mnie złościł z jego powodu.
– Nie miałeś prawa decydować za mnie.
Szczególnie, że nie pamiętam numeru młodszego, nie mam pojęcia gdzie mieszka ani gdzie pracuje. Odwoziłem go raz, lecz nie wiedziałem, w którym dokładnie bloku mieszka i pod jakim numerem. Żałuję, że nie wypytywałem go bardziej szczegółowo o niektóre informacje. Ale przecież wtedy byłem na niego śmiertelnie obrażony i starałem sobie wmówić, że wcale nie pragnę jego obecności.
Opuściłem dom przyjaciela od razu kierując się do siebie. Miałem nadzieję, że uda mi się zjawić tam przed Daehyukiem. Było dosyć wcześnie, istniała szansa, że jeszcze nie wrócił z pracy. Wchodząc do środka od razu spojrzałem na buty pod wieszakiem. Nie było go jeszcze, zdążyłem.
Ściągnąłem buty i zdążyłem się przebrać w ciuchy do spania, kiedy usłyszałem otwierające się drzwi. Nie zamierzając udawać, że śpię, skierowałem się w stronę przedpokoju.
– Co się stało? – Spytałem od razu po ujrzeniu go.
Od początku unikał mojego wzroku.
– Dosyć gwałtowny pacjent na oddziale. – Powiedział, nie przerywając ściągania z siebie butów i kurtki.
Uważnie przyglądałem się jego siniakowi na policzku. Musiał dosyć poważnie oberwać. Nie miałem powodów by mu nie wierzyć. Jednak nie raz już miał różne sytuacje na dyżurze i nigdy aż tak poważnie nie oberwał. Poza tym zachowywał się nieco dziwne. Cóż, nie mam żadnych mocnych dowodów by oskarżyć go o kłamstwo.
Dopiero po dłuższej chwili jego oczy spojrzały na moją osobę. Widziałem jego zdziwiony wzrok. No tak...
– Co ci się stało?
– Napadli mnie jak wracałem do domu. Nic mi nie jest. – Powiedziałem, szczególnie nie mijając się z prawdą.
Dae podszedł do mnie i uważnie przyjrzał się mojej twarzy.
– Dobrze, że nie jest złamany. – Powiedział, delikatnie badając mój nos.
– Idziemy spać? – Zaproponowałem, chcąc uniknąć rozmów. – Nadal jestem zmęczony.
Starszy zgodził się na moją propozycję. Razem udaliśmy się do sypialni by zapaść w regenerujący sen. To jednak nie było takie łatwe. Moje myśli cały czas dręczył młodszy.
Spokojnie. Jungkook do ciebie napisze jak co dzień i ponownie będziesz miał jego numer. Ale jak ja mogłem go nie zapamiętać?! Przecież patrzałem na niego dzień w dzień. Nie umiałem przestać sobie tego wypominać.
Ostatecznie jednak zmęczone ciało, zapragnęło jeszcze trochę snu i pozwoliło mi znaleźć się w krainie Morfeusza.
____________________________
Szczerze mówiąc to opowiadanie, któremu poświęciłam dobrze ponad rok piania uważam za jedno z moich lepszych dzieci. Let's talk, zarówno jak i Zapach pomarańczy mają dla mnie szczególne znaczenie.
Czasami myślę sobie, gdybym postanowiła stworzyć wersję książkową, czy byłby ktokolwiek zainteresowany czytaniem tej historii co jakiś czas śliniąc palce by przewrócić kolejną stronę i siedzieć z nią zwinięty w kocyk lub kołderkę w łóżku i przeżywać wszystkie rozterki naszych bohaterów.
A jeśli nie to chyba sama chętnie popatrzałabym na nią na półce <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top