Rozdział 20
Jimin
Obudziłem się, chwytając w dłonie telefon. Jestem w szoku, że rzeczywiście same wibracje ustawione jako budzik mnie zbudziły. Miałem nadzieję, że to nie jest któraś z kolei drzemka. Odetchnąłem z ulgą, widząc, że mam jeszcze wystarczająco czasu. Zacząłem powoli i ostrożnie wydostawać się spod kołdry, nie chcąc w żadnym wypadku, budzić jeszcze młodszego.
Zamarłem, gdy widziałem jak przekręca się na drugi bok. Obserwowałem go nieruchomo. Na szczęście dalej spał. Wyszedłem z sypialni i skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Hoesok już przed nimi czekał.
– Kupiłeś wszystko? – Wyszeptałem.
– Stary, przecież ty sam to zamawiałeś i opłacałeś zamówienie. – Zwrócił mi uwagę.
– Ale czy wszystko jest?
– Jest. Nie wiem jakim cudem wszystko zmieściłem do auta. – Zaśmiał się szeptem.
– Zacznij je znosić do przedpokoju. Ja się ubiorę i będę je układał w salonie.
– Jimin. Mieszkasz na siódmym piętrze bez windy. Zdajesz sobie sprawę, że jeżeli to robię to muszę cię i to co chcesz zrobić bardzo szanować i popierać?
– Też cię kocham. A teraz szybko, zacznij to znosić, bo boję się, że obudzi się wcześniej niż tego chcę.
Hoseok zaczął wszystko znosić do przedpokoju, a ja już ubrany w białą koszulkę i czarne spodnie, zacząłem wszystko układać w salonie. Miałem nadzieję, że mu się spodoba
– Dobra, to życzę powodzenia. – Powiedział przyjaciel na pożegnanie. – Opowiesz mi później jak było.
– Przyjdź do Jungkooka to sam ci pewnie z chęcią opowie.
Skinął głową, wychodząc z mieszkania. Zostałem sam. Wszystko teoretycznie było już gotowe. Sprawdziłem jeszcze czy aby na pewno mam najważniejszą rzecz w kieszeni. Jest tam.
Skoro Jungkook jeszcze śpi, mam czas na zatroszczenie się o szczegóły. Zgasiłem światło, a zacząłem zapalać porozstawiane w różnych częściach pokoju, świece. Zadbałem też by przejście do salonu odpowiednio wyglądało. Chciałem by już po wyjściu z sypialni, zauważył, że coś jest nie tak, lecz by nie wiedział co się szykuje.
Miałem nadzieję, że tym porankiem wynagrodzę mu tą dwumiesięczna rozłąkę.
Jungkook
Przekręciłem się na bok. Przesunąłem się, chcąc wtulić się w ciało hyunga. Zmarszczyłem brwi, czując brak jego ciała. Podniosłem się, rozglądając się po pokoju. Gdzie Jimin? Sprawdziłem godzinę w telefonie. Za wcześnie, niemożliwe, żeby już wstał. Pewnie poszedł tylko do toalety
Leżałem, czekając na zjawienie się hyunga. Nie podobało mi się to, że tak długo nie wracał. Wyszedł bez pożegnania. Nie, nie zrobiłby mi tego. Zaniepokojony, podniosłem się do pozycji siedzącej. Gdzie on jest?
Ostatecznie wydostałem się spod ciepłej kołdry, kierując się w stronę drzwi. Zamarłem na moment widząc kilka płatków róż przed drzwiami. Ich ślad prowadził w stronę salonu. Co jest grane? Szedłem ich śladem, zauważając, że z każdą chwilą zwiększa się ich liczba.
Znieruchomiałe, gdy moim oczom ukazał się salon. Wszędzie stały wazony z bukietami czerwonych róż. Na szafkach i stoliku stały zapalone świece, dające niewiele światła, lecz wprowadzające niezwykły nastrój. Pośród tego wszystkiego stał Jimin. Elegancko ubrany, spoglądał na mnie niepewnym wzrokiem.
Czułem jak moje serce bije coraz mocniej.
– Ji-jiminnie... Co to wszystko... – Nie umiałem dokończyć zdania.
Starszy podszedł do mnie kilka kroków, na koniec uklękając na jedno kolano. Co tu się dzieje?! Ja nadal śnię?! Halo?!
– Jungkookie... – Zaczął niepewnie. Po chwili w jego dłoni pojawiło się niewielkie pudełeczko. – Zostaniesz moim jedynym?
Nie miałem pojęcia, co to wszystko ma znaczyć, ale...
– Tak! – Powiedziałem, rzucając mu się na szyję.
Starszy, zaczął się podnosić, ze mną w swoich objęciach. Odsunąłem się nieco od niego. Dopiero teraz byłem w stanie zauważyć zawartość pudełeczka. Dwie piękne, pasujące do siebie obrączki. Piękne.
Jimin drżącą dłonią chwycił jedną z nich, po czym założył na mój palec. Idealnie pasowała. Gdy obrączka zalazła się na moim palcu, chwyciłem drugą i założyłem na jeden z jego palców.
– Jimin, co to wszystko ma znaczyć? – Spytałem, nadal czując targające mną emocje.
– Chciałem, żebyś miał pewność, że ten wyjazd niczego nie zmieni. Że każdego dnia będę myślał o tobie i tęsknił tak samo mocno.
– Głupi. – Powiedziałem, czując, że się rumienię. – Przecież i bez tego bym to wiedział.
Uśmiechnął się jedynie, szczęśliwy.
– Kocham cię. – Szepnąłem nieco drżącym głosem.
– Ja ciebie też. – Odpowiedział.
Spojrzałem na te wszystkie kwiaty. Jeny, jaki niepoprawny romantyk. Naprawdę szczęściarz ze mnie, że go mam. Pewnie nie jedna dziewczyna marzyłaby o takich zaręczynach.
– Idziemy dalej spać? – Spytał starszy. – Nadal jest bardzo wcześnie.
– Jak ja mam po tym wszystkim zasnąć?! – Stwierdziłem. – Zgaś świece, ja zacznę zanosić to wszystko do sypialni.
– Dlaczego do sypialni?
– To są moje kwiaty i będę je trzymał tam gdzie chce. – Powiedziałem, chwytając pierwszy bukiet.
Jimin zaczął wykonywać swoją część pracy, a ja swoją, przy okazji mając okazję powąchać każdy z bukietów. Gdy wszystkie znalazły się w sypialni, zrobiło się tu trochę mało miejsca, lecz czułem się naprawdę szczęśliwy, mając je dookoła.
Leżeliśmy z Jiminem w łóżku, wtuleni w siebie, zamierzając spróbować powrócić do przerwanego snu.
– ChimChim...
– Tak, słońce? – Mruknął.
– To teraz jestem twoim narzeczonym czy mężem? – Spytałem, splatając nasze dłonie, na których widniały obrączki.
– A kim chcesz być, poza moim kochanym Jungkookiem?
Ponownie czułem, że się rumienię.
Jimin
Sam w to nie wierzyłam, ale w końcu udało nam się usnąć. Jednak miałem wrażenie, że było to tylko chwilowe zamknięcie powiek. Mimo wszystko wstałem jako pierwszy, by przygotować nam śniadanie. Chciałem by te ostatnie godziny razem spędzić miło i spokojnie.
Kiedy kończyłem przygotowywać posiłek, usłyszałem powolne człapanie króliczka. Spojrzałem za siebie, a na mojej twarzy wykwitł szczęśliwy uśmiech.
– Słodko wyglądasz.
– Przez chwilę miałem wrażenie, że miałem zwariowany sen, a później spojrzałem na palec i... Naprawdę to zrobiłeś. Oświadczyłeś mi się?
– Można tak powiedzieć. Tylko, że zamiast zaręczynowego od razu oboje mamy obrączki. – Puściłem do niego oczko. – Co zjesz?
– Oświadczasz się mi i wyjeżdżasz. Teraz będę jeszcze bardziej tęsknić. – Mruknął, robiąc naburmuszoną minę.
– Rozumiem, że miałem tego nie robić?
– Jiminnie... – Jęknął jak męczennik, którego cierpienia nikt nie rozumie.
– Jedz śniadanko, skarbie. – Powiedziałem, nakładając posiłek na talerz.
Usiedliśmy wspólnie przy stole. To nasze ostatnie godziny razem.
Jungkook
Spojrzałem jeszcze raz na te wszystkie torby. Gorączkowo w myślach starałem się przypomnieć sobie czy aby na pewno wszystko spakował.
– Na pewno wszystko zabrałeś?
– Tak. – Jęknął. – Pytasz piąty raz!
– Paszport?
– Mam.
– Szczoteczka do zębów? – Pytałem dalej.
– Spakowane.
– Odpowiednia ilość bielizny?
– Jak mi zabraknie to sobie kupię. Poza tym tam raczej istnieją pralki, słońce.
Westchnąłem ciężko, siadając na brzegu łóżka. Przetarłem zmęczony twarz. Poczułem jak materac obok mnie ugina się, a po chwili na moim ramieniu pojawiła się niewielka dłoń.
– Wszystko w porządku? – Spytał troskliwie.
– Tak.
– Poradzisz sobie?
– Tak. – Odparłem od razu. Nie byłem tego taki pewien, lecz nie chciałem by się martwił. – Po prostu boję się o ciebie. Że coś ci się tam stanie, że...
– Kookie, obiecuję, że będę na siebie uważał. Dobrze? Nie będę łaził wieczorami po żadnych podejrzanych okolicach. Nie dam się wyrwać żadnemu pasztetowi.
– A nie pasztetowi? – Spojrzałem na niego.
– Każdy przy tobie, skarbie, to pasztecik. – Powiedział uroczym głosem, na koniec dając mi całusa.
Czułem, że policzki robią mi się czerwone.
– Będę tęsknił za tym widokiem. – Przyznał.
Przerwało nam pukanie do drzwi, a następnie ich otworzenie i zamknięcie z trzaskiem. Hoseok. Nie zamykaliśmy ich, wiedząc, że zaraz się zjawi. Mężczyzna pojawił się w progu sypialni, spoglądając na nas z lekkim uśmiechem.
– Dobra, gołąbeczki. Zbierajmy się, bo jeszcze spóźnisz się na samolot.
Z niechęcią wstaliśmy z łóżka i zaczęliśmy zabierać bagaże. Specjalnie dużo tego nie było, ponieważ obowiązywały go limity bagażowe. Miałem ochotę wywrócić oczami, przypominając sobie jak wyglądało pakowanie go. Jak moja modowa księżniczka miała się w to niby spakować? Żeby mógł zabrać wszystko, co uznaje za potrzebne i niezbędne, musielibyśmy znaleźć jeszcze z trzy walizki.
Spakowaliśmy wszystko do samochodu Hoseoka, który miał nas zawieźć na lotnisko. Gdy już wszystko znalazło się w bagażniku, wraz z Jiminem usiedliśmy na tylnych siedzeniach. Przez cały czas trzymałem jego drobną dłoń w swoich, starając się tym nacieszyć. W końcu nie będę miał okazję ich czuć przez następne siedem tygodni. Będzie mi brakowało tego, jak i wielu innych rzeczy. Nerwowo obracałem obrączkę na jego palcu.
Lotnisko ujrzeliśmy o wiele za szybo. Podróż minęła mi w mgnieniu oka. Z każdą chwilę czułem coraz większą gulę w gardle oraz pieczenie oczu. Kierowaliśmy się w stronę miejsca, gdzie miała czekać na niego grupa, z którą wylatywał.
Jungkook, tylko się nie popłacz. Przyjmij to wszystko na klatę jak mężczyzna. Przecież on wróci do ciebie. Dwa miesiące minął szybciej niż się wydaje.
Jimin
Po śniadaniu Jungkooka ogarnął dość specyficzny nastrój. Młodszy starał po sobie tego nie poznać, lecz widziałem, że mocno przeżywa mój wyjazd. Sam w sumie starałem się dusić to wszystko w sobie, bo również kiepsko to znosiłem. Jednak starałem się być silny.
Kiedy dotarliśmy na lotnisko, a następnie do pozostałych osób z firmy, miałem coraz mniejszą ochotę lecieć. Może jednak podjąłem złą decyzję? Nie, nie myśl o tym. Teraz już za późno. Poza tym to tylko dwa miesiące. Za siedem tygodni znowu go ujrzysz i zamkniesz w swoich ramionach.
Zjawiliśmy się na tyle późno, że zaledwie po chwili stania już ruszaliśmy w miejsce odprawy. Ustawiłem się na końcu kolejki, by jak najdłużej móc spędzić czas u boku króliczka.
– Pisz do mnie dużo na chatcie. – Poprosił.
– Oczywiście, jeszcze będziesz miał mnie dość. – Starałem się uśmiechnąć.
Widziałem jak zagryza drżącą wargę. Wspiąłem się na palcach, zamykając go w szczelnym uścisku.
– Kocham cię Jungkookie. – Szepnąłem, nie chcąc by usłyszeli to pozostali.
– Ja ciebie też Jiminnie. – Wyznał nieco drżącym głosem.
– Będę tęsknił. Przyjdziesz po mnie, gdy już w końcu wrócę, prawda?
– Też będę tęsknił. Oczywiście, że przyjdę!
– Kocham cię. – Powiedziałem jeszcze raz, rozłączając się z nim.
Spojrzałem na niego, wzdychając ciężko. Następnie spojrzałem na przyjaciela. Z nim też wypadało się pożegnać.
– Trzymaj się tam.– Powiedział z delikatnym, pocieszającym uśmiechem.
– Jasne. Zaglądaj do niego czasami. – Poprosiłem ciszej, by sam zainteresowany nie usłyszał.
Co prawda poprosiłem o to samo Taehyunga, żegnając się z nim wczoraj. Miałem nadzieję, że oboje dobrze zaopiekują się nim, podczas mojej nieobecności.
Wziąłem głęboki wdech, chwytając swoje bagaży i ruszając za pozostałymi, do części, gdzie mogli przebywać jedynie pasażerowie. Zerkałem co chwila w stronę Jungkooka. Do samego końca, nim zniknąłem za rogiem, posyłałem mu tęskne spojrzenie.
Kierowaliśmy się w stronę płyty lotniska.
– Ten wyższy to twój brat? – Spytał kolega.
– Tak. Jesteśmy dość zżyci. – Powiedziałem, chcąc nieco wyjaśnić nasze zachowanie.
– Ja z moim rodzeństwem się nienawidzę. – Westchnął. – Pozazdrościć. Ale nie wkurza cię czasami tak, że najchętniej byś go...
– Nie wiem kto na kogo się częściej denerwuje. – Zaśmiałem się.
Chyba on na mnie. Ale było to na swój sposób urocze i miłe, bo przecież nie przejmowałby się tak wszystkim, gdyby mu na mnie nie zależało. Od teraz nie zobaczę go na żywo przez długi czas. Już za nim tęsknię.
Jungkook
Patrzałem jak znika za rogiem. Przełknąłem ciężko ślinę. No to odszedł.
– Jungkook, możemy iść, czy chcesz poczekać aż odlecą?
Milczałem, nie za bardzo będąc w stanie coś powiedzieć.
– Idziemy?– Spytał w końcu.
Skinąłem głową. Włożyłem ręce w kieszenie i ruszyłem za hyungiem. Lotnisko zapełniało się coraz większą ilością osób. Parking, który wcześniej zdawał się być prawie pusty, aktualnie był niemalże pełny.
Siedziałem na przednim siedzeniu samochodu, kierującego się w stronę mojego domu. Głowę miałem opartą o szybę, spoglądając przy tym obojętnie na zewnątrz. Korzystając z okazji wysiliłem się jeszcze na napisanie wiadomości.
Jungkook: Napisz do mnie jak już wylądujesz. Proszę, nie zapomnij o tym.
Schowałem telefon z powrotem do kieszeni, wracając do wcześniejszego wegetowania.
– Wszystko w porządku? – Spytał, lecz ja nie odpowiedziałem, nie będąc w stanie. – Nie martw się, wróci nim się obejrzysz. – Starał się mnie pocieszyć.
– Nie chcę o tym rozmawiać. – Powiedziałem, starając się opanować drżenie głosu.
Do końca podróży nie odezwał się już ani słowem. Hyung odprowadził mnie pod same drzwi, po czym pożegnał z smutnym uśmiechem. Zamknąłem za nim drzwi, zabierając koc z gościnnego i kierując się z nim do sypialni.
Położyłem się na łóżku, okrywając się kocem i zwijając w kłębuszek, kłębuszek smutku. Już nie musiałem niczego powstrzymywać. Miałem tylko nadzieję, że mojego szlochu nie słychać na pół bloku. Ja tylko chciałem wyrzucić to wszystko z siebie.
Nie wiedziałem od której tu leżałem, przechodząc przez pierwszy etap depresji rozstaniowej. Przez to też nie wiem ile minęło czasu, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Miałem ochotę najzwyczajniej w świeci to zignorować, lecz ktoś nie dawał mi spokoju.
Przetarłem brzegiem koca mokre od łez policzki, chcąc chociaż na chwilę doprowadzić się do stanu, w którym mogę się komuś pokazać. Wziąłem jeszcze kilka głębokich, uspokajających wdechów, po czym opuściłem sypialnię.
Powstrzymałem jęknięcie niezadowolenia, widząc przyjaciela. W tej chwili naprawdę nie miałem ochoty na niczyje towarzystwo. Chłopak bez słowa wszedł do środka, a ja nie miałem siły go wygonić. Widziałem jak jego twarz smutnieje, patrząc na mnie.
– Oj, Jungkook. – Westchnął. – Jest aż tak źle?
– Nie. To po prostu pierwszy szok. Niedługo powinno mi przejść. – Wymusiłem uśmiech.
– Mam nadzieję, że czekolada i inne słodkości pomogą ci jakoś przejść przez ten etap. – Powiedział, wskazując na swój plecak. – Chcesz coś może do jedzenia? Zrobić ci coś?
– Nie trzeb...
– Zrobię ci naleśniki. – Przerwał mi, ściągając kurtkę.
– Tae...
– Sam mam ochotę na naleśniki, więc nawet nie ma o czym gadać.– Powiedział, kierując się do kuchni.
Wziąłem głęboki wdech, powoli człapiąc za przyjacielem. Miło z jego strony, że się tak o mnie troszczy. Patrzałem jak wyciąga słodycze na blat w kuchni. Naprawdę nieźle się zaopatrzy i to w dodatku na same przepyszności.
– Dobra, ja będę pytał, a ty będziesz mówił, gdzie wszystko jest. Nie wiem jakie zabawki chowacie w kuchni.
– Strój kuchcika i kelnerki.
Widziałem jego wybałuszone oczy, skierowane na moją osobę.
– Żartowałem!
– Mhm, ta. Nie wnikam w wasze fetysze.
– Szkoda, bo są całkiem ciekawe. – Powiedziałem z lekkim uśmieszkiem.
– Jungkook!
Uśmiech już całkowicie zagościł na mojej twarzy. Przynajmniej na ten moment. Taehyung zaczął przygotowywać naleśniki, podczas gdy ja mówiłem mu, gdzie może wszystko znaleźć. Po chwili siedzieliśmy w salonie, a cały stół zapełniony był słodkościami oraz jeszcze gorącymi naleśnikami. Do tego znajdowało się tam jeszcze kilka butelek drinków przeniesionych przez Tae.
– Zgaduję, że nie masz ochoty na jakąś komedię romantyczną, to może jakiś horror?
Pokręciłem głową. Nie jestem w stanie oglądać horrorów samemu. No dobra, jest ze mną Taehyung, ale to nie to samo co Jimin. Tylko objęcia hyunga mogą mnie uchronić przed tymi wszystkimi potworami, które się później czają w ciemnościach.
– Idąc na kompromis to może jakiś thriller?
Tae zaczął szukać jakieś ciekawej pozycji w internecie, po chwili włączając film na telewizorze. Nie wiem jak kiedyś ludzie mogli żyć bez smatTV. Teraz nie trzeba specjalnie ściągać filmu i zgrywać go na pendrive'a by móc obejrzeć go później na telewizorze. Z drugiej strony to było lepsze od wypożyczania płyt z wypożyczalni, o kasetach nie wspominając.
Początkowo trzymałem się całkiem dobrze. Spoglądałem w ekran, zajadając się słodkościami. Jednak po czasie ponownie zaczęło do mnie docierać w jakiej sytuacji się znalazłem. Przykryłem się szczelnie kocem, czując jak kilka łez zaczyna spływać po moich policzkach.
Jimin
Udało mi się zająć miejsce tuż przy oknie. Nigdy nie miałem okazji lecieć samolotem. Byłem strasznie podekscytowany. Mój humor podzielali również niektórzy z współtowarzyszy lotu. Istniała też grupka osób, która wyraźnie stresowała się na myśl o locie. Jakoś myśl o jakiejkolwiek możliwości zaistnienia katastrofy lotniczej nie umiała się przebić nawet w pobliże mojego umysłu. Ja będę leciał samolotem! Tak!
Przez cały czas zafascynowany wglądałem przez okno. Nieco trzęsło nami podczas startu, lecz później było już spokojnie. Widok z okna robił się coraz bardziej niesamowity. Na początki widać było mijane miasta, które zdawały się być jak małe wioseczki. Później pod nami był jedynie ocean. Robiłem zdjęcie, chcąc później pochwalić się nimi króliczkowi.
Czas od startu do lądowania minął mi naprzemiennie na podziwianiu widoków i rozmowie z kolegą z grupy, który zajmował miejsce obok mnie. To nie był jego pierwszy lot, więc był nieco mniej podekscytowany ode mnie. Wyglądał jakby było to dla niego codziennością. Ja nawet jakbym miał latać codziennie, nie potrafiłbym nie zachwycać się co dzień tak samo tymi widokami.
Pomimo tego, że lot nie należał to krótki, ja nawet tego nie poczułem. Dla mnie to była tylko nieco dłuższa chwila.
Lądowanie również nie należało do najprzyjemniejszych. Trochę nami wytrzęsło, lecz uśmiech nie schodził mi z twarzy. Po wyjściu z samolotu i odebraniu naszych bagaży, na lotnisku czekał na nas mężczyzna, który miał robić nam za przewodnika. Wyglądał dość przeciętnie. Mógłbym powiedzieć, że wyróżniał się urodą, lecz tutaj każdy tak wyglądał. W końcu jesteśmy wśród amerykanów. Wyróżniać to my się mogliśmy.
Po przywitaniu się, zaprowadził całą naszą grupę do autobusu, który zawiózł nas do hotelu. Podczas jazdy opowiadał nam nieco o mieście, w którym się znajdowaliśmy niczym prawdziwy przewodnik.
Po dotarciu na miejsce, mężczyzna wyjaśnił nam, że mamy czas na odpoczynek. Oczekiwano nas jutro w sali konferencyjnej hotelu o dziewiątej rano. Następnie obsługa hotelu wyjaśniła nam, gdzie znajduje się stołówka, jakie są godziny posiłków, a następnie rozdano nam klucze do pokoi.
Pokoje były trzyosobowe. Wraz z Jaehyukiem dobraliśmy sobie jeszcze jednego mężczyznę który wydawał się być w porządku, po czym udaliśmy się do wylosowanego przez nas pokoju. Pomieszczenie na szczęście nie okazało się być jakąś ciasną klitką. Każdy miał całkiem sporo miejsca, oraz posiadaliśmy nie małą łazienkę. Nie najgorzej, lecz to jednak nie dom. A będzie trzeba tu wytrzymać dwa miesiące.
Po względnym rozpakowaniu się, usiadłem na zajętym przeze mnie łóżku i chwyciłem w dłonie telefon. Uśmiechnąłem się widząc na tapecie moje słoneczko, które zostało na innym kontynencie. Będę musiał nacieszyć się tym.
Jimin: Cześć skarbie. Miałem napisać jak już dolecimy, więc piszę. Jestem już w pokoju w hotelu. Mam go z kolegą z pracy i jeszcze jakimś typem z innego działu. Nie jest najgorzej. Ale lot samolotem jest super! Obiecuję ci, że zabiorę cię na jakąś podróż, byś też mógł zobaczyć te wspaniałe widoki! W ogóle jesteśmy w innej strefie czasowej! I to wygląda tak jakbym cofnął się w czasie :D Dobra, nie przeszkadzam więcej. Trzymaj się słońce, tęsknie.
Odłożyłem telefon na bok, kładąc się wygodnie.
Taehyung
Naprawdę nie przypuszczałem, że on to będzie tak przeżywał. Przecież on wyjechał tylko na dwa miesiące. Już wole sobie nie wyobrażać co by się stało, gdyby ze sobą zerwali.
Ulżyło mi trochę, kiedy Jungkook zmęczony tym całym szlochaniem i przeżytymi emocjami, w końcu zasnął. Kiedy on drzemał sobie na moim ramieniu, ja w spokoju dokańczałem film. Nie chciałem się zbytnio ruszać, by go nie obudzić, dlatego gdy film się skończył, włączyłem kolejny.
Czując delikatne wibracje, spojrzałem w stronę Jungkooka. Jego telefon spoczywał na kanapie, między jego nogami, częściowo trzymane przez jego ręce. Sięgnąłem ostrożnie po niego, chwilę dłużej przyglądając się jednej z jego dłoni. Po chwili odpisywałem na nową wiadomość.
Jungkook: Odkryłeś Amerykę z tą zmianą czasu, geniuszu. Jungkook niedawno zasnął. Jakoś się trzyma. Mocno za tobą tęskni. Masz tam jakieś wifi? Pogadamy na chatcie, bo za wiadomości to wydamy fortunę. Zadzwoń na konto Jungkooka.
Wysłałem i czekałem na wiadomość z aplikacji. Co prawda lepszy obraz byłby z laptopa, lecz to też nie najgorsza opcja. Przynajmniej nie będzie widział tych napuchniętych od płaczu oczu Kooka. Gdy tylko zauważyłem powiadomienie, zaakceptowałem prośbę o rozmowę.
Po chwili na ekranie zobaczyłem aktualnie rudą małpę z słuchawkami w uszach. Często był małpą, albo blond lalunią. Jungkook chyba lubił go w tych wydaniach. Chociaż raz też widziałem jak był różową watą cukrową.
– Cześć. – Przywitał się. – Gdzie Jungkook?
Przechyliłem telefon, by mógł ujrzeć swojego ukochanego.
– Niedawno zasnął. – Poinformowałem go. – Zrobiliśmy sobie mały seans filmowy. – Obróciłem telefon w stronę słodkości. – Jakoś musiałem go pocieszyć.
– Czy ja tam widziałem alkohol? – Zmarszczył brwi.
– Nie bój się, wziął tylko kilka łyków.
Widziałem jak wzdycha, lecz wiedziałem, że nie ma nam tego za złe.
– Właśnie, chciałem zapytać... Co Jungkook ma na palcu? Był tak zaaferowany tym, że ciebie nie ma, że nie zdążył mi się pochwalić.
Widziałem jak jego wyszczerza ząbki w radosnym uśmiechu.
– Jak będziecie wychodzić za siebie za mąż to chcę być waszym świadkiem! – Zgłosiłem się.
– Możesz być co najwyżej świadkową. Hoseok zgłosił się jako pierwszy na to stanowisko.
– Meh, no dobra.
Oboje zaśmialiśmy się wesoło.
– A tak serio. O co chodzi? – Wróciłem do swojego pytania.
– Chciałem mieć pewność, że nikt mi go nie zabierze podczas mojej nieobecności i odwrotnie. Możesz to uznać za oświadczyny, czy nawet jako obrączki małżeńskie, bo ślub i tak jest nierealny.
– Ale romantycznie. – Stwierdziłem. – Rozumiem, że przyjął oświadczyny.
– Nawet nie wiesz jaki był szczęśliwy. Chociaż chyba na początku myślał, że żartuję, albo że śni.
– Kiedy ty...
– Dzisiaj rano. – Odparł.
– Eh, nawet mi się nie pochwalił. – Udałem obrażonego. – I tak go później o to wymęczę. Wyśpiewa mi wszystko ze szczegółami.
– Dbajcie o niego z Hoseokiem, gdy mnie nie ma.
– O to nie musisz się martwić.– Zapewniłem go.
– Niech się położy w sypialni. Później będzie go wszystko bolało. Jak chcesz to możesz zająć gościnny.
– Oczywiście, że mogę go zająć. Nawet sobie nie myśl, że potrzebuje twojego pozwolenia.
Widziałem jak wzdycha ciężko.
– Mam nadzieję, że poznam jeszcze to mieszkanie jak wrócę. – Pokręcił głową.
Zamieniliśmy jeszcze kilka słów, po czym się rozłączyliśmy. Dobra, chyba naprawdę pora by zaprowadzić Jungkooka do sypialni. Mi również zaczyna robić się niewygodnie. Potrząsnąłem nieco chłopakiem. Połowicznie się obudził, na tyle by móc iść na własnych nogach, lecz nie na tyle by samemu gdziekolwiek dotrzeć.
– Nie, muszę czekać aż Jiminnie napisze. – Mruknął, spod przymkniętych powiek.
– Już doleciał. Jest cały i zdrowy. Możesz spokojnie spać.
On mruknął coś niewyraźnego pod nosem w ramach odpowiedzi. Otworzyłem przed chłopakiem drzwi od sypialni, nieruchomiejąc na ten widok. O chuj. Co tu się rano musiało dziać?! Ten to wie jak to się robi...
– Jungkook, możesz mi to jakoś wyjaśnić? – Odezwałem się, nie zamierzając już dłużej czekać na szczegółowe informacje.
Widziałem jak rozbudza się na moment. Na początku na jego twarzy zagościł wyraz smutku, a następnie szeroki uśmiech, któremu towarzyszyło pokazanie mi zaobrączkowanej dłoni.
– I ty mi nic jeszcze nie mówiłeś?! Ale już! Jak na spowiedzi! Chcę! Wiedzieć! Wszystko!
Usiedliśmy razem na łóżku, w towarzystwie kilkunastu bukietów czerwonych róż. Już szykowałem się na opowieść życia.
____________________
Jimin romantyk ❤ Z Jungkooka prawdziwa szczęściara :p
No ale zaręczyny zaręczynami, a na tapecie rozłąka. Jak sądzicie, wytrzymają te dwa miesiące, a jeśli nie to który pęknie pierwszy?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top