Rozdział 64

Wytrzymajcie jeszcze trochę kochani, naprawdę ;)
_____________________________

Jimin

Bardzo odpowiadały mi stałe godziny pracy oraz wolne weekendy. Popołudnia miałem praktycznie tylko i wyłącznie dla siebie, ewentualnie na dodatkową prace, jeśli wziąłem jakieś zlecenie. Praca jako pomoc w przedszkolu, a od czasu do czasu grafik, jeśli ktoś zainteresował się moją ofertą.

Już od dawna brakowało mi takiej stabilizacji w życiu. Mam tylko nadzieję, że nie cieszę się przedwcześnie. Chociaż nie za bardzo widzę, co mogłoby się nagle zepsuć.

– Dzień dobry.

Spojrzałem w stronę, z której dochodził głos. Młoda kobieta zaglądała do środka, rozglądając się dookoła. Jej wzrok zatrzymał się na chłopczyku przy mnie. Dziecko zaraz pochwyciło spojrzenie matki, ruszając do niej z wesołym krzykiem.

No to mamy z głowy ostatniego brzdąca.

– Jak się zachowywał dzisiaj Kwon? – Spytała, głaskając chłopca po włosach.

– To naprawdę żywiołowe dziecko.

Mógłbym powiedzieć, że wręcz mały diabełek, bo żadne inne dziecko tak nam, a szczególnie mi, nie daje popalić jak on. Jednak to nadal był tylko mały chłopczyk, który po prostu ma niespożyty zapas energii i nie wie co z nią zrobić, dlatego robi wszystko co się da.

– W domu jest zawsze spokojny, ale jak tylko gdzieś wyjdziemy to jakby dostał dodatkowe baterię. – Zaśmiała się wesoło. – Do widzenia.

– Do widzenia. – Pożegnałem się, zaraz zamykając za nią drzwi.

– Ja nie wiem jak ta kobieta wychowuje te dzieci. – Westchnęła ciężko jedna z nauczycielek. – Starszy braciszek Kwona był tak samo okropny jak on. Małe szatany, nie dzieci.

– Po prostu mają dużo energii. – Odparłem, zaczynając sprzątać zabawki pozostawione przez dzieci.

– I chyba kompletny brak słuchu. Nie mów, że tobie też nie daje w kość.

– Jest trochę bardziej wymagający.

– Poczekaj jeszcze trochę. Energia i chęci świeżego nauczyciela. Po czasie ci przejdzie.

Nie uważałem tak. Może i byłem najmłodszy wiekiem, jak i stażem, lecz nie uważałem, by mój stosunek i podejście do dzieci kiedykolwiek się zmieniły. Każda z nich miała już swoje dzieci, nie jedne już dorosłe, więc chyba bardziej powinny się cieszyć, patrząc na ten krótki dziecięcy okres w życiu człowieka.

Razem z starszymi koleżankami z pracy posprzątaliśmy pomieszczenie, uzupełniliśmy dokumenty, po czym pożegnaliśmy się. Najwyższa pora wracać do domu.

Po drodze zaszedłem do sklepu by uzupełnić lodówkę. Nie za bardzo lubiłem chodzić na zakupy do spożywczego, ale z czegoś trzeba było sobie przygotowywać posiłki. Z rękami pełnymi zakupów wróciłem do domu.

Za każdym razem cisza panująca w mieszkaniu była dosyć ciężka. Już nawet muzyka powoli przestawała dawać radę zapełniać tę pustkę. Przebywanie w domu samemu, zaczynało mnie męczyć. Nie miałem z kim porozmawiać, podzielić się przeżyciami z danego dnia lub po prostu poprzebywać w czyjejś obecności.

Czuję się bardzo samotny.

Jungkook

Już dawno na nic nie czekałem tak, jak na ten dzień. Z uśmiechem i ulgą wymalowaną na twarzy zabrałem swoje rzeczy i mam nadzieję, że raz na zawsze opuszczam mury więzienia. Już rozumiem dlaczego bezdomni nie zaczynają kraść, żeby sobie zapewnić darmowy dach nad głową oraz jedzenie. Bo to wszystko ma drugą stronę medalu. Może i mój tyłek jest cały, jednak nie zmienia to faktu, że pobytu w więzieniu nie zaliczam do miłych wakacji.

Spojrzałem na kalendarz w telefonie. Miesiąc wyrwany z życia. Mogę śmiało powiedzieć, że w tym roku przeżyłem swoje najgorsze urodziny w życiu. W sumie nie byłoby tak źle, gdybym po prostu nie spędzał ich sam w więziennej celi.

Z miłą chęcią oddaliłem się od zakładu karnego jak najdalej mogłem. Dopiero będąc w odległości kilku kilometrów poczułem prawdziwą ulgę. Jednak to uczucie nie trwało długo. Zaraz naszła mnie fala niepokoju.

Co teraz? Zostałem sam z niemal zerowymi oszczędnościami i całym bagażem mieszczącym się w dwóch torbach. Nie miałem pojęcia co powinienem zrobić. Miałem do wyboru albo coś zjeść albo mieć jakiś nocleg. Nawet jeśli się na coś zdecyduję to jutro będę miał ten sam problem i jeszcze gorszą sytuację finansową.

Spojrzałem na niebo. Nie zapowiadało się na deszcz. Może przenocuje dzisiaj na dworze? Znajdę sobie jakiś ustronny kąt do spania, założę dwie bluzy. Nie powinienem mocno zmarznąć. Jeszcze jakbym znalazł jakąś dobrą duszę, która podzieliłaby się posiłkiem byłbym wniebowzięty.


Pamiętaj, jeśli myślisz, że już jest tak źle, że gorzej być nie może. Mylisz się. Zawsze może być gorzej. Może być tak gównianie, że nawet sobie nie wyobrażasz. Myślałem, że jak upadnę na dno, to będę miał szansę się od niego odbić. Ale taki ze mnie szczęściarz, że trafiłem na ruchome piaski lub jakieś bagno i tylko staczam się coraz niżej.

Udało mi się zaoszczędzić, ponieważ więcej spałem na dworze lub w jakiś klatkach w bloku niż za odpłatne noclegi. Udało mi się co nieco zarobić na dorywczych pracach, lecz większość z tego przejadałem.

Dzisiaj miałem dzień wolny, więc miałem zamiar kolejny raz szukać jakieś pracy na dłuższy okres czasu jak i noclegu dla siebie. Problem polegał w tym, że nikt nie chciał mnie zatrudnić dłużej niż na tydzień oraz odmawiał noclegu.

Czy ja na czole mam wypisane „nie gódź się na wszystko i każ mi wypierdalać!". Właśnie takie odnosiłem wrażenie.

Jimin

Głowa nieco zaczynała mnie boleć od dziecięcych wesołych krzyków. Mimo to uśmiechałem się od ucha do ucha, widząc radość na tych małych twarzyczkach. Dzisiaj dzieci były wyjątkowo rozbrykane. Co chwilę musieliśmy je uspokajać.

Pora drzemki była dla nas wybawieniem. Wszyscy padli jak muchy. Jednak po tych kilkudziesięciu minutach nadeszła kolejna porcja szaleństw. Dzieci naładowały swoje akumulatorki w zawrotnym tempie i znowu dokazywały jak nigdy.

Westchnąłem ciężko widząc jak dwójka chłopców zaczyna sobie wyrywać zabawkę. W dodatku były to dwa największe uparciuchy i rozrabiaki. Spojrzałem z koleżanką na siebie, po czym oboje podeszliśmy do dójki kłócących się dzieci.

– Nie ładnie tak wyrywać sobie zabawkę. – Zwróciłem im uwagę.

– Ja wziąłem ją pierwszy!

– Nie prawda! Ja chciałem się nią pierwszy bawić!

Wywróciłem oczami. Co najśmieszniejsze, kłótnia dwóch nastolatków czasami nie wyglądała inaczej. Jednak wersja dziecięca jest bardziej urocza i bezpieczniejsza.

– Trzeba się dzielić zabawkami. Najpierw jeden się pobawi, a później drugi. Możecie przecież też razem się pobawić. Weźmiecie jeszcze jeden samochodzik i możecie urządzić wyścigi.

– Ja wziąłem tę zabawkę pierwszy!

Zdziwiłem się, kiedy nagle jeden z chłopców rzucił się w stronę drugiego. Otworzyłem szeroko oczy, lecz zaraz wraz z drugą opiekunką wzięliśmy się za rozdzielanie chłopców. Chwyciłem małego awanturnika i odciągnąłem go od jego kolegi, na którym siedział.

– Kwon, spokojnie. Przecież...

Natychmiast puściłem chłopca, czując na sobie mocny uścisk małych zębów. Spojrzałem nieco zszokowany na rękę, widząc na niej wyraźny ślad dwunastu zębów i mogłem się założyć, że po drugiej stronie było tylko dziesięć.

– Cholera. – Szepnąłem pod nosem, widząc jak ślad zaczyna napływać krwią.

Mocny zgryz. Nie chcąc za bardzo siać paniki, wiedząc jak dzieci mogą zareagować na jakikolwiek ślad krwi, zasłoniłem ślad wycofując się nieco do tyłu. Zaraz znalazła się przy mnie kolejna z koleżanek. Szybko obejrzała rękę, po czym zaczęła mnie ciągnąć w stronę wyjścia. Szybko przeszliśmy do pomieszczenia, w którym znajdowała się apteczka.

– Nie jestem pewna czy nie powinien zobaczyć tego lekarz. – Odezwała się, oczyszczając ranę.

– Chyba nie jest tak źle. – Mruknąłem, chociaż bolało jak cholera.

– Wiesz, to jest wypadek podczas pracy. Zawsze w ubezpieczalni w razie czego będzie to inaczej wyglądało jak pójdziesz teraz do szpitala, a jakbyś za kilka dni na własną rękę szedł.

Może i miała racje, chociaż wolałbym uniknąć wizyty w szpitalu. Najchętniej w ogóle nie zbliżałbym się do tego miejsca.

– Poczekaj, pójdę to zgłosić panią dyrektor.

– Nie, nie trze... – No i wyszła.

Może i trochę bolało i nadal krwawiło, jednak nie uważałem, że szpital jest konieczny. Co jakiś czas wymieniałem sobie przytrzymywany opatrunek. Gdy drzwi pomieszczenia się otworzyły, przywitałem się z panią dyrektor, która natychmiast kazała pokazać jej ugryzienie.

– Który to nicpoń taki głodny? Ubieraj się, pojedziemy do szpitala.

– Pani dyrektor naprawdę nie trzeba. – Starałem się wymigać.

– Przestań. Nie chcę później jakiś niejasnych sytuacji. Idź po swoje rzeczy i jedziemy.

Powstrzymałem się przed westchnięciem, posłusznie wstając i udając się po swoją kurtkę i torbę. Po chwili siedziałem już w niewielkim samochodzie i byłem w drodze do lekarza. Czułem rosnący we mnie stres. Nie mam najlepszych wspomnień związanych z tym miejscem.

W końcu znaleźliśmy się w kolejce do lekarza. Przy pani dyrektor czułem się jak dziecko, ponieważ momentami zachowywała się jakby mi Kwon co najmniej pół ręki zeżarł oraz niczym troskliwa matka zajmowała się wszystkimi papierami, jakbym ja sam nie był w stanie tego zrobić. Jednak wolałem się nie odzywać. Może po prostu dbała o rodzynka w personelu.

Cierpliwie, lecz przez cały czas spięty, czekałem na swoją kolej. Lista oczekujących może nie była zbyt długa, lecz wizyta każdego w gabinecie troszeczkę trwała.

No i nadeszła moja kolej. Całe szczęście pani dyrektor dała mi tam samemu wejść. Zamknąłem za sobą drzwi i pobieżnie ogarnąłem wzrokiem pomieszczenie. Typowy gabinet lekarski. Na środku stało biurko, za którym siedział dosyć młody mężczyzna w lekarskim kitlu. Strzelałem, że był niedużo po trzydziestce.

– Witam, pańska godność?

– Park Jimin.

– Co pana do mnie sprowadza, panie Park?

Uniosłem do góry rękę.

– Co my tam mamy? – Mężczyzna wstał, po czym obszedł biurko, podchodząc mnie.

Wyciągnąłem rękę przed siebie, dając lekarzowi zdjąć prowizoryczny opatrunek. Widziałem małe zdziwienie mężczyzny, gdy zobaczył ranę.

– No ładnie. Czym pan się naraził dziecku z brakującymi dolnymi czwórkami? Nie próbował mu chyba pan wmówić, że wróżka zębuszka nie istnieje?

– To trochę inna historia. – Zaśmiałem się pod nosem.

– Rana na szczęście nie wygląda najgorzej. Oczyścimy ją, zabandażujemy, a na koniec wypiszę panu receptę.

Skinąłem głową. Lekarz z niezwykłą delikatnością zajmował się moją raną. Przez cały czas próbował mnie zagadywać. Czułem się nieco onieśmielony bo już dawno nie rozmawiałem z nikim poza Hoseokiem i Taehyungiem na tak swobodne tematy. Z koleżankami z pracy rozmawiałem tylko w godzinach pracy i to na tematy związane z pracą. Praktycznie zapomniałem o strachu związanym z szpitalem.

Gdy rana została starannie opatrzona lekarz ponownie zasiadł za biurkiem.

– Gdzie pan pracuje, panie Park?

– Przedszkole.

Szykowałem się na jakąś uwagę na temat miejsca pracy, lecz taka nie nastąpiła. Dużo osób zwracało uwagę na to, że pracę w takim miejscu wykonują przeważnie kobiety.

– Jeśli pan chce, mogę panu wypisać zwolnienie na kilka dni. – Spojrzał na mnie znad komputera.

– Nie ma takiej potrzeby.

Ręka już prawie nie bolała.

– W takim razie tylko recepta.

Cierpliwie czekałem na wypisanie dla mnie recepty. W tym czasie rozglądałem się po gabinecie, by nie skupiać swojego wzroku na mężczyźnie przede mną. Kątem oka zauważyłem jak jego ręka została wyciągnięta w moją stronę wraz z kartkami recepty.

– Dwie maści, które powinny sprawić, że rana się szybciej zagoi. Dwa razy dziennie po dokładnym oczyszczeniu rany. Jeśli będziesz ją regularnie stosował, to możliwe, że po ranie nie będzie nawet śladu. Poza tym zalecam spotkanie na kawie w godzinach wieczornych lub popołudniowych w celu pozbycia się stresu związanego z wizytą w szpitalu.

– Dobrze. – Powiedziałem, chwytając receptę. – Chwila, co?

Podniosłem swoje spojrzenie na mężczyznę. Uśmiechał się do mnie miło. Nieco zmieszany chwyciłem receptę i lekko skłoniłem się. Czułem jak zaczynają mnie piec policzki. Ruszyłem w stronę drzwi.

Chwyciłem klamkę, lecz wstrzymałem się z jej naciśnięciem. Jimin, nie bądź ciotą.

– Co robisz w sobotę? – Spytałem, odwracając się w stronę starszego.

– Kończę o osiemnastej. – Powiedział z szczerym uśmiechem.

Spojrzałem na drugą kartkę, na której zamiast recepty wypisany by jego numer telefonu.

– Napiszę. – Powiedziałem krótko.

Wyszedłem z gabinetu, przepuszczając kolejnego pacjenta. Wzrokiem odszukałem panią dyrektor, która czekała na mnie. Widziałem jej pełen pytań wzrok.

– Mówiłem, że to nic takiego. Dostałem tylko receptę na maści.

– Dobrze. Podwiozę cię do domu. Odpocznij.

Podziękowałem kobiecie. Zgiąłem w pół kartki, które dostałem od lekarza i włożyłem je głęboko w kieszeń. Razem z starszą kobietą skierowałem się do wyjścia z tego budynku.

W domu przez cały czas czułem ciążącą w mojej kieszeni kartkę, której na razie nie zamierzałem wyciągać. Nie chciałem na razie się na niej skupiać, jednak moje myśli cały czas wracały do propozycji lekarza.

Musiałem przyznać – bardzo ciekawy pomysł na zaproszenie na randkę. Tylko co ja właściwie miałem mu napisać? Już niejako zgodziłem się na wspólne wyjście, chociaż nie byłem go do końca pewien. Nie wiem czy jestem jeszcze gotowy na nowy związek.

Ale przecież to nie musi od razu oznaczać kolejnego związku. Spotkamy się po prostu na kawie. Nie dowiem się czego on oczekuje, jeśli się z nim nie zobaczę. Może chce się tylko zaprzyjaźnić? Ta, jasne... Jednak nie dowiem się czy sam jestem gotowy na poznanie kogoś, jeśli nie spróbuję.

Wyciągnąłem kartkę z kieszeni. Receptę odłożyłem na stół, zostawiając w dłoni jedynie kartkę z jego starannie napisanym imieniem i nazwiskiem oraz numerem telefonu.

Jungkook

Z lekko wilgotną głową wyszedłem z łazienki w metrze. Tu najrzadziej się czepiali. Musiałem się przecież gdzieś chociaż częściowo myć. W sumie sprawa higieny osobistej była przy mojej obecnej sytuacji najcięższym i najtrudniejszym tematem.

Nocleg mogłem tak naprawdę znaleźć gdziekolwiek, na jakiejś ławce, klatce schodowej czy tym podobnych miejscach. Do jedzenia kupiłem sobie coś szybko sycącego lub ukradłem jakąś torbę z zakupami, już nie będąc na tyle odważnym by kraść sklepach. Tak jeśli chodzi o potrzeby fizjologiczne musiałem korzystać z jakiś publicznych toalet. Kwestia kąpieli czy prysznica była już naprawdę ciężka, dlatego często jedynie przemywałem się pod jakimiś zlewami.

Jakoś próbowałem sobie radzić, ponieważ nie miałem innego wyjścia, lecz miałem tego naprawdę dosyć. Z każdym dniem kierowałem się w stronę coraz to gorszych dzielnic licząc na niższe ceny i jakiś łut szczęścia.

Dzisiejszego dnia czułem niejaką presję by znaleźć jakieś miejsce do spania. Noce zaczynały być naprawdę chłodne, a mi brakowało cieplejszych ubrań.

Cały dzień zmarnowałem na poszukiwania miejsca do spania z marnym skutkiem. Czułem, że czeka mnie kolejna noc na dworze.

Zrezygnowany wszedłem do cukierni, a następnie z niewielkim pakunkiem udałem się do pobliskiego parku. Robiło się już ciemno. W tej okolicy mało osób o tej godzinie kręciło się w takim miejscu. Usiadłem na jednej z wolnych ławek.

Ubrałem na siebie dodatkową bluzę po czym chwyciłem zapalniczkę w dłoń. Wyścignąłem dużą muffinkę z pojemniczka, wbiłem na jej czubku świeczkę, którą po chwili odpaliłem. Pociągnąłem delikatnie nosem.

– Wszystkiego najlepszego Jiminnie. – Powiedziałem, pocierając obrączkę na palcu. – Mam nadzieję, że twoi przyjaciele urządzili dla ciebie wspaniałe przyjęcie urodzinowe. Mam nadzieję, że chociaż ty swoje urodziny spędzasz tak jak powinieneś. Ubieraj się ciepło, dbaj o siebie. Bądź zdrowy i miej dużo szczęścia w życiu.

Zdmuchnąłem płomień znad muffinki.

– Sto lat Jiminnie.

Przełknąłem ciężko ślinę. Wyciągnąłem wypaloną do połowy świeczkę. Ugryzłem połowę słodyczy rozkoszując się jej smakiem. Niech jego życie również będzie słodkie jak ta muffinka. Niech chociaż jednemu z nas się dobrze wiedzie.

Przetarłem usta wierzchem dłoni, a następnie wytarłem swoje wilgotne policzki. Wstałem z ławki, po czym zarzuciłem swoją torbę na ramię. Zostawiłem pół muffinki na ławce i ruszyłem w dalszą drogę.

Chodziłem bez życia ciemnymi ulicami, nie za bardzo interesując się tym, gdzie właściwie idę. Było mi to obojętne. Pragnąłem jedynie noclegu. Nie chciałem jeszcze stanąć w jednym miejscu. Chodząc przynajmniej było mi cieplej.

– Ej, dzieciaku!

Otworzyłem szerzej oczy, potykając się o krzywą płytkę chodnika.

– Dzieciaku, nie ignoruj mnie! – Krzyczał ktoś po drugiej stronie.

Rozejrzałem się wokoło, lecz nikogo poza mną i tym po drugiej stronie nie było. To do mnie? Zatrzymałem się i spojrzałem na wołającego mnie mężczyznę. Zmierzyłem go wzrokiem od góry do dołu. 

Woskowane czarne spodnie, przewiewna bluzka z dużym dekoltem oraz jakby futrzana kurka. Stał blisko lampy, więc mogłem również dostrzec dosyć wyzywający makijaż. Farbowane jasnobrązowe włosy przedzielone były przedziałkiem.

– Tak, do ciebie mówię. Podejdź do mnie skarbeczku.

Miałem duże opory przed wykonaniem jego prośby. Rozejrzałem się na boki, po czym przeszedłem przez ulicę. Zatrzymałem się dwa metry przed nim.

– Podejdź bliżej złociutki. Ja nie gryzę. Połykam w całości. – Powiedział z uśmiechem.

Zrobiłem dwa kroki w jego stronę. Z bliska nie robił lepszego wrażenia. Wyglądał na starszego.

– Co ty dziecko robisz w takich okolicach po nocy. Uciekło się z domu? – Spytał zerkając na moją torbę.

– Nie jestem dzieckiem, żeby uciekać z domu. – Warknąłem. – Poza tym trzeba byłoby go najpierw mieć.

– Nie wyglądasz najlepiej. Długo się już tak błąkasz? Masz gdzie spać? – Odezwał się zmartwionym tonem, najwyraźniej nie przejmując się moim odpychającym tonem.

Przemilczałem, bo co miałem powiedzieć? Znajdę sobie jakąś ławkę lub klatkę schodową?

– Skarbie, przyjdź tutaj za trzy godziny jak skończę pracę. Dobrze? Postaramy się coś wykombinować. – Uśmiechnął się do mnie łagodnie.

Byłem zdziwiony jego słowami. Skinąłem jedynie głową i odszedłem. Będąc na skrzyżowaniu, spojrzałem na jakiej ulicy w ogóle się znajdowałem. Jeszcze nie byłem pewien czy na pewno chcę skorzystać z jego pomocy, o ile w ogóle chce rzeczywiście mi pomóc. To może być jakiś podstęp by mnie wykorzystać.

Kręciłem się po mieście licząc na to, że jeszcze uda mi się wymyślić jakiś lepszy pomysł na nocleg. Spoglądałem w nocne niebo, szukając odpowiedzi czy na pewno powinienem skorzystać z propozycji tej męskiej prostytutki. Prawda jednak była taka, że jeszcze nikt nie zaoferował mi żadnej pomocy. Chyba nie powinienem zaprzepaszczać takiej okazji tylko z powodu zawodu mężczyzny. Mnie samego w tej chwili spokojnie można było nazywać bezdomnym i nie mógłbym zaprzeczyć.

Nadal nie będąc na sto procent przekonanym po trzech godzinach błąkania się po mieście wróciłem na tę samą ulicę. Mężczyzny nie było. Spóźniłem się?

Jakby w odpowiedzi po chwili podjechał drogi samochód, a z jego wnętrza wyszedł mężczyzna, którego szukałem. Z zadowolonym wyrazem twarzy schował coś do wewnętrznej kieszeni swojej kurki. Samochód odjechał, został tylko on.

– Jednak jesteś. – Powiedział nieco głośniej, zauważając moją obecność.

Niepewnym krokiem podszedłem do niego.

– Przez chwilę sądziłem, że jednak opuściłeś na rzecz jakiejś ławki. – Zaśmiał się krótko. – Chodź.

– Gdzie?

– Domem bym tego nie nazwał. Hm, powiedzmy że to swego rodzaju dorm.

Dobra, trochę obawiam się tego gdzie mieszka. Mimo to szedłem za mężczyzną z cichą nadzieją i radością, że chyba naprawdę nie będę musiał nocować pod gołym niebem.

– Jak masz na imię złociutki? – Spytał w czasie drogi.

– Jungkook. – Odparłem nieco cicho.

– Jungkook, Jungkookie, Kookie. Ładnie. Jestem Seokjin. – Przedstawił się. – Nie bój się. Twój hyung postara się, byś dzisiaj miał gdzie spać. To niedaleko.

Zapuszczaliśmy się w dość nieciekawą okolicę. Chociaż nie wracaliśmy z dużo lepszej. Zresztą, w jakiej dzielnicy można spotkać męską prostytutkę i gdzie taka może mieszkać? Jednak nie miałem pojęcia czego się spodziewać. Domek? Wieżowiec? Jakiś hotel? Pokoje wieloosobowe?

W końcu zatrzymaliśmy się w miejscu, a mężczyzna wskazał na budynek po drugiej stronie ulicy. Było to coś w rodzaju domku wielorodzinnego. Pomijając kilka grafitti, to budynek prezentował się całkiem przyzwoicie. Na samym dole brama garażowa, z boku budynku widać było dwie pary drzwi. Kolejne dwa piętra ukazywały jedynie w większości ciemne okna.

– Tylko bądź cicho. Lepiej, żeby nikt cię nie zobaczył.

– Kto tu jeszcze mieszka?

– Nazwijmy całość domkiem pracowniczym. Na samej górze są pokoje, a my chcemy dostać się do jednego z tych na samym końcu i to niezauważeni.

Jeśli dobrze rozumiem, będę nielegalnym lokatorem na jedną noc w domu pełnym prostytutek. Super. Jednak nieco się skrzywiłem, słysząc, że starszy może mieć problemu z mojego powodu.

– Nie chcę robić kłopotu. – Odezwałem się niepewnie.

– Daj spokój. Chodź.

Uśmiechnąłem się delikatnie. Mimo wszystko mam nadzieję, że uda nam się dostać do jego pokoju. Cieszyłem się, że mężczyzna chce mi pomóc, samemu ryzykując takim czynem.

Kroczyłem za nim ostrożnie, rozglądając się dookoła, chociaż sam nie wiedząc kogo powinienem wyglądać. Weszliśmy przez metalowe drzwi do budynku. Dostaliśmy się na małą klatkę schodową. Seokjin szedł jako pierwszy, sprawdzając czy czasem nikogo nie ma. Bez problemów dostaliśmy się na pierwsze, a później na drugie piętro.

Po lewej było kilka par drzwi, które sugerowały, że znajdowały się za nimi toalety. Dalej ukazał mi się długi korytarz z drzwiami po obu stronach.

– Jinssi! – Dobiegł nas głos z dołu.

– Na samym końcu po lewej, schowaj się za rogiem.

Nie wiele myśląc pobiegłem na sam koniec korytarza, zaraz chowając się we wskazanym przez niego miejscu. Całe szczęście, że była tu ta mała wnęka. Na piętrze nie widać było żadnego innego miejsca na schowanie się, bez wchodzenia do cudzego pokoju.

– Jak tam dzisiaj?

– Nie najgorzej. – Odezwał się hyung. – Ale widać, że pogoda nieco odstrasza chętnych.

Miałem ochotę wyjrzeć, zobaczyć co się dzieje, jednak zdrowy rozsądek górował w tej chwili nad ciekawością.

– Rzeczywiście nie za dużo. Co ty im same lody robiłeś? Trudno. Następnym razem ponaciągaj ich na więcej.

– Oj, wiesz przecież, że mi nie trzeba powtarzać. – Mówił jakby zadowolony. – Jeszcze nikt nie wrócił?

– Nie, ale pewnie zaraz zaczną wracać. Dobranoc.

– Dobranoc.

Po chwili mogłem usłyszeć kroki. Oby to był Seokjin hyung. Cień się zbliżał. Ulżyło mi, widząc znajomą twarz.

– Było blisko. Wchodź. – Powiedział, otwierając drzwi obok, których się znajdowałem.

Wpuścił mnie do pomieszczenia jako pierwszego, wcześniej zapalając światło. Pokój nie wyróżniał się niczym szczególnym. Kilka szaf, łóżko, biurko. Na ścianach wisiały różne plakaty, w większości znajdowały się na nich półnagie lub całkiem nagie męskie ciała. Poza tym było tu bardzo schludnie i czysto. I ciepło.

– Nie przeszkadza ci miejsce na podłodze. Ułożę ci kilka koców, żebyś miał miękko, jednak raczej nic innego nie uda mi się wykombinować.

– Jasne, jestem ci bardzo wdzięczny za to. – Powiedziałem szczerze.

Starszy uśmiechnął się do mnie wesoło i już po chwili zaczął szykować miejsce do spania niedaleko swojego łóżka. Stałem i z trochę niezręczną ciszą przyglądałem się poczynaniom Seokjina.

– Zaproponowałbym ci ciepły prysznic, ale to może rano jak wszyscy będą odsypiać.

– Nie trzeba. I tak wiem, że ryzykujesz zapraszając mnie tu.

– Dzisiejsza noc jest wyjątkowo chłodna. A coś przeczuwam, że raczej nie znalazłbyś ciepłego konta do spania.

Uciekłem wzrokiem nieco zawstydzony.

– Spokojnie. Kiedyś byłem w podobnej sytuacji. – Mówił, siadając na swoje łóżko. Sam podszedłem i spocząłem na przygotowanym dla mnie miejscu. – Wiem, że nie jest łatwo.

– Naprawdę dziękuję za to wszystko. – Ściągnąłem z siebie niepotrzebną mi bluzę.

– Nie ma za co, to drobiazg.

Zacisnąłem wargi, starając się zacisnąć łzy. Podciągnąłem nogi pod klatkę piersiową, chowając twarz ramionach.

– Spokojnie złociutki.– Odezwał się spokojnym tonem.

– Przez niemal miesiąc tułałem się po mieście w poszukiwaniu noclegu. Spałem po klatkach schodowych i ławkach w parku, bo nikt nie chciał użyczyć mim nawet kawałka podłogi do przespania się. A teraz nocleg zaoferowała mi... – Przełknąłem gulę w gardle.

– Zwykła obca ci dziwka. – Dokończył za mnie. – Spokojnie, nie bój się używać tego określenia. Pracuję tak bo to lubię. Przeważnie. – Dodał. – A większość ludzi to zwykłe świnie zapatrzone w czubek własnego nosa.

– Nikt nawet nie chciał poratować mnie nawet głupią bułką. Ty ryzykujesz dla mnie, dając nocleg chociaż na jedną noc i mówisz, że to nic takiego.

Poczułem jego obecność obok siebie, a po chwili ramiona obcego objęły mnie w pocieszającym geście. Starałem się opanować łzy, lecz nie było to łatwym zadaniem. Naprawdę byłem mu wdzięczny za to, że mnie przygarnął chociaż na tą jedną noc. Co prawda, to nadal nie rozwiązuje mojego problemu bezdomności na nadchodzącą jesień i zimę, ale przynajmniej ten pierwszy raz od dawna prześpię noc w normalnym pomieszczeniu.

– Nie przejmuj się jutrem. – Powiedział, jakby czytając mi w myślach. – Myślenie o przyszłości w wielu sytuacjach nie ma sensu. Lepiej skupić się na tym co jest teraz.

Pociągnąłem nosem, próbując się do końca wyciszyć. Było mi nieco wstyd przez to, że wypłakuję się obcemu mężczyźnie na ramieniu.

– Połóż się spać. Wyglądasz na zmęczonego. – Powiedział, odsuwając się ode mnie. – Idę przyszykować się do spania. Masz w co się przebrać?

Skinąłem twierdząco głową. Hyung wyszedł, zostawiając mnie samego w pomieszczeniu. Wrócił bez makijażu, z wilgotnymi włosami i przebrany w piżamę, która składała się z ciemnych wzorzystych spodenek i ciemnej bokserki. Ja w czasie jego nieobecności zamieniłem dzisiejsze ubrania na dresowe spodnie i zwykłą koszulkę.

– Dobranoc Jungkook. – Powiedział, gasząc świtało.

– Dobranoc Seokjin hyung. Jeszcze raz dziękuję.

Położyłem się na kilku warstwach koca, szczelnie otulony ciepłą kołdrą, a pod głową mając poduszkę, która jeszcze pachniała proszkiem do prania. Czułem jak po moich policzkach spływa jeszcze kilka łez.

Jimin

Byłem wykończony po dniu w pracy. Z samego rana podeszła do mnie mama Kwona razem z synem i oboje przeprosili za to co miało miejsce wczorajszego dnia. Zapewniałem ją, że nic wielkiego się nie stało, ponieważ widziałem u chłopca skruchę za to co zrobił. Dzisiejszego dnia był wyjątkowo spokojny, jakby naprawdę wstydząc się tego co wczoraj zrobił.

Dzień pracy dobiegł końca, a ja wiedziałem, że jeszcze bardziej męcząca część dnia dopiero mnie czeka. Wątpiłem by te dwa szoguny nie wymyśliły czegoś na moje urodziny, chociaż mówiłem, że wolałbym spędzić ten dzień spokojnie. W zeszłym roku nie udało mi się ich do tego namówić, dlatego wątpiłem by i tym razem było inaczej.

Już przed drzwiami domu mogłem dostrzec poprzyczepianą do futryny serpentynę. Uśmiechnąłem się widząc taśmę klejącą w minionki. Taehyung...

Zapukałem do drzwi, ponieważ Hoseok z samego rana przed pracą zarekwirował mi klucze do mojego własnego domu. Otworzył mi Hobiasz z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Wszystkiego najlepszego, a teraz zamykaj oczy i bez podglądania. – Powiedział szybko.

Zrobiłem to o co mnie poprosił. Zostałem wprowadzony do mieszkania. Kroczyłem niepewnie, prowadzony przez przyjaciela. Nie podglądałem, tak jak poprosił. Trochę obawiałem się tego w jakim stanie zastanę mieszkanie. Pocieszałem się, że nie może być tak źle. Już cieszyłem się, że nie namawiali mnie na żadne wyjście na miasto.

– Możesz otworzyć. – Powiedział, zatrzymując mnie i opuszczając mój bok.

Powoli otworzyłem oczy, a na mojej twarzy od razu wystąpił szeroki uśmiech.

– Niespodzianka! – Krzyknęli wszyscy obecni.

Nie było to wielkie grono. Jednak bardzo cieszyła mnie obecność rodziców. Ostatnio ciężko mi znaleźć czas by z nimi porozmawiać, już nie wspominając o zobaczeniu się. Mieszkanie poza przystrojeniem urodzinowym nie zmieniło zbytnio swojego wyglądu. Cieszyło mnie takie na wpół zwyczajne przyjęcie.

Po chwili z kuchni wyszedł Taehyung z tortem na rękach. Długo nie umiałem powstrzymywać śmiechu, kiedy potknął się o dywan o mało nie przewracając, a Hoseok chcąc ratować sytuację ruszył w jego stronę, lecz sam potknął się o własne nogi i wylądował twarzą w cieście. Cały dom wypełniły nasze śmiechy.

Zamiast z tortu czekało mnie zdmuchnięcie świeczki z jednej z zakupionych przez nich muffinek.

– Pomyśl życzenie! – Przypomniał mi najmłodszy.

Nie chciałem niczego specjalnego. W zeszłym roku chciałem by moja sytuacja nieco się ustabilizowała i tak się stało. Tym razem chciałbym sobie życzyć coś równie realnego. Hm? Może niech do następnych urodzin uda mi się znaleźć miłość mojego życia. Miałem nadzieję, że nie jest to zbyt trudne życzenie do spełnienia.

Biorąc głęboki wdech zdmuchnąłem świeczkę. Następnie wszyscy ponownie zaczęli mi życzyć dużo zdrowia i szczęścia. Po tej części pozwolono mi na chwilę zniknąć by przebrać się w bardziej swobodne ciuchy.

– Co ci się stało? – Spytał przyjaciel.

Spojrzałem na wskazywaną przez niego moją rękę. No tak, nie miałem jeszcze nikomu okazji powiedzieć. Nie widzieli jeszcze wspaniałego odcisku dwudziestu dwóch zębów na mojej ręce.

Opowiedziałem im historię pojawienia się opatrunku na mojej ręce. Wszyscy widząc mój śmiech z obecnej sytuacji, również śmiali się z tego, chociaż przez moment w oczach mamy widziałem szczerą troskę. Oczywiście w opowieści zgrabnie pominąłem dokładną receptę jaką otrzymałem.

Po poczęstunku muffinkami, które posłużyły za tort oraz zjedzeniu nieco bardziej treściwego posiłku, przyszedł czas na procenty. Rodzice od razu odmówili, tłumacząc, że będą musieli jeszcze dzisiaj wracać do domu. Po cichu liczyłem, że zostaną chociaż do jutro, lecz nie nalegałem ich na to.

Rodzice zaczęli zbierać się do domu po godzinie dziesiątej. Odprowadziłem ich do drzwi oraz życzyłem bezpiecznego powrotu do domu. W mieszkaniu została tylko nasza trójka. Chłopaki nie żałowali sobie alkoholu, pilnując bym za bardzo od nich nie odstawał.

Nie chciałem upijać się w trupa. Miałem plany na jutro i nie chciałem przy tym umierać z powodu kaca. Chociaż już czułem, że nieco niedogodnych dolegliwości po przedawkowaniu alkoholu i tak mnie jutro czeka. Trudno. Urodziny ma się raz w roku.

Jednak jutrzejsza szansa również może być jedyna.

________________________

Jungkookowi uda się bezpiecznie przespać noc?

A życzenie urodzinowe Jimina spełni się?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top