Rozdział 42
Przepraszam...
______________________
Jungkook
Nie miałem pojęcia co powiedzieć, by nie pogorszyć swojej sytuacji.
– Yoongi hyung to... nasz współlokator.
Brawo Jungkook, nie skłamałeś, co ostatnio z Jiminem nawet nie zawsze ci się udawało.
– To tak się w stolicy traktuje współlokatorów?! Jak wy mogliście... Jak ty... A jeśli ktoś z naszych znajomych was widział?! Boże, będą mnie wytykali palcami na ulicy.
Tylko to cię interesuje?
– Mamo...
– Mam syna dewianta. Mało ci jeden chłop! I to już jest nienormalne, ale żeby z kilkoma... Ilu was tam jeszcze jest?! Orgie w domu... Nie tak cię wychowałam!
Tak, bo każdy rodzic wychowuje seksualnie swoje dziecko... Poza tym za dużo sobie dopowiadają.
– Mamo posłuchaj...
– Nie! To ty posłuchaj! Nie będę tolerowała takich rzeczy pod moim dachem! – Wstała gwałtownie z kanapy. Tata poszedł w jej ślady. – Albo zostawiasz ich, wyprowadzasz się stamtąd i zaczynasz żyć jak normalny, zdrowych mężczyzna, albo możesz się tu więcej nie pokazywać.
Otworzyłem usta niedowierzając własnym uszom. Zostawić... Jimina. Jeśli sprawa tyczyłaby się wyłącznie Yoongiego, niestety, ale nie wahałbym się i został przy rodzicach, ale... Jimin. Oni nie mogą mi tego zrobić? Jak mam wybrać pomiędzy nimi, a swoją miłością? Tak się nie robi. Nie daje się własnemu dziecku takiego ultimatum!
– Mamo, proszę, wysłuchaj mnie. – Mówiłem, czując coraz większy ucisk w gardle i szczypanie w oczach.
– Nie. – Odezwał się ojciec. – Matka przedstawiła ci sprawę jasno. Albo jedno albo drugie. Nie będę trzymał pod dachem jakiegoś perwersyjnego pedała.
Przygryzłem drżącą wargę, nie mając pojęcia jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy.
– Z Yoongim nic mnie nie... – Coraz ciężej mi było cokolwiek powiedzieć. – Ale Jiminnie... Mamo, ja naprawdę go kocham.
– Dosyć! Zabieraj swoje rzeczy i wynoś się stąd.
– Proszę, nie mów tak. – Powiedziałem drżącym głosem.
– Nie żartuję. Pakuj się!
Stałem, mając nadzieję, że to jakiś senny koszmar. Zasnąłem w drodze do domu i to jest tylko sen! Ich spojrzenia wcale nie łagodniały. Mama w końcu prychnęła wściekła pod nosem i ruszyła na górę, w stronę mojego pokoju. Tata dotrzymywał jej kroku. Szedłem za nimi, prosząc w duchu by to wszystko nie było prawdą.
Gdy do nich dołączyłem, mama stała w moim pokoju przy mojej szafie i wrzucała moje ubrania do dużej torby.
– Proszę. Nie rób tego. Mamo.
– Nie dotykaj mnie! – Krzyknęła, a zaraz poczułem pieczenie na policzku.
Oczy zaszkliły mi się jeszcze bardziej. Poczułem jak ojciec odciąga mnie do tyłu. Po chwili poczułem jak coś ciężkiego ląduje na moich rękach.
– Wynoś się!
Mama zaczęła pchać mnie w stronę wyjścia. Będąc w zbyt dużym szoku nie potrafiłem się skutecznie opierać. Nim się obejrzałem, stałem już w przedpokoju. Mama rzuciła we mnie kurtką.
– Ubieraj się i wychodź. Więcej się tu nie pokazuj.
Drżącymi dłońmi próbowałem się ubrać, lecz szło mi to dosyć oporni. To są moi rodzice, oni nie mogą mi tego zrobić. Nie mogą mnie wyrzucić. W dodatku w środku zimy przed świętami.
– Uprzedź wcześniej, kiedy chcesz przyjść po pozostałe rzeczy, to zostawimy ci je przed drzwiami! – Powiedziała nim zamknęła drzwi przed moim nosem.
Zaraz usłyszałem dźwięk zamka.
– Mamo! Proszę cię! Otwórz! Tato!
Waliłem w drzwi, mając nadzieję, że otworzą i dadzą mi jeszcze z nimi porozmawiać, wszystko wyjaśnić. Drzwi jednak pozostawały zamknięte, a światło w przedpokoju dawno zgasło. Nie wiem ile jeszcze próbowałem dostać się do środka, ile czasu próbowałem i przeprosić i prosić by mnie wpuścili.
Nie wierzę. Spojrzałem na ziemię. Koło moich nóg stały trzy torby. Dwie z którymi tu przyszedłem i jedna, w którą mnie spakowali i wyrzucili przed drzwi.
Nie wpuszczą mnie.
Zaciskając zęby na dolnej wardze i czując jak oczy robią się wilgotne, chwyciłem torby, założyłem je na ramiona i ruszyłem w stronę furtki. Co chwilę oglądałem się za siebie, mając nadzieję, że jednak mi otworzą. Wyjdą do mnie i powiedzą, że wcale tak nie myślą.
Tak się jednak nie stało. Opuściłem posesję i skierowałem się w niewiadomym kierunku. Szedłem przed siebie bez celu. Dookoła panowały już ciemności. Ruch na chodnikach zmalał niemal do zera.
Zatrzymałem się dopiero, gdy doszedłem do pobliskiego parku. Ławki były pokryte cienką wartą śniegu. Położyłem torby na ziemi i usiadłem na nich. Włożyłem ręce do kieszeni. Nie było w nich rękawiczek. Pewnie wypadły mi w domu. Potarłem dłonie o siebie, chuchnąłem na nie i schowałem głęboko w kieszenie kurki. Pochyliłem się do przodu, zarzucając jeszcze kaptur na swoją głowę.
Pozwoliłem łzą płynąć. Nie miałem siły na mało skuteczne powstrzymywanie ich.
Jak oni mogli mnie wyrzucić? Tylko dlatego, że moje serce nie należało do kobiety? Przecież co to za różnica. A Yoongi... To nie tak jak myśleli. Dlaczego tak ciężko było im zaakceptować mnie takiego jakim jestem? Zawsze starałem się sprostać im wymaganiom. Uczyłem się dużo, by nie przynieść im wstydu. Zawsze robiłem to co chcieli... I na co to wszystko? Wszystko po to by na koniec wyrzucić mnie za próg?!
Nie zwracałem uwagi na mijających mnie ludzi. Mój szloch przerwało na moment dzwonienie telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz, mrużąc oczy pod wpływem jasnego światła. Zdziwiłem się, widząc godzinę. Ile czasu się kłóciliśmy? Ile czasu minęło nim rodzice się mnie wyrzekli?
Nie potrafiłem odebrać. Wiem, że nie byłbym w stanie normalnie z nim rozmawiać, powiedzieć mu co się stało lub udawać, że właściwie nic takiego nie miało miejsca.
Jęknąłem żałośnie, po czym wyciszyłem telefon. Jednak Jimin nie odpuszczał i cały czas próbował się ze mną skontaktować. Po kilku nieodebranych połączeniach zmienił taktykę i zaczął wypisywać do mnie wiadomości.
Jimin: Dlaczego nie odbierasz?
Jimin: Kąpiesz się? Jesteś zajęty?
Jimin: Zadzwoń proszę jak skończysz. Stęskniłem się.
Nie odpisywałem. Tak jak nie wiedziałem co mam mu powiedzieć, tak nie potrafiłem sklecić chociażby jednego zdania w wiadomości. Po czasie znów zaczęły się jego telefony, a moim ciałem ponownie wstrząsnął szloch. Zacząłem odrzucać połączenia.
Jimin
Wróciłem do domu i dołączyłem do rodziców, odpoczywających w salonie. Chciałem spędzić z nimi trochę czasu, nawet jeśli było to tylko wspólne przebywanie w pomieszczeniu.
– Przez to wszystko słońce, chyba nawet nie spytałam jak tam w pracy? – Odezwała się mama z ciepłym uśmiechem.
– Dobrze. Chociaż klienci to nam się trafiają chyba coraz gorsi. Sami nie wiedzą czego chcą, a przez to mamy więcej pracy. No ale narzekać nie mogę, ładna premia mi wpadła na święta.
– Cieszę się, że masz pracę którą lubisz. Mam nadzieję, że w przyszłym roku nie wyślą cię na żadną delegację za granicę.
– Sam nie wiem czy bym tego chciał czy nie. – Westchnąłem. – Dużo się nauczyłem na tym szkoleniu. Jednak wątpię, żeby rok po roku wysłali tą samą osobę na jakieś kosztowne kursy. Pewnie teraz kolej na innych. Podczas pracy na miejscu i tak się dużo uczę.
– Dobrze, że się rozwijasz. – Pochwaliła mnie.
Zapadła chwila ciszy, podczas której cała nasza trójka wpatrywała się w telewizor.
– Masz jakieś poważne plany względem Jungkooka na przyszły rok?
Spojrzałem zdziwiony, ponieważ te słowa wypowiedział tata. Był dosyć oszczędny w słowach, jednak takiego go kochałem. Lecz takiego pytania spodziewałbym się niemal wyłącznie po mamie. Nie wiedziałem co dokładnie miał na myśli.
– Nie wiem czy coś przebije moje tegoroczne, nazwijmy to oświadczyny. – Powiedziałem, miło wspominając tamten moment.
– Sądzę, że dałbyś radę coś wymyślić. – Uśmiechnął się.
Miał coś konkretnego na myśli. Tylko co? Już miałem go o to dopytać, kiedy ponownie się odezwał.
– A względem tego drugiego chłopaka?
Nie Yoongiego, tylko „tego drugiego". Nie zaakceptował go. Zresztą, mama chyba również.
– Nie. To Kookie jest na pierwszym miejscu i to się nie zmieni. Z Yoongim to nic poważnego zarówno z mojej, jak i Jungkooka strony. Hyung również dobrze o tym wie i na nic nie liczy.
– Nie wiem po co tak kombinujecie i wydziwiacie, ale to już wasza sprawa. A co do Jungkooka, to powinieneś się zastanowić.
– Masz coś konkretnego na myśli.– Zmierzyłem go wzrokiem.
– Tak. Ale to ty jesteś jego narzeczonym i to ty powinieneś na coś wpaść. – Puścił do mnie oko.
Miałem pewne domysły dotyczące tego, co mógł mieć na myśli. I to z pewnej strony wcale nie była taka głupia myśl. Trochę ciężkie do wykonania. I tak nie będzie miało takich skutków i mocy jak powinno, ale to się chyba mało liczyło. Jungkookie byłby chyba zadowolony. Będę musiał się kiedyś nad tym poważnie zastanowić. No to tata dał mi do myślenia.
Jeszcze przez jakiś czas siedzieliśmy w salonie, w końcu przenosząc się do jadalni na kolacje. Już nie było tak dobrze i sam musiałem sobie coś przygotować. Jednak przyjazd z gośćmi do rodziców miał swoje plusy.
Po posiłku udałem się na górę do swojego pokoju. Wstrzymałem się jeszcze z kąpielą. Położyłem się na łóżku, chwytając w dłoń telefon. Chyba zdążył się już rozpakować. Spróbowałem zadzwonić do Jungkooka chcąc z nim porozmawiać. Zdążyłem się stęsknić.
Nie odbiera. Odczekałem chwilę i spróbowałem jeszcze raz. Może zostawił telefon w pokoju, a siedzi na dole z rodzicami? Albo bierze kąpiel? Spróbowałem jeszcze raz. Cisza. No nic, muszę poczekać. Jednak nie mogłem się powstrzymać przed wysłaniem mu kilku wiadomości.
Korzystając z chwili udałem się na szybki prysznic. Swój rytuał pielęgnacyjny zostawiłem na później, chcąc wcześniej wygadać się z Jungkookiem. Oczyściłem jedynie skórę, po czym z powrotem położyłem się w swoim łóżku. Za duże dla mnie samego.
– Samotnie mi bez ciebie w łóżku. – Mruknąłem do telefonu.
No nic, próbujemy dalej. Ponownie zacząłem do niego wydzwaniać. Minęło trochę czasu od mojej pierwszej próby, więc jak się kąpał, to już powinien skończyć. Jeśli oczywiście nie zasiedział się w łazience, jak to oboje mieliśmy w zwyczaju.
Stwierdzając, że nie zaszkodzi, jeśli pomolestuje go trochę telefonami, po każdym nieudanym połączeniu próbowałem kolejny raz. Jak wróci z łazienki będzie widział jak bardzo próbowałem się z nim skontaktować.
Podniosłem się zaskoczony, kiedy połączenie zostało odrzucone. Ma przy sobie telefon i widzi, że dzwonię. Odrzucił połączenie ode mnie. Dlaczego? Znowu zacząłem wykonywać połączenia, a każde z nich było przez niego odrzucane.
Moje serce przyspieszyło swój rytm. Coś jest nie tak. On nigdy nie odrzucał moich połączeń. Jak już się na mnie obrażał, to po prostu ignorował moje telefony, ale na pewno ich nie odrzucał.
Znów zacząłem pisać do niego wiadomości.
Jimin: Dlaczego odrzucasz połączenia ode mnie?
Jimin: Coś się stało? Jesteś na mnie zły?
Jimin: Coś zrobiłem nie tak? Przepraszam. Odbierz i porozmawiajmy.
Spróbowałem do niego zadzwonić, lecz ponownie z marnym skutkiem.
Jimin: Jungkook, co się dzieje, martwię się.
Jimin: JUNGKOOK! ODBIERZ!
Coś było nie tak. Znam mojego narzeczonego i to wykracza poza skalę jego normalnego i nienormalnego zachowania. Zacząłem się o niego bać. Nie miałem pojęcia, o co może chodzić. To moja wina? A może jego rodzice znów narzekali na nasz związek i teraz jest smutny? Co by to nie było, powinien odebrać.
Wstałem, ubrałem spodnie i sweter, nie zawracając sobie głowy bielizną. Przetarłem jeszcze wpół mokre włosy ręcznikiem i zszedłem na dół.
– Mamo, wychodzę. – Rzuciłem jedynie, mijając salon.
– Chim, stój! Gdzie ty się wybierasz o tej porze?!
– Jungkook nie odbierał, nie odpisywał, a teraz odrzuca moje połączenia. Coś się stało.
– Jimin, stój!
Zacząłem ubierać buty oraz kurtkę. Szyję owinąłem szalikiem, a na głowę założyłem ciepłą czapkę. Nie chciałem się przeziębić, a widziałem, że na zewnątrz zaczął prószyć śnieg. Moja mama stanęła w przedpokoju.
– Gdzie ty się wybierasz?
– Idę do niego.
– Nie wygłupiaj się, jest noc. – Zmarszczyła brwi. – Może po prostu się na ciebie obraził.
– Mamo, ja go znam i wiem, że coś jest nie tak. On się obraża w inny sposób.
Emocje coraz bardziej zaczynały targać moim ciałem. Naprawdę się o niego bałem.
– Poczeka jeszcze chwilę, może...
– Nie. Wychodzę.
Zaczynało mi się już robić ciepło. Chwyciłem klamkę i otworzyłem drzwi, zaraz wychodząc na zewnątrz. Miałem w tej chwili gdzieś słowa matki. Może i robię głupio, idąc do niego nocą, tylko dlatego, że nie odbiera moich telefonów. Ale chcę to z nim wyjaśnić w cztery oczy. Coś ewidentnie jest nie na swoim miejscu.
Na ulicach niemal nie było już nikogo. Droga pośród tych ciemności wyglądał trochę przerażająco. Drzewa rzucały nieprzyjemne cienie. Naciągnąłem czapkę mocniej na głowę, mając nadzieję, że przez ciepło poczuję się lepiej.
Po drodze co jakiś czas jeszcze próbowałem połączyć się z Jungkookiem. Znów zaczął mnie po prostu ignorować.
Przechodziłem już przez drugi park z kolei, który był po drodze do jego domu i naprawdę zaczynałem żałować, że nie wybrałem innej drogi. Jak mnie ktoś napadnie?! Za każdym razem, kiedy się z kimś mijałem, błagałem w duchu by odszedł jak najszybciej i mnie nie zaczepiał. Chwyciłem telefon i jeszcze raz próbowałem zadzwonić, niejako łudząc się, że przez to nikt nie zwróci na mnie uwagi i wszyscy dadzą mi spokój.
Nieco zwolniłem kroku, kiedy dzwoniąc do Kookiego, usłyszałem gdzieś dzwonek jego telefonu. Jimin, nie wygłupiaj się, pewnie ktoś ma taki sam dzwonek, albo ci się już na ten głupi łeb rzuca. Co Jungkook miałby tu robić? Jest u siebie w ciepłym łóżku i po prostu chamsko cię ignoruje.
To jednak nie dawało mi spokoju. Ponownie próbowałem zadzwonić i zaraz znów usłyszałem tę melodię. Rozłączyłem się, a ona ucichła. Zatrzymałem się zdezorientowany, rozglądając dookoła. Nikogo nie widziałem. Dopiero później dostrzegłem pochyloną postać, siedzącą na jakiś torbach. Z daleko wyglądał trochę jak bezdomny.
Pomimo strachu jaki zagościł w moim ciele powoli zbliżałem się do zakapturzonej postaci. Będąc bliżej usłyszałem jej nierówny oddech i pociąganie zakatarzonym nosem. Te buty i krótka...
– Rany, Jungkook!
Natychmiast do niego podbiegłem, klękając przed nim. Moje serce biło niczym u konia wyścigowego. Co on robi tu o tej godzinie?! Dlaczego nie jest u siebie w domu?! W głowie miałem już kilka myśli, jednak wydały mi się ode absurdalne. Chociaż Jungkook siedzących na jakiś torbach niemal w środku nocy również jest rzeczą niewiarygodną.
Chłopak zaczął szybko przecierać twarz dłońmi, unikając mojego wzroku.
– Skarbie, co ty tu robisz? Dlaczego nie jesteś w domu? Co się stało?
Widziałem jak jego ciało drżało. Chwyciłem jego dłonie, które okazały się być lodowato zimne. Dlaczego on nie ma na sobie rękawiczek?! Jest kilkanaście stopni poniżej zera! Nie miałem teraz siły na niego krzyczeć. Bardziej martwiła mnie roztrzęsiona postać mojego chłopca.
Natychmiast oddałem mu moje rękawiczki, zakładając mu je na zmarznięte dłonie. Chwyciłem jego twarz unosząc nieco do góry. Mimo ciemności widziałem jak zagryza swoją dolną wargę, a oczy ma opuchnięte. On płakał? Wyjaśnienie tego może poczekać. Jest cały zimny. Nos ma cały czerwony. Pomimo tego, że na jego głowie znajdował się kaptur, ona wydawał się być cała zimna. Natychmiast oddałem mu swoją czapkę.
– Co się stało? – Próbowałem się czegoś dowiedzieć, lecz odpowiedział mi jedynie zduszony jęk.
Naprawdę serce mnie bolało, gdy na niego patrzałem. Szybko wyciągnąłem telefon, wybierając numer jedynej osoby, która w tym momencie może nam pomóc.
– Mamo, proszę cię, przyjedź. – Mówiłem błagalnym tonem.
Szybko wyjaśniłem jej gdzie ma się zjawić i dokąd przyjść. Poprosiłem jeszcze, żeby wzięła do samochodu jakiś koc.
Klęczałem przy Jungkook, pocierając jego ramiona. Emocjonalnie wyglądało na to, jakby się nieco uspokoił. Siedział przygarbiony na trzech torbach, wpatrując się w czubki swoich butów. Jak on długo tu siedział, skoro był taki wychłodzony? Dlaczego on w ogóle siedział w jakimś parku?! Już pomijając kwestię tego, dlaczego on do cholery, nie był swoim domu, to jeśli coś go zmusiło do wyjścia, to dlaczego nie przyszedł do mnie?!
Poczułem ulgę, widząc zmierzającą w naszą stronę mamę. Nie miałem pojęcia co robić. Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji. Wiedziałem, że muszę zabrać go do domu i jakoś ogrzać. Jednak będę się o wiele lepiej czuł, jeśli ktoś będzie miał kontrolę nad tym co robię.
– Co się stało? – Spytała przejęta. Podeszła do młodszego, chwytając jego twarz w swoje dłonie. – Skarbie, jesteś lodowaty. Wstawaj.
Mama chwyciła Jungkooka i zaczęła prowadzić go w stronę samochodu. Spojrzałem na torby. To musiały być jego. Te dwie poznawałem, ponieważ zostawiłem je wraz z Jungkookiem pod jego domem. Chwyciłem wszystkie trzy i kroczyłem za mamą i Kookiem.
Wszystko schowałem do bagażnika, zaraz siadając z tyłu przy moim skarbie i okrywając go kocem, który się tam znajdował. Podczas jazdy patrzałem zmartwiony na chłopaka, który cały się trząsł. Wcześniej wyglądnął jakby był zrozpaczony, teraz natomiast jego twarz nie wyrażała niemal żadnych emocji, tylko niepokojącą pustkę. Już sam nie wiedziałem co lepsze.
Ucieszyłem się, kiedy znaleźliśmy się pod domem.
– Idź na górę. – Poleciała mi mama. – Przygotuj mu jakieś koce.
– Może lepiej kąpiel?
– Nie, w żadnym wypadku. Możesz mu jeszcze przygotować coś ciepłego do picia.
Ruszyłem na górę. Wszystkie koce i kołdry zaniosłem do mojego pokoju, zaraz schodząc na dół by przygotować jakąś rozgrzewającą herbatę. Chwilowo myślenie o przyczynie jego stanu, zostawiłem na później, a skupiłem się wyłącznie na skutkach.
Po wieczności, jaką trwało zagotowanie się wody i zaparzenie się herbaty, udałem się z nią do góry. W moim pokoju Jungkook znajdował się pod grubą warstwą kołdry i koców po samą brodę. Moja mama siedziała na brzegu łóżka.
– Niech się spokojnie ogrzewa. Daj mu odpocząć, nie męcz go rozmową. – Przekazała mi, zmierzając w stronę wyjścia.
Zostałem sam z przemarzniętym Jungkookiem. W świetle wyglądał jeszcze gorzej niż się spodziewałem. Był cały blady, a nos, uszy i policzki miał całe czerwone. Klęknąłem przy łóżku, spoglądając na niego zmartwionym wzrokiem.
– Napij się herbaty. Poczujesz się lepiej.
Chłopak dopiero po czasie przekręcił głowę, spoglądając na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Usiądź i napij się. Zaraz dalej będziesz mógł się położyć i wygrzewać.
Znowu chwilę potrwało nim zareagował jakoś na moje słowa. Zaczął się powoli podnosić. Widząc z jakim trudem mu to przychodzi, pomogłem mu się podnieść do siadu. Zaraz wyciągnął trzęsące się dłonie po kubek, który trzymałem. Pozwoliłem mu go chwycić, lecz nie puściłem. Nie byłem pewien czy go utrzyma, poza tym przy tych ruchach, jak u osoby z Parkinsonem, połowę by wylał.
– Dolałem trochę zimnej wody, żeby nie była zbyt gorąca.
Jungkook powoli siorbał herbatę, robiąc co jakiś czas przerwę na kilka oddechów. W końcu cały kubek został opróżniony. Odstawiłem naczynie i pomogłem młodszemu wygodnie ułożyć się pod kołdrą. Dotknąłem dłonią jego czoła. Nadal było chłodne, lecz już nie tak zimne jak wcześniej.
Czas mijał, a ja obserwowałem jak powoli jego ciało nabiera kolorów. Niepokoiło mnie tylko to, że jeszcze nie zasnął. Było późno, ja sam byłem już wykończony, a jego oczy chociaż miały senny wygląd, to cały czas były otwarte.
– Od dawna masz znowu problemy z zasypianiem? – Odezwałem się w końcu.
– Ostatnio nawet nie było najgorzej. – Wyszeptał.
– Może przejdziemy się z tym do lekarza, żeby ci coś przepisał? – Zaproponowałem, wiedząc, że to w głębi duszy go trochę ucieszy.
– Przecież nie chciałeś bym brał tabletki.
– Nie chciałem byś je brał bez konsultacji z lekarzem. – Poprawiłem go.
Chociaż w rzeczywistości miał rację. Wolałbym, żeby w ogóle ich nie brał. To na pewno nie jest zdrowe. Jungkook jedynie skinął głową na moje słowa.
– Skarbie, powiesz mi co się stało? – Spytałem w końcu, chociaż mama prosiła bym go dzisiaj nie męczył w ten sposób. – Nie musisz szczegółowo tłumaczyć. Powiedz chociaż ogólnie co się stało. Nie wiem jak mam się zachować.
Chłopak przez chwilę patrzał mi w oczy, po czym odwrócił głowę w przeciwną stronę.
– Wyrzucili mnie z domu. – Wyszeptał łamiącym się głosem.
– Że co proszę?! – Podniosłem głos, czego pożałowałem, widząc jak młodszy zaczyna się kulić.– Przepraszam. Powiedziałem, że o więcej dzisiaj nie będę pytał. Spróbuj zasnąć, a ja w tym czasie pójdę nam jeszcze po herbatę.
Pogładziłem jego włosy, zaraz wychodząc z pomieszczenia. Walić tę herbatę! Miałem teraz ochotę wyjść i udać się do jego rodziców. Jak oni mogli wyrzucić własnego syna z domu?! Nie obchodziły mnie ich powody, ponieważ nie ma na świecie czynu, który usprawiedliwiłby ich poczynania.
Zapewne już byłbym w drodze do państwa Jeon, gdyby nie mama, która zatrzymała mnie w korytarzu.
– A ty znowu gdzie?
Zacisnąłem usta w wąską linię. Nic nie odpowiedziałem, zawracając do kuchni. W końcu miałem zaparzyć herbatę. Kiedy woda się gotowała do pomieszczenia weszła mama.
– Jimin, powiesz mi o co chodzi?
– Wyrzucili go. – Prychnąłem, zaciskając dłonie na kuchennym blacie. – Jak oni mogli?!
Mama podeszła do mnie, zamykając mnie w troskliwym uścisku.
– Skarbie, daj mu jeszcze odpocząć. – Zaczęła głaskać mnie po głowie. – Poza tym nie powinieneś się mieszać. Tak na pewno nie polepszysz sytuacji.
– Przecież tak nie można.
– Masz rację, nie można. – Mówiła spokojnym tonem. – Ale wszczynając awantury nic nie zmienisz. Daj Kookiemu spokojnie odpocząć i bądź dla niego wsparciem. Uwierz, tyle na razie wystarczy.
Może i miała rację. Jednak nie mogłem im tak tego odpuścić. Nawet jeśli Jungkook nie powie mi co się stało, gdy zostawiłem go pod domem, to i tak pójdę do jego rodziców. Na pewno tak tego nie zostawię.
Jungkook
Leżałem pod kilkoma warstwami koców, czując się coraz lepiej. Cieszyłem się, że Jimin mnie znalazł. Sam wstydziłem się do niego zadzwonić z prośbą o przenocowanie. Nadal czuję się źle tym, że będę u niego pasożytował, będąc oczywiście wdzięczny za nocleg. Chociaż z drugiej strony nie mam gdzie indziej pójść.
Spojrzałem na bok, gdzie leżał mój i Jimina telefon. Oba zaświeciły się niemal jednocześnie. Prawdopodobnie to od Yoongiego. Jednak nie miałem siły wykopywać się spod koców, by to sprawdzić.
Spojrzałem w stronę drzwi, zauważając wchodzącego do środka Jimina z dwoma kubkami herbaty. Nie chciało mi się pić, ale nie odmówię czegoś ciepłego. Nadal było mi ciepło i zimno jednocześnie.
Starszy ponownie pomógł mi z podniesieniem się do siadu. Tym razem sam byłem w stanie utrzymać naczynie w swoich dłoniach.
– Następnym razem od razu do mnie przychodź. Nie mam pojęcia co ci przyszło to głowy, żeby siedzieć na dworze.
– Przepraszam.
– Nie przepraszaj, tylko pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Myślałem, że po takim czasie jest to oczywiste.
– Przepraszam. – Mruknąłem pod nosem naprawdę zawstydzony.
Zatopiłem usta w kubku ciepłej owocowej herbaty. Powoli opróżniałem zawartość, bojąc się, że hyung będzie chciał porozmawiać na tematy, których ja wolałbym uniknąć. Jednak ten kubek nie był studnią bez dna. Puste naczynie oddałem starszemu.
– Jiminnie... – Zacząłem, chcąc mieć jasność. – Możemy o tym nie rozmawiać? – Poprosiłem.
– Oczywiście słońce.
Czyli na jakiś czas mam spokój, lecz wiedziałem, że końcu i tak trafię w krzyżowy ogień pytań. Powoli ogarniała mnie upragniona senność. Zagłębiłem się nieco bardziej w pościeli, zamykając oczy.
– Skarbie. – Odezwałem się po chwili ciszy. – Nie przyjdziesz do mnie?
Zaraz poczułem jak materac się ugina. Gdy tylko znalazł się przy mnie, przekręciłem się na bok, wtulając się w niego. Naprawdę go teraz potrzebowałem.
Mlasnąłem kilka razy, po czym otworzyłem oczy. Było mi strasznie gorąco. Zrzuciłem z siebie kilka warstw przykryć. O wiele lepiej. Przekręciłem się na drugą połowę łóżka, lecz mojego celu brakowało po tej stronie.
Otworzyłem oczy, nieco się podnosząc. Gdzie jest hyung? Miałem ochotę jeszcze trochę poleniuchować z nim w łóżku.
Sięgając po telefon na nocnej szafce, obok spostrzegłem niewielką kartkę.
Jeśli się obudziłeś nim wróciłem to przepraszam. Poszedłem coś załatwić. Niedługo wrócę. Czuj się jak u siebie. Jak chcesz możesz ubrać coś mojego ^^ Kocham cię!
Mam co do tego złe przeczucia. Już trochę znałem Jimina, a wczorajsze wydarzenia nasuwały mi tylko niepokojące scenariusze. Błagam, nie mówcie tylko, że on do nich poszedł. Proszę! Przecież to i tak nic nie zmieni. Co najwyżej wcisną ci moje rzeczy i życzą powodzenia na nowej drodze życia po ciemnej stronie mocy i miłego smażenia się w Piekle.
Korzystając z pozwolenia Jimina ubrałem jedną z jego koszulek, która opinała moje ciało nieco bardziej niż jego. Spodnie wziąłem już ze swojej toby. Korzystając z chwili wolnego szybko odpaliłem swojego laptopa. To był naprawdę krótki filmik do pamiętnika, lecz chciałem zrobić go teraz, boją się, że później nie będę miał czasu.
Po skończeniu nagrywania, wstałem, wcisnąłem komórkę do kiszeni, po czym ruszyłem na dół. Miałem nadzieję natknąć się na Jimina.
– Dzień dobry Jungkookie. – Przywitała mnie pani Park, którą napotkałem na korytarzu. – Dobrze się czujesz?
– Tak. Dziękuję za pomoc i opiekę. – Powiedziałem nieśmiało.
– Jak miałabym się nie troszczyć o mojego jedynego zięcia.
Oboje uśmiechnęliśmy się wesoło.
– Jimin gdzieś wyszedł. Nie wrócił jeszcze?
– Jeszcze nie. Wybacz mu jego niektóre głupie pomysły. Czasami robi, a dopiero później myśli.
Skinąłem jedynie głową. O wiele za często najpierw coś robi lub mówi, a dopiero później się zastanawia.
– Jesteś głodny? Zjesz śniadanie?
– Jimin już jadł? Jeśli nie, to poczekałbym na niego.
– Dobrze. Ale to może chociaż kawy się napijesz?
Na tą propozycję przystałem. Powoli przekonywałem się do tego gorzkiego, lecz energodajnego napoju. Udałem się z mamą Jimina do kuchni. Zasiadłem na wolnym krześle obserwując drobną kobietę. ChimChim chyba nigdy nie będzie się tak poruszał po kuchni, stwierdziłem rozbawiony.
– Jimin pomaga ci chociaż trochę w kuchni?
– Czasami wolę, żeby jednak się do niej nie zbliżał. – Zaśmiałem się.
– A jak ze sprzątaniem? – Dopytywała, przygotowując dwie kawy.
– Szczerze mówiąc to ja sam raczej byłem bałaganiarzem, ale dwóch takich nasze mieszkanie by nie zniosło, więc któryś z nas musiał nieco zmienić swoje przyzwyczajenia.
– Mój syn ma z tobą za dobrze. Rozpieszczasz go. – Stwierdziła wesoło.
Po chwili został mi wręczony kubek kawy, za który podziękowałem.
– Prosiłam ChimChima, żeby nie wychodził, żeby się nie mieszał. – Westchnęła kobieta.
– Tylko się rozczaruje. Moi rodzice nie zmienią zdania.
Dzisiaj nieco łatwiej było mi o tym wszystkim mówić. Wątpię, żebym się tak szybko z tym pogodził, więc pewnie podświadomie wypieram to z siebie i wczorajsza sytuacja jeszcze nie dotarła porządnie do mojej świadomości.
– Wiesz, że zawsze jesteś tu mile widziany. – Uśmiechnęła się do mnie. – Z moim synem czy bez. – Zaśmiała się.
– Dziękuję.
Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał tu przyjeżdżać bez Jimina.
– Skarbie, nie chcę, żebyś źle to odebrał, ale cieszę się, że zostajesz z nami na święta i Nowy Rok również. – Uśmiechnęła się do mnie.
– Mam nadzieję, że nie robię zbyt dużego kłopotu swoją obecnością.
– Nawet tak nie mów! To wspaniale, że z nami jesteś. W drugi dzień świąt przyjedzie moja siostra. Heeyaeon na pewno ucieszy się na twój widok.
Rodzina Jimina jest naprawdę wspaniała
Jimin
Wstałem jeszcze przed Jungkookiem. Szybko się ubrałem, doprowadziłem do względnego porządku i zszedłem na dół. Bez problemu udało mi się dotrzeć do przedpokoju. Ubrałem się i pozwoliłem sobie na pożyczenie kluczyków do auta mamy.
– Synku, daj spokój. – Usłyszałem jej głos, w momencie, gdy chwyciłem za klamkę. – Nie rób głupstw, tak na pewno nie polepszysz sytuacji.
– Muszę z nimi porozmawiać.
Ona jedynie pokręciła głową z dezaprobatą. Wyszedłem z domu, po czym wsiadłem do auta. Skierowałem się prosto pod dom państwa Jeon. Dotarłem tam po kilkunastu minutach jazdy.
Kiedy zadzwoniłem do domu, obróciłem się tyłem. Nie chciałem, żeby zerknęli przez wizjer i w ogóle nie otworzyli mi drzwi. Odczekałem dłuższą chwilę nim doszły do mnie jakiekolwiek odgłosy z wnętrza. W końcu ktoś otworzył. Jego tata.
– Miał uprzedzić, jeśli będzie chciał resztę swoich rzeczy. – Burknął na powitanie.
– Może mi pan wyjaśnić dlaczego wczorajszej nocy Jungkook siedział i nabawiał się hipotermii na dworze zamiast siedzieć u siebie w pokoju? – Spytałem twardo.
Nie miałem nastroju na większe uprzejmości czy spokojny ton. Za jego plecami widziałem obserwującą nas panią Jeon.
– Nie obchodzi mnie co się z nim dzieje. – Wzruszył ramionami.
– A powinno, są państwo jego rodzicami.
– Już nie. – Odparł chłodno. – Nie mamy syna.
Nie wierzyłem własnym uszom. Wczoraj w stosunku do Kookiego też się tak zachowywali? Aż boję się pomyśleć, czego musiał się od nich nasłuchać.
– Naprawdę są w stanie państwo wyrzucić własnego jedynego syna za próg domu i z swojego życia tylko dlatego, że jego serce nie należy do kobiety?
– Nie będę z tobą o tym rozmawiał. Podjęliśmy decyzje, daliśmy mu wybór. Skoro woli żyć z wami w jakieś dziwnej orgii, to niech nam się więcej nie pokazuje na oczy.
Co?! Czy oni wiedzieli o Yoongim? Tylko skąd? Wątpi, żeby Jungkook im powiedział. Nie wiem skąd się dowiedzieli, ale na pewno musieli coś źle zrozumieć.
– Tu nie chodzi tylko o hyunga. Od początku mieliście coś do mnie. Poza tym z hyungiem to nic poważnego. Nawet gdybyście nic nie wiedzieli i tak w końcu by to nastąpiło, mam rację? Tak ciężko wam zaakceptować szczęśliwego syna?!
– Nie będziemy przyznawać się do tego dziwadła. – Warknął. – Żaden zdrowy mężczyzna nie powinien utrzymywać tak bliskich stosunków z innym mężczyzną. – Ostatnie słowo wypowiedział z odrazą. – To nienormalne, chore i obrzydliwe.
– Ja się panu i pańskiej żonie do łóżka nie pcham, to dlaczego was interesuje nasze życie seksualne? Powinno was interesować jedynie to, że Jungkook jest ze mną szczęśliwy, że na jego twarzy widać szczęśliwy uśmiech.
– Bezczelny! – Sapnął oburzony.
– Ale ja przynajmniej nie wyganiam swojego jedynego dziecka z domu zimną w środku nocy.
Widziałem jak mężczyzna czerwienieje ze złości. Ja sam ledwo się powstrzymywałem. Jednak nie uderzę go jedynie dlatego, że jest ojcem mojego króliczka. Co za rodzina mogła wychować tak nieczułego i wyrachowanego człowieka?! Zresztą, dziadkowie Kookiego od strony jego matki również się nie popisali.
Nagle mężczyzna przesunął się w drzwiach, przepuszczając przed siebie swoją żonę, która zaczęła rzucać we mnie jakimiś torbami.
– Proszę! – Mówiła wyrzucając kolejny bagaż. – Nie pokazujcie się już nam na oczy!
Co za ludzie?! Trzymajcie mnie!
– Rozumiem, że na ślub nie chcą być państwo zaproszeni? – Spytałem z złośliwym uśmiechem.
– Obrzydliwi! – Powiedział, chyba powstrzymując się przed odruchem wymiotnym. – Co za kobieta mogła wychować takiego...
– Moja mama jest złotą kobietą i proszę jej w to nie mieszać! – Przerwałem mu. – Moglibyście się od niej uczyć jak wychowywać i traktować dzieci!
Naprawdę miałem ich po dziurki w nosie. Państwo Jeon zamknęli drzwi, a ja zacząłem zbierać z ziemi torby wyrzucone tu przez kobietę. Zacząłem wszystko znosić do samochodu. Dobrze, że wziąłem auto od mamy. Albo może w ten sposób właśnie wykrakałem wszystko?
Gdy już wszystko było spakowane, wróciłem do domu. Będąc na miejscu zostałem w samochodzie. Trochę obawiałem się wrócić. Miałem nadzieję, że uda mi się jakoś załagodzić całą sytuację, a wyszło chyba jeszcze gorzej. Chociaż nie wiem czy gorzej być mogło. Było mi naprawdę wstyd. Czuję się okropnie, bo to niejako z mojej winy.
Siedziałem z twarzą ukrytą we dłoniach. Czułem, że zawiodłem Jungkooka. Wzdrygnąłem się słysząc pukanie w szybę. Obejrzałem się na bok. Moja mama wraz z Kookiem stali na dworze. Otworzyłem drzwi samochodu. Opuściłem wzrok widząc, jak spoglądają na torby na tylnych siedzeniach.
– Jimin, ich zdania już nic nie zmieni. – Powiedział, siląc się na uśmiech. – Chodź. Weźmiemy rzeczy i coś zjemy. Jestem głodny.
Cieszyło mnie, że nie rozpacza po tym. Chociaż coś czułem, że nawet jeśli nie teraz to moment załamania jest jeszcze przed nami. Wczoraj to była jedynie pierwsza fala.
Wstałem i pomogłem z bagażami. Wszystkie wylądowały u mnie w pokoju.
– Jiminnie. – Odezwał się młodszy, gdy zostaliśmy sami. – Nie każ mi na razie o tym wszystkim myśleć. Skupmy się na świętach i odpoczynku. Czeka mnie ciężki powrót do szkoły, zaraz mam egzaminy. Mam dość powodów do zmartwień, więc chcę jeszcze nacieszyć się beztroskimi dniami, bo później wszystko zwali mi się na głowę.
– Damy sobie radę, Kookie. – Zacząłem. – Nie martw się...
– Teraz się nie martwię, dlatego do czasu, aż wszystko nagle do mnie nie dotrze, nie chcę o tym myśleć. Skupmy się na świętach.
Chyba nie mam wyboru jak tylko się zgodzić.
_____________________________
No to przewrócił się drugi element domina. Przepraszam was za rodziców Jungkooka.
@Chim_Chim_Love_95 jasnowidzka, jeśli chodzi o to co zrobili rodzice z JK XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top