Rozdział 24
Nie umiałam was dłużej przetrzymywać. Łapcie rozdział na dobry początek weekendu. Na pewno stęskniliście się za Jikookami razem.
_______________________
Jungkook
Od samego rana mnie nosiło. W szkole nie mogłem się na niczym skupić. Nauczyciele kilkukrotnie zwracali mi uwagę, a ja o niczym innym nie myślałem, jak o tym, że mój Jiminnie wraca do mnie. W końcu!
Po szkole miałem czas na spokojne zjedzenie obiadu. A konkretnie to Hoseok miał, bo tak naprawdę ja już mógłbym siedzieć na lotnisku i na niego czekać. Z nudów wysprzątałem cały dom. Jimin nie znajdzie tutaj nawet grama kurzu. Lodówkę uzupełniłem wczoraj, żeby hyung mógł zjeść coś normalnego.
Kiedy tylko usłyszałem dzwonek do drzwi, zerwałem się z miejsca. Miałem wrażenie, jakbym musiał czekać wieki!
– Wiem, że miałem przyjechać później, ale stwierdziłem, że może chciałbyś tam zjawić się wcześniej. Ale to tylko taka ewentualność.
Spojrzałem na niego spode łba.
– Czyli co, zostajemy jeszcze w domu? – Uśmiechnął się.
– Hyung! – Jęknąłem, uderzając go w ramię.
Dlaczego on się ze mną droczy?! Starszy zaśmiał się tylko. Już po chwili znajdowaliśmy się w windzie, która przenosiła nas na dół.
– Nadal ciężko mi uwierzyć, że ona działa. – Odezwał się Hoseok. – Wiesz ile razy ja musiałem go targać pijanego na siódme piętro schodami?
Westchnąłem, pocierając twarz. Tak, zapewne wiele razy. Już prawie zapomniałem jak oni często razem wychodzili się zabawić. Znowu się to zacznie? Chociaż chyba nie mam co narzekać. Ważne, że Jimin już będzie w domu.
Podróżna na lotnisko niezwykle mi się dłużyła. Jakim cudem, gdy zawoziliśmy tam hyunga, zdawało się to trwać zaledwie kilka minut? Przez cały czas spoglądałem za okno. Dlaczego pogoda nie odzwierciedla mojej radości? Ostatnie kilka dni było naprawdę ciepłych i słonecznych, pokazując, że zimę pożegnaliśmy już dawno temu. Dzisiejszy dzień był jednak pochmurny i ponury.
Znalezienie miejsca przed lotniskiem nie było w cale łatwe. Ostatecznie musieliśmy niemal iść z końca parkingu. W środku już znajdowało się pełno ludzi. Było widać wyraźny podział na tych, którzy oczekują powrotu bliskich oraz tych spieszących się na swój lot.
– O, widziałem ich jak Jimin wylatywał. – Powiedział Hoseok, wskazując na jakąś parę. – Też pewnie na kogoś czekają.
Hoseok hyung jako ten bardziej odważny i rozgadany zaraz zorientował się w sytuacji i już po chwili staliśmy we wspólnym gronie, czekając na osoby z tego samego samolotu. Szybko zaczęły dołączać się kolejne osoby. Chyba uznali, że lepsze to niż czekanie samemu. Tak oto z małej grupki, zrobiła się całkiem spora grupa. Śmiałem wręcz sądzić, że jak tak dalej pójdzie, to zbierzemy tu wszystkich oczekujących lądowania tego lotu.
Spojrzałem na zegarek. Powinni niedługo lądować. Tak przynajmniej było do pięć minut temu. Z jakiś przyczyn nagle na tablicy przestano wyświetlać godzinę przylotu samolotu Jimina. Część osób nawet zdawała się nie zwracać na to uwagi. Mnie natomiast niepokoiło wszystko, co wydłużało mój czas do spotkania hyunga.
Przeniosłem wzrok na mężczyznę, który oddalił się od reszty. Rozmawiał z kimś przez telefon. Uśmiech szybko zniknął z jego twarzy, zaczął robić się dziwnie nerwowy. Spojrzałem na Hoseoka, rozmawiał akurat z jakąś kobietą. Korzystając z jego nieuwagi, oddaliłem się od niego, podchodząc bliżej rozmawiającego mężczyzny.
– Jak to straciliście kontakt?! – Szeptał wyraźnie zdenerwowany. – Spokojny? Tam jest moja żona! – Mimo wszystko nadal starał się, by nikt nie usłyszał jego rozmowy.
Bardzo niepokojącej rozmowy swoją drogą. Obserwowałem uważnie, jak mężczyzna wysłuchuje osoby po drugiej stronie telefonu. To nie wyglądało dobrze. Może bym się tak nie denerwował i przejmował, gdyby nie to, że mężczyzna czekał na osobę z tego samego samolotu co ja oraz nie zmieniano nic w godzinach przylotu samolotu. Ale przecież jego rozmowa nie musi mieć nic wspólnego z tym samolotem.
Mężczyzna po chwili zaczął tłumaczyć, gdzie się znajduje. Po chwili rozmowa dobiegła końca, raczej nie na korzyść obserwowanego mężczyzny. Rozglądał się nerwowo, jakby szukając pomocy lub wsparcia. Już miał ruszać z powrotem w stronę grupy, kiedy podeszło do niego dwóch ochroniarzy. Zabrali zdezorientowanego mężczyznę w stronę jakiegoś korytarza.
To naprawdę nie wyglądało za dobrze. A może to ja sobie za dużo dopowiadam? W końcu nic konkretnego nie usłyszałem. Mężczyzna mógł mieć na myśli cokolwiek, podczas rozmowy, a nie to, że wieża nie ma kontaktu z samolotem Jimina. Skąd w ogóle on mógłby dostać taką informacje?
– Osoby oczekujące na przylot lotu numer...– Otworzyłem szerzej oczy, przecież to samolot Chima.– Proszone są o przejście do sektora C.
Komunikat powtórzono jeszcze dwa razy. Widziałem jak Hoseok zaczął szukać mnie wzrokiem, zauważając mój brak. Zgodnie z informacją, wszyscy ruszyliśmy w stronę odpowiedniego sektora. Serce biło mi niespokojnie. Jeszcze bardziej przyspieszyło swój rytm, widząc wcześniej obserwowanego mężczyznę. Nikogo tu nie było, tylko on. Siedział, w obstawie dwóch ochroniarzy. Wyglądał na przerażonego.
Zauważyłem, że nie pozwolono mu do nas podejść. Siedział wyraźnie wściekły. On coś wiedział. Później jeszcze raz próbował się podnieść.
– Dacie mi chociaż skorzystać z łazienki? – Warknął.
Puścili go.
– Hyung, zaraz wrócę. – Powiedziałem, lecz jego ręka zatrzymała mnie.
– Dokąd to?
– Do łazienki. – Wywróciłem oczami, chcąc zachowywać pozory normalności.
Szybko udałem się w stronę drzwi, za którymi wcześniej zniknął mężczyzna. Był tam. Grzecznie poczekałem, aż skończy załatwiać swoją potrzebę, by złapać go dopiero przy umywalkach. Z bliska wyglądał jeszcze gorzej.
– Co się dzieje? – Od razu przeszedłem do konkretów.
– Co?
– Słyszałem pana rozmowę. Później zgarnęli pana ochroniarze. A teraz wszyscy czekający na ten sam lot co pan, trafiliśmy tutaj. – Podsuwałem swoje obserwacje. – Coś się dzieje i pan wie co, mam rację?
– Nie mają kontaktu z maszyną. – Odparł drżącym głosem.
– Co? – Odezwałem się słabo. – Skąd pan może to wiedzieć?
– Mój kuzyn pracuje w wierzy lotów. W samolocie jest moja żona. Trochę nie przemyślał sprawy, informując mnie o tym. Ochroniarze zabrali mi telefon i teraz mnie pilnują. Chyba przy okazji wpędziłem kuzyna w kłopoty.
Resztę oddzielili od innych oczekujących na lotnisku, by przez przypadek nie zasiać paniki u wszystkich? To co mówi mężczyzna mogło być prawdą albo jakimś dziwnym wymysłem szaleńca. Skąd mam wiedzieć, czy on nie powinien się leczyć psychiatrycznie?
– To jeszcze nic nie znaczy. Cały czas widzą samolot na radarze. – Starał się mnie uspokoić. – Ale nie mają kontaktu z kabiną pilotów. To może oznaczać wszystko i nic.
Mężczyzna posłał mi pokrzepiający uśmiech, po czym wyszedł z łazienki. Ja musiałem chwilę poczekać i ochłonąć. W końcu wyszedłem z pomieszczenia udając się do reszty. Stanąłem przy Hoseoku, który od razu zainteresował się moim powrotem.
– Pewnie pożałuję, że pytam, ale co tak długo?
– Hoseok hyung, proszę, powiedz, że Jimin wróci do mnie cały i zdrowy.
W tej chwili potrzebowałem pocieszenia jak niczego innego.
– Jungkookie, o czym ty mówisz? Nie martw się, niedługo lądują.
– Nie mają kontaktu z samolotem. – Powiedziałem jak w transie. – Skąd mogą wiedzieć, że w ogóle wylądują?
– Młody, co ty wygadujesz?
Widziałem jak osoby stojące obok nas, przerywają rozmowy, by spojrzeć na naszą dwójkę. Zacząłem opowiadać starszemu o tym, czego wcześniej byłem świadkiem oraz to co powiedział mi mężczyzna.
– Nie wygaduj głupot. Wierzysz w to? Przecież on to sobie mógł wszystko wymyślić.
– A jednak zebrali wszystkich oczekujących na ten lot w jednym miejscu z dala od innych, nie podając żadnych wyjaśnień.
Hoseok zaczął mnie opierdzielać za gadanie głupot. Jednak inni podłapali temat. Część w to wierzyła, część nie. Jednak wiadomość szybko się rozeszła i już po chwili wszyscy o tym dyskutowali.
Sprawa musiała być dosyć poważna, skoro zawitali do nas kierownicy lotniska z wyjaśnieniami. Oczywiście uspokajano nas, mówiąc, że nie ma się czym martwić. Tak naprawdę powiedzieli to samo co usłyszałem od mężczyzny, tyle że nieco bardziej optymistycznie. Część osób się uspokoiła, lecz i tak wszyscy nerwowo spoglądali w stronę płyty lotniska, czekając aż samolot, na który wszyscy czekamy, wyląduje.
Sekundy zdawały się być minutami, a minut godzinami. Siedziałem na ziemi, z kolanami pod brodą, starając się nie popaść w kompletną depresje. Nie wybaczę sobie, jak coś mu się stało.
– Hyung, on do mnie wróci, prawda?
– Oczywiście. Jungkookie, uspokój się. Na pewno zaraz uda nawiązać im się z nimi kontakt i cało wylądują.
– Musze go zobaczyć. Ostatnio nie było między nami za dobrze. Muszę go przeprosić.
– Zobaczysz go i przeprosisz. A później będziecie się długo i głośno godzić.
Miałem taką nadzieję. Siedziałem, starając się nie słuchać tego co się wokół mnie dzieje. Te wszystkie rozmowy i spekulacje tylko pogarszały moje samopoczucie. Zamknąłem się w swoim świecie, z własnymi myślami. Tylko dlaczego one nie były optymistyczne?
Byłem bliski płaczu, kiedy usłyszałem, że wieża ma kontakt z maszyną, a sam samolot podchodzi już do lądowania. Proszę, żeby tylko nie kłamali. Proszę, niech ten samolot wyląduje cało i bez problemów. W odpowiednim momencie, podobnie jak wszyscy, podszedłem do okna, obserwując płytę lotniska.
– Młody, delikatniej. Połamiesz mi ją.– Odezwał się Hoseok, próbując odciągnąć moje palce od swojej ręki.
Nie mając już niczego innego pod ręką, zacząłem ściskać z nerwów dłonie w pięść, wbijając sobie w wewnętrzną stronę paznokcie. Gdybym wiedział, że czekają mnie takie nerwy, obciąłbym je krócej. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy zauważyłem maszynę zniżającą się w stronę pasa. Wydawało się, że wylądowała całkiem spokojnie.
Wszyscy zaczęli klaskać, gdy maszyna cało wylądowała i zaczęła zwalniać, następnie kołując na odpowiednie miejsce. Ja zamknąłem oczy, starając się uspokoić, mówiąc sobie, że zaraz zobaczę Jimina całego. Całe moje sto siedemdziesiąt trzy centymetry szczęścia.
Wszyscy w zniecierpliwieniu oczekiwaliśmy teraz na pojawienie się pasażerów samolotu. Zjawili się po kilkunastu minutach, rozmawiając i śmiejąc się do siebie. Każdy natychmiast zaczął podbiegać do swojego bliskiego, na którego czekał.
Gdy tylko zobaczyłem mojego ChimChima, natychmiast ruszyłem w jego stronę, zamykając go w szczelnym uścisku. Miałem ochotę płakać ze szczęścia.
Jimin
Podróż minęła zadziwiająco szybko. Pół lotu przespałem, drugie pół przegadałem z kolegą. Po tym wyjeździe chyba już wiem, z kim od teraz będzie mi się najlepiej pracowało. Na pewno dla całego zespołu byłoby korzystne, by całościowo zaliczył takie szkolenie.
Po wylądowaniu chyba wszyscy mogliśmy zgodnie stwierdzić, że nie ma to jak w domu. Po wydostaniu się z samolotu i odczekaniu chwili, by dostać swój bagaż, wszyscy udaliśmy się za jakimś pracownikiem, który kazał nam za sobą podążać. Po chwili trafiliśmy do jakiegoś pomieszczenia, gdzie znajdowało się pełno ludzi.
Nim w ogóle się zorientowałem, ciało mojego króliczka wtulało się we mnie z dużą siłą. Uśmiechnąłem się. Ktoś tu chyba cieszy się, że wróciłem. Po chwili poczułem jak jego ciało drży, co od razu mnie zaniepokoiło.
– Słońce, coś się stało? – Wszeptałem, głaszcząc jego plecy.
– Tak się bałem. – Powiedział drżącym głosem.
– Czego? – Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc o czym mówi.
Rozejrzałem się dookoła. Wszędzie było prawie tak samo. Osoby oczekujące na nasz powrót były dziwne roztrzęsione. Czemu w ogóle wszyscy tu jesteśmy? Dlaczego nie czekali normalnie, tam gdzie wszyscy? Co tu się działo?
Gdy Jungkoook nieco się opanował zaczął mi opowiadać jakaś historyjkę z utratą łączności z samolotem. O czym on w ogóle mówił?
– Co? Przecież podczas lotu nie było żadnych problemów. Żadnych turbulencji. Nawet lądowanie było bardzo delikatne.
Jednak nie wyglądało jakby kłamał. W jakim celu miałby niby mi wciskać taką bajeczkę? Wszyscy wyglądali, jakby rzeczywiście witali się z ocalałymi katastrofy lotniczej. Spojrzałem na przyjaciela, który stał nieopodal. Również był blady jak ściana i spoglądał na mnie z pewną ulgą i radością.
Co się działo, gdy by byliśmy w powietrzu?!
Jeszcze przez chwilę, dawałem mu się poprzytulać, czekając aż emocje nieco opadną.
– Chodźmy już do domu, co? Jestem trochę zmęczony.
Młodszy pokiwał zgodnie głową. Hobiasz przejął ode mnie bagaż i tak w trójkę ruszyliśmy w stronę wyjścia z lotniska. Zaprowadzili mnie do samochodu, który był niemal na końcu parkingu. Po znalezieniu się w środku Jungkook od razu chwycił moją dłoń.
– Wszystko w porządku?– Spytałem, patrząc na jego wyraz twarzy, który był trudny do określenia, ale na pewno nie wskazywał na nic dobrego.
On jedynie pokiwał głową w odpowiedzi. Coś naprawdę było nie w porządku. Jednak nie zamierzałem go w tej chwili o to męczyć. Będę miał na to czas w domu. Spojrzałem na Hoseoka. Z nim też pod koniec mojego pobytu w Ameryce również mało rozmawiałem.
– A co tam u ciebie słychać? – Skierowałem pytanie do przyjaciela.
Pochwyciłem jego spojrzenie w lusterku i szczerze mówiąc, było inne niż się spodziewałem. Myślałem, że już cała sprawa z jego dziewczyną rozwiązana. Przecież wszystko zaczęło się jeszcze przed moim wyjazdem. Czyli rozmowę z nim również muszę odłożyć na później.
Myślałem, że mój powrót do Korei będzie nieco weselszy. Natomiast atmosfera w samochodzie pretendowała na miano grobowej ciszy, jak i atmosfery. No cóż... Może później będzie nieco weselej.
Dotarliśmy pod blok. Każdy wziął po jednym bagażu i udaliśmy się do środka. Poczułem się nieco zdezorientowany, kiedy stanęli przed windą, a jeszcze bardziej, gdy drzwi się otworzyły.
– Co tak patrzysz? – Kookie, delikatnie się uśmiechnął. – Przecież mówiłem ci, że działa.
– Tak, ale nie sądziłem, że naprawdę działa.
Zaśmiał się krótko. Wszedłem za nimi niepewnie do blaszanej windy. Ona naprawdę działa? Drgnąłem niespokojnie kiedy ruszyliśmy na górę. To się nie zatnie? Nie działało tyle lat i w końcu postanowili to naprawić?! Ostatecznie cało i zdrowo dotarliśmy na siódme piętro. Nie wiem tylko czy będę miał odwagę z niej korzystać samemu.
W końcu przekroczyłem próg swojego domu. Nic się nie zmieniło. To naprawdę wspaniałe uczucie w końcu wrócić. Odłożyłem bagaże i zrobiłem sobie krótki spacer po wszystkich pomieszczeniach. Naprawdę nic się nie zmieniło. No dobrze, może jedynie pościel w sypialni, która była teraz bardziej wiosenna.
– To ja już zostawię was samych. – Odezwał się Hoseok, posyłając mi znaczący uśmiech.
– Jasne, do jutra. – Pożegnałem się, dając mu również do zrozumienia, że jego również rozmowa nie ominie.
Zostawił nas samych. Zamknąłem za nim drzwi, po czym odwróciłem się, spoglądając na przedpokój. Pusty. Gdzie on się podział? Ruszyłem w głąb domu, odnajdując młodszego. Stał w kuchni, zaczynając coś przygotowywać.
Jungkook
Naprawdę dobrze było widzieć go w domu. Tu jego miejsce. Już nigdy nie pozwolę mu nigdzie wyjechać, a przede wszystkim polecieć. Koniec z jego podróżowaniem, nawet jeśli to wyjazd służbowy.
W czasie, gdy Jimin żegnał się z Hoseokiem, ja udałem się do kuchni. Na pewno był głodny. Wyglądał tak mizernie. Jeśli wcześnie miałem wątpliwości do tego, że ChimChim, którego widziałem na ekranie wydawał się jakby... chudszy, to teraz miałem już pewność. Jednak dzisiaj na pewno nie zamierzałem poruszać tego tematu. Cieszę się, że jest tu ze mną cały i zdrowy.
Uśmiechnąłem się, gdy poczułem ręce, oplatające mnie od tyłu i jego ciało przylegające do moich pleców. Tak bardzo mi tego brakowało.
– Chwila i będzie gotowe. Na pewno jesteś głodny. – Mówiłem, nie przerywając przygotowań. – Dawno pewnie nie jadłeś nic normalnego.
– Wszystko w porządku?
– Tak. – Odparłem bez przekonania, skupiając się na przygotowaniu posiłku.
– Jungkookie.
– Pomożesz? Nakryjesz do stołu?
Westchnął, lecz wziął naczynia i wyszedł z kuchni. Odetchnąłem nieco. Po kilkunastu minutach wszystko było gotowe. Nie szykowałem nic, co wymagałoby długich przygotowań. Nie wytrzymałbym. Jak najszybciej chciałem nakarmić moją chudzinę. Nie karmili go tam czy jak?
Przyniosłem wszystko, nie mogąc się doczekać, aż zobaczę go jedzącego. Moja obawa, że będzie wybrzydzał, na szczęście okazała się być nieuzasadniona. Zdążyłem niemal zapomnieć jak takie drobne rzeczy, jak posiłek w wspólnym towarzystwie mogą tak cieszyć.
– Nałóż sobie jeszcze trochę. – Powiedziałem, widząc jak kończy opróżniać talerz.
– Jestem pełny. Poza tym chcesz mnie utuczyć?
– Z miłą chęcią. – Powiedziałem zgodnie z prawdą.
Chociaż do tego, co było przed wyjazdem. Z pewnej strony miałem nadzieję, że panikuje nad wyraz. Jednak wszystko się okaże, gdy zobaczę go bez ubrań. W tedy już nie będzie mógł mnie oszukiwać, że wcale nie schudł.
Po jedzeniu ruszyliśmy do jego wszystkich walizek. To wszystko trzeba było wypakować. Czeka mnie naprawdę duże pranie. Zdziwiłem się nieco, zauważając, że nowych ubrań jest mniej niż sądziłem. Z pewnej strony to dobrze, bo nie wiem ile jego garderoba jest w stanie jeszcze zmieścić.
– Kto bierze pierwszy kąpiel? – Spytał, gdy już opróżniliśmy wszystkie walizki.
Padło na mnie. Zabrałem ze sobą rzeczy na przebranie, po czym zamknąłem się w łazience. Ominąłem góry rzeczy czekające na pranie, po czym zacząłem lać wodę do kąpieli. Po jej zapełnieniu, rozebrałem się i wszedłem do środka. Gorąca woda przyjemnie otuliła moje ciało.
Leżałem, korzystając z chwili na odpoczynek. Za dużo emocji... Za dużo emocji z kategorii tych negatywnych. Cisza, spokój i gorąca woda niestety sprzyjały mojej wyobraźni. Z powrotem widziałem te minuty oczekiwania na wieści, co z samolotem.
Jimin
Leżałem w sypialni, czekając na zwolnienie się łazienki. Z uśmiechem wdychałem pościel, przesiąkniętą jego zapachem. Rany, jak mi tego brakowało! Mógłbym to wąchać godzinami! Chociaż chyba wolałbym źródło tego zapachu.
Spojrzałem na zegar. Ile można się kąpać? Znaczy, nie bronie mu relaksacyjnej kąpieli, ale ja tu usycham z tęsknoty! Wstałem zniecierpliwiony z łóżka i udałem się pod drzwi łazienki.
– Jungkookie, długo jeszcze? – Spytałem, lecz odpowiedziała mi cisza. – Jungkookie?!
Co tam się dzieje?
– Jungkook! – Zacząłem pukać do środka, lecz nadal zero odzewu.
Przyłożyłem ucho do drzwi, licząc na to, że w ten sposób będę w stanie usłyszeć jakikolwiek dźwięk. Przez długi czas słyszałem jedynie ciszę. W końcu udało mi się dosłyszeć coś jakby cichy szloch. Serce natychmiast podskoczyło mi do gardła. Zacząłem nerwowo pukać do drzwi.
– Jungkook! Co się dzieje?!
W końcu nacisnąłem za klamkę. Zdziwiłem się, kiedy drzwi ustąpiły pod moim naciskiem. Otwarte? Natychmiast wszedłem do środka, rozglądając się po pomieszczeniu. Od razu skupiłem wzrok na młodszym szlochającym w wannie. Ruszyłem w jego stronę zmartwiony.
– Króliczku, co się stało? – Ukląkłem przy wannie, kładąc dłoń na jego ramieniu.
On nadal zanosił się płaczem, czego moje serduszko po prostu nie mogło znieść. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Dobra, kiedy pokłócił się z rodzicami, podczas obiadu ze mną, też nie było najlepiej, jednak teraz...
Nie przejmując się ubraniami, wszedłem do wanny. Woda była jeszcze ciepła. Chwyciłem dłonie Jungkooka i odsunąłem je od jego twarzy.
– Skarbie, co się stało?
– Tak się bałem, że cię stracę. – Wyszlochał.
– Skarbie...
Przysunąłem się bliżej niego, siadając na jego udach. Objąłem go przyciągając do siebie.
– Już, spokojnie. Jestem tutaj. – Starałem się go uspokoić. – Jestem. Nic mi nie jest.
Jego ręce zaciskały się na moim ciele, trzymając mocno przy sobie. Pozwoliłem mu się wypłakać i odreagować. Naprawdę musiał się o mnie martwić. W samolocie nic nie wiedzieliśmy o żadnej awarii. Jednak musiało być poważnie, skoro tak bardzo to wszystko przeżył. Jungkook raczej nie należał do osób, które panikują z byle powodu. W sumie sam pewnie wyrywałbym sobie włosy z głowy, słysząc, że mój króliczek jest w niebezpieczeństwie.
Po kilku minutach jego oddech się uspokoił, a płacz ustał.
– Hyung... Twoje ubrania. – Powiedział, dopiero rozeznając się w sytuacji.
– Spokojnie, nic im nie będzie. – Uśmiechnąłem się do niego. – Umyłeś się już?
Chłopak pokiwał zgodnie głową.
– Dasz mi się jeszcze szybko umyć? I zaraz kładziemy się razem spać. Spanie samemu było okropne.
Jungkook pociągnął nosem, uśmiechając się. Trochę mi ulżyło, widząc, że jest już nieco lepiej. Nim wyszedł z wanny, dałem mu całusa w nos. Zostając sam w wannie, szybko rozebrałem się z ubrań, rzucając je na kupkę rzeczy do prania, po czym wziąłem się za szorowanie swojego ciała.
Młodszy w tym czasie kończył jeszcze swoją pielęgnację. Przecież moje maleństwo również spędza w łazience, godziny, podobnie jak ja. Znowu zacznie się walka o łazienkę. Tęskniłem nawet za takimi chwilami.
Po chwili w samej bieliźnie udaliśmy się do sypialni. Oboje wślizgnęliśmy się pod kołdrę, przylegając do siebie. Wcześniej oczywiście pozbyliśmy się bielizny. Przecież spanie nago jest o wiele zdrowsze. Nie mogłem jednak powstrzymać dłoni, przed szczegółowym badaniem jego ciała. Chciałem się go na nowo nauczyć.
– Ktoś tu chyba ładnie wykorzystał mój karnet na siłownie. – Stwierdziłem, przejeżdżając opuszkami palców, po jego ładnie zarysowanych mięśniach brzucha.
– Ja natomiast widzę, że będę musiał kogoś pilnować, by ładnie zjadał moje obiadki. – Powiedział, sunąc palcami po moim boku.
Nie podobał mi się ten pomysł, lecz nie miałem zamiaru teraz o tym rozmawiać czy nawet myśleć. Na szczęście dłonie młodszego skutecznie mnie przed tym rozpraszały.
Mruknąłem zadowolony, czując jego miękkie usta na swoich. Szybko z delikatny pieszczot przeszliśmy do namiętnego pocałunku. Jego ręka znalazła się na moim biodrze, przyciągając mnie do niego. Jęknąłem, kiedy nasze członki, będące już w pełni gotowe, otarły się o siebie.
– Kookie, nie każ mi czekać. – Wydyszałem, odsuwając się od niego.
Młodszy ponownie połączył nasze usta razem. Poczułem jego dużą dłoń, obejmujące razem nasze członki. Tak dawno nikt nie dotykał mnie w ten sposób, że niewiele potrzeba było bym znalazł się na krawędzi.
– Kookie, nie, ja zaraz...
Sapnąłem głośno, brudząc nasze brzuchy. Po chwili młodszy postąpił podobnie. Dyszałem, starając się uspokoić oddech. Spojrzałem na Jungkooka z pewnym wyrzutem, że tak to wszystko zakończył.
– Nie patrz tak na mnie, to dopiero początek. Jeszcze będziesz błagał bym przestał. – Uśmiechnął się zadziornie.
Oho, miejsce Kookiego zastępuje Jungkook. Już mi się podoba. Przygryzłem seksownie dolną wargę, chcąc go nieco sprowokować. Chyba mi się udało, ponieważ po chwili młodszy znalazł się nade mną. Połączył nasze usta, po czym zaczął zjeżdżać pocałunkami coraz niżej. Nie powstrzymywałem swoich westchnień, za co szybko zostałem pochwalony.
– Uwielbiam cię słyszeć. – Wymruczał, co tylko dodatkowo na mnie zadziałało.
Zamknąłem oczy, skupiając się jedynie na dotyku, którym obdarowywał mnie młodszy. Drgnąłem zaskoczony, gdy poczułem jego wilgotne palce, zataczające małe kółka wokół wejścia do mnie. Kiedy on zdążył sięgnąć po lubrynakt?!
Wziąłem głębszy wdech, kiedy jeden z jego palców znalazł się we mnie. Spojrzałem na chłopaka między moimi nogami.
– Jaki ciaśniutki. – Powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
To niemożliwe, ale chyba poczułem jak się rumienię! Starałem się rozluźnić, podczas gdy młodszy zajmował się rozciąganiem mnie.
– Trochę sobie poczekasz nim poczujesz mnie w sobie, Jiminnie.
Jęknąłem niezadowolony, chociaż wiedziałem, że kierowało nim jedynie moje dobro. Dwa miesiące bez seksu. Ręka się nie liczy. Gdyby Jungkook jednak postanowił we mnie wejść, bez wcześniejszego odpowiedniego przygotowania, założę się, że nie umiał bym wstać z łóżka przez miesiąc, a wizyty w toalecie byłyby istnym koszmarem.
Jungkook
Przekręciłem się na długi bok, a po chwili na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Chcę móc co rano widzieć Jimina tak słodko śpiącego. Odgarnąłem mu z czoła opadające końcówki czarnych włosów. Nie mieli tam farb czy co? Patrząc na ich długość musiał je ściąć i to już są jego naturalne. Dość niecodzienny widok. Przyzwyczaiłem się do tej tęczy, którą były jego włosy.
Przekręciłem się na bok, po czym usiadłem na brzegu łóżka. Jęknąłem pod nosem, czując ból w nogach.
– Co się dzieje? – Usłyszałem pytanie zza pleców.
Obróciłem się, zauważając jak starszy spogląda na mnie spod pół przymkniętych powiek.
– Nogi mnie bolą.
– Ciebie coś boli? – Podniósł się lekko. – Co ja mam powiedzieć?! Moja dupa jest teraz nie do użytku przez co najmniej tydzień. – Poskarżył się, a ja powstrzymywałem zadowolony uśmiech.
– A ja sądzę, że jeszcze dzisiaj wieczorem będzie do użytku. – Nie mogłem się powstrzymać.
– Jungkookie!
– Oj, nie mów, że ci się nie podobało.
– Jesteś najlepszy. – Powiedział, nieco łechtając moje ego.
Wstałem z łóżka, odsłaniając żaluzję. Hyung od razu zasłonił oczy przedramieniem. Śpioch! Podszedłem do niego bliżej, zrywając z niego kołdrę.
– Jungkookie, daj mi jeszcze pospać. – Zaczął marudzić.
– Wstawaj.
Burknął coś pod nosem, lecz podniósł się do pozycji siedzącej. Widziałem jak jego usta wykrzywiają się w krótkim grymasie, który szybko znikł, kiedy zaczął lustrować mnie wzrokiem. Odwróciłem wzrok, szybko sięgając po bieliznę leżącą koło łóżka.
Widziałem jak z zbolałą miną sam nakłada na siebie bokserki. Chyba mogłem w nocy na niego nieco bardziej uważać. Jednak jak ja miałem to robić, po tak długiej przerwie oraz kiedy jego jęki same błagały mnie o więcej?
– Chodźmy coś zjeść. – Zaproponowałem.
– Nie dam rady się ruszyć.
Westchnąłem ciężko. Podszedłem do hyunga, chwytając go pod kolanami i podnosząc z łóżka. Rękoma objął moją szyję, a nogi owinął wokół mojego pasa. Chcąc nie chcąc, miałem okazję naprawdę się przekonać, że stracił na wadzę. Chociaż już sam jego wygląd mi to mówił.
– Kiedy wracasz do pracy? – Spytałem, niosąc go do kuchni.
– W poniedziałek. – Jęknął niezadowolony. – Posiedziałbym sobie jeszcze z tydzień w domu.
Odłożyłem go ostrożnie na blat. Widziałem jak starszy krzywi się nieco, siadając na twardym.
– Opowiadaj mi jak tam było w Ameryce, ja w tym czasie będę robił śniadanie.
Słuchałem wszystkiego z uśmiechem na twarzy. Widać było, że mu się podobało, chociaż co chwilę zaznaczał, że bardzo za mną tęsknił. Przez całe przygotowywanie śniadania towarzyszył mi przyjemny głos hyunga.
Nie przenosiliśmy się na śniadanie do jadalni. Hyung jadł na blacie, a ja stojąc między jego nogami. Z uwagą pilnowałem, by wszystko co było w jego misce z niej znikło. Z niepokojem widziałem jak jego tempo jedzenia szybko spada.
– Już nie mogę. – Powiedział, odkładając miskę na bok.
– Nie przesadzaj. Zjedz jeszcze trochę. – Starałem się zachować spokój.
– Naprawdę jestem już pełen.
– To wcale nie była duża porcja. Musisz jeść, bo widzę, że cię tam nie karmili. – Starałem się delikatnie go uświadomić, że wyraźnie schudł, jakby jakimś cudem sam tego nie widział.
Patrzał na mnie, nadal nie mając zamiaru z powrotem chwycić swojej miski. Nabrałem w pałeczki trochę jedzenia, po czym podsunąłem je pod usta hyunga. Przez chwilę patrzał na mnie zdziwiony, lecz w końcu otworzył buzie. W ten sposób udało mi się jeszcze trochę w niego wmusić, lecz i tak było to nie wiele.
Teraz mu jeszcze odpuszczę. Ale nich sobie nie myśli, że pozwolę mu tak robić przy każdym posiłku. Ma jeść normalne porcje, tak jak wcześniej. Sam dokończyłem to co zostało w jego misce, po czym wziąłem się za zmywanie naczyń.
– To co teraz? – Spytałem, podchodząc do hyunga, który cały czas zajmował miejsce na kuchennym blacie.
– Nie pogardziłbym długa gorącą kąpielą.
– I maścią, mam rację? – Uśmiechnąłem się.
Chwyciłem go z powrotem na ręce i przeniosłem do łazienki. Moje obolałe maleństwo. Posadziłem go na ubikacji, by móc mu przygotować jego upragnioną kąpiel. W czasie kiedy on wygrzewał się w goręcej i pachnącej kąpieli, ja wziąłem się za pranie wszystkich jego rzeczy z wyjazdu.
– Nie musisz tego robić. Sam to później zrobię. – Zapewnił mnie.
– Jakoś będę czuł się bezpieczniejszy o twoje ubrania, jeśli sam to zrobię.
– Kookie, przecież pranie to ja jeszcze umiem zrobić. Jakoś sobie radziłem, gdy ze mną nie mieszkałeś. – Zwrócił mi uwagę, wychylając się z wanny.
– Ale jakimś cudem skurczyłeś i zafarbowałeś moje ubrania jednocześnie podczas pierwszego prania, jakie robiłeś po mojej wprowadzce tutaj.– Przypomniałem mu.
– Każdemu może się zdarzyć! – Powiedział z naburmuszoną miną.
Racja, ale będę spokojniejszy, jeśli ja się tym zajmę. Naprawdę się dziwię, jak on sobie radził sam. Co prawda z gotowaniem radził sobie nie najgorzej, lecz widać było, że obowiązki domowe nie są jego mocną stroną.
Kończąc wstawiać pranie, spojrzałem za siebie. Pokręciłem głową, chwytając w dłoń kłębuszek skarpetek. Uśmiechnąłem się dumnie, kiedy trafiłem prosto w głowę. Jimin poruszył się niespokojnie, rozglądając się zdezorientowany, a następnie spoglądając na pływające w wannie skarpetki.
– Nie śpij w wannie, bo się utopisz.
– Męczył mnie pół nocy i jeszcze nie da się wyspać. – Burknął pod nosem.
– Po pierwsze, sam mnie błagałeś o więcej. Po drugie, możesz spać, ale nie w wannie.
Wstałem i podszedłem do starszego.
– Nie uśnij tutaj. – Poprosiłem, na koniec przelotnie całując jego pełne usta.
Opuściłem łazienkę. Ubrałem się w końcu, po czym rozejrzałem się po mieszkaniu. Od wczorajszego dnia za bardzo się nie zabrudziło, więc sprzątanie mogłem sobie darować. Udałem się do gabinetu, chcąc się chwilę pouczyć. Może w końcu z hyungiem kilka pomieszczeń obok, będę w stanie skupić się na tym co powinienem.
Z zadowoleniem stwierdziłem, że brak niepokoju o Jimina naprawdę pomagał. Mogłem spokojnie uczyć się na nadchodzące sprawdziany, nie martwiąc się, czy wszystko z nim w porządku. Wszystko wracało do normy.
Panującą ciszę po czasie przerwał głos hyunga.
– Jungkook!
– W gabinecie!
Po chwili drzwi otworzyły się, a do środka weszło moje osobiste bóstwo. Tym razem był już ubrany. Nogi opinały czarne spodnie, a w nie wsadzona była bordowa koszula. Jak zwykle zabójczo przystojny.
– Jungkookie, możesz mi wyjaśnić co to jest? – Spytał, pokazując tapetę w moim telefonie.
– Gucci Junior.
– Co? – Spojrzał na mnie z jeszcze większym zdezorientowaniem na twarzy.
– Dulcynea Taehyunga. – Zaśmiałem się pod nosem.
– Siostra Hobiasza trochę się zmieniła. – Stwierdził, przypatrując się zdjęciu.
– Bardziej bym stawiał, że to wymarzone dziecko, jakie Tae chciałby zaadoptować.
– Nawet do niego podobne.
Przybiłem sobie piątkę z moim czołem. No tak... "Wielkie" umysły działają podobnie.
– Ty mi lepiej powiedz, czy umówiłeś się już z Hoseokiem?
– Miałem dzwonić, ale niechcący chwyciłem twój telefon no i... Już się bałem, że coś z tobą nie tak, widząc tę kozę.
Zmarszczyłem brwi.
– Dlaczego gdybym sam ustawił sobie na tapetę kozę, uważałbyś, że coś ze mną nie tak?
– Uważasz, że zdjęcie kozy lepiej nadaje się na tapetę niż moje?
Westchnąłem ciężko.
– Proszę, powiedz mi jak już będziesz wiedział, o której wychodzisz i mniej więcej o której wracasz, bo nie wiem jak szykować obiad i kolację.
– Oczywiście. – Powiedział posyłając mi całusa.
Hyung wyszedł, a ja wróciłem do nauki.
Jimin
Otworzyłem drzwi. Uśmiechnąłem się, widząc przyjaciela.
– Kookie, wychodzę!
Młodszy przyszedł się jeszcze ze mną pożegnać i życzyć miłej zabawy oraz przywitać i pożegnać się z Hoseokiem. Ucałowałem króliczka na do widzenia, po czym opuściłem mieszkanie. Odruchowo ruszyłem w stronę schodów. Przed dalszą drogą powstrzymał mnie głos przyjaciela.
– A ty gdzie? Zapomniałeś, że winda działa?
– Szczerze? To dla mnie to jakieś takie dziwne i podejrzane.
Hobi zaśmiał się krótko, lecz już po chwili oboje byliśmy wiezieni przez metalową klatę na parter. Nadal jestem zdania, że nie przemieszczę się tym sam. Przecież jakby się to zacięło to koniec!
– To jaki plan? – Spytałem, gdy znaleźliśmy się na dole.
– Jest jeszcze dość wcześnie. Może najpierw krótka wizyta w barze na drinka, później trochę się zabawimy i na koniec znowu drinkujemy?
Nie miałem nic przeciwko. Pozwoliłem dowodzić przyjacielowi. Takim sposobem najpierw wylądowaliśmy w jednym z barów, gdzie nieco dodaliśmy alkoholu do swojego krwiobiegu. Później trzeba było się nieco rozruszać i zabawić. Tak trafiliśmy na jakąś imprezę w centrum.
Będąc między tłumem spoconych i napalonych nastolatek, dziwiłem się, jak ja mogłem kiedyś tak imprezować? Co druga osoba przyszła tutaj zaliczyć przygodę na jedną noc. Czułem na sobie pożądliwe spojrzenia dziewczyn oraz kilku mężczyzn. Nie było to komfortowe odczucie, chociaż z pewien sposób pochlebiające. Jednak teraz nie pragnąłem niczyjej uwagi, chyba, że mojego króliczka. Nikt inny się nie liczył.
Po kilku godzinach zabaw i tańców, usiedliśmy wspólnie przy barze.
– To jak, powiesz mi w końcu o co chodzi?– Spytałem, starając się nieco wyrównać oddech.
– Daj mi jeszcze trochę spokoju. Napijmy się.
I tak mu nie odpuszczę. Złożyliśmy zamówienie u barmana. Moją uwagę szybko przykuła blondynka, zbliżająca się do nas. Oparłem się o wolne krzesło tuż obok mnie, spoglądając na mnie zalotnym wzrokiem.
– To miejsce jest wolne?
– Nie. Zajęte. – Odparłem nieco chłodno.
Zmarszczyła te swoje sztucznie namalowane brewki, lecz widziałem, że łatwo nie da za wygraną. I że też kiedyś podobały mi się takie łatwe laski... Gdzie ja miałem oczy?
– Masz chuja między tymi nóżkami? Jeśli nie, to spadaj.
Otworzyła usta nieco oburzona i zaskoczona. Prychnęła pod nosem, zarzuciła tymi tlenionymi, zniszczonymi włosami i odeszła. Odetchnąłem z ulgą.
– No, Hobiasz. Dajesz, bo noc nas zastanie, a i tak dobrze wiesz, że ulży ci jak się komuś wygadasz. A jeśli będzie to ktoś inny niż ja, to się normalnie obrażę.
Chrząknąłem, widząc jak przegląda coś w telefonie. Słuchasz ty mnie w ogóle?!
– Hobiasz...
– ChimChim, to naprawdę nie jest łatwe. – Westchnął, unikając odpowiedzi.
– Powiedz po prostu w czym jest problem. – Posłałem mu pokrzepiające spojrzenie. – Przecież to już się ciągnie chyba z trzy miesiące. Co się dzieje?
Widziałem jak bierze duży łyk alkoholu, dostarczonego przez barmana.
– Hobi...
– Jisoo jest w ciąży. – Powiedział na wydechu.
Milczałem. To nie jest jedyny problem, mam rację? Jest coś jeszcze. Wiedziałem, że chociaż na pewno tego nie planowali, Hoseok cieszyłby się z potomka. To musi mieć drugie dno.
– I... – Próbowałem pociągnąć go za język.
– Nie ze mną.
Jego wzrok skupiony był na szklance. Wpatrywałem się w niego, nie wiedząc co powiedzieć. Czyli naprawdę go zdradzała. Nie było sensu głupio go pocieszać, ponieważ oczywistym było, że sytuacja jest beznadziejna.
– I co zamierzasz?
– Nie wiem. – Powiedział załamany. – Na pewno nie pozwolę jej na skrobankę. Dziecko niczemu nie zawiniło, poza tym to niczego by nie zmieniło. Nie wymazało by tego co zrobiła.
To chociaż jedna kwestia jest niemal wyjaśniona.
– Zostaniesz z nią? – Spytałem ostrożnie.
– Naprawdę nie wiem. A myślisz, że Jungkook zostałby z tobą, gdybyś zrobił coś takiego?
– Po pierwsze, to ja niby mam zachodzić w tę ciążę? Dlaczego robisz ze mnie kobietę w moim związku? Po drugie, dlaczego wziąłeś jedynie pod uwagę, że to ja bym go zdradził? – Oburzyłem się.
– Chim, nie obraź się, ale patrzmy realistycznie. Ten chłopak w życiu cię nie zdradzi, nie skrzywdzi cię w ten sposób.
Westchnąłem ciężko, kręcąc głową.
– Od kiedy...
– Dziewiąty tydzień.– Odezwał się.– Powiedziała mi dwa tygodnie temu.
– Co będziecie mówić? Znaczy, jeśli nadal z nią zostaniesz, to jak to wszystko...
– Że to moje. Co mamy innego mówić? Zobaczę, może później powiem rodzicom prawdę. Mają prawo wiedzieć, że to naprawdę nie jest ich wnuk. – Potarł nerwowo twarz, następnie zerując drinka. – Na razie nie mów o tym nikomu, tak samo Jungkook.
– Kookie?
– Przecież dobrze wiem, że mu się wygadasz. – Spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem.
Zapadło kilka minut ciszy, podczas której, jedynie delektowaliśmy się kolejnymi szklankami alkoholu.
– Słuchaj, a to na pewno nie twoje? Wiesz, może to jednak ty jesteś ojcem.
– Nawet jeśli, to nie zmienia faktu, że mnie zdradzała. Poza tym to było w okresie, gdy się kłóciliśmy. Jakiś czas nie spaliśmy ze sobą, więc nie mam powodów nie wierzyć, że to kogoś innego. Ale i tak później będę chciał wykonać testy.
– Wiesz przynajmniej z kim się bzykała?
– Boi mi się powiedzieć. – Prychnął rozbawiony.
W sumie się jej nie dziwię. Za pewne ja na jego miejscu poszedł bym do tego gościa i zaprosił na ostry dyżur. Gdybym się bił... Zresztą, właśnie tak zapewne by było, gdyby Hobi znał ojca dziecka.
– Dobra, koniec o mnie. Jak tam Jungkook trzymał się w domu?
– Ogólnie po odreagowaniu stresu, to było całkiem przyjemnie.
– Mając na uwadze fakt z jakim grymasem siadasz na każde krzesło, można przypuszczać, że nawet bardzo. – Zaśmiał się. – A tak poza tym w porządku? Tak ogólnie, między wami?
– Dlaczego pytasz? – Zmarszczyłem brwi. – Jungkook coś ci mówił?
– Ty mi właśnie w tym momencie powiedziałeś.
Brawo Jimin, geniuszu. Chyba z Taehyungiem na mózgi się pozamieniałeś.
– Nic się nie dzieje. Jest w porządku.
– Jimin, przecież mam oczy. Ja na jego miejscu bym się czepiał i założę się, że on właśnie to robi. Co ci znów odwala? – Mówił, mierząc mnie uważnym spojrzeniem.
– Nie rozumie o czym mówisz.
– O tych twoich wystających kościach. Powtórka z rozrywki? Znów chcesz wylądować w szpitalu?
– Przestań. Nie głodzę się.
– Mhm, za długo cię znam. Mnie nie oszukasz. Jimin, przecież wcale nie jesteś gruby. Co z tobą nie tak? Czy Jungkook kiedykolwiek wytknął ci twoją wagę, cokolwiek z wyglądu?
– Dlaczego go w to mieszasz? – Wyprostowałem się.
– Bo to jego opinia powinna być tutaj w pewien sposób kluczowa. Nie wierzę, że on byłby w stanie ci coś takiego powiedzieć, w szczególności, że wcześniej naprawdę miałeś dobrą figurę. Zaczynasz wyglądać jak kościotrup. To naprawdę nie ma prawa się nikomu podobać. Nawet tobie nie powinno.
– Oj Hobiasz, daj spokój.
– Jimin, postaw się na jego miejscu. Gdybyś to ty po powrocie zastał Jungkooka wychudzonego. Nie martwiłbyś się?
– Już nie masz innej broni na mnie tylko Jungkook? – Powoli zaczynałem tracić cierpliwość.
– Po prostu wiem, że w ten sposób na pewno do ciebie dotrę.
Odwróciłem wzrok, milcząc. Nie miałem ochoty na ten temat rozmawiać. Wystarczy mi Jungkook wydziwiający podczas posiłków. Jeszcze brakuje by Hoseok zaczął się czepiać mojego jedzenia. Wcale się nie głodzę... już. Po prostu mam mniejszą ochotę na jedzenie.
Kiedy każdy odpuścił poruszanie poważnych tematów jak na ten wieczór, rozpoczęły się luźne rozmowy i zwiększona częstotliwość zamówień u barmana.
Jungkook
Widzę, że wracamy do stanu sprzed wyjazdu. No, może z trochę wcześniejszego, ponieważ przed wyjazdem było całkiem w porządku. A teraz najwyraźniej wracamy do całonocnych imprez. Miałem nadzieję, że to ten ostatni raz. Dawno nie widział się z Hoseokiem, więc mieli prawo na dłuższy wypad.
Ale naprawdę tak ciężko mnie uprzedzić, że jednak nie wróci się na kolację? Proszę o tak wiele? Byłbym o wiele spokojniejszy. Nie martwiłbym się czy po prostu zapomniał mnie poinformować, czy może coś mu się stało. Eh, chyba jestem za bardzo opiekuńczy w stosunku do niego.
Spojrzałem na zegar. Dochodziła trzecia w nocy. Może i jak na weekendowy wypad na miasto, to wcale nie tak późno. Ale biorąc pod uwagę, że mieli wrócić przed dziesiątą, to jednak mają spore opóźnienie. Mogli od razu uprzedzić, że wrócą nad ranem.
Westchnąłem głośno, gdy koło czwartej nad ranem usłyszałem grzebanie przy zamku. Ktoś tu ma problemy z trafieniem kluczem do zamka? Zlitowałem się nad nim i poszedłem otworzyć mu drzwi.
Otworzyłem drzwi, a dwójka mężczyzn omal nie przewróciła się na progu. Wpuściłem ich do środka z wyrazem niezadowolenia wymalowanym na twarzy. Naprawdę... Chociaż jeden nie mógł zachować trochę rozsądku i ociupinkę, ale tak tyci tyci, trzeźwości?
– Kookie, nie śpisz?
Spojrzałem na Hoseoka. Patrzał w podłogę, usilnie unikając mojego wzroku. Wyglądał jakby w ten sposób chciał się przeteleportować piętro niżej, by uniknąć mojego spojrzenia. Pokręciłem głową rozczarowany, po czym zamknąłem drzwi wejściowe na klucz.
– Idę spać. – Westchnąłem zrezygnowany.
Nie mam do nich siły.
Weekend minął dość szybko i na spokojnie. Chłopaki pół niedzieli leczyli kaca. Dzięki temu nie zwracali mi głowy kolejnymi głupimi pomysłami, czy propozycjami na kolejne wyjście. Jak po wielu tego typu wyjściach, zarzekali się, że to ostatni raz jak pozwolili sobie tyle wypić.
Chociaż jak się później okazało, mieli całkiem dobry powód. Nie zazdrościłem Hoseokowi sytuacji, w której się znalazł. Tak jak prosił mnie hyung, nie zamierzałem o tym nikomu wspominać. Zresztą, to nawet nie moja sprawa, więc nie zamierzałem się mieszać. Mam dość swoich zmartwień.
Wraz z nastaniem nowego tygodnia, rozpoczęły się kolejne sprawdziany i kartkówki. Już wyczuwałem kolejne godziny siedzenia przed książkami, by poprawić niektóre z przyszłych ocen.
Całe szczęście, że chociaż na lekcje z Hoseokiem niczego nie musieliśmy się uczyć. Jeszcze tego by brakowało.
– Jak tam sprawy z Sooyeon? – Zagadnąłem przyjaciela, przebierając się.
– Całkiem dobrze. Zrobiło się całkiem poważnie.
– Ty i poważnie? To jakoś nie pasuje do ciebie.
– Odezwał się ekspert! – Fuknął.
– No dobrze. To w takim razie ja się pytam, dlaczego jej jeszcze nie poznałem?! – Wytknąłem mu.
Są już ze sobą chyba ponad dwa miesiące, a ja jej jeszcze nie miałem okazji zobaczyć jej na żywo!
– Rozumiem, że mam zorganizować podwójną randkę?– Zaśmiał się. – Hyung nie poczuje się przy nas staro.
Szturchnąłem go ostrzegawczo. Jimin przecież nie był taki stary! To tylko cztery lata.
Dalszą rozmowę przerwał nam dzwonek na lekcje. Wyszliśmy z szatni, czekając na pojawienie się nauczyciela, który jak zawsze zjawił się w ciągu zaledwie kilku minut. Początkowo hyung wydawał się być czymś zmartwiony, lecz to wrażenie szybko zniknęło. Po chwili już wszyscy rozgrzewaliśmy się na sali. Obyśmy dzisiaj grali w coś ciekawego. Miałem dość już tej siatkówki.
Lekcje z hyungiem minęły w mgnieniu oka. Szczęście na koniec było jeszcze większe, ponieważ były to nasze ostatnie zajęcia w dniu dzisiejszym. Wszyscy przebierali się w mgnieniu oka by jak najszybciej wydostać się już ze szkoły. Mi nie szczególnie się spieszyło. Za dwadzieścia minut zaczynają się zajęcia wokalne.
Pożegnałem się z Tae, który przebrał się szybciej ode mnie. Jako ostatni wyszedłem z szatni. Na korytarzu panowała pustka. Inni mieli jeszcze lekcje, a nasza klasa już się ewakuowała. Idąc zauważyłem Taehyunga, który był na końcu korytarza. Z na przeciwka kroczył Hoseok, który najwyraźniej wracał z pokoju nauczycielskiego.
Poczułem przyspieszone bicie serca, gdy zauważyłem jak nagle hyung rzuca się na Tae, przytrzymując go przy ścianie. Ruszyłem biegiem w ich stronę, wystraszony całym zajściem. Co to ma być?! Hoseok przyciskał młodszego do ściany, lekko go podduszając. Natychmiast doskoczyłem do dwójki, starając się ich rozdzielić.
Gdy udało mi się odciągnąć hyunga od przyjaciela, stanąłem między nimi.
– Tae, coś ty znowu zrobił?!
Wątpiłem by Hoseok bez powodu nagle naskoczył tak na niego.
– Ja?! Nic! – Mówił, wydawało się, że szczerze. – Tylko pogratulowałem mu zostania ojcem.
– Co? Skąd o ty wiesz?
Spojrzałem na stojącego za mną hyunga, obawiając się, że skieruje na mnie oskarżycielskie spojrzenie. Ja nikomu nic nie mówiłem! Tae, ty to zawsze wiesz co powiedzieć...
– Soo mi wczoraj powiedziała. – Powiedział ściszonym głosem, nadal będąc nieco zdezorientowanym. – Nie rozumiem tylko, dlaczego się na mnie rzucił!
Rozejrzałem się dookoła. Na szczęście nikt poza mną tego nie widział. No, były jeszcze kamery, lecz miejmy nadzieje, że nikt nie zwróci na to uwagi. Przeprosiłem hyunga i zacząłem ciągnąć Tae w stronę wyjścia ze szkoły.
– Kook, o co tu chodzi?! – Spytał, gdy znaleźliśmy się na zewnątrz.
– Tae...
– Odwaliło mu! Rozumiem, że jeżeli to była wpadka, to może nie ma powodu do radości, ale żeby się na mnie rzucać?! Obłęd!
– Tae!
– Co?! – Spojrzał na mnie, spod zmarszczonych brwi.
– To nie jego...
Widziałem jego zdezorientowany wzrok. Czasami mam wrażenie, że się z Gucci Juniorem na mózgi pozamieniałeś.
– To nie jego. Pewnie jeszcze nie chwalił się tym drobnym szczegółem rodzinie.
– No to rzeczywiście trochę zjebałem. Kurcze. No to nie zazdroszczę. – Podrapał się zakłopotany po karku. – A ty skąd to wiesz?
– Jimin mi mówił. Prosił, żebym z nikim na ten temat nie rozmawiał. Taehyung, nie wspominaj może o tym swojej dziewczynie. Skoro sam hyung o tym im nie powiedział, to pewnie nie chce by znali prawdę.
– Jasne. Nie ma sprawy.
Jeszcze chwilę postaliśmy pod szkołą. W końcu on udał się na przystanek, a ja w dalej czekałem na zajęcia wokalne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top